Facebook
From jan, 4 Years ago, written in Plain Text.
This paste is a reply to Syntezator mowy ,Online. from TextToSpeechRobot.Com - view diff
Embed
Download Paste or View Raw
Hits: 497
  1. Sztuka życia polega  mniej na eliminowaniu naszych problemów, a bardziej na rozwijaniu się dzięki nim. Bernard Baruch
  2. Na samym początku chciałbym prosić wszystkich, którym wyrządziłem kiedykolwiek i jakąkolwiek krzywdę, o to aby mi przebaczyli.
  3. W drugiej zaś kolejności chciałbym wybaczyć każdemu kto miał złe zamiary wobec mnie.
  4.  
  5. [O Tobie?]
  6. Być może jesteś osobą, która jest bardzo energiczna, czerpiesz satysfakcję z różnorodności zdań      i szybkiego tempa pracy.
  7. Uwielbiasz kiedy wokół Ciebie jest sporo ludzi, dużo się dzieje i masz nad tym kontrolę, choć niekiedy pozwalasz aby ktoś inny przejął ster.
  8. Z pewnością miewasz też takie chwile, gdy chcesz popracować w samotności, dać sobie więcej luzu, zwolnić tempo i zająć się porządnie jedną sprawą.
  9. Pewnie jest też tak, że całą swoją energię i uwagę kierujesz na zewnątrz. Przychodzi też taki moment, kiedy wolisz skoncentrować się na tym co siedzi w Twoim wnętrzu.
  10. Ogólnie uważasz się za realistę, który skupia się na suchych faktach i detalach. Starasz się korzystać ze zdrowego rozsądku, opierać na wcześniejszych doświadczeniach.
  11. Czasem jednak chcesz zaufać swojej intuicji, chcesz być bardziej kreatywny i poddać się szerokiej perspektywie możliwości jakie może przynieść zaryzykowanie.
  12. To normalne, że wolimy podejmować decyzje na podstawie logicznej analizy i obiektywnego zestawienia wad i zalet. To cecha ludzi roztropnych i uczciwych a ty taką osobą jesteś. Jednak         z pewnością zdarzyło Ci się nieraz zrobić coś niesprawiedliwego - zarówno dla Ciebie jak i dla kogoś. Niejednokrotnie było Ci z tego powodu przykro, ale na pewno było kilka takich przypadków, że stwierdziłeś, iż należało się i koniec. Mam wrażenie, że w środku jesteś osobą wrażliwą, która okazuje to tylko komuś komu prawdziwie ufa. Na zewnątrz starasz się być twardy jednocześnie będąc miłym. Na pewno też potrafisz pokazać pazur, kiedy ktoś próbuje zajść Ci za skórę.  Pewnie należysz do ludzi, którzy są dobrze zorganizowani, choć w niektórych sprawach chaotyczni.
  13. Lubisz tworzyć plany i trzymać się ich, bo wtedy czujesz się komfortowo.
  14. Jednak kiedy coś nie idzie po twojej myśli znajdujesz odpowiednie rozwiązania na wyjście z sytuacji. Choć czasem zdarza się wpaść w małą panikę, która później okazuje się zbędna.
  15. Poznajesz w tym siebie? To również jestem i ja. Ludzi łączy ze sobą więcej niż by się wydawało. Czy postępują podobnie w obliczu różnych wydarzeń? Szczególnie tych dramatycznych? Czy są w stanie sobie poradzić z przeciwnościami losu? A jak Ty byś się odnalazł/a w wirze niefortunnych sytuacji, które przyniesie ci los. Zapraszam do odnalezienia odpowiedzi w dalszej części.
  16.  
  17. [Kwarantanna]
  18.   Była chyba 6.55, gdy zadzwonił telefon, budząc mnie z bardzo spokojnego snu.
  19. - Za ile wychodzisz z domu? Bo my już jesteśmy w Łodzi.
  20. To byli moi rodzice, którzy wracali właśnie z Holadnii.
  21. Czekała ich czternastodniowa kwarantanna spowodowana epidemią Koronawirusa.
  22. - Daj mi 5 minut i oddzwonię - odpowiedziałem.
  23. Wróciłem do pozycji, w której jest mi najwygodniej. Musiałem przemyśleć za ile jestem w stanie się wyszykować i opuścić nasze mieszkanie.
  24. - Dajcie mi godzinę i będe gotowy - napisałem.
  25. Śniadanie odpuściłem, ważniejsze było ułożyć sobie elegancko fryzurę. Spakowany już byłem dzień wcześniej, pozostało mi jedynie się ubrać i wezwać taksówkę.
  26. W międzyczasie zdążyłem porozmawiać z kumplem, Wojtkiem, który właśnie wracał z nocnego dyżuru ze szpitala, w którym pracował. Śmialiśmy się chwile z sytuacji, która panowała. Wojciech odliczał dni, kiedy stwierdzą u niego CoVid-19. Bardzo mi pomógł ostatnio. Dzięki niemu poznałem co to jest na prawdę wdzięczność. Nie zapomnę mu tego nigdy i jednocześnie zobowiązuje siebie, aby zawsze być w gotowości by mu pomóc.
  27.   Prawie gotowy do wyjścia zadzwoniłem ponownie do rodziców, aby spytać za ile mogą być. Mama nie kazała mi się śpieszyć, ale wiedziałem, że na dworzu jest dosyć zimno i nie chciałem ich narażać na jakąkolwiek infekcję. Dlatego zamówiłem taksówkę, która już po 4 minutach była pod moim adresem. Pierwszy raz bez żadnej podpowiedzi podjechała właśnie w to miejsce, gdzie chciałem i pierwszy raz kierowcą taxi, którą pojedziemy była kobieta.
  28. Kiedy Podchodziłem do auta entuzjastycznie przywitała mnie. Była przed sześćdziesiątką na moje oko i faktycznie tak też się okazało podczas późniejszej rozmowy. Widząc moje torby przez tylne okno, wyszła aby ułatwić mi wrzucenie swoich tobołów do bagażnika.
  29. - Dokąd lecimy? - zapytała optymistycznie, z cudownym uśmiechem na twarzy
  30. - Szanowna Pani, proszę do szpitala im. Kopernika - równie miło odrzekłem
  31. - Ooo a co tak młodemu człowiekowi dolega, że do szpitala? Podczas kwarantanny?
  32. - Aaa, lepiej pani nie pyta - odparłem z lekką dozą żartobliwości w głosie. Ale powiedziałem jej dlaczego tam jadę.
  33. Lekko zmieszana spojrzała na mnie, lecz w dalszym ciągu utrzymując pozytywną postawę wydusiła z siebie klasyczne:
  34. -Jest pan młody, przystojny i musi być dobrze, ja nie widzę innej opcji.
  35. I wiecie co, ja jej uwierzyłem. Mało tego, jak dotąd ja nie wierzyłem w nic innego jak właśnie w te słowa, które ona wypowiedziała.
  36. Często zdarza mi się trafiać na takich ludzi jakimi była pani Bożenka. Mają takie pozytywne i zarazem przyziemne podejście. Często widzę w nich odzwierciedlenie siebie. Nie wyobrażam sobie, że życie mogłoby opierać się na narzekaniu i złym nastawieniu.
