Facebook
From Michał Nogaś, 5 Years ago, written in Plain Text.
Embed
Download Paste or View Raw
Hits: 227
  1. Geje, ekolodzy, niepełnosprawni. Dzisiejsi Polacy gardzą słabymi. Eustachy Rylski o Polsce PiS
  2.  
  3. Nie wierzę w młodych. Popierają PiS i Kukiza. A jak nie popierają, to tolerują. A jak nie tolerują, to dają nogę w prywatność, bo myślą, że tam ich nie znajdą.
  4. Eustachy Rylski - ur. w 1944 r., pisarz, scenarzysta, autor opowiadań, dramaturg. Pochodzi z Nawojowej, z rodziny o tradycjach ziemiańskich. Ojca, żołnierza AK, Niemcy rozstrzelali przed narodzeniem syna. Stryj zmarł na sowieckiej zsyłce w Komi, stryjenka była więźniarką łagrów. Młodego Eustachego wychowali dziadkowie. Późny debiut Rylskiego - dyptyk powieściowy „Stankiewicz. Powrót” (1984) - został przyjęty entuzjastycznie przez krytyków i czytelników. Przed opublikowaniem pierwszej książki był między innymi pracownikiem ośrodka kultury, nauczycielem i współwłaścicielem firmy remontowo-budowlanej. Pisze rzadko, drugą powieść – „Człowiek w cieniu” – opublikował w roku 2004, rok później wydał znakomicie przyjęty „Warunek”. Współpracował z Teatrem Telewizji. Właśnie ukazała się jego szósta książka „Blask”. Wielokrotnie nagradzany, mieszka w Chotomowie pod Warszawą
  5.  
  6. MICHAŁ NOGAŚ: Czasy mamy jakie, panie Eustachy?
  7. EUSTACHY RYLSKI: W Polsce męczące, a od czasu do czasu wredne. Na temat świata się nie wypowiadam, bo jak większość już go nie ogarniam.
  8.  
  9. Dlaczego wredne?
  10. – Bo demolujące cały katalog naszych złudzeń, że możemy mieć coś na zawsze lub na długo. Na przykład państwo prawa. W krajach młodych, niecierpliwych, niedojrzałych demokracja bywa twarda, tępa, bezrefleksyjna. Triumf demokracji i klęska państwa prawa mogą się mieścić w jednym. To się niestety nie wyklucza. W Polsce się nie wykluczyło.
  11.  
  12. Spodziewał się pan tego wszystkiego?
  13. – Gdybym powiedział, że w żadnym wypadku, wyszedłbym na durnia, gdybym powiedział, że w 100 procentach, na pyszałka. Ale w tej sprawie do pyszałka mi bliżej. Podejrzewałem w narodzie apetyt na zmianę. Nawet na gorszą. Słowo „zmiana” brzmi lekko, niezobowiązująco, nie budzi obaw, ale czy zmianą nie jest też rewolucja? A to już zupełnie inna kategoria wagowa.
  14. Skąd w ludziach ta potrzeba zmiany?
  15. – Czasem z nudy. Ale myślę, że w Polsce jest bardzo duża grupa obywateli, którzy uważają, że dostali mniej, niż im się należy. Od życia, bliźnich, losu, państwa, co za różnica. Mniej, i tyle. I że to wszystko było zbyt przypadkowe. Ktoś stał na peronie, gdy przyjechał pociąg z napisem „Do raju”, a innych na tym dworcu nie było. I że ta strata, nie tylko w wymiarze materialnym, zostanie im wyrównana, wręcz wynagrodzona. Nie mówię, że PiS na swój pokraczny sposób nie podejmuje takich prób. Na tyle akceptowalnych, że naród polubił ich władzę. Naturalnie nie cały, ale ta jego część, która decyduje teraz i zadecyduje w przyszłości o ich przetrwaniu. Na zasadzie, że to kość z kości, krew z krwi, że na bezrybiu i rak ryba, że skoro już są, niech zostaną, że lepszy u władzy sąsiad zza płotu niż liberał lub nie daj Bóg, libertyn z zachodnich spedalonych uniwersytetów.
  16.  
