Ad.1. Non sequitur. Dyskutuje pan obok tematu. Nie twierdzę, że Islandia była anarchokapitalizmem, tylko że anarchokapitalistyczne systemy prawa inspirują się islandzkimi rozwiązaniami. Zatem to, czy w pana ocenie były one dostatecznie podobne czy niedostatecznie, nie ma tutaj większego znaczenia, bo dla inspiracji to rzecz obojętna. Clou z lekcji płynącej z epizodu Wolnej Wspólnoty polega na zrozumieniu jak i dlaczego społeczeństwo wczesnego osadnictwa bez silnych centralnych, politycznych struktur było w stanie wytworzyć i egzekwować jakiekolwiek prawodawstwo, zamiast rozstrzygać wszystkie konflikty siłą. Praworządność jest jednak dla większości bardziej opłacalna niż ryzyko wywołania otwartej wojny domowej, które zresztą też od czasu do czasu było podejmowane, jak zaświadczają sagi. Większość konfliktów była mitygowana inaczej, do zbrojnych wystąpień ograniczała się elita. https://repozytorium.uwb.edu.pl/jspui/bitstream/11320/7937/1/MHI_17__1_2018_W_Gogloza_Przemoc_w_sredniowiecznej_Islandii.pdf Cóż, repetitio est mater studiorum, tak więc oto (powtórzona dla opornych) lekcja autorytetu anarchistycznego prawa, płynąca z przykładu Islandii. Czy dla pana dostatecznie anarchicznej, czy niedostatecznie, quasi-demokratycznej czy quasi-feudalnej, nie będę się na razie o to z panem targował, bo widzę, że pan ma w tej dyskusji w ogóle zupełnie inny problem. Otóż nijak nie potrafi pan sobie usystematyzować zarówno tych historycznych oraz niezrealizowanych, a dopiero postulowanych, systemów prywatnego prawa z racji tego, że nie dostrzega lub gubi się w pewnym niuansie kryjącym się w ogólnym pojęciu *policentryczności systemu prawa*. Otóż to pojęcie jest ogólnym właśnie dlatego, że wspomniana wieloośrodkowość oraz związany z nią pluralizm może być stopniowany i występować na kilku poziomach: - kreacji prawa (ustawodawczym), - sądownictwa (interpretacji i orzecznictwa powstałego już prawa), - egzekutywy, (zaprowadzania porządku przez jakieś instytucje porządkowe). Pewne łady prawne będą wieloośrodkowe tylko na jednym z tych poziomów, inne na kilku, a te najbardziej radykalne - będą policentryczne we wszystkich. Zatem mamy do czynienia z całym spektrum, do którego należałoby podejść trochę na zasadzie kombinatoryki, by sobie uzmysłowić wszystkie możliwe permutacje oraz właściwie im przyporządkować konkretne przykłady historyczne jak i "utopijne" z ich podobieństwami i różnicami. Może mieć pan ład, w którym istnieje jeden podmiot stanowiący prawo, ale wiele różnych niezależnych od siebie sądów je interpretuje a porządku pilnuje jedna publiczna policja. Albo - w którym istnieje monopol stanowiący prawo, monopol sądowy a na samym dole wiele prywatnych policji, którym zleca się egzekwowanie prawa. Albo wiele podmiotów tworzących prawo, ale niżej następujący monopol sądowy i policyjny. Albo wiele podmiotów tworzących prawo, wiele konkurujących sądów i wiele policji. Dopiero wtedy, gdy będzie pan potrafił rozpoznać, z jakim przypadkiem ma pan do czynienia, będzie mógł pan się silić na sensowną krytykę. Bo na razie to ja odnoszę wrażenie, że usiłuje pan tu brak merytoryki nadrabiać hałasem, zwłaszcza skoro zdaje się pan błędnie stawiać zarzuty wobec propozycji Rothbarda. (O tym później.) Proponuję zrobić sobie kontrolne ćwiczenie i przemyśleć na czym polegał policentryzm systemu prawa w Islandii, na czym gdy na przykład w średniowieczu równolegle istniały sobie sądy kościelne obok świeckich czy występowało prawo bartne, a na czym polega on u Rothbarda. Następnie zestawić ze stanem dzisiejszym z monocentrycznym