  37. Dojechaliśmy, dostała napiwek, podaliśmy sobie ręce (pieprzyć zasady, które wprowadziło ministerstwo zdrowia). Kiedy trafiasz na osoby, od których emanuje ogromne ciepło i pogoda ducha - chce ci się żyć. I dlatego pomimo ciężkich chwil w życiu, trzeba mieć w sobie resztki
  38. sił, aby pokazać je właśnie takim ludziom. Którzy pewnie przeszli bardzo dużo w swojej historii,    a mimo to cieszą się życiem i czerpią z niego ile się tylko da. Uśmiech to bodaj nakrótsza droga do drugiego człowieka. W tej podróży uśmiech był nieodłączym elementem.
  39.  
  40. Ilekroć sprostasz trudnej sytuacji, takiej, która, jak sądziłeś, po prostu nie może się zdarzyć, to nawet jeśli cierpiałeś męki potępieńca, poczujesz się bardziej wolny, niż byłeś. Taką miałem nadzieję
  41.  
  42. [Nowotwór]
  43. Podchodzę do wejścia z napisem "Izba przyjęć". Na wstępie ochroniarz i pani wyglądająca jak z filmu "Seksmisja" Pytają:
  44. - A pan dokąd?
  45. - Ja chciałem dostać się do kliniki.
  46. - Jest pan lekarzem, prawda? - spytał
  47. I w tym momencie zrobiło mi się na prawdę miło. Ludzie w końcu postrzegają mnie jako kogoś ważnego. Odkąd zmieniłem styl i wziąłem się za siebie stałem się tym, kim chciałem się stać. Odkąd trafiła mnie w życiu prawdziwa pierwsza tragedia, ponad pół roku temu (o niej za chwilę) - stwierdziłem, że nie pójdę w nałóg, nie zacznę rozpaczać z butelką i innymi używkami w ręku. Odrzuciłem złe nawyki, poszedłem w sport, zacząłem pracę nad swoim JA i owoce tego zaczynałem powoli zbierać.
  48. - Nie, nie jestem lekarzem, mam wyznaczoną hospitalizację na dziś.- odparłem
  49. - Proszę się udać z drugiej strony - pokazali ręką kierunek, w który mam się udać
  50.  
  51. Kolejka pod wejściem.
  52. Pierwsza myśl- nie jesteś sam, Janek.
  53. Na wejściu oczywiście pierwsza rzecz to badanie temperatury.
  54. - A pan do kogo i w jakim celu? - spytała całkiem grzecznie pani wykonująca pomiar temperatury.
  55. - Klinika Onkologii i radioterapii proszę pani, mam się położyć tutaj, na kilka dni podobno... - odparłem kulturalnie i z gracją.
  56.  
  57. Dalej kilka standarowych procedur i biurokracji, ale już miałem lekką wprawę po moim ostatnim pobycie w szpitalu związanym z operacją usunięcia nowotworu, który jak się okazało był tym złośliwym. Tym, którego się najbardziej bałem. Tym, którego nie życzę nikomu. Tym, który spowodował smutek chyba większy u moich najbliższych niż samego mnie.
  58. To, jak zareagowałem na wieść, gdy lekarz zdiagnozował u mnie guz uważam za mój osobisty sukces. Oczywiście nogi mi się ugięły, świat się zawalił, poleciały mi łzy.
  59. Ale trwało to zaledwie 5 minut, po czym powiedziałem sobie:
  60. - Janek, kurwa ogarnij się. Nie panikuj, nie stresuj się. Jest straszna pizda, ale nie chcemy przeżywać tego samego co przeżywaliśmy ostatnie pół roku...
  61. Nie chcemy wracać do stanu, w którym wydarzyła się moja pierwsza prawdziwa tragedia życiowa. Co prawdopodobnie wywołało u mnie takie skutki. Nie chcę zwalać winy na mój ponad półroczny stres, bolączkę i dręczenie się z powodu porzucenia mnie przez żonę. Nie chcę jej obwiniać o to.
  62. To ja nie umiałem lub nie chciałem sobie poradzić z tym, że zostawiła mnie. I to nie wiem sam dlaczego. To znaczy wydaje mi się że wiem, ale tak ciężko się o tym myśli.
  63.  
  64. [Depresja], w którą wpadłem nie pozwalała mi normalnie pracować, moje wyniki zaczęły spadać    a potem wiadomo, "dziękujemy Panu". To znaczy ja dałem wypowiedzenie. O tyle na ręke mi poszli.
  65. A czemu mnie to tak dotknęło? Przecież jestem młody, obrotny, przystojny i.... skromny?
  66. Moją ex pochłonęła wizja nowej idei, nowej rzeczywistości. Krótko mówiąc dała się wplątać i omamić grupie wspierających się kobiet, które dały jej siłę i motywację do tego, aby zacząć żyć    "w zgodzie z samą sobą". Pierdolenie takie. Jak dla mnie to egoizm pod ładnym szyldem. Została zbombnardowana miłością, wsparciem, zrozumieniem, którego u mnie podobno nie miała. Jej działalność powoli zaczeła przybierać charakter sekty. Ale to widziałem tylko ja. I dopiero po jakimś czasie nasi znajomi i najbliźsi. Niestety jej rodzina chyba bała się tego zauważyć. Stwierdzili, że to jej decyzja i boją się, że jeśli będą ingerować ich córka się od nich odwróci. Nie ma co się dziwić poniekąd. Mniejsza już o to, to takie moje trochę użalanie się. W kwestii żony tak się tym męczyłem, bo trafiła na pewną dziewczynę w okresie, gdy między nami nie było jakoś tragicznie. Wdarło się trochę rutyny, trochę zmęczenia związanego z bieżączką. A konkretnie przerastało nas spłacanie długów po bankructwie. Prowadziliśmy całkiem dobrze prosperującą knajpę. Udział w programie Kuchenne Rewolucje miał pomóc nam otworzyć małą sieć. Niestety koncepcja realizatorów była inna i musielśmy się poddać temu. Lokal trzeba było zamknąć, co spowodowało lawinę niekończących się rat z wielu instytucji i firm. Ale wracając do powodu mojej depresji...
  67. [Nałóg] Pewnie też trochę za bardzo przeszkadzało jej moje jaranie trawy, które było nawiasem mówiąc straszne. I miała racje. Dlatego, co prawda bardzo mozolnie, ale wziąłem się za siebie. Udało mi się nawet nie palić 5 miesięcy. Wróciłem do tego ale z mniejszą częstotliwością, ograniczającą się z codziennego palenia do dwóch, trzech razy w tygodniu.
  68. Cieszyłem się, że zrobiłem duży krok ku temu, aby zmniejszyć ilość powodów do kłótni. Ktoś powie, że "albo się przestaje albo nie. I ja się z tym zgadzam.
  69. Wtedy dla mnie był to po prostu ogromny sukces. Później, gdy udałem się na terapię, psycholog po 5 wizytach stwierdził, że możemy zakończyć ponieważ bardzo dobrze przeszedłem zadania,
  70. które mi zleciła, widzi jaki jestem zaangażowany i uważa, że daje sobie świetnie radę i wierzy mi, że nie palę. Tak też było faktycznie co sprawiło, że ogarnąłem się. To tyle z wyrzucania z siebie żalów i złości.