  17. Bo kult swojactwa krzepnie. Transfery typu 500+ mają znaczenie, ale nie decydują. I nic nie znaczy fakt, że 25 lat, jakie minęły od 1989 roku, to był najlepszy okres w naszej historii, gdyż nie dołączyła do niego trywialnie rozumiana sprawiedliwość.
  18. A więc po równo, mniej więcej po równo, generalnie po równo. Partia władzy pompuje obywateli narodową tromtadracją, poczuciem fałszywej godności, wskazuje przewagi nad przygnębioną, neurotyczną, starzejącą się Europą w kleszczach wszelkich możliwych wynaturzeń, która straciła orientację, gdzie przód, gdzie tył. Taka, moim zdaniem, zła baśń. Ale złe baśnie mają swoich słuchaczy.
  19.  
  20. A skoro mowa o złej baśni. Uważa pan, że są obywatele, którym podoba się to, jak rządzący postępowali wobec protestu osób z niepełnosprawnościami i ich opiekunów?
  21. – Wiem, że tak. Nieugiętość władzy w konfrontacji z bezbronnością, słabością, kalectwem wyzwoliła w niektórych obywatelach satysfakcję ciemną jak noc, ale jednak satysfakcję, że rządzący mieli odwagę postawić się poprawności obyczajowej, społecznej, politycznej, że mieli odwagę nie ulec demoralizującej litości. Znam osobiście takich obywateli. A poza tym w społeczeństwach autorytarnych, to znaczy rządzonych autorytarnie, skłonnych do pogodzenia się z surową, omnipotentną władzą, kalectwo degraduje obraz krzepkiego, pięknego narodu. Z kalectwem, to znaczy odstępstwem od normy, nam nie po drodze.
  22. Ludzie z niepełnosprawnościami nie pasują do wizerunku narodu, który tworzony jest w jakimś sensie od nowa. Wstrząsające.
  23. – Nic szczególnego, panie Michale. Historia naszego gatunku podsunęłaby nam wiele takich przykładów. Byłoby ich nieporównanie więcej niż takich, w których społeczeństwa wykazały się jakąś elementarną zdolnością do współodczuwania i realną obroną najbezbronniejszych. Taka nasza uroda.
  24.  
  25. Naturalnie pieniędzy nie ma, ale nawet gdyby były, to nie na tę wrażliwą młodzież i ich heroiczne matki.
  26. Sam też niewiele dla protestujących niepełnosprawnych zrobiłem poza tym, że się nieco pooburzałem przed telewizorem. Chociaż raz byliśmy z żoną pod parlamentem w towarzystwie kilkudziesięciu osób w zbliżonym do nas wieku. I wtedy zapytaliśmy siebie, gdzie jest tych kilkaset tysięcy młodych ludzi, którzy z takim zapałem dołączyli do Orkiestry Świątecznej Pomocy. Bo pod parlamentem ich nie było.
  27.  
  28. Dlaczego pana zdaniem?
  29. – Bo akcja Jerzego Owsiaka – której najszczerzej kibicuję – to wydarzenie, event, spektakl. Pod parlamentem spektaklu nie było. Choć chciałbym wierzyć, że nie dlatego.
  30.  
  31. Don, jedna z postaci pańskiej nowej powieści „Blask”, umierający dyktator, który ustanowił w Polsce system autokratyczny, w jaki sposób doszedł do władzy?
  32. – Żeby on to wiedział. Ale sądząc po retrospekcjach, to był efekt żartu podsuniętego mu przez bohatera mojej książki Gaponię. „Kruche jest nasze istnienie i najczęściej byle jakie. Od trwogi do trwogi. Ale upływać może w mroku lub blasku. Obiecuję wam blask”.
  33.  
  34. Naród się do tej deklaracji przywiązał, obydwaj stali się jego zakładnikami i sprawy poszły serio. Nie mieli zrazu parcia na władzę, to raczej władza na nich, jakby ich sobie upodobała. Nie będę ukrywał, że postać Dona podpowiedział mi Jarosław Kaczyński. Ale tylko podpowiedział, bo Don to inny człowiek, a Gaponia to już odległa parafia. Dona w jednej piątej powieści już nie ma, choć jego nieobecność groźniejsza jest od obecności. Powieść więc zaludniają postaci niemające związku z rzeczywistością ani znaną mi literaturą, na kontrze, będę się przy tym upierał, wobec pisarskich stereotypów.
