Świat na wschodzie jest mroczny i szalony. Im dalej podróżuję w głąb owych dzikich królestw tym bardziej jestem tego zdania. Mija drugi księżyc od czasu gdy opuściłem Alamerie z polecenia króla poszukując mitycznego ogrodu Suicuna gdzie rosło będące lekiem na chorobę która trawiła lud. Przed sobą widziałem już góry gdzie ów ogród się znajdował. Mogłem odmówić, ale rycerzowi nie wypada odmawiać, kiedy ludzie cierpią. Przed południem jednego ze zwyczajnych podróży dni ujrzałem nad wąwozem miasto które zdawało się być uśpione. Kopyta jego konia zaczęły stukać po bruku opuszczonego miasta niosąc się echem po ulicach. Drzwi domostw były pootwierane a na rogach walały się połamane wózki z porzuconymi ludzkimi dobrami jakby ludność miasta w pośpiechu przed czymś uciekała. Odpowiedz uzyskałem szybciej niż się spodziewałem. -Zawróć wędrowcze! – zawołała do niego postać skryta w cieniu. -Kim jesteś?! Co się tu stało?! – Zawołałem. -Nieszczęsnym mieszkańcem miasta. Głupcy ze snu obudzili smoka. Król wezwał maga aby pomógł. Mag przepędził smoka a król go przepędził jako oszusta. Zatem smok powrócił. Zabił rycerzy, obalił króla i uwięził w wieży Kocilinkę jego córkę. Wielu próbowało smoka pokonać żaden się nie ostał. Mag nie chce władzy tylko kary która już trzeci księżyc trwa. Uwolni nas jak smok odejdzie, tak jego słowa brzmiały. – Po tych słowach odwrócił się i zniknął w cieniu. Postanowiłem przyjrzeć się temu bliżej i rzeczywiście znalazłem smoka na placu przy urwisku gdzie stała samotna wieża. Był to Druddigon! Jego czerwono-niebieska łuska lśniła w słońcu a oczy płonęły gniewem. Rzucił się na mnie bez wahania tnąc powietrze swymi potężnymi szponami. Uchyliłem się i ciąłem z całej siły lecz moje ostrze jedynie ześlizgnęło się po jego skórze! Kuta przez Alarskich mistrzów klinga była bezużyteczna. Szybko spociłem się i skrócił mi się oddech, wiedziałem że przegrywam, że w następnej chwili zada mi ostateczny cios a moja misja zakończy się porażką. Nie mogłem na to pozwolić i postanowiłem w akcie rozpaczy skorzystać z urwiska oraz faktu że Druddigon nie potrafi latać. Wykorzystując wielką siłę smoka cisnąłem go w dół, a za nim poleciała kamienna lawina spowodowana jego upadkiem. Nim olbrzymie głazy go przygniotły wydał jeden ryk pełen rozpaczy, po czym zaległa cisza. -Brawo rycerzu. Pokonałeś smoka, zostałeś bohaterem jak chciałeś. – Odezwała się do mnie osoba stojąca na granicy placu szczelnie otulona płaszczem. -Nie dał mi wyboru. Nie chciałem umierać – odpowiedziałem. -Tak jak i ty mu jej nie dałeś. On też nie chciał ginąć a jedynie odzyskać swój dom. – Po tych zagadkowych sławach rozpłynął się jakby był z mgły. Zanim zareagowałem od strony wieży rozległ się pisk radości i wypadła ze środka przepiękna kobieta o blond włosach w srebrno-szarej sukni. -Mój bohaterze! – Krzyknęła zarzucając mi na szyje ramiona i obdarowując solidnym pocałunkiem. – Zostań moim królem. Zdjąłem jej ramiona z szyi i dosiadłem konia z zamiarem opuszczenia miasta gdy wykrzyczała. -Co ze mną!? Wróć! … – Nieustannie krzyczała kiedy opuszczałem miasto. Wjechawszy na pobliskie wzgórze po raz ostatni spojrzałem za siebie na puste miasto. Do dziś wraz z tym spojrzeniem powraca do mnie myśl, czy chcąc dobrze nie zrobiłem źle.