- T: Od czego mam zaczac?
- E: Od czego zaczal sie konflikt z panem Giacalone?
- T: Od zamachu na mnie
- E: Co zdarzylo sie tego dnia? Dnia zamachu.
- T: Hmm tego dnia nie wiele. Bylem przemeczony bo choroba
- postepowala... Poszedlem na starozytne runy, a kiedy wyszedlem z
- sali z nauczycielem zaczepil mnie krukon i powiedzial, ze szuka
- wlasnie mnie i nazwal mnie po imieniu mimo, ze pierwszy raz go
- widzialem. Powiedzial, ze cos lata po szkolnym boisku i ze to
- slizgonska sprawa i ze to ja musze tam isc. Przypominam, ze stal
- obok mnie nauczyciel i drugi prefekt, mozna bylo poprosic nas
- wszystkich albo nauczyciela, ktory na pewno ma kompetencje do tego
- by zajac sie taka sprawa. No wiec poszedlem i zastanawialem sie
- jak poinformowac Acaelusa o tym, ze cos sie swieci, poniewaz juz
- wtedy zrozumialem, ze cos jest nie tak. Wtedy przylecial kruk
- Acaelusa z wiadomoscia, ze Acaelus oczekuyje mnie w pokoju
- prefektow. Odeslalem mu szybko wiadomosc, ze ide najpewniej w
- pulapke i ze potrzbuje pomocy. Kiedy zjawilem sie na miejscu, stal
- tam Quincy, byl zamaskowany, a wreku trzymal rozdzke. Na szczescie
- zanim stala mi sie krzywda zjawil sie Acaelus i pomogl mi z
- napastnikiem. Odkryl maske, a tam Quincy. To tyle. Zaskakuje mnie
- fakt, ze tym jednym zamachem sie ministerstwo zainteresowalo, a
- pozostalymi probami zrobienia krzywdy mi, czy innemu uczniowi juz
- nie...
- E: Opiekun Slytherinu nam to zglosil.
- T: Ahh, czyli to tak. Musze podzkielowac pani Lavenhart.
- E: Czy byl pan nekany przez Giacalone'a?
- T: Wczesniej nie. Mowilem, nie znam go. Dopoki nie probowal zrobic
- mi krzywdy.
- E: W jaki sposob byl pan nekany po "zamachu"?
- T: Glownie slownie, no i bylem i jestem sledzony.
- E: W jaki sposob sledzony?
- T: Caly czas... bez przerwy musze ogladac sie za plecy... po tym
- incydencie byly jeszcze dwie proby zamachniecia sie na moje
- zdrowie...
- E: Czyje proby?
- T: Bez przerwy oprawcy badz ich znajomi sa przy mnie, i zagaduja
- mnie, naprowazdaja mnei na miejsca, gdzie zawzse znajduje sie
- druga osoba z ekipy. Arron Harris. On ostatnio probuje mnie zlapac
- w zasadzke. Wczoraj byl ostatni raz kiedy probowal. Nie wiem, czy
- ma cos wspolnego z Quincym, ale metody ma takie same.
- E: Nauczyciele probowali zaradzic tej sytuacji inaczej niz
- zawiadomieniem do ministerstwa?
- T: Gdy probowali to bym Panu tego nie mowil prawda... Dyrektor na
- razie zalatwia sprawe z Quincym, ale widze moj opiekun zrobil to
- szybciej. Moze na jego polecenie. W szkole jest tyle uczniow,
- ktorzy robia krzywde innym... Nauczyciele nie nadazaja...
- sporzadzam liste takowych uczniow, ale nauczyciele nic z tym nei
- robia. A jeden czy dwoje prefektow nei zdzialaja nic, bo moge ich
- pakowac do kozy, ale tak jak ostatnio, po drodze zostane
- zaatakowany przez pieciu ich kolegow. A jak juz zaprowadze ich do
- kozy i pojde po nauczyciela to wywaza kraty...
- A: Nic z tym nie robia, a osoby starajace sie ingerowac karaja...
- T: Bronic sie juz nie nadazam... a jak kiedys zrobia glupstwo i
- zaatakuja mnie w nieodpowiedniej chwili... Pan Minister wie?
- A: O...?
- T: Mojej przypadlosci...
- E: Tak.
- T: Mam podstawy sadzic, ze pracownik departamentu spisujacego
- takich jak ja zdradzil moj sekret uczniowi szkoly. Bedac tutaj na
- polecenie Dyrektora.
- E: Neji Borge?
- A: Zgadza sie, potwierdzam.