systemem prawa, kiedy zarówno jego stanowienie jest monopolistyczne, jego orzecznictwo jest monopolistyczne oraz egzekucją również zajmuje się też centralnie finansowany monopol i wtedy ustalać stopnie podobieństw, różnic oraz ogólne powinowactwo między tymi wszystkimi ładami. Jeżeli jest pan zainteresowany krytyką za żywota różnych form policentryzmu prawnego, niech pan nie robi tego na chybił-trafił, tak jak do tej pory, tylko sobie bardziej metodycznie przemyśli, gdzie jego pluralizm panu konkretnie przeszkadza i jakie argumenty może pan rzeczywiście przeciw niemu na danym etapie wytoczyć. Na razie się pan miota i gromi Rothbarda za utopijność w akurat tym kształcie, który on dosyć bezpośrednio przeniósł (żeby nie powiedzieć, zerżnął) z wzorca jaki został w znacznym stopniu historycznie zrealizowany i dostatecznie się obronił, by można było na jego bazie dokonywać libertariańskiego tuningu, i uznać, że w tym zakresie działałyby podobnie na swych instytucjonalnych zamiennikach. A jeśli uznałby pan, że jednak z jakiegoś powodu byłoby to niemożliwe, to wtedy powinien pan pokazać dlaczego konkretnie nie. Więc może uporządkujmy trochę tę dyskusję. Ad 2. Bardzo ładnie. I jak pan ocenia realizację zasady sprawiedliwości przez dzisiejsze państwa w praktyce? Czy uznaje pan, że jednolitość wspomnianej zasady i odgórność prawa oraz jego jedność jakkolwiek wpływa na to, czy prawo jest w ogóle sprawiedliwe? Bo ja odnoszę wrażenie, że te jakości, które pan wymienia przy obecnym ustawodawstwie tworzą jednolitą niesprawiedliwość przed którą nie ma się jak bronić, właśnie dlatego, że prawo jest jedno. I dlatego lepiej się już zdać na tę "ekonomizację sprawiedliwości", która jest panu tak obmierzła, bo ona w ramach swych niedoskonałych aproksymacji zrealizuje w większym stopniu zasadę sprawiedliwości, niż jakiekolwiek państwo, które nie ma żadnego powodu, żeby każdemu oddawać tego, co jest komu należne, jeżeli może po prostu nad nim panować. Tromtadracje o zasadzie sprawiedliwości wyjątkowo spektakularnie rozbijają się o praktykę stosowania prawa w takiej Korei Północnej, które na pewno w założeniach jest odgórne oraz jedno i niczego to zupełnie nie załatwia. Więc może cały ten fetyszyzm państwowego jednolitego prawa lepiej sobie schować do kieszeni? Nie trzeba nawet sięgać do Azji: każde obecnie dzisiaj istniejące prawodawstwo uniemożliwiające osiągnięcia wyroku kary śmierci za morderstwo, staje na przeszkodzie realizacji zasady proporcjonalności kary, zatem z założenia jest niesprawiedliwe. Tymczasem libertariańska teoria kary opiera się na postulacie domyślnego stosowania zasady proporcjonalności, natomiast umożliwia także stronie ofiary domagania się również niższych wyroków, ponieważ to ona jest dysponentem kary, więc w pewnym stopniu mogą ją personalizować w oparciu o swoje przekonania moralne. https://stanislawwojtowicz.pl/2016/12/libertarianska-teoria-kary/ "Koncepcja ta wyznacza górny limit kary, jaki zastosować może ofiara, by sama nie stać się agresorem. Nie mówi ona, co należy zrobić sprawcy, ale co wolno mu robić. Ofiara może zrezygnować z wymierzenia kary, to ofiara jest bowiem dysponentem kary. [...] Łatwo zauważyć, że współczesny system prawny daleki jest od wizji libertariańskiej. Przestępcy nie mają dziś obowiązku zadośćuczynić ofierze. Pod obecnym prawem ofiara cierpi więc podwójnie: (1) Gdy staje się ofiarą przestępstwa i poniesione przez nią straty nie zostają wynagrodzone w formie odszkodowania. (2) Gdy zostaje obrabowana ze swoich pieniędzy, z których finansowany jest pobyt sprawcy