  71. Dziś, kiedy już mam inne priorytety w życiu chciałbym żeby ex wybaczyła mi wszystkie krzywdy  a ja jednocześnie wybaczam jej tą złamaną przysięgę małżeńską. I chcę przestać zawłaszczać jej życie. Pozwoliłem jej odejść bez szarpania. Choć wystarczyło powiedzieć podczas sprawy rozwodowej, że choruję i wtedy bym ją uwięził przy sobie. Ale postanowiłem nie być samolubnym i dać jej to co chciała. Może kiedyś jej za to podziękuję? Chciałbym.
  72.    Wracając do szpitala, gdy wypełniłem już wszystkie dokumenty poproszono mnie abym udał się do depozytu
  73. - Basia weź tego przystojnego pana do siebie - krzyknęła do koleżanki
  74. Już dziś usłyszałem to po raz kolejny- przystojny. Czy próbuję się podbudować? Przechwalać? Właśnie od kiedy przestałem to robić - szukać aprobaty u innych - ludzie sami zaczęli
  75. zwracać na mnie uwagę w sposób, o który kiedyś zabiegałem. W momencie, gdy nie chciałem już zabiegać o czyjeś względy i poczucie fajności to przychodziło do mnie samo, naturalnie.
  76. Sztuczność i cwaniacka pewność siebie zawsze jest widoczna. Prędzej czy później mogą Cię zdemaskować i niesmak pozostanie. Dlatego postanowiłem być lepszą wersją siebie. Jeśli doprowadzisz do porządku własne wnętrze, to, co na zewnątrz, samo ułoży się we własciwy sposób.
  77. Dalej udałem się na oddział, gdzie trafiłem do sali, w której przebywało jeszcze trzech mężczyzn. Średnią wieku nietrudno się domyślić strasznie zaniżałem. Dwadzieściasiedem lat na karku ijuż takie historie. Kiedyś najmłodszy taksówkarz w Łodzi, dziś najmłodszy pacjent onkologiczny w klinice. Choć widać bardziej to przytłaczało ludzi wkoło niżeli samego mnie. Dobra mina do złej gry. Po chwili zaaklimatyzowania się poznałem moją panią doktor prowadzącą. Bardzo sympatyczna, podobnie jak cały personel szpitala. Zaprosiła mnie na wywiad, wstępne badanie w jej wykonaniu i rozmowę o opcjach, które mam do dyspozycji. Nasieniak, złośliwy nowotwór jądra, które zostało poddane orchidektomii to jeden z najbardziej wyleczalnych guzów. 95% przypadków okazuje się być wyleczona. Mało tego, jeśli markery wyszłyby w normie miałem możliwość sam wybrania leczenia z pośród 3 wariantów. Mianowicie mogłem dostać jedną małą chemię, ewentualnie terapia naświetlaniem. Pozostała jeszcze jedna opcja, którą najbardziej zalecał lekarz: aktywna obserwacja. Cóż to takiego? Zero chemii, zero radioterapii tylko cotrzymiesięczne wizyty kontrolne podczas których powtarzane są badania. Jeśli nawrót choroby nastąpiłby to wtedy można spokojnie podać chemię, bo ów rak nawet w zaawansowanym stadium był podatny na chemię. Trochę się tym zaniepokoiłem bo poniekąd dobrze byłoby profilaktycznie go dobić, ale skoro mam możliwość nie wyniszczania swojego organizmu? I lekarz tak radzi. I nie wpłynie to zupełnie na moją płodność, jak przy zastosowania chemii. Poza tym moja odporność, no tak. Koronawirus szaleje i byłbym jedną z najbardziej podatnych osób na to coś. Zobaczyłem wychodzące słońce zza chmur. Jednak Pani z taksówki miała racje. Jednak wszyscy co mówili, że będzie dobrze - wcale nie kłamali. Jednak moja zimna krew i spokojna głowa pomogła mi w walce z tym. Wróciłem do sali pełny  optymizmu. Zacząłem pisać do moich sióstr, że jest pewna opcja, która prezentuje się świetnie.  Po chwili do sali weszła doktor z jakąś kartką i pytaniem czy mógłbym załatwić numer do chirurga, który mnie operował wcześniej.
  78. Jej niepewny wzrok nie powodował we mnie dobrych odczuć a jej głos podpowiadał mojej intuicji, że chyba trzeba będzie się wstrzymać z podejmowaniem decyzji o leczeniu
  79. - Do szpitala pan trafił z ulicy czy po znajomości? - spytała
  80. - Noo ktoś mi pomógł się szybciej dostać - odparłem
  81. - z opisu pooperacyjnego i badania pod mikroskopem wynika, iż drobne komórki nowotworowe pozostały jeszcze w pana organizmie i nasieniowód, który naturalnie cofa się do brzucha
  82. zawiera w sobie kilka lub kilkanaście komórek rakowych. Musimy ustalić czy chirurdzy są w stanie reoperować - powiedziała
  83. Oczywiście numer natychmiast udało mi się uzyskać i to prywatny bezpośrednio do chirurga, który się mną zajmował. Nie będę przedłużał i powiem od razu, że operacja nie była już
  84. możliwa i jedynie musieliśmy zdecydować się na inny wariant.
  85. - To dość niecodzienny przypadek, bo z reguły wycinane jest całe ogniwo, natomiast tutaj dopiero pod mikroskopem wyszło.
  86. Ani to błąd w sztuce, ani częsty przypadek - myślę sobie, super i co teraz?
  87. - Zastosujemy u pana chemię taką, jak w przypadku przerzutów. Chcemy zniszczyć to co pozostało, marker wyszedł jeden podwyższony co i tak kwalifikowałoby do podania chemii.
  88. Jednak w pana przypadku zastosujemy dużo mocniejszą i cykl ten potrwa ponad 3 miesiące. Taką chemię stosujemy też w przypadku innego rodzaju guza, a marker, który jest podwyższony
  89. wskazuje, że jest coś w jego podobie, dlatego też taka będzie kuracja. Dużym minusem tej sytuacji jest panujący koronawirus, który wiele utrudnia. Ale wciąż pana szanse są duże na
  90. całkowite wyleczenie. Prawdopodobieństwo niepłodności wzrośnie znacznie, włosy panu wypadną, odporności nie będzie dlatego będzie pan musiał bardzo uważać, aby się nie zainfekować.
  91. W innym przypadku leczenie będzie wstrzymane dopóki pana organizm nie będzie gotowy. Nie chcemy pana zabić. Jest jeszcze jedna opcja chemii, równie skuteczna i nawet szybsza ale w
  92. pana przypadku, gdzie pewnie chce pan uprawiać sport będzie ona powodować zwłóknienia na płucach, także myślimy, że woli pan trochę dłużej przez to przejść.
  93. Czar prysł.
  94. Będzie chemia i to 3 razy mocniejsza
  95. Będzie to trochę trwało dłużej
  96. Będę wyłączony z funkcjonowania na jakiś czas
  97. Będę miał z tyłu głowy zawsze, że możliwy jest nawrót. Z drugiej zaś strony każdy, kto jest zdrowy może złapać "przyjaciela". Więc na tym etapie to nie ma znaczenia.
  98. Będę łysy jakiś czas, ja, były przedstawiciel branży fryzjerskiej, gdzie włosy były dla mnie dosyć istotnym elementem, o które na prawdę dbałem, i moja fryzjerka też.
  99. Będe narażony na infekcje, które nie daj Bóg mnie złapią i wszytsko się będzie przedłużać. Koronawirusa, który właśnie czeka na takie okazje jak ja.