- T: Poniewaz po rozmowie z tym uczniem. Uczen sopjrzal na mnie i w
- wypowiedziach sugerowal, ze jestem jak zwierze. Nie jest to mile.
- Biorac pod uwage, ze stalem w gronie pozostalych opracow, ktorzuy
- na pewno wykrozystaja ten fakt. A nie daj Merlinei, by zaatakowali
- mnie zanim pozwola wypic eliksir...
- A: Jesli mgoe sie wtracic, Panie Ministsze...
- E: Tak?
- A: Prawo dotyczace tajnosci osob ze schorzeniami i klatwami jest
- dosc surowe... Dlatego sugerowalbym zajecie sie zarowno Nejim, co
- i Walterem, gdyz przypuszczam, iz to on jest "tym uczniem".
- Zwalszcza, iz sam Neji Borge jest osoba z zewnatrz szkoly i
- pracownikiem Ministerstwa. Dlatego rozpuszczanie takich informacji
- powinno byc jeszcze surowiej karane...
- E: Przeslucham Nejiego Borge. Uczniowie tak sie zrozbestwili
- tylko wobec jednostek, czy to cos powszechnego?
- T: Aaron harris coraz szczesciej neka uczniow, ciagle pokatne
- pojedynku, dreczenie uczniow, palenie sal.. OStatnio jak juz
- mowilem stara sie zlapac mnie w swoja pulapke.
- A: Sale nie zostala spalona przez niego.
- T: To dziwne, bo sie tym chwali. No ale skoro nie.
- A: Coz... To tylko na jego niekorzysc, gdyz jedna osoba podszywala
- sie pod niego, nsizczac mienie szkolne. Zostal uniewinniony z
- podpalenia sali, jako iz mial to zrobic podszywacz, ktory jzu
- opuscil mury szkoly, jednakze skoro sam sie przyznaje do winy...
- T: Ja nie rozumiem tego clopaka. jest bardzo glupi... ale
- utalentowany.
- E: Podejrzenia, ze mial to zrobic podszywacz, sa uzasadnione?
- T: I wykorzystuje ten talent do meczenia uczniow... Jak moj
- brat... za mlodu...
- A: Coz... z tego co wiem, podszywaczem byl Ivann, moj kuzyn... A
- on akurat do takich rzeczy to byl pierwszy. Z reszta widzialem na
- wlasne oczy, jak sie zachowuje. Sam podpisywalem arkusze
- urpaszajace o jego wydalenie.
- E: Jacys inni uczniowie?
- T: Dragovichowie... Larkin Avery. Ale to jest jeszcze pod
- kontrola. Najwiekszy problem sprawie teraz Harris. A niepokojem
- napelnia mnie ow Walter Gngerblade o ktorym przed chwila
- wspomnialem. Zachowuje sie jakby chcial pomoc... ale bez przerwy
- mnie sledzi.
- A: Coz... Walter uwaza sie za panisko na swoich wlosciach. Sam
- straszyl mnie, iz jego ojciec moze wykupic ta szkole. A ja
- wrzucajac go do kozy zmarnowalem sobie przyszlosc.
- T: Staram sie go unikac...
- A: Podobo, z tego co zrozumialem, on atakze pomaga Nejiemu.
- T: Mhm...
- E: No to tyle z zeznan co doGiacalone'a, jesli jzu cokolwiek
- zboczylismy z tematu. Wiesz cos o Leonie Kelloggu?
- T: Ah... Bronilem go oraz trojke jego kompanow przed atakiem
- wilkolaka. Edwarda Dragovicha slugusa mojego brata... Niestety
- nieskutecznie... Zostal pogryziony. Z doniesien wynika, ze
- przemienil sie.
- A: Edward Dragovich jest slugusem Charlesa...?
- T: Emm oczywiscie?
- A: Em...
- T: Myslalem, ze ministerstwo wie...
- A: SLugusem, jako wilk swojemu alfgie, czy slugusem, jako czlowiek
- czlowiekowi?
- T: Nie...
- E: Z informacji ministerstwa wynikalo, ze Edward byl przez niego
- szantazowany.
- T: Edward to morderca. Atakuje ludzi pod wplywem tojadu. Ciagnie
- swoj do swego. Kellogg zostal ugryziony przez Edwarda, ktory byl
- pod wplywem tojadu do czego sam mi sie przyznal. Wtedy przedstawil
- sie jako Holmes, ale pare pelni pozniej odkrylem jego sekret.
- [<NA BOKU>]
- A: Bede mial sie zajac przesluchaniem Edwarda...? I czy bede mogl
- wtedy skorzystac z kuszy...?