w więzieniu. W ładzie libertariańskim ofiara mogłaby liczyć na odszkodowanie, sprawca zaś musiałby liczyć się z faktem, że będzie musiał odpracować zło, które wyrządził, miast bezczynnie siedzieć w więzieniu, w którym miast resocjalizacji ulega jeszcze większej deprawacji." A zatem, mimo że w przypadku morderstw mielibyśmy u libertarian do czynienia zapewne z całym spektrum róznorodnych kar, ostatecznie to oni byliby bliżsi realizacji zasady proporcjonalności kary w ramach swojej "ekonomizacji sprawiedliwości". Nawet gdyby tylko część z nich zdecydowała się na karę główną zamiast odszkodowań, w takim społeczeństwie byłoby więcej sprawiedliwości niż w obecnych, gdzie obowiązuje moratorium albo kara śmierci została zniesiona i proporcjonalność kary jest tam w przypadku niektórych przestępstw w ogóle nieosiągalna. Zresztą, skąd się u pana bierze przekonanie, że państwo jest kompetentną stroną do oceniania co komu należne? To ma być w obecnych realiach prawnych jakiś żart? Ad 3. Nie widzi pan żadnego powodu, bo jest skrajnie uprzedzony do danej teorii prawa, ideologii politycznej oraz metody egzekwowania sprawiedliwości, więc w ramach swojej wybiórczości nie chce pan żadnego dostrzec. W gruncie rzeczy ta zła wola stojąca na przeszkodzie poznaniu i wyrobieniu rzetelnej opinii to wyłącznie pana problem. Miganie się od wykonania wyroku jest powrotem do pierwotnego aktu agresji, ponieważ sprawca nie wykazuje woli zadośćuczynienia ofiarze w wymiarze, w jakim pogwałcił jej prawa. "Nie ma również żadnego powodu aby uznać, że społeczeństwo w ogóle będzie wiedziało o każdym konflikcie." I o każdym wiedzieć nie musi, wystarczy, że wie o wystarczająco wielu, tych najbardziej istotnych i z odpowiednią regularnością reaguje na część z nich. Po osiągnięciu dostatecznej masy krytycznej tego typu reakcji, należy liczyć się z realnością sankcji. A czy musi być ona doskonale pewna? Nie. Grunt, aby była prawdopodobna w stopniu wystarczającym, żeby można było się na nią powoływać. "A coś takiego jak autorytet prywatnego sądu nie istnieje, tak samo jak nie istnieje autorytet prywatnej firmy produkującej np. buty." W oczach państwowca pewnie nie, ale wy najwyraźniej bez czyjegoś kańczuga nad swoją głową nie potraficie normalnie funkcjonować. Chociaż tak z ciekawości zapytam; czy autorytet średniowiecznych sądów kościelnych, niezależnych od państwa i konkurujących ze świeckimi w realizacji prawa karnego, cywilnego i administracyjnego, też uznałby pan równy temu należnemu firmom obuwniczym czy w tym wypadku z jakiegoś powodu byłby pan jednak bardziej łaskawy w ocenie? "Ekonomizacja sprawiedliwości powoduje, że jest ona rozpatrywana nie w kategoriach moralnych czy prawnych, tylko w kategoriach opłacalności a sprawę sądową traktuje się nie jako realizację zasady sprawiedliwości, tylko jak towar. I to jest w teorii Rothbarda chyba największym idiotyzmem." Albo: właśnie ta ekonomizacja sprawiedliwości wpływa na skuteczność jej egzekwowania w praktyce. Płacę za sprawiedliwość jako towar, to i wymagam jego dostarczenia, właśnie dlatego, że mi na nim zależy. A udowadniam, że mi zależy, bo płacę. Ludziom tak chętnie poddającym się państwu i broniącym jego monopolu, zależy pewnie już mniej, bo pod przymusem płacą za coś, czego nie otrzymują i częstokroć muszą się wręcz od niego domagać, aby w ogóle zechciało odpowiednio zareagować. No ale zawsze można pójść na marsze milczenia albo swoich pomordowanych w ramach poprawności politycznej upamiętnić kredkami na chodniku, jak każe obyczaj. Można także żebrać o podjęcie działania