  100. Będę musiał przerwać moje leczenie ortodontyczne, które było dla mnie bardzo ważne, bo nie dość, że się wykosztowałem na to, to bardzo mi zależało na estetyce.
  101. Będę zmuszony odłożyć wszystkie swoje plany związane z budowaniem siebie pod względem fizycznym jak i psychicznym
  102. Będę mógł pomarzyć o nawiązywaniu relacji z innymi kobietami. Kiedy w końcu przestałem mieć blokady po rozstaniu i zacząłem "świrować' z innymi dziewczynami, i to z powodzeniem.
  103. Będę liczył każdy grosz, który mi zostanie, ponieważ praca jest niemożliwa.
  104. Będe uzależniony od kogoś, pewnie od rodziców znów. Gość prawie 30 lat na karku, znów na garnuszku rodziców.
  105. Będę musiał stawić czoło nawiększemu wyzwaniu jak dotąd w swoim życiu.
  106. Będę.
  107. Sukces wydaje się być w dużej mierze kwestią wytrwania, gdy inni rezygnują. Przychodzi w tym momencie mi też myśl Buddy: W konfrontacji strumienia ze skałą strumień zawsze wygrywa – nie przez swoją siłę, ale przez wytrwałość.
  108. I z takiego założenia muszę wyjść. W tym momencie najistotniejszą rzeczą jest dla mnie jest wytrwać. Nie wiem ile, nie wiem jak, ale przetrwać
  109. Problemy, niedogodności zawsze będą. Mnie spotkały w ostatnich kilkunastu miesiącach jedne       z największych boleści jakie może spotkać człowieka.
  110. Na poziomie
  111. gospodarczym - knajpa którą prowadziliśmy z żoną i która miała idealny moment na rozwój - niestety okazało się, że trzeba było zamknąć z powodu niedogadania się z właścicielem
  112. budnynku jakim była spółdzielnia mieszkaniowa. Włożyliśmy w nią dużo serca i pracy.       Docenili to lokalni klienci, a nawet ludzie z całego miasta. Czuć było miłą atmosferę. Ludzie
  113. wieczorami na prawdę przychodzili licznie po prostu posiedzieć, coś zjeść, napić się piwka i wyluzować. Druga rzecz, i chyba wzięła największy udział w plajcie to udział w programie,
  114. którego koncepcja była zupełnie nietrafiona. Efekt? Musieliśmy się wynieść, nie stać nas było       na przeniesienie biznesu i zostaliśmy z kredytami, zobowiązaniami wobec urzędów, dostawców
  115. i tak dalej. Dobrze, że chociaż kasa, którą otrzymaliśmy z okazji wesela poszła na pokrycie 1/4 naszych zobowiązań. No cóż, podróży poślubnej nie było. Kasa była w kieszeni jakieś 2 dni,
  116. po czym wpłaciliśmy ją na zobowiązania. Pierwsza tragfedia w życiu, do której podszedłem
  117. z dystansem i z pokorą. Po prostu trzeba to jakoś spłacić. Myśleliśmy o upadłości, ale w tym
  118. przypadku trochę źle zrobiliśmy bo zamknęliśmy za wcześnie działalność. Ale mieliśmy siebie, świeżo po ślubie. Co nas nie zabije to nas wzmocni. Problemy potraktowaliśmy jako wyzwanie
  119. i to trochę nas spoiło, mnie i moją ówczesną małżonkę. I skoro o niej mowa to..
  120.  
  121. Emocjonalny: Podczas, gdy w końcu zacząłem robić coś w kierunku umocnienia małżeństwa,        w końcu zacząłem coś robić a nie tylko gadać. Dążyłem do tego, by moja żona czuła się, że może na mnie liczyć. W zasadzie nigdy nie dałem jej powodów do tego aby mogła w to zwątpić, owszem zdarzyło się, że zawiodłem ją kilkukrotnie. Wynikało to z mojej niedojrzałości emocjonalnej oraz braku odpowiedniego przygotowania przez moich rodziców do tekich kwestii. Nigdy nie rozmawialiśmy ze sobą na poważne tematy, nawet miałem wewnętrznie im to za złe, ale zaraz, zaraz czekaj może im też nie miał kto tego przekazać. Kiedy to sobie uświadomiłem w ogóle przestałem mieć do nich o to pretensje i skoro doszedłem do takich wniosków sam to wypadałoby coś z tym zrobić. No i się zacząłem zmieniać w tym kierunku. Zacząłem pracować nad swoimi złymi nawykami po to, by ulepszyć standard relacji żona - mąż. I kiedy nadszedł ten punkt kulminacyjny w mojej osobowości, gdy priorytetem dla mnie stało się dać z siebie wszystko.  Wtedy usłyszałem słowa "nie chcę". Wtedy coś we mnie pękło. Najgorsza była świadomość tego, że moja żona dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że to nie jest najlepsza decyzja jaką w tym momencie podejmuje, ale chciała po prostu zrealizować swoją nazwijmy to zachciankę, ponieważ jak to stwierdziła "nie była kosnekwenta" w stosunku do mnie. I pomimo moich próśb, błagań i starań    po prostu się odcięła. Zupełnie się zmieniła, stała się inną osobą. I niestety to nie było tylko moje zdanie. Ale osób, które wspólnie znaliśmy. Nie chcę już wnikać w szczgóły tego. Bardziej teraz chodzi o to jak mnie to dotknęło. Nie potrafiłem sobie z tym poradzić, nie chciałem chyba nawet. Liczyłem, że coś się zmieni, że jak dam jej ten święty spokój to zrozumie, że jestem w stanie nawet to dla niej zrobić. Kiedy pokończyły jej się argumenty, dla których niby nie miało sensu ratować sakramentalnego "tak", wtedy zrozumiałem, że kieruje nią zupełnie inna siła. To nie była do końca jej świadoma decyzja, a wydaje mi się, że wizja jej nowej rzeczywistości i obiecanki nowego życia "sekty" w której się obracała. Cała ta sytuacja spobowodała we mnie wewnętrzne spustoszenie. Ten, kto mnie widział w tamtym okresie wiedział, że jest coś ze mną nie tak. Oczywiście zająłem się jak nigdy wcześniej sportem. Zacząłem go uprawiać na potęgę, brać udział w biegach przeszkodowych i klasycznych. O tym za chwilę, żeby nie zbaczać z toru. Byłem rozdarty i bezradny. Tak, chyba ta bezradność mnie doprowadzała do rozpaczy. Bo im więcej próbowałem zrobić w tym kierunku,  tym bardziej mnie to krzywdziło. Jej podejście, a w zasadzie brak. Nie rozumiałem dlaczego gość, który właśnie może dać swojej ukochanej to, co powinna dostać nie otrzymał szansy na pokazanie się z tej strony. Choćby dla świętego spokoju i czystego sumienia. I kiedy wrzucałem jej do  skrzynki na listy z okazji świąt Bożego Narodzenia książę dotyczącą małżeństwa, opłatek i życzenia dla niej i jej nabliższych oraz drobny upominek.... Jeszcze tego samego dnia ja w swojej skrzynce znalazłem awizo. Poszedłem odebrać i w rewanżu za swoje dobre serce i dobre chęci otrzymałem list z sądu z datą rozwodu. 21 stycznia, dzień babci. To był dla mnie symboliczny znak każego mojego zagrania w jej kierunku. Każdy mój pomysł spotykał się z odwrotnym skutkiem. Nie wiedziałem dlaczego tak się dzieje, ale postanowiłem przestać zawłaszczać sobie jej życie. Bo chciałem żyć jej życiem, tęskniłem i martwiłem się o nią. Ale w końcu zacząłem rozumieć, że to nie jest zależne tylko ode mnie.Choć kierowały mną słowa Lombardiego " Ci, co wygrywają – nigdy nie odpuszczają. Ci, co odpuszczają – nigdy nie wygrywają..." Zawsze chciałem walczyć do końca. Lecz w końcu postanowiłem zacząć pracować nad uwolnieniem mentalnym. I kiedy zacząłem próbować stawać na nogi, i kiedy zaczęło mi to powoli wychodzić doszedł problem, którego kaliber przekraczał wszelkie możliwości.