- E: Zrob tak, jak uwazasz za sluszne.
- [<POWROT>]
- E: Czy Leon Kellog przejawial zachowania uzasadniajace opdejrzenie
- uczestnictwa w organizacji przestepczej?
- T: Nie znam go na tyle...
- A: Tak.
- E: Jakie mial kontakty z Charlesem?
- T: Jakies mial.
- A: Przytocze tutaj historie sprzed kilku lat... Zdemolowal moj
- pokoj w dormitorium, rpzez co przez 4 lata musialem zamieszkiwac
- VII pietro.
- T: Kiedy zostalem pogryziony Charles mnie uratowal. Kiedy sie
- obudzilem rozmawial z Kellogiem w salonie. Ale to bylo zanim moj
- brat zrobil cokolwiek zlego...
- A: Charles... Za czasow zycia Magoratha byl jego poplecznikiem...?
- Albo przejawial zachowania mogace sugertowac wyznawanie jego
- ideologii?
- T: Nie wiem... przez pare lat mieszkalem w Rosji. Potem w domu ale
- nei trzymalem sie blisko rodzenstwa, bo nei chcieli mnie znac i mi
- dokuczali... Nie znam ich dziecinstwa za bardzo. Ani tego co
- robili w szkole i poza nia.
- A: Charles... mowiles, ze cie uratowal...
- T: Tak.
- A: Bylo to cos "widowiskowego"? Mozna przypuszczac, ze moca
- magiczna dorownuje innym CZarnym Panom?
- T: Nie. On mnie po prostu poskladal. Jakims zakleciem. Vulnera
- cos-tam. Potem smarowali mnei srebrnem i dyptamem. Z wilkolakiem
- sam sobie poradzilem. Tylko ta krew...
- A: Ah...
- T: Sam wiesz jak sobie radze z pobratyncami. Acaelus... na mnie
- nie dzialaja twoje oniesmieljace spojrzenia... Acaelusei wszystko
- w porzadku?
- [<NA BOKI>]
- A: Tez mialem taki wzrok...? Podczas przesluchania...? Wczoraj...?
- E: Nie zwracalem uwagi.
- [<POWROT>]
- E: Wiesz jeszcze cos, co mzoe byc interesujace dla ministerstwa?
- T: Moj brat... Charles... interesuje sie Marcusem Maximem oraz
- ukrywa sie w jakims waznym historycznym miejscu. Ma to cos
- wspolnego z probami obalenia Minsiterstwa.
- E: Gory?
- T: Nie wiem, moj brat zdobyl cos, co podobno ma mu dac jakas
- potege.
- E: Wiesz, czy cos, czy kogos?
- T: Nie wiem. Nie powiedzial mi.
- E: Jest jeszcze cos?
- T: Moj brat wymyslil autorskie zaklecia. Dwa. Z tego co wiem jedno
- odcina sciegna. Drugie pwoduje bol i sztywnsoc miesni, a w
- polaczeniu z Rictusempra daje efekt jak przy Cruciatusie. To chbya
- wszystko, co wiem na tem temat. Ale Panie Ministsze...
- E: Yhm?
- T: Prosilbym, aby ta rozmowa nei byla powiazana ze mna.
- A: Ja jezscze mam jedno pytanie... A takze prosbe...
- T: Ani zeby Acaelus ani Pan nie przekazywali dalej, ze to zm oich
- ust padly te slowa, bo nei dozyje nastepnego roku. Slucham
- Acaelusie.
- A: Gdybys kiedys spotkal Edwarda... Przypatrz sie, czy ma obie
- dlonie i nogi... A co do zachowania mileczenia... Z moich ust nic
- nie wyplynie.
- E: Z moich tez.
- T: Dlaczego Edward nie mialby miec nog? Ani dloni?
- E: Czarna magia.
- T: Co mam przez to rozumiec?
- E: Zaawansowana. Wiecej nie moge powiedziec.
- T: Rozumiem. Wstyd mi za moja rodzine i chcialbym pomoc
- bardziej... ale nei jestem wprowadzony w wszystkie tematy... jesli
- bede cos wiedzialm, to wysle sowe do Acaelusa.
- E: Dziekujemy za informacje i dochowamy anonimowosci.
- T: Dziekuje. Czy moge teraz isc dalej walczyc o swoje zycie w tej szkole? czy jeszcze mam cos powiedziec?
- E: Mozemy wracac jzu na gore. MIlego dnia.
- T: Dobrze milego dnia.
- A: Zegnam i milego dnia...