w telewizyjnych programach interwencyjnych. Cóż, w ramach pokrzepienia serc pozostaje się pocieszyć tym, że przynajmniej prawo jest jedno, odgórne oraz ujednolicone, aby było spójne z zasadą sprawiedliwości. :) Ad 5. Proszę się nie powoływać na obecność czy nieobecność danych praktyk w dzisiejszych realiach, skoro teraz system prawny wygląda zupełnie inaczej i w określony sposób wpływa także na przejawiane oczekiwania związane z przenoszeniem ciężaru odpowiedzialności jego utrzymywania. (Tak, że większość ludzi w ogóle nie zajmuje się kwestiami sprawiedliwości i popada w nihilizm.) Jego zmiana wiązałaby się także ze zmianą zarówno tych oczekiwań, jak i samych praktyk. I o to też chodzi. Ad 6 Z państwem najwyraźniej też nie możemy sobie zapewnić równorzędnej przemocy opartej na zasadzie sprawiedliwości, bo państwo oferuje jej tylko tyle, by zapewnić sobie panowanie, więc cóż to dla pana za różnica? Kiedy interes polityczny jest dla niego istotniejszy, bywa, że nie oferuje jej wcale. I co zamierza pan robić wówczas? "Alternatywą jest przemoc chaotyczna, partykularna i nakierowana na zysk a to się kłóci ze sprawiedliwością, czego anarchokapitaliści nie pojmują, bo myślą, że całą rzeczywistość opiszą sobie ekonomią. Oczywiście to się nigdy nie stanie, bo ekonomia nie jest właściwym narzędziem do opisu całej rzeczywistości." Ekonomia jest właściwym sposobem opisu skutecznego używania środków, tak by prowadziły do celów, czyli ludzkiego działania prowadzonego w realiach rzadkości dóbr. Mam więc dla pana złe wieści: dążenie do sprawiedliwości niestety również jest takim działaniem, zatem musi zakładać zarówno swoje cele i środki. To zatem oznacza, że za pomocą ekonomii jak najbardziej można wyjasniać fenomeny niemożności osiągania sprawiedliwości w społeczeństwie czy wszelkich nieefektywności w jej osiąganiu przez monopolistyczne instytucje, które obecnie tak chętnie tym zadaniem się obarcza. Bo sprawiedliwość ostatecznie jest dobrem, które trzeba wyprodukować jak każde inne, co też kosztuje. I podlega dokładnie tym samym prawom ekonomii, co cała reszta rzeczywistości. Monopol w ustawodawstwie będzie skutkował marną jakością powstającego prawa. Monopol w sądownictwie - wątpliwymi rozstrzygnięciami, rażącymi błędami procesowymi, opieszałością i marną obsługą stron. Monopol w usługach policyjnych - większą nieskutecznością czy czasem nieporadnością na najniższym poziomie stosowania prawa. Niską wydajnością rozpracowywania i łapania przestępców w stosunku do przeznaczanych na to środków. Jeżeli więc obstaje pan za koniecznością utrzymywania tych monopoli, proszę się nie dziwić, że w oczach libertarian będzie pan uchodził za kogoś, kto chce dokonać sabotażu sprawiedliwości w społeczeństwie, bo zależy panu wcale nie na sprawiedliwości, a jedynie na tym, żeby państwo miało wszędzie na nią wyłączność, sprawując niepodzielnie kontrolę - a zatem wszędzie ją też partaczyło jako monopolista. Jako zwolennik monocentrycznego systemu prawa w naszych oczach reprezentuje pan po prostu niższą kulturę prawną dającą mniejsze szanse na osiaganie sprawiedliwości. I dyskusja też jest mniej więcej taka, jak z ludożercą, który wyrósł w odpowiedniej tradycji i trudno go przekonać, aby racjonalnie swoje ludożerstwo porzucił. Ad 7 To nie jest prawda. Akurat Rothbard narzuca jedno rozumienie w sensie moralnym/prawnym, ustalając arbitralnie podstawowe kanony libertariańskiej teorii prawa, z czego zresztą ja robię mu zarzut, bo ten arbitralizm ograniczający, co może być dopuszczalną karą, a co nie, nie wynika bezpośrednio z samych fundamentów teorii uprawnieniowej, praw własności, samoposiadania czy działania wolnego rynku. Niemniej jednak, właśnie dlatego, że Rothbard to narzuca, doktor Wójtowicz może pisać noty o libertariańskiej teorii kary. I dlatego też klasyczny libertarianizm, w wałkowanej przez niego wersji, nie zakłada wcale aż tak bardzo wielkiego policentryzmu w przypadku ustawodastwa, jak się to panu wydaje [w przypadku sądownictwa i usług policyjnych, owszem jest on znaczny!]