Jak będzie w 2k17? >2k17 >Lipiec >Piękne słońce >Ale w piwnicach chłodno >Piwniczaki jeszcze rzadziej wychylają łepki >Akurat lurkujesz >Wchodzi tate >Hehe, słyszałeś? >Co? >Hehe >No co? >Wyłączą Internet! >Cooo.avi? Nie zapłaciłeś? >Nie nam w sensie nam, tylko nam w sensie Polsce! >Prawie się poryczałeś >Co, jak, dlaczego? >Ano, krucjata się szykuje... >PiS zamierza wyruszyć na krucjatę >Do Internetu >Usunąć wszystkie pornole >XD >Przecież to niemożliwe >Twarz ojca się nachmurzyła, bo też z neta korzysta >Co prawda do przeglądania gównostron i oglądania meczy >Ale jednak >Dlatego pewnie prędko go nie odblokują, odparł >Wyszedł >Wracasz do jbwa >Jakiś lag >Brak sygnału >Zaczęło się >Godzinę później dostałeś smsa >O chuj, jak dawno nie dostałeś smsa od kogoś innego niż mame >No i operator, tak, on zawsze o Tobie pamięta >Elo anon, słyszałeś, że nie ma neta? >Zaraz dostajesz drugiego sms'a, trzeciego, czwartego >Normalnie to byłby mesenger, a tak zbankrutujesz >Ale ma to swój urok, przypomina Ci się smsowanie w gimbazie >Ustawiacie się na piwerko >Przyjemnie wyjść na piwerko >Powspominać dawne czasy >NIKT, NIKT nie grzebie w telefonie >W sumie to nie mają po co >Jeden z ziomków wyjmuje zieloną teczuszkę >Ej, chłopaki, hehe, trzeba sobie radzić bez neta, co nie? >Skubany wydrukował pokaźną kolekcję memów > Przeglądacie sobie, jak rodzice kiedyś albumy ze zdjęciami >Dobra atmosfera >A ja napisałem pastę! >Drugi ziomek czyta pastę o papaju i mango >Jest zajebiście >Po kilku piwkach przychodzi pora na poważniejsze dyskusje >Jak zwykle schodzi na politykę >Troszkę hurr durzenia, jeden koleś się obraził >Co nic nie gadasz? >Zbanowałem was >Dopiero po chwili się zaczaił, że nie może >Z bólem przyznał oponentowi rację >Rano, lekki kac >Pięć smsów >Dziś, 15, gała >Ej anon, masz taką i siaką książkę? >Ej anon, idziemy dziś znów na piwo? >O chuj, dopiero rano, a dzień juz się zapełnił >Pogramy w coś w multi? >Nie ma przecież neta >Starszy brat wraca po chwili ze starym laptopem >Heroes III >Jak za dzieciaka >Zamiast wkurwiać się na upośledzone, rosyjskie dzieci z LoL'a, wkurwiasz się na brata obok, który spuszcza Ci bęcki >Ale to jest przyjemne >Mame prosi, anon sprawdź mi jedną rzecz >Już, zaraz wygooglam >Aha >Zesram się >Wygrzebujesz zakurzoną encyklopedię >Przy okazji czytasz kilka sąsiednich artykułów >Czuj dobrze człowiek >Budzisz się w jakimś dziwnym gabinecie >Nad Tobą stoi jakiś doktorek z wahadełkiem >Już anon, wybudziłeś się? >Co, gdzie? >Jesteś w centrum leczenia uzależnień >Miałem za zadanie wyleczyć Cię z uzależnienia od Internetu >Co zrobisz jako pierwsze, po wyjściu z ośrodka? >Sprawdzę jebawkę >Budzisz się znów >Szybko otrząsasz się z dziwnego snu >Jaka Incepcja xD >Przypominasz sobie, że faktycznie Internet został zakazany >Piszesz więc pastę, drukujesz i przybijasz pliczek do płota >Ludzie je biorą i rozwieszają dalej >Namiastka normalności >Nagle objawia Ci się nie kto inny, a świętej pamięci Janusz Korwin-Mikke >"Jeżeli wolność ma wrócić do tego kraju, musi się reaktywować jebawka, gnoju" >"Ależ Januszu, jak to uczynić bez Internetu?" >"Rurururururkowce, Cię poprowadzą!" >Forum Internetowe, ale bez Internetu >Forum Internetowe, ale bez Internetu >Forum Internetowe, ale bez Internetu >Forum Internetowe, ale bez Internetu >Hmmm... >Co jeszcze