  122. Zdrowotny:
  123. Do najprzyjemniejszych momentów w życiu należą te, kiedy nie możesz przestać uśmiechać się po spotkaniu lub rozmowie. Stephen King
  124. Po tym spotkaniu nie miałem żadnych powodów do uśmiechu.
  125. Jakie są 3 najgorsze słowa jakie możesz usłyszeć w życiu?
  126. - ma pan raka
  127. I kiedy widzisz jak lekarz z lekką dozą rutyny, ale również małym niepokojem musi Ci to powiedzieć, bo widzi gościa, który jest młody- robi Ci się słabo. Nie wiesz co masz myśleć. Nie chcesz myśleć o niczym. I wiecie co, się wtedy stało? Tak, poleciały mi łzy. Ale stwierdziłem, że  nie chcę przeżywać stresu, który zawładnął mną przez ostatnie miesiące. Nie chcę tego znowu czuć.
  128. Mówi się, że stres to przyczyna wielu chorób, w tym nowotworowych. I na każdym etapie mojej choroby i kontaktu z lekarzami, pielęgniarkami i tak dalej każdy o tym mi później mówił. Rzecz
  129. jasna nie było to podparte żadnymi danymi naukowymi, ale historie związane z zachorowaniami  po prostu o tym świadczyły. I ostatnią rzeczą jaką jest to zrzucanie winy na moją ex żonę. Ja sobie nie poradziłem ze stresem i to moja w tym głowa jak zareagował organizm.
  130. Moja ex była punktem zapalnym, którego nie okiełznałem. Dlatego też postanowiłem przyjąć na klatę tą informację i przede wszystkim nie dać się ściągnąć w wir choroby. Nie chciałem cierpieć  po to, by moi bliscy nie widzieli mojego cierpienia bo to by powodowało w nich podobne uczucia.  A ja wolałem wzbudzać w nich podziw, że potrafię podejść do tego ze spokojem. Autorytet wśród bliskich znajomych, że gość ma raka a dla niego to nie draka. Poza tym chciałem trochę myślami
  131. ściagnąć dobrą aurę na siebie. I siłą umysłu wspomóc walkę z tym dziadostwem. Dziadostwem,      z którym osiągałem swoje wydolnościowe i życiowe rekordy w sporcie. Moja sylwetka zaczęła
  132. przybierać pożądanych przeze mnie kształtów. Wcześniej pobiegłem nawet półmaraton Elity Runmageddon w Kocierzy. Bez przygotowania, fizycznego i jakiegokolwiek. Kto biegł tam wie     o czym mówię: temperatura, która niektórych doporwadzała do stanu hipotermii, mnóstwo błota i zimnej wody. Stanie w kolejkach na przeszkodach, które powodowało ogromne trzęsienie z zimna. Mnóstwo podbiegów oraz zbiegów na grząskim terenie. Presja, że skoro jestem to muszę dać coś z siebie. Nigdy wcześniej nie przebiegłem dystansu ponad 20 km a tutaj jeszcze mam szkołę przetrwania. Pamiętam, że wtedy pierwszy raz przekonałem się, że jestem w stanie znieść dużo więcej, niż mi się do tej pory wydawało. Kiedy mijałem ludzi po drodze nie wierzyłem, że jestem  w stanie dalej biec i nie odczuwać wielkich trudności. Pod koniec biegu już zaczęły mnie łapać skurcze, ale byłem przygotowany w postaci kapsułek magnezowych, które faktycznie mi pomogły. Dotarłem w połowie stawki, co było dla mnie ogromnym sukcesem. Podejmując nowe wyzwania, odkrywamy w sobie umiejętności, których istnienia nie podejrzewalibyśmy. Później wziąłem się za regularne treningi biegów przeszkodowych. Z treningu na trening wszystko szło lepiej. Kilka kolejnych biegów, gdzie zwracałem już uwagę na czas i ten czas był coraz lepszy. I jak się później okazało wszystko to było z pasażerem na gapę...
  133. Szlachetne zdrowie, nikt się nie dowie, jako smakujesz, aż się zepsujesz...
  134. Kilka tygodni po rozstaniu, że moje zawsze mniejsze, lewe jądro jakby puchło, ale traktowałem to jako efekt uderzenia podczas moich treningów, coś w zasadzie przepukliny oraz objawów stresu.  W końcu zdecydowałem się udać prywatnie na wizytę, gdzie lekarz stwierdził, że to raczej nie nowotwór ale pilnie zaleca USG. Tutaj wkroczył z pomocą Wojciech, który zaniósł skierowanie w odpowiednie miejsce. Dosyć szybko się trafił termin USG, po 4 dniach. Po zdiagnozowaniu we wtorek miałem już tak ułożone badania, że w piątek tego samego tygodnia byłem po komplecie krwi, marketów, tomografów i tak dalej. Oddałem jeszcze swoje nasienie do banku żeby na wszelki wypadek było. Tak mi doradził też lekarz prowadzący. Później już termin zabiegu i miało się na tym skończyć. Na to liczyłem ja i moi bliscy. Musiałem się skupić na tym, co czeka mnie teraz. Przyszłość jest szczodra jedynie wtedy, gdy wszystko ofiarujesz teraźniejszości.
  135. W momencie, gdy udałem się do szpitala, aby na dzień wczesniej przed operacją położyć się, i stałem w dużej kolejce, z recepcji ktoś spytał czy jest pan Janicki. To już któryś raz, gdy podczas dużej kolejki ktoś wywołuje moje nazwisko. Znajomości. Trzeba je mieć nie ma co się oszukiwać. Podszedłem i lekarz prowadzący zapytał mnie czy coś jadłem.
  136. - Tak jednego pączka, dwie godziny temu - odparłem
  137. I wtedy zobaczyłem na jego twarzy taki zawód, potwierdzony słowami:
  138. - Kuuuurwwa, miałes mieć dziś zabieg...
  139. Niby jeden dzień to nic takiego, ale zawsze coś.
  140. Gdy przyszedł ten dzień, gdzie fizycznie miałem zostać pozbawiony jednego jądra musiałem się     z tym już pogodzić. Wiadomo, nie jest to łatwe patrząc z perspektywy mężczyzny, który jest
  141. młody, nie wie jak zareagują na to przyszłe partnerki. Żona musiałby zaakceptować po prostu.     Nie wiedziałem jak miałbym się zachować, czy mówić przed czy w trakcie lub po seksie. Dziwnie.