  35. Kim się otoczył Don jako autokrata?
  36. – Falangą, w której patriotyzm nie wierzy, ale w wierność sobie – tak. W mojej książce nie zdążył się tym rozczarować. W rzeczywistości PiS nacjonałami się rozczaruje. Na nic cała ich uległość, to odrażające w istocie łaszenie się, to usprawiedliwianie ich ekscesów, by nie rzec – przestępstw. Bo tych rot młodych, wysportowanych, znajdujących przyjemność w przemocy mężczyzn nie pęta na serio żadna ideologia, pod której sztandarami można by ich zdyscyplinować. W tym znaczeniu są wolni, więc jeszcze niebezpieczniejsi. Co ich obchodzi Mickiewicz, Norwid, Chopin, Wyspiański, „Pierwsza kadrowa”, Piłsudski, Paderewski, a choćby „Sen srebrny Salomei”. Do jakiej polskości oni mnie przywołują? Na jaką polskość chcą mnie namówić? Władza nie wyśle nacjonałów nad Wag, jak w „Blasku”, nie obieca im łatwej wojny o cokolwiek. Każdego 11 listopada wieje grozą. W stronę PiS również. A wkrótce – przede wszystkim.
  37.  
  38. Ciekawa teza, ale czy aby nie przesadzona?
  39. – Nie sądzę. Falanga, patrioci, nacjonaliści czy jak ich tam nazwiemy, jeżeli chcą się utrzymać w karbach nienawiści, muszą mieć przeciwnika poważniejszego niż nieokreśleni wrogowie ojczyzny, geje, wegetarianie, ekolodzy, libertyni, Europejczycy, obcy. To wrogowie dobrzy na teraz, nie w przyszłości.
  40.  
  41. Skąd się wziął autorytet Dona?
  42. – Z kontraktu, jaki zawarł z bliźnimi. Don jest w „Blasku” już raczej znakiem niż liderem, szczególnie w czasie, w którym opisuję jego schyłek. Są społeczeństwa, które chcą mieć przewodnika i dobrze się z tym czują. Gotowe są przyjąć władzę surową, lecz, jak sądzą, sprawiedliwą. Władzę, która ustali reguły gry i zakreśli kordon. Jak za niego wyjdziesz, to przepadniesz, ale jeżeli nie wyjdziesz, to...
  43.  
  44. ...będziesz się miał całkiem znośnie.
  45. – Otóż to, panie Michale. Na tym polega ruch w totalitarnym interesie. A ściślej bezruch.
  46. Każdy ojciec narodu – lub ktoś, kto za takiego nie do końca słusznie się uważa – odchodzi i o tym też jest pana powieść.
  47. – Don w mojej powieści już praktycznie nie rządzi. Nie bardzo wiadomo, co się z nim dzieje. Nie ma go, rozpływa się, anihiluje. Myślę, że odejście Kaczyńskiego będzie zbliżone. Pewno z poślizgiem dowiemy się, że go już z nami nie ma. To będzie skrywane, odwlekane, niedopowiadane. Nie wiem, na ile on realnie w tej chwili rządzi Polską. Czy władza mu się nie wymyka. Czy wiele rzeczy nie zapada poza jego wiedzą w niezgodzie z jego fundamentalnymi przekonaniami. Czy nie nuży go samotność. Nie nękają choroby. Czy nie jest zmęczony partią, która na naszych oczach potwornieje. Tak czy owak, dla wielu Polaków to ważny człowiek, choćby jako punkt odniesienia.
  48.  
  49. A dla pana?
  50. – Jeszcze ważniejszy, ale wyłącznie jako zmitologizowana, siłą rzeczy, figura literacka. Gdybyśmy w kraju mieli rasowych pisarzy politycznych w rodzaju Roberta Penn Warrena (tego od „Gubernatora”), naszego międzywojennego Kadena lub André Malraux, to oni mieliby go już na swym warsztacie. Bez kamuflażu, metafor, brania spraw w cudzysłów. Bo to gratka. Nie jestem rasowym pisarzem politycznym i bardzo tego żałuję.