kojarzy Ci się z Forum >Forum Romanum >Idziesz na bazar, największy w mieście >Od razu przykuwa Twoją uwagę czarno-żółty kram >Tłocz się przed nim sporo ludzi >Od razu poznajesz dawnego admina >Rotacyjnie, po dwie godziny dziennie pilnują, by poziom dyskusji był wysoki >Ludzie przychodzą tam, wymieniają się wydrukowanymi memami i pastami >Odbywa się wiele ciekawych dyskusji >Nawet wprowadzono wymianę zdań jak na forum >Są kartki, ludzie zostawiają "post" >Inni komentują >Wszystko działa >Pewnego dnia budka zostaje zamknięta >Zastajesz ślady krwi, podarte kartki i memy >Ktoś postanowił was powstrzymać >Mylił się jednak – tej siły już nie powstrzymają *** >Stoisko wyglądało jak fejkowa grupa KODu >Nie ostał się kamień na kamieniu >Pomyślałeś – zdrada >Już wiedziałeś kto byłby zdolny do tak krwawej rzezi >Jednak po chwili stwierdziłeś, że raczej nie >To reżim zaatakował >A w Polsce jest teraz tylko jedna siła, która może mu stawić czoła >I nie są to korwiniści >Słyszałeś, że osiedlili się w lesie za Pruszkowem >Żyją prawem wilka >Jedzą mięso >I w ogóle >Niezłomni >Nieugięci >Komitet Obrony Demokracji >Nie znajdziesz ich, to oni muszą znaleźć Ciebie >Operacja ta będzie bardzo ryzykowna >Nie masz jednak wyboru >Wchodzisz do prastarej puszczy >Wygląda, jakby żyły tu wielkie pająki i mroczne elfy >Nie przetrwałyby one jednak w starciu z KODowcami >Nagle sztywniejesz przerażony >A jak uznaja Cię za szpiega PiS? >Masz plan >Krzyczysz na cały głos >Jarosław Kaczyński gwałci małe dzieci! >Z pobliskiej brzozy spada gruby, wąsaty Janusz >Zwija się ze śmiechu >Turla i kwiczy >XDDDD >Co ty żeś powiedział? >Od dawna byłem już obserwowany >Byłem w szoku, że złapali tak biednego bajta >Janusz przedstawił się jako Janusz >Zaprowadził mnie do kwatery głównej >Na tronie uwitym z dębowych i brzozowych witek i mchu >Siedział człowiek w masce >Przedstawił się jako Demokrata >Ludzie patrzyli na niego z szacunkiem uznaniem >Opowiedziałem mu o tym, że tylko wolnościowy trollnet, jest w stanie obalić PiS >Skinął głową ze zrozumieniem >Twoi przyjaciele skończyli w pierdlu w Sztumie, odparł >Nie jesteśmy w stanie ich odbić >KODziarze byli wdzięczni, że dostarcztłeś im dużo lolcontentu na temat PiS >Odprowadzili Cię aż do granicy lasu >W dodatku obiecali rozwiesić w każdej większej miejscowości wiadomość >Wiadomość, którą zrozumie każdy śmieszek, troll i wolnościowiec >Mieszanka wybuchowa >Był to prosty, bezbecki mem >"Skończycie w pierdlu w Sztumie" ~ Andrzej Duda do administracji JBWA. >W dole podana data >Pora się przygotować, a później odwiedzić Sztum. >Zgodnie z planem, wiadomość rozeszła się po kraju >Do miejscowości Sztum zjechali aktywiści z całego trollnetu >Okazuje się, że podobne próby co w Warszawie, miały miejsce wszędzie >Z mniejszym lub większym powodzeniem >Wszędzie skończyły się podobnie >Przed bramą więzienia stoi nie kto inny, a znany działacz związkowy >Piotr Szumlewicz, pseudonim "Sztumlewicz" >Wrota te staną przed wami otworem, jeżeli rozwiążecie zagadkę >Ile powinny wynosić podatki! >Wszyscy patrzycie po sobie, a jakiś akapek wypala >0% KURWA! >Szumi coś mruknął, coś tupnął >Zaczął się cieszyć i skakać >Oczywiście, że tak! Gdy uspołecznimy środki produkcji, podatki nie będą potrzebne, nie pełnią one znaczącej roli w gospodarce centralnie sterowanej! >Wszyscy