. Bo ostatecznie prawo ma być poddane dokładnie takim ograniczeniom w rozumieniu sprawiedliwości, jakie dyktuje sam Rothbard, a nie jakiś wolnyrynkowy spontan osiągany na bieżąco w ramach Zeitgeistu panującego w społeczeństwie. Zna pan tego Rothbarda, którego pan krytykuje, czy tylko presuponuje na czym polega jego stanowisko? Bo już nie wiem, czy nieironicznie polecić jego lekturę. Ad 8 Znowu fetyszyzuje pan przereklamowaną jednolitość prawa. Tymczasem nijak się ona ma do faktycznej skuteczności zabezpieczenia określonych dóbr moralnych. Weźmy pański przykład z pedofilią. Wcale nie jest powiedziane, że społeczeństwo stosujące jednolite prawo za pośrednictwem państwa, które ma je przynajmniej nominalnie wykonywać, osiągnie wyższą skuteczność w zabezpieczeniu dzieci przed pedofilami niż społeczeństwo stosujące bardziej selektywnie prawa antypedofilskie, opierające się wyłącznie na inicjatywie prywatnej. W takim Telford przez 40 lat (to znaczy prawie pół wieku!) państwo nie osiągnęło żadnej skuteczności, wręcz uniemożliwiało stronom dochodzenia sprawiedliwości a władze dla swojego interesu politycznego były w stanie ukręcać sprawie łeb i ją raz po raz wyciszać. Co więcej, aparat telewizyjnej propagandy państwa - BBC, pomimo posiadania informacji o sprawie, zlekceważył ofiary, ponieważ wolał - dla celów wizerunkowych czy politycznych - pomóc władzy w tuszowaniu sprawy w publicznym odbiorze. https://www.polishexpress.co.uk/gigantyczny-skandal-seksualny-w-telfod-tysiace-mlodych-dziewczyn-bylo-molestowanych-mordowanych-i-sprzedawanych https://wiadomosci.wp.pl/bbc-z-piekla-rodem-medialna-potega-w-ogniu-krytyki-brytyjczykow-6232583628150913a?nil=&src01=f1e45&src02=isgf Anglicy mają zresztą więcej takich przygód. Rodziny zadeptanych w wyniku nieudolności policji zabezpieczającej imprezę masową 96 kibiców Liverpoolu podczas tragedii na Hillsborough od 1989 roku walczą o sprawiedliwość z brytyjskim rządem. Dostarczają dowody fałszerstw policyjnych raportów, starają uruchamiać władze to lokalne, to na szczeblu centralnym, by wyciągnęły wreszcie odpowiedzialność tak wobec winnych zaniedbań organizacyjnych, jak również później przestępstw niszczenia materiału dowodowego w celu wypaczenia śledztwa. I co? Od lat zderzali się ze ścianą, byli karmieni przez polityków kolejnymi obietnicami, kurtuazyjnymi pierdoletami, ale sprawiedliwości jak nie było, tak nie ma. Chwała im, że dalej walczą, pamiętając o swoich, ale dlaczego są w ogóle do tego zmuszeni? Przecież to jest bezczelność. Zupełna granda. https://anatomiafutbolu.pl/felietony/sprawiedliwosc-dla-96-tragedia-na-hillsborough/ A poniższa sprawa? https://www.newsweek.pl/swiat/pedofiia-w-wielkiej-brytanii-skandal-pedofilski-newsweekpl/j4r2r31 Jak rozumiem, tak własnie wygląda modelowa realizacja zasady sprawiedliwości przez państwo. A najlepiej przejawia się w niszczeniu dokumentów, które świadczą, że ktoś został poszkodowany. Państwo przecież najlepiej wie jak każdemu oddać to, co mu należne. Widocznie ofiarom należne jest zapomnienie, bo taka jest aktualnie "racja stanu" i "interes społeczny", ot