  51. Co pana w Jarosławie Kaczyńskim pociąga?
  52. – Inność. Kieruje krajem i narodem, z którego jest kompletnie wyalienowany. Niczym jakiś boski namiestnik. Jak rozejrzymy się wokół po despotach w rodzaju Erdogana, Nazarbajewa, Kadyrowa, dyktatorach, jak Putin czy Łukaszenka, autokratach, jak Orbán, to oni są emanacją swoich obywateli. Goście z ludu, pokumani z jego rytuałami. Samce alfa z podwórek. Fizycznie zbliżeni, z tą swoją zwalistością i męskim seksapilem. Oddani na umór swoim nałogom, prostackim rozrywkom, wybranym kobietom. W sporze z jakąkolwiek moralną refleksją, intelektualnych już nie przywołując. I tacy byli wszyscy inni od zarania naszego gatunku. Jeden w drugiego. Jak ze sztancy. W tym znaczeniu Kaczyński jest niepowtarzalny. Nawet jeżeli w rzeczywistości to banalny, płytki facet z nieposkromionym apetytem na władzę lub na odwet albo na jedno i drugie, nawet wtedy jest inny. A poza wszystkim niech mi pan pokaże dyktatora, który publicznie upomina się o los zwierząt futerkowych. Zupełnie słusznie skądinąd.
  53.  
  54. Dużo pan pisze w „Blasku” o tym, co się dzieje po zniknięciu Dona. Walka koterii i te pajacyki, które on pociąga za sznurki, nagle chcą się uwolnić, decydować.
  55. – To wszystko jest dosyć bezładne, na zasadzie: co tu się, do diabła, teraz dzieje? Niechże tu ktoś posprząta. Zdanie się na Gaponię nie jest żadnym wyjściem, ponieważ jest przedmiotem kpin, pogardy i nikt prawie nic o nim nie wie. Anonimowy do przesady. To mądry, wrażliwy, groteskowy mizantrop, nękany przez swoją niewydarzoną fizyczność. Po odejściu Dona jest autentycznie przerażony choćby dlatego, że od swego początku w nierozerwalnym sporze z jakimkolwiek czynem. Więc w swym działaniu, za ustawicznym dopingiem dziewczyny, lecz bez jej pomocy, jest desperatem. Zdezorientowany naród budzi w nim najgłębsze – jak się później okaże, uzasadnione – obawy. Gaponia nie jest nawet outsiderem, których tak lubią literatura, teatr, kino. Gaponia to ludzka katastrofa, jeżeli życie brać takim, jakie jest. Osamotniony po anihilacji Dona, śmierci matki, odejściu dziewczyny nie ma nic do stracenia.
  56.  
  57. I kim się wtedy staje? Człowiekiem czynu?
  58. – Gigantycznego czynu, który zmienia państwo. Czy na lepsze, to się okaże. Ale kiedy w zgromadzeniu narodowym krzyczy do zdemoralizowanych deputowanych z każdej ze stron politycznej barykady: „Świt zależy od was”, to nie można nie przyznać mu racji. Wie pan, między zaangażowaniem a niezaangażowaniem jest wielka przestrzeń. Co do mnie, wekslowało mnie zawsze w stronę konformizmu. Mając na uwadze bezmiar świata i znikomość naszej ludzkiej egzystencji, ten epizod, jakim jest nasze indywidualne życie, poświęcenie go, a choćby tylko zdrowia lub nawet wygód, dla jakiejś sprawy, o której za rok lub lat kilka nikt nie wspomni, jest nieracjonalne. Szlachetne, lecz nieracjonalne. Tym konformizmem pozarażałem moich flagowych bohaterów gotowych ze względu na swe męskie zalety na każdy wyobrażony lub niewyobrażony czyn w przeciwieństwie do bohatera „Blasku”, który tych zalet nie ma. Dlatego obdarzam go pewnym rodzajem czułości, która w przypadku moich innych postaci nigdy nie wchodziła w grę.
  59.  
  60. Jest w tej książce opowieść o tym, co nas również może czekać. I ten scenariusz nie jest optymistyczny.
  61. – A ja uważam, że odwrotnie, optymistyczny do przesady. Powiedzmy, kontrolowanej przesady. Obywatele w „Blasku” mówią; „Może było nieźle, naprawdę nieźle, ale wystarczy”. W rzeczywistości tak nie powiedzą, bo jeżeli wystarczy, to co w zamian? PiS za kilka lat najpewniej nas opuści, ale jego posępny cień się nie przesunie. Zdemolowaną gospodarkę da się podnieść, ze złą renomą kraju zamkniętego w swoich fobiach, przekuwającego kompleksy w agresję, niesolidarnego, a jednocześnie stawiającego na solidarność innych, nauczymy się być może istnieć w Europie, a Europa nauczy się istnieć z nami. Nasza ponadprzeciętna indywidualna zaradność, ten talent do życia i roboty, trudy codzienności utrzyma w odpowiednich ryzach. Straty cywilizacyjne natomiast będą nie do odrobienia. Deprecjacja prawa, a właściwie jego anarchizacja, stawiająca na sprawiedliwość ludową, nie zostanie zastąpiona jak w „Blasku” ratunkowym kontrprawem. Partyjnych funkcjonariuszy i zależnej od nich klienteli nie będzie kim zastąpić na urzędach. Wydrenowanie rynku z gotowości do pracy będzie nie epizodem, lecz strukturą, gdyż populistyczne dobrodziejstwa nie są do cofnięcia. Brutalność obyczajów stanie się normą. Patriotyzm w wersji wykluczającej – postawą nagradzaną szacunkiem. Żadnej połowy drogi w tym względzie. A umiar i dojrzałość są rdzeniem cywilizacji, do jakiej tak niedawno jeszcze aspirowaliśmy. Nie lekceważyłbym tych strat, najogólniej mówiąc, mentalnych.
  62.  
  63. Mentalnych i językowych?
  64. – A żeby pan wiedział, językowych również. Bo na początku, podobno, było słowo.
  65. Pan nie wierzy, że młode pokolenie może szybko dokonać rewolty?
  66. – Nie wierzę. Popierają PiS i Kukiza. A jak nie popierają, to tolerują. A jak nie tolerują, to dają nogę w prywatność, sądząc, że to zona, w której są niezauważalni. A to nonsens. Jak będzie trzeba, to się ich zauważy. Gadanie, że jak się nie wychylę, to nie stracę, jest mnożeniem złudzeń, iluzją. Jak mało kto rozumiem konformizm, ale po pierwsze, jak wszystko ma granice, po drugie, on nie jest za darmo. Ale dostrzegam różnorodność. W końcu Akcja Demokracja to młodzież. Wśród Obywateli RP mają swoją reprezentację. Na marszach KOD ich zauważałem, w ilościach śladowych, ale jednak. Rok temu ich nie brakowało na ulicach wszystkich większych miast w obronie wolnych sądów. Szkoda, że nie starczyło im energii na kontynuację.
  67.  
  68. Więc nie młodzież zmieni Polskę ani jakiś charyzmatyczny lider opozycji, bo gdyby miał być, to już by się zapowiedział.
  69. W tym względzie postawiłbym raczej na fortunny zbieg zdarzeń, splot sprzyjających kontrze okoliczności, które to mają jednocześnie do siebie, że są kapryśne i często przewrotne.
  70.  
  71. No a ta Falanga maszerująca przez kraj?
  72. – W mojej powieści – Falanga. W naszej rzeczywistości – nacjonaliści. Młodzi mężczyźni od zarania potrzebowali mięsa, seksu i wojen, tego trybutu na rzecz testosteronu. Przykre, wolałbym, by potrzebowali miłości, refleksji i hostii. Ale powoli sublimujemy się jako społeczeństwa wraz z ich młodą częścią. Przynajmniej jeżeli chodzi o nasz kontynent, a ten mnie głównie interesuje. Wojny zastępuje nam mundial, prywatną przemoc – gry komputerowe. I Bogu dzięki. Nasz świat nie staje się gorszy, staje się bezradniejszy. Ale to zaświadcza o skrupułach. Wcielone zło nie jest bezradne.