patrzą na akapka z podziwem >Akapek patrzy na Szumiego jak na debila >Szumi tańczy jak szalona >Wewnątrz zastaliśmy całkiem przytulne pomieszczenia >Naczelni polscy wolnościowcy, admini tych i innych jebawek >Naczelne śmieszki i trolle libnetu >Wszyscy grali w kalambury >Wpierdalali bez opamiętania pizzę hawajską, pili piwo marki Vip i bawili się świetnie >Cały oddział szturmowy zamarł w bezruchu >Nikt nie mógł pojąć ani uwierzyć w to, co właśnie zobaczył >Okazało się, że podjęta została rezolucja, za plecami całej społeczności >Na ścianie wisiał wykonany na modłę napisu "Arbeit macht frei" tekst: >PiS mieści się w formule Liberalnej Demokracji *** >ZDRAJCY >Wrzawa rozeszła się po całym pomieszczeniu, a okrzyki odbijały się echem od ścian >Sprzedaliście duszę Jarosławowi! >Bandyci! >O Bogowie, walka! >Po chwili jednak sytuacja się uspokaja, postanawiam wypytać ich w czym rzecz >Nie mieliśmy żadnego wyboru! Albo Sztum albo czapa! >Chętnie pomożemy w obaleniu PiS! >Pasta o Żydzie w Fable, to niedościgniony i wyimaginowany ideał. To przesłanie, idea, która łączy ludzi, pozostawia nutkę tajemnicy i niepewności, jak internetowy Święty Graal. Nie chodzi o to by złapać króliczka, ale by gonić go. >Nikogo to nie przekonało. Opuściliśmy Sztum. W obaleniu PiS może nam pomóc tylko ekipa prawdziwych bohaterów, niezdeprawowanych władzą i koneksjami >Kogo? Odpowiedź na to pytanie znajduje się w Paście o Żydzie z Fable >Anony popatrzyły po sobie z powątpiewaniem >Skoro nasi Internetowi guru zawiedli, jak znajdziemy Pastę o Żydzie w Fable? Kto nas poprowadzi? >Miałem gotową odpowiedź >Chyba zapomnieliście, że dla libertarianina, nie istnieją autorytety. Pasta o Żydzie w Fable od dawna jest w waszych sercach >Ale my jesteśmy anonami, powiedzieli chórem, po czym opowiadali: >Moje posty były zawsze sagowane >Pod moimi pisali, że jestem kucem, szurem i spierdoliną >Dostałem bana nawet na AA :/// >CISZA >Wtem odezwał się anon, taki sam jak inne anony i powiedział łamiącym się głosem >Mój stary zna Pastę o Żydzie w Fable >A kim kurwa jest twój stary? >Fanatykiem Wędkarstwa. >Wizyta w chacie anona była trudna logistycznie. Większość gromady została w sztumskim lesie, natomiast ja i dwóch wybrańców ruszyło wraz z nim >Skąd twój stary ma tę pastę? >Nie wiem >WTF >Wbijamy do mieszkania, a tam przy kielichu siedzą: >Robert Makłowicz >Zbigniew Stonoga >Ojciec Fanatyk Wędkarstwa >Wojtyła >Owsienko >Jaglak >Podchodzę do Owsienki i wyjebałem mu blachę w potylicę a on tylko: >Kurwa znowu? Ja pierdole, przez tę pastę musiałem sobie wstawić tytanową blachę w potylicy... >Faktycznie, ręka dość mocno spuchła >Eee... Dzień dobry? >Sorry kochani, lecę odebrać Amelkę z przedszkola, powiedział Jaglak i uciekł >Czego chcesz synek? - spytał lekko podpity Fanatyk >Potrzebujemy Pasty o Żydzie w Fable >Zapadła martwa cisza >Jej jedyna wersja, jedyny rękopis znajduje się w archiwum watykańskim >Od kiedy wyciekła sprawa z rzezią wołyńską, mam utrudniony dostęp, westchnął papaj >Na szczęście, nauczyłem się jej na pamięć, podczas gdy z Karolem zwiedzaliśmy pałac Habsburgów. Towarzyszyła nam każdego wieczoru, przy lampce wina! - Wykrzyknął Robert wypinając swoją wątłą pierś >Wszyscy ze zniecierpliwieniem nadstawili ucha, a brzmiała ona tak: Nie można być większym wygrywem, niż urodzić się