co. :) Otóż zawsze będzie istniała klasa spraw, w których interes polityczny państwa będzie kolidował z wykonywaniem funkcji sprawiedliwościowej a ponieważ priotytetem dla państwa zawsze pozostanie interes, nie będzie ono wtedy zainteresowane jakimkolwiek przywracaniem ładu moralnego - zwłaszcza wówczas, gdy to ono będzie go naruszać. Może się pan starać, ale raczej trudnym zadaniem będzie próba przekonania nas obu, że PRLowskie wyroki w aferze mięsnej, w procesie zabójców ks. Popiełuszki czy Grzegorza Przemyka albo z nowszych spraw - morderców Igora Stachowiaka to wszystko sprawiedliwość w czystej postaci. Życzę również powodzenia w oddawaniu tego, co komu należne w przypadkach poćwiartowanego w ambasadzie Dżamala Khashoggiego czy trutego nowiczokiem Nawalnego. Między innymi właśnie po to, by społeczeństwo uwolnić od państwowego "martwego pola sprawiedliwości", postuluje się zupełne oddzielenie wymiaru sprawiedliwości od polityki i jego prywatyzację. Dzięki temu wada polegająca na łączeniu funkcji politycznych ze sprawiedliwościowymi zostaje usunięta, ponieważ funkcje sprawiedliwościowe łączą się odtąd z działalnością gospodarczą, bezpośrednie związaną z realizacją potrzeb jednostki - w tym jej potrzeb moralnych. W tym układzie za sprawiedliwość się po prostu płaci i ten komu na niej zależy, może sobie ją kupić. Komu nie zależy - ten jej nie dochodzi albo nie uzyskuje gwarancji sprawnej reprezentacji (chociaż i tak może jako gapowicz skorzystać na tym, że inni w swoim imieniu aktywnie starają się ją sobie zapewniać, zapłaciwszy, wpływająac na wytwarzanie określonych oczekiwań oraz instytucji w społeczeństwie). Problem wąskich gardeł i polityków manipulujących materiałem dowodowym znika, a jeśli mamy podejrzenia, że dany sąd czy służby mające dostarczyć mu nasze zeznania, z dowolnego powodu nie są w stanie podołać zadaniu, możemy sobie znaleźć inne, czego przy totalnym monopolu dzisiaj się nam odmawia. Myślę, że gdybyśmy mieli przynajmniej element policentrycznego systemu prawa wyłącznie w aspekcie sądownictwa, nawet na poziomie średniowiecznego duopolu sądów świeckich i kościelnych, w przypadku sabotażu przeprowadzanego przez pierwszych, można byłoby iść na skargę do drugich. Duopol to zawsze coś lepszego od monopolu, chociaż jeszcze bezpieczeniej dla sprawiedliwości będzie, gdy konkurencja będzie nieograniczona. "Jasno i wyraźnie widać, że nawet sądy w anarchokapitalizmie sądziłyby się między sobą. Naprawdę nie widzi Pan, że to jest komedia?" Jaka komedia? To jest oczywista zaleta. Myślę, że w obu tych brytyjskich przypadkach paraliżu sprawiedliwości przez sądy i instytucje państwa, możliwość podania ich do alternatywnych sądów, zrobienia publicznych procesów z przedstawieniem dowodów ich celowego zaniedbania obowiązku i niezrealizowania deklarowanych funkcji, w normalnych warunkach bez istniejącego ich monopolu, skończyłoby się upadkiem ich autorytetu, bankructwem i zasłużonym przejęciem ich klienteli przez konkurencję. Komedia - i to dosyć gorzka - jest wystawiana teraz i widać ją we wspomnianych przykładach. 8. "Pana równie dobrze, na kanwie ignoranckiego indywidualizmu może nie interesować, że ktoś uzna seks z 5 letnim dzieckiem za normalny i będzie się tego dopuszczał – nie oznacza to, że prawo (prawdziwe, jedno i oparte na moralności) ma przewidywać jednolite kary za taki czyn." Nawet jeśli będą żenująco niewystarczające? Albo, gdy władzę w państwie przejmie jakaś zwariowana partia Zielonych, która postanowi zalegalizować związki z dziećmi w ramach emancypacji pedofilów jako kolejnej orientacji seksualnej? Będzie się pan dalej zachwycał prawdziwym, jednym i opartym na postępowej moralności prawem? Jak powyżej - w Telford pewnie w teorii istniało to osławione przez pana, prawdziwe, jedno i oparte na moralności prawo, ale co z tego, skoro nie było w praktyce realizowane przez ten sam monopol, którego przywileju pan tak uparcie broni? Panie Mirosławie, proszę w końcu zrozumieć, że nie znajduje się pan w położeniu zapewniającym możliwość przemawiania z pozycji kogoś posiadającego jakąkolwiek moralną przewagę. Wręcz przeciwnie; jest pan zwolennikiem utrzymywania monopolu wymiaru sprawiedliwości, zatem należy uznać, że popiera pan też lub godzi się ze wszelkimi szkodliwymi konsekwencjami, jakie ten monopol rodzi. W przypadku dziedziny zapewniania sprawiedliwości, nieefektywnością może być wyłącznie rodzenie niesprawiedliwości. I tego właśnie pan w rezultacie broni - przypisanej państwu, jakkolwiek by nie błądziło, wyłączności, nawet jeśli oznacza to skazanie nas wszystkich na jego "błędy i wypaczenia", które prędzej czy później się pojawią. Jak widać - w przypadku ścigania pedofilii również. A gdy państwo zawiedzie, do kogo będzie się pan zwracał o pomoc? Do nikogo, bo pokornie schowa pan głowę w piasek i skazę popieranego przez siebie monopolu objaśni w wielkim samozadowoleniu grzechem pierworodnym. Ad 9. "Człowiek jest rozumny, ale w stopniu ograniczonym – nie jest doskonały, więc ZAWSZE będzie błądził." A czy ja zabraniam mu błądzić? Nie, skoro jest to zgodne z jego naturą, niech sobie błądzi. Ale niech czyni to w ładzie, w którym będzie też miał możliwość zrezygnować z gorszego na rzecz lepszego, której pan mu w kwestii poszukiwania sprawiedliwości w społeczeństwie odmawia, skazując na tkwienie w jej ustawicznym niedostatku. Wprowadzanie monopolu w jakiejkolwiek dziedzinie nie powoduje, że upadek można załagodzić, wręcz przeciwnie - jedynie się go w ten sposób pogłębia. Człowiek nie jest doskonały, ale w monopolu robi się jeszcze gorszy, gdyż nie żywi obaw, że coś lepszego może go pokonać. A mając zapewnioną pozycję w ramach przywileju monopolistycznego, nie musi się też starać i może pozostawać miernym, bo i tak pozostali będą na niego skazanymi, bez możliwości wyboru. Pan chce czegoś takiego w kwestii sprawiedliwości. "Twierdzenie, że na wolnym rynku, który oparty jest właśnie o ludzkie działanie, czyli działanie niedoskonałych bytów, zawsze będzie dobrze i sielsko, jest niczym nie poparte." Ależ na wolnym rynku nie musi być doskonale - wystarczy, że będzie lepiej. Ponieważ wolnego rynku w kwestii sprawiedliwości nie mamy, wiemy też, że mamy gorzej. "Zgadzam się, że mimo to w warstwie gospodarki wolny rynek jest systemem nie tylko optymalnym ale i sprawiedliwym. Ale nie jestem ślepy, żeby nie wiedzieć, że problemy również się na nim pojawią, bo nie istnieje system doskonały, który będzie w stanie wyeliminować zło, będące efektem m.in. zepsucia ludzkiej natury." Wymiar sprawiedliwości również powinien być traktowany jako warstwa gospodarki, bo w zasadzie i tak nią jest, skoro należy go opłacać, tylko że dzisiaj znacjonalizowaną, okupowaną, ograniczoną i okaleczoną przez państwo i politykę, która koślawo będzie określać, jak ma on działać, zamiast jak przy większości pozostałych produktów, pozostawić tę decyzję otwartą bezpośrednio konsumentowi, by ten wybierał wedle własnego uznania, głosując bezpośrednio swoimi pieniędzmi a następnie zostawał z wybranym produktem i dokonywał jego oceny. A pan chce, abyśmy tkwili dożywotnio w błędzie, ponieważ uszlachetnił pan ów błąd.