  142. Ale były inne priorytety. Po wejściu na blok oczywiście nie mogło się obyć bez żartobliwych rozmów. Pamiętam na wejściu spytała mnie chirurg
  143. - A panu co będziemy wycinać
  144. - jajco! odparłem z uśmiechem
  145. - Aaa to nie ja będę, ale koleżanka, też fajna.
  146. I faktycznie całkiem atrakcyjne były. Na pewno lepsze niż pielęgniarki opiekujące się na sali. Natomiast kontakt z nimi to była jedna z najmilszych rzeczy jaka mnie spotkała podczas pobytu.
  147. Tutaj wychodzę z założenia, że ile jesteś w stanie dać od siebie tyle dostaniesz. Ja je traktowałem jako siostry miłosierdzia i dziękowałem za wszystko, zwracałem się do nich z uśmiechem i
  148. szacunkiem. Polubiły mnie, nic dziewnego. Taki jestem. Jestem sobą. W końcu jestem taki jaki chciałem być. W końcu pozbyłem się tego co mnie trapiło, co na pewno miało wpływ na całe moje
  149. dotychczasowe życie.
  150. Po wybudzeniu ponoć prosiłem aby podano mi jeszcze trochę tych wspaniałych leków. Pamiętam, że śmiałem się z czegoś i to mocno, ale nie mogłem zbytnio ponieważ świeża rana i szwy bardzo
  151. mnie ciagnęły. Przespałem większość czasu po operacji. Odwiedził mnie nie kto inny jak Wojtek. Wszedł w służbowym ubraniu, podczas gdy był po dyżurze w innym szpitalu. Nikt nie mógł wejść
  152. na sale wybudzeń prócz personelu, ale Wojtek mógł. Chwilę porozmawialiśmy i pojechał a ja poszedłem spać. Nie mógłbym tutaj zapomnieć o moich najbliższych - ciotce, mamie i siostrze, która spędziła ze mną mnóstwo czasu. Miała go sporo wolnego akurat, ale widać było w niej ogromną chęć towarzyszenia mi w tej ciężkiej chwili. Bardzo to doceniam i jestem wdzięczny.
  153. Jest jeszcze pewien zbieg okoliczności. Iż akurat jak zachorowałem to ze mną zachorował cały świat. W momencie, gdy trafiłem na oddział w Polsce wprowadzono zaostrzenia związane z korona
  154. wirusem. Kiedy wyszedłem ze szpitala zamknięto oddziały dla odwiedzających. I kiedy zaczęła się epidemia na całym świecie ja byłem najbardziej chory w życiu. Z jednej strony straszna rzecz.
  155. Ale poniekąd i budująca. Nie będę aż tak bardzo stratny z tego powodu, że zostanę wyłączony        z pracy i tak dalej, bo inni też dostaną "po dupie". Nie to, że pocieszałem ludzką krzywdą, ale
  156. po prostu szukałem pozytywyów w tej całej sytuacji. Że nie będę aż tak bardzo stratny. W zasadzie to oprócz długów to nie miałem nic, więc co ja mogłem stracić. Jedynie cenny czas na to, by
  157. odrabiać straty.
  158. Pisać ten tekst zacząłem, gdy trafiłem na onkologię. Aktualnie jestem po drugim dniu chemii.  Czuje się dobrze, choć lekko osłabiony. Wiem, że dramat będzie dopiero jak wyjdę stąd za 3 dni.
  159. Jestem poddawany degradacji moich komórek, zarówno nowotworowych jak i tych, które stanowią trzon mojej odporności. Koronawirus może mnie dopaść. Co prawda będe miał izolację w postaci
  160. mieszkania po zmarłej sąsiadce, z którą łączyły mnie bliskie relacje, tutaj trochę karma wróciła do mnie za to, że pomagałem jej i na pewno nie przez przypadek to mieszkanie stoi puste od  jej śmierci. Czekało na mnie bym miał swój azyl. Co mam począć ze świadomością, że będę wyłączony z funkcjonowania na najbliższe 4 miesiące i choć mam całkiem dobre rokowania to jak dotąd wychodziło już kilka kwiatków. Ciężar, który został postawiony na moją głowę jest ogromny. Jest jednocześnie dla mnie wielką motywacją aby przejść przez to godnie i z tym, czego wymagają
  161. ode mnie najbliźsi, przyjaciele i ja sam. Czekam na dzień w którym spojrzę sobie w oczy, patrząc  w lustro. I nie będę mówił nic. Bo będę wielki. Przede wszystkim sam przed sobą. Jak dotąd
  162. patrząc w lustro miałem pretensje do siebie, że nie radzę sobie tak jakbym chciał. A teraz będę  mógł stwierdzić, że daliśmy radę. Teraz mój organizm jest wystawiony na ogromną próbę. Ale       w Kocierzy zdałem egzamin. Pokazałem sobie, że jesteśmy w stanie znieść więcej niż tylko nam  się wydaje. I teraz mam zamiar zrobić to jeszcze lepiej. Będzie paskudnie ciężko. Ale satysfakcja
  163. będzie nagrodą. Powrót do zdrowia będzie najlepszym medalem jaki zdobędę. Tylko to się teraz liczy. Mam świetną rodzinę, dla której chcę żyć. Co prawda moja babcia nic nie wie i zastanawia
  164. mnie jak mam jej o tym powiedzieć. Moja była żona też zna sytuacje ale bardzo powierzchownie. Była u mnie kilka dni po operacji, bo potrzebowała odzyskać swoją torbę i w celu przekazania
  165. listów, które przyszły na mój były adres. Nie zapytała nawet co u mnie, choć widziała, że leżę        w łóżku a drzwi otwierał jej mój ojciec. Kule też widziała. Jej głos strasznie drżał. Wtedy
  166. dała po sobie poznać, że bardzo się boi kontatku ze mną i że miałem rację, że pękłaby gdyby częściej udało się nam spotkać i spędzić ze sobą czas. Nie mam jej tego za złe, choć nie ukrywam,
  167. że gdyby spytała to zrobiłoby mi się milej. W każdym razie skupiam się teraz na sobie i na tym,     by przejść przez to jak najlepiej tylko się da. W związku z tym, że zostanę za chwilę bez
  168. grosza przy duszy a zobowiązania lecą postanowiłem spróbować zgłosić wniosek o upadłość konsumencką. Muszę najpierw wyjść ze szpitala. I chyba trochę popaść w długi bo jak dotąd wszystko spłacam na bieżąco i jestem na czysto ze swoimi wierzycielami. Mało tego, dowiedziałem się, że Antek, mój przyjaciel przebywający w Niemczech, mój świadek na weselu wyszedł z inicjatywą zbiórki pieniędzy na mnie wśród najbliższych chłopaków. Nidgy nie przykuwałem do tego typu akcji dużej wagi. Choć powiem, że gdy dowiedziałem się, że mój równieśnik z mojego osiedla wcześniej zachorował na Glejaka, jeden z gorszych przypadków to po prostu symbolicznie przelałem na niego 2 x po 20 zł. Nie wiedziałem jeszcze wtedy, że i mnie to czeka, choć miałem z tyłu głowy opcję powiększającego się narządu, który może się okazać tym złym. Niemniej jednak  w pewien sposób karma wraca, ta dobra jak widać też. Mówiąc szczerze nie wiem jak mam się w tej sytuacji zachować, ale widzę, że to nie jest zrobione bo tak wypada, lub bo ktoś się lituje. Tutaj wychodzi nasza relacja. Widać, że jestem kimś komu na mnie zależy. Zaczynam dostawać
  169. coraz więcej wiadomości. Nie chwalę się swoją chorobą na prawo i lewo ale nie mam zamiaru czegoś zatajać. No chyba, że póki co przed babcią. Bidulka nie może dostać takiej informacji, o
  170. to odbiłoby się na jej zdrowiu. Jej jedyny i ukochany wnuczek, świeżo po rozwodzie.... takie historie. Będę musiał jej powiedzieć, ale jeszcze nie teraz. Teraz muszę zebrać ostatnie
  171. pokłady sił w sobie by stanąć do walki z tym, co jest moją największą obawą - nowotwór, który prawdopodobnie chce pozbawić mnie tego, na czym mi bardzo zależało - na potomstwie. W pewnym sensie najpierw pozbawiła mnie tej możliwości żona, na pewno przełożyła to na dalszy plan. Później guz. Jeszcze jak pracowałem po rozstaniu w branży fryzjerskiej, cyganka mi wywróżyła, że nie będę mógł mieć dzieci. Nie wziąłem tego do serca, ale ogólnie sytuacja jakby dziwna trochę. Mam to w dupie mówiąc szczerze. Nasuwają mi się teraz dwa cudowne cytaty,  które mnie spotkały ostatnimi czasy:
  172. "Dłonie mi cierpną, ramiona drżą i nagle dociera do mnie, czym jest odwaga. To jest zostanie        na miejscu mimo, że chcesz uciekać. To zaparcie się i obrócenie na wprost tego,
  173. co cię przeraża(...). To otwarcie oczu i wpatrywanie się w ten strach tak długo, aż to on nie wytrzyma i odwróci wzrok." A.J. Bettsa
  174. oraz myśl Konfucjusza, że to nie życie staje się łatwiejsze, to my stajemy się silniejsi
  175. Na dzisiejszy wieczór wystarczy tego prologu. Jutro lecimy z kolejną chemią. Będzie mi coraz gorzej, a zarazem lepiej. Mam świadomość, że robię wszystko co się da. To się musi udać.
  176. Nie widzę innej opcji. Jeszcze nidgy nie byłem tak zmotywowany i gotowy do walki o siebie.
  177. Tej woli walki zabrakło mi podczas rozstania. Być może dlatego abym miał na nią siłę teraz.
  178. Być może ta sytuacja miała mnie przygotować do tego, by nie chcieć już przeżywać strachu, niepewności i rozczarowania. Odrzucam wszystkie złe emocje. Tylko dobrem możemy wygrać,      a w zasadzie nie musimy wtedy walczyć, bo zło samo odchodzi. Do czego mogę was zachęcić?    Do czynienia dobra sobie, przede wszystkim innym i do tego by badać się i jeśli macie jakiekolwiek
  179. obawy - nie kręopwać sie i ruszać do lekarza. Czas ma być sprzymierzeńcem. Dzięki mojej sytuacji już jeden z bliskich znajomych udał się do do lekarza. Ma podobony problem, lecz na
  180. szczęście w zaleceniach ma tylko obserwować i co jakiś czas przyjść na badanie. Co zyskał? Świadomość. Czas reakcji. Odrzucił lęk przed tym. Jest w gotowości. Może podać informacje
  181. dalej, by ktoś mógł siebie uchronić. Cieszę się, że w tej całej tragedii jaka mnie dotknęła staram   się szukać pozytywów. I wyciągać wnioski, konsekewancje. Nie obwiniam nikogo za nic.
  182. Siebie też. Kieruje mną wyższa siła, która wie co jest mi pisane. I tego się trzymam. Ja wierzę w Boga. Ty wierzysz w swoją siłę. Mnie kieruje Bóg, od którego niczego nie oczekuję. To
  183. On zadecyduje co ma być mi dane. Ja robię wszystko by mu się przypodobać. I wiecie co, podoba mi się to. Bo jestem dobrym człowiekiem. I bez względu na to jak będzie, choć wierzę głęboko,
  184. że mi się uda, to co by się później nie okazało... Będę. Będę żył tyle ile będzie mi dane. Będę żył  po to, aby dawać szczęście i sobie i innym. Przede wszystkim innym. Bo wtedy szczęście
  185. wróci samo. W postaci uśmiechu chociażby. Znajdzie się też ktos kto wbije nóż w plecy.
  186. Ale co nas nie zabije, to nas wzmocni. Teraz zrozumiałem znaczenie tych słów. I wielu innych,
  187. o których więcej niebawem...
  188. Nie liczę dni
  189. Nie chce mi się
  190. Po prostu kolejny dzień chemii, wegetacja. Skupianie myśli na tym, że najbliższe 4 miesiące będą raczej w odosobnieniu, izolacji. Dla mojego dobra oczywiście. Pogoda za oknem cudowna.
  191. Zegar przestaje dla mnie być wykładnikiem. Natomiast kolejna porcja paskudnego żarcia przypomina mi o tym, że trzeba ruszyć się z łóżka. No i oczywiście mój cudowny płyn, który ma mnie wyleczyć. Płyn, po którym musisz być wypłukiwany a więc oprócz samego chemizolu dostaję za każdym razem sterydy aby nie wymiotować. Później moczopędny płyn, dzięki któremu organizm staje się niczym filtr do przesiewania. Oprócz tego staram się swoim językiem izolować ranę pomiędzy dziąsłem a aparatem na zęby. Dzięki temu zaczął znikać guzek pod brodą, który okazał się być stanem zapalnym wynikającym z podrażnienia. W bani miałem mnóstwo myśli,    gdy zacząłem zauważać powiększony pęcherz pod brodą. Coś jednak tego dnia się wydarzyło poruszającego.
  192. Poprosiła mnie pani bym pomógł jej z telefonem. Dla mnie to żaden problem, ogólnie lubię pomagać ludziom, tymbardziej w takich prostych sprawach. Dla niej to była sprawa wagi państwowej.
  193. Jedyny kontakt z jej mężem, domyślałem się co za chwilę będzie jak się okaże, że nie zna pinu     do swojego telefonu. Będę musiał jej pomóc w ustaleniu tego, ale będzie to pewnie ciekawe
  194. wyzwanie. Obyło się telefon był bez pinu.
  195. Napisał do mnie w międzyczasie Antek, mój świadek z wesela. Gość, którego kiedyś poznałem     na remoncie. Od razu przypadliśmy sobie do gustu. Oboje podobne podejście do życia.
  196. Oboje woleliśmy skręcić jointa niż jarać z lufy. Oboje zdani zawsze na siebie. Oboje liczyliśmy    na farta. Oboje zarabialiśmy w podobny sposób. Do tej pory już przeszliśmy wspólnie
  197. kilka remontów i cięższych sytuacji.
  198. Wiadomość od niego bardzo mnie poruszyła. Wysłał mi screeny z grupy, którą utworzył na messengerze. Było tam kilkudziesięciu moich znajomych, bliższych i dalszych. Zorganizował      dla mnie zrzutkę pieniędzy. Po to bym nie musiał martwić się tym, co będzie jak ukończę swoją kurację. Zatkało mnie. Nigdy w życiu nie chciałem być w takiej sytuacji, jednak kiedy już się w  niej znalazłem było to dla mnie przecudownym uczuciem. I tu już nie chodzi tak na prawdę o te pieniądze. Bo jakoś tam by się to ogarnęło. Ale sam fakt, że dzieje się coś specjalnie dla mnie.
  199. Że ludzie, którzy mnie znają dłużej lub krócej chcą stworzyć jakiś fundusz. Aby mi było łatwiej.   W momencie na duszy zrobiło mi się lżej, dostałem przypływu dodatkowej energii, która w
  200. moje zmęczone barki wpompowała trochę energii. Nagrałem dla chłopaków film z podziękowaniami. Byłem dumny z tego, że mam ich. Tej nocy miałem zamiar spać spokojnie. Poszedłem spać po 22 i obudziłem się chwilę przed śniadaniem. Tej nocy nawet śniło mi się, że pogodziliśmy się z żoną, że przebaczyłem jej wszystko co się wydarzyło i że wróciliśmy do siebie. Było to piękne uczucie, które pozwoliło mi jeszcze bardziej odpuścić jej to, co wydarzyło się między nami. W pewnym momencie dotarło do mnie, że cały gniew i złość, która siedziała we mnie, z którą nie chciałem sobie poradzić mogła ewoluować własnie jako nowotwór. Nie umiałem oczyścić się sam  z tego, to mój organizm oczyścił się w ten sposób. Tak głosi również teoria Bilogii totalnej. Ciężko stwierdzić, czy faktycznie tak jest. Człowiek szuka mnóstwa odpowiedzi  na to, co się mu przytafia. Tym bardziej, gdy przyszłość jest niepewna i nieznana. Myślę, że właściwym na tą sytuację lekiem byłoby odetchnąć i odpuścić wszystkie krzywdy, które przytafiły mi się w życiu. Nawet jeśli nie da mi to ukojenia fizycznego. To psychicznie pozwoli poczuć się lżej. Pozbędę się ciężaru obwiniania kogokolwiek za cokolwiek. Nawet siebie nie powinienem obwiniać za nic. Kroczę dalej i teraz muszę patrzyć na drogę, którą będę podążał. Póki co to bardzo
  201. kruchy lód, to stąpanie po ciękiej linii. Równowaga zaburzona.
  202. I podczas, gdy nie wiem co już mam napisać właśnie kończy mi się kroplówka chemii.
  203. Jakoś przebrnałem to pierwsze sześć dni, które minęły mi jak jeden dzień. Jutro wychodzę do domu na dwa tygodnie. Zregenerować się. Oczywiście z każdym dniem ma być mi słabiej, tak ma działać ta ciecz. Trzeba przygotować się przed kolejnym bombardowaniem. Będę miał
  204. dużo czasu na myślenie. Może i za dużo? Nie wiem. Dostałem koło północy jeszcze SMSa z zapytaniem "Jak tam?". Była to wiadomość od Dr Karpińskiego, który załatwił mi pobyt w tym szpitalu. Poznaliśmy się dawno temu, gdy oboje byliśmy aktywnie kibicowko. Wtedy za żadne skarby nie pomyśłabym, że to właśnie on będzie jedną z osób, która będzie pomagała mi przejść sytuację, która mnie wkrótce spotka... Postanowiłem, że odpiszę na rano. Usnąłem chyba od razu.
  205.  
  206. Pod szpital przyjechał po mnie mój serdeczny kolega, Domino, z którym współpracujemy w moim projekcie Bez Obrazy. Pomaga mi realizować i dostarczać zlecenia, które trafiają mi się. W zasadzie to on je wszystkie realizuje a ja jestem pośrednikiem w tym całym łańcuchu. Ale układ nam pasuje bo mam swoją marżę i on swoją. Dodatkowa robota mu wpada a mi jakikolwiek grosz. Nie ma z tego wiele na co dzień, ale czasem trafi się jakiś strzał na kilka stów.
  207. - Jestem już pod wejściem, stoję koło karetki i wojskowego namiotu – dał sygnał, że już jest
  208. Na siedzeniu leżały od razu gumowe rękawiczki i maska. Profesjonalizm połączony z troską.
  209. Nie ma co się dziwić, bo właśnie zapowiadali apogeum zachorowań na koronawirusa. Włączyli nowe procedury ograniczające w jeszcze większym stopniu swobody. I pośród tej całej epidemii byłem ja. Świeżo pozbawiony odporności po pierwszej chemii. Mój organizm dobrze reagował na przyjmowanie tego świństwa, gdzie podawane były dodatkowe sterydy, które zapobiegały wymiotom oraz uczuleniom. Jednak lekarz powiedział jasno, że z dnia na dzień będę czuł się coraz słabszy i efekty będą widoczne. Włosy jeszcze się trzymały, ale to była kwestia kilkunastu dni. Ale włosy przestały być dla mnie istotne. Doszła jeszcze jedna sprawa, którą trzeba było załatwić na prędce. Otóż wcześniej wspomniane przeze mnie leczenie ortodontyczne musiało zostać wstrzymane. Zasłanianie językiem rany w końcu stanie się uciążliwe, również język zacznie się niszczyć, a skutki chemii i tak pozostawią w jamie ustnej różne podrażnienia. Stąd onkolog zalecił by zająć się tym szybko przed kolejną hospitalizacją, choć wątpił w to, że zostanę przyjęty do swojego ortodonty. Domino, który polecił mi lekarza od zębów powiedział, że był u niego ostatnio  i że przyjmuje awaryjnie tych co musi. Wiedziałem o tym, bo przed hospitalizacją rozmawiałem już o tym i miałem dać znać jak będę wiadział jaki przygotują mi plan. O tym, że dr Bartczak jest w tym co robi profesjonalistą świadczą nie tylko jego ceny oraz nawyki. Ale i podejście, o którym się miałem przekonać. Dr powiedział, że przyjedzie wcześniej, aby nikt przede mną nie usiadł na fotelu oraz zabezpieczy mi wszytsko jak należy. Powiedział, że tutaj sytuacja wymaga szczególnej ostrożności i bez zastanowienia zrobi to dla mnie. W międzyczasie załatwiłem sobie auto od Wojtka bym mógł pojechać tam unikając jak się tylko da kontaktu z ludźmi.
  210. Dojechaliśmy do domu, Domino mnie odprowadził pod klatkę i chwilę jeszcze mogliśmy porozmawiać. Tak na prawdę o niczym szczególnym. Człowiek docenia takie małe gesty w obliczu wielkich tragedii. Generalnie zawsze lubiłem rozmawiać z ludźmi, w szczególności z tymi których lubię. Tym razem ta rozmowa była dla mnie czymś niezwykłym. Była łykiem zimnego piwa na kacu. Póki co o piwie mogę sobie tylko pomarzyć.
  211.  
  212.  
  213. liczby
  214. 11 lutego diagnoza
  215. 11 sala w koperniku
  216. 11 marca powrót pl z nl
  217. 27 lipca urodziny
  218. 27 lutego zabieg
  219. 27 marca I chemia

Replies to Re: Syntezator mowy ,Online. rss

Title Name Language When
Re: Re: astrdyfugkgjhxgtzrSyntezator mowy ,Online. newoce diff 3 Years ago.
Re: Re: Syntezator mowy ,Online. Fiery Sheep text 4 Years ago.