Żydem w pierdolonym świecie Fable. Serio. Kurwa ojciec mój, Abraham zawsze powtarzał: Zarabiaj dolany synu, a pewnego dnia będziesz wielki. No i może by coś z tego było, w końcu ojciec prowadził prosperującą firmę, ja – jako jego pierworodny syn, Juda, miałem ją odziedziczyć. Niestety naszą wioskę napadli bandyci, wycięli ją w pień, płakałem motzno. Uciekałem, próbowałem wydostać się z płonącego piździdołka, pewnie również bym poległ, gdyby nie znalazł mnie jakiś czarodziej na kiju. -Jestem Maze mała spierdolinko. – Rzekł. -Jestem… -Nie interesuje mnie twoje imię. To nieistotne. No i mnie uratował. Tak zaczęło się dla mnie zupełnie nowe życie. Zostałem zabrany do Gildii. Niestety nie kupieckiej, co od początku sprawiało mi problemy. -Uderz tę kukłę. – Warknął Mistrz. -Ale tak za darmo… ? -Po prostu uderz kukłę! -A co z tego będę miał? -Musisz się nauczyć walczyć! Bij kukłę! -A może mała wymiana? Ja uderzę kukłę, a ty dasz mi swój miecz. -Cooo.avi? -Tak, za darmo to nawet w ryj nie dają. Okazało się, że święte przysłowie mojego taty nie zawsze się sprawdzało. Wtedy pierwszy raz dostałem za darmo w ryj. Koniec końców nim moje szkolenie dobiegło końca udało mi się wynegocjować całkiem sensowne stawki. Dolan za poprawne cięcie, dwa za perfekcyjny strzał z łuku i pięć za skuteczne zaklęcie. Zawsze zastanawiało mnie czy mój trening był tak krótki dlatego, że byłem taki dobry, czy dlatego, że skarbiec Gildii pustoszał. Jakoś w międzyczasie poznałem Szept. Nie miała tak doskonałej motywacji do treningów, ciągle pierdoliła coś o pomaganiu biednym xD. Miało to swój urok, od samego początku czułem, że będę mógł na niej zarobić. Pierwsza misja i zabicie Królowej Os. Podjąłem się wszelkich możliwych wyzwań, w końcu każdy dolan się liczy. Prosta kalkulacja ekonomiczna pozwoliłaby mi jednak stwierdzić, że ubranie majtek mogło oszczędzić mi długiej, bolesnej, a co gorsza cholernie drogiej operacji wyciągania żądła z penisa. Niemniej misja zakończyła się sukcesem. Kolejne misje, kolejne dolany. Podczas gdy inni bohaterowie przechadzali się w złotych zbrojach i mieszkali w pałacach, ja spałem w holu Gildii i nosiłem szaty uczniaka. Dopiero wpierdol od Szept w pojedynku na zabijanie Hobbesów skłonił mnie do pewnych inwestycji. -Juda, twoja siostra Estera żyje. – Pewnego razu z zafrasowaną miną powiedział mi Mistrz Gildii. – Bandyci którzy złupili waszą wioskę trzymają ją w niewoli. Jednakże nie przejąłem się tym za bardzo. Bardziej preferencyjne warunki mogłem znaleźć w misji na ubicie trolla, po siostrę wysłałem Szept xD w końcu i tak chciała pomagać biednym i pokrzywdzonym. No ale nie byłem potworem bez emocji. Spotkałem się z moją krewną w posiadłości 50 twarzy Greyów. -Juda mogłeś osobiście się pofatygować mnie uratować. – Westchnęła na przywitanie. -Nie lada chata. – Powiedziałem i zagwizdałem. – Jeżeli nie ma aktu własności, to przejmijmy ją przez zasiedzenie. Ostatecznie możemy ją sprzedać i zarobić sporo grosza. -Jestem wróżbitką Juda, wiem co wkrótce cię spotka! -Co prawda nadaje się do generalnego remontu, lokacja niezbyt korzystna, jednak małe przemeblowanie i rewitalizacja okolicy, pozwolą osiągnąć korzystny przelicznik! -Jack Rzeźnik cię zabije, a nasza matka żyje! – Krzyczała zdesperowana Estera. Równie dobrze mogłaby pokazać cycki, nie zwróciłbym na to uