Anony, kurwa, co ja narobiłem! Od kiedy pamiętam mój kuzyn miał nerwicę natręctw. Nic szczególnego, objawiało się to głównie umiłowaniem porządku, obsesyjnym myciem rąk czy domykaniem rozszczelnionych zamrażarek w sklepach. Każdy kto oglądał Dzień Świra będzie wiedział o co chodzi. Nawet najmniejsza zmiana w jego otoczeniu powodowała rozdrażnienie, więc gdy ubierając się zauważył w szafie, że jedna ze skarpetek nie ma pary wiedziałem, że szykuje się inba. - Dorian, nie wyjdę. Wiem, że to chore, ale nie da mi to spokoju dopóki nie znajdę pary. - A nie możesz wypierodlić tej skarpetki? - spytałem. - Wtedy też będzie parzyście. - Słusznie, ale to tak nie działa. Mamooooooo! Chwilę później Zbyszek rozkręcał już pralkę, choć nic w niej nie znalazł. W jednym z ostatnich sezonów Doktora House'a popularny lekarz zaprzyjaźnia się z chorym psychicznie pacjentem, któremu wydaje się, że potrafi latać. Wbrew zaleceniom pracowników placówki, House zabiera go do tunelu aerodynamicznego by pozwolić mu poczuć choć imitację tego o czym marzy. Finał jest taki, że gość tylko utwierdził się w przekonaniu, że jest supermanem i skoczył z dachu. Ja puściłem Zbyszkowi odcinek Detektywa Monka i od tej pory wszędzie węszył spisek, rozwiązywał zagadki i nazywał mnie swoim partnerem. Naszą pierwszą sprawą było zaginięcie skarpetki. Byłem sceptyczny, bo od czego tu zacząć? Skarpetka nie ma znajomych, nie namierzysz jej po miejscu ostatniego logowania, ciężko też o motyw. Jedynym sensownym wyjściem było odgrzebanie podobnych spraw z przeszłości. Zbyszek podszedł do sprawy bardzo poważnie. Śledził kroniki policyjne, zapisał się do rozmaitych grup na FB, obdzwaniał komisariaty. Ja postawiłem na prowokację. Zostawiałem bez opieki pranie, montowałem fotopułapki. Po tygodniu mieliśmy udokumentowany szereg podobnych spraw, zaczęli się do nas zgłaszać ludzie z całej Polski. Każdy taki przypadek nanosiliśmy na mapę, licząc, że znajdziemy w tym jakąś prawidłowość, która pozwoliłaby pchnąć śledztwo do przodu. Bazując na serialowych detektywach stworzyliśmy też profil psychologiczny złodzieja. - po co komu jedna skarpetka? - może to fetyszysta. Teraz wali konia w kiblu, rozkoszując się zapachem Twoich stóp? - zastanawiałem się. - to nie to, skarpeta była wyprana. - to może Jaś Mela. Ma jedną nogę, nikt go nie podejrzewa, a ręce ma bardziej lepkie od Owsiaka. - rękę. Niestety, Jaś posiadał stosowne alibi i, jak się potem okazało, na protezę również ubiera skarpetę, więc motyw zniknął tak samo szybko jak się pojawił. Śledztwo stanęło w martwym punkcie. Przełom nastąpił podczas wyjścia do kina. Na seans wpadliśmy w ostatniej chwili więc siłą rzeczy przypadły nam miejsca pod samym ekranem. Wtedy nas oświeciło, że aby mieć pełen obraz trzeba na sprawę spojrzeć z szerszej perspektywy. Być może złodziej wcale nie szukał tylko skarpetek? Naniosłem na mapę pozostałe zaginięcia i ułożyłem je w porządku chronologicznym. Gdańsk, Wrocław, Opole, Kraków, Rzeszów i Gniezno. Ze zdumieniem odkryłem, że fala cotygodniowych zgłoszeń idealnie pokrywa się z trasą tournee znanego podróżnika, Wojciecha Cejrowskiego. Zbyszek zaczął mnie przekonywać, że kiedyś czytał teorię o tym, że Cejrowski pochodzi z pozaziemskiego rodu cyklopów, chcących zniszczyć ziemian. - co Ty pierdolisz. - oburzyłem się. - pomyśl tylko. Gdybyś chciał unicestwić obcą cywilizację, od czego byś zaczął? - pewnie od rozpoznania. Anatomii, zwyczajów, słabych punktów. - czyli mówiąc najprościej, został antropologiem? - to niedorzeczne... - idźmy dalej - ciągnął. - Podczas wojny w Wietnamie, żołnierze Wietkongu masowo zastawiali na Amerykanów pułapki mające nie tyle zabić przeciwnika, co mocno go skaleczyć. Wiedzieli, że ranna jednostka opóźnia i osłabia oddział dużo bardziej niż śmierć kolegi. Przenieś to do życia codziennego, co robi nasz Wojciech? Broni zdeformowanych płodów przed aborcją. Nie mogłem się spierać, wszystko układało się w jedną całość. Zaczęliśmy wtedy operację o kryptonimie 'Cejrop'. Polegała ona głównie na tym, żeby uświadamiać ludzi. Jeździliśmy za nim krok w krok, ostrzegaliśmy, zakłócaliśmy występy. W dobie memów łatwo oczernić człowieka, głupi fotomontaż zyskuje tysiące udostępnień. Po kilku tygodniach pan Wojciech dał za wygraną i odwołał tournee. Z jego fanpejdża wnioskuję, że zyski z biletów nie pokrywały kosztów organizacji wystąpień. Wrócił do Meksyku i oddał się działalności misyjnej. Wygraliśmy. Nie dalej jak miesiąc później przyszedłem do Zbyszka na mecz Polaków w eliminacjach do MŚ w Rosji. Ze zdumieniem zauważyłem, że ma na nogach obie skarpetki, w tym tę przez stratę której rozpętaliśmy potężny ambaras. - skąd ją masz? nie mówiłeś, że udało Ci się ją odzyskać. - spytałem zdumiony. - jednak nikt mi jej nie ukradł, mama przez pomyłkę wrzuciła do swojej szuflady z bielizną. - o Boże... musimy koniecznie przeprosić pana Wojciecha. Zniszczyliśmy niewinnego człowieka. Zbyszek nie oderwał wzroku od telewizora. - a chuj mu w dupę, pisiorowi.