  73. W książce, kiedy wspominane są momenty, w których Don dochodzi do władzy, cytuje pan jego wystąpienie, w którym mówi: – Obiecuję wam blask.
  74. – Słowo „blask” zawiera wiele znaczeń, od lśnienia przez promieniowanie wartości, o których zapomnieliśmy, po życie w niebiańskim wręcz świetle przynoszącym spokój i rozkosz. W pakiecie Dona, a ściślej Gaponi, bo on jest autorem tej brawurowej zagrywki, mieszczą się te trzy znaczenia plus iluminacja, bo hojni są jak nikt przed nimi. Każde strategiczne przemówienie zmieniające losy narodu powinno wyjść od jednego strategicznego słowa. Najczęściej jest to ojczyzna lub honor. W przypadku mojej książki to jest blask, ale się nie upieram, że nie ma lepszych. 500+ też jest dobre. Tyle że nie w literaturze.
  75.  
  76. À propos literatury: dlaczego pan milczał pięć lat?
  77. – Nawet gdybym miał jakiś pomysł, wolę, energię, przekonanie i co tam jeszcze trzeba, by popełnić książkę, zwlekałbym raczej, niż siebie popędzał. Autor się dewaluuje, jak wydaje książkę za książką, choćby dlatego, że czytelnicy nie są w stanie go dogonić. Naturalnie powściągliwość w tym względzie nie przesądza spraw na korzyść autora. Nie brakuje takich, którzy piszą rzadko i źle. Znam recenzentów, którzy chętnie by mnie do tej kategorii zaliczyli. A co do pięcioletniej przerwy, to nie jest ona jak na mój standard długa, bo w swoim najlepszym czasie męskim, więc i pisarskim, miałem osiemnastoletnią. Zresztą rzeczy rozwiążą się same, bo wchodzę w wiek, w którym talent mówi nam adieu, a witają się z nami zniechęcenie, bezwład i najwylewniej skleroza. A poza tym wraz z innymi inteligentnymi twórcami dzielę pogląd, że dokładamy się do powszechnego nadmiaru. Jeszcze jeden film, książka, spektakl, projekt, jeszcze jedna symfonia. Czy to się jeszcze zmieści? Czy publiczność, kierując się nawet najlepszą wolą, jest w stanie nas zauważyć? Czy potrafimy się wyróżnić, bo – nie ukrywajmy – o to przecież chodzi, a jeżeli nie chodzi, to czy wyróżnić się warto? I wreszcie to, co najważniejsze. Wszystko, co literatura zrobić może dla swego autora, to nie dać o nim zapomnieć. Czy nasza osobista literatura jest na to gotowa? Czy jest skłonna do takiego rewanżu? To nie są moje najważniejsze pytania, lecz od czasu do czasu je sobie zadaję.
  78.  
  79. Na koniec zapytam, czy Polska błyszczy pana zdaniem, czy nie?
  80. – Niech pan nie żartuje. Zanurzyliśmy się w półmroku na długie lata, ale nie na wieczność. Sprowadzając to do sytuacji każdego z nas, panu, panie Michale, może zalśni. Ja muszę półmrok polubić. Wiele zależy od naszej obywatelskiej determinacji. Krytykując reżim, nieuchronnie wpadamy w banał. Nie ma co tego ukrywać. I o to reżimowi chodzi. Powtarzajcie te swoje prawdy, aż wam w gardle kością staną. Aż zanudzą was na śmierć. Aż myśl o kolejnej demonstracji w sprawie tego czy tamtego wywoła w was fale mdłości. Aż ręce wam opadną. Nie dajmy pola reżimowi i własnemu, zrozumiałemu, zniechęceniu. A mówi to panu umiarkowany konformista. A co do lśnienia, półmrok to nie blask, ale i nie mrok. Dobra pozycja wyjściowa dla każdego z tych kierunków. Jeżeli nie brzmi to zbyt optymistycznie, to przyzna pan, pesymizm trzyma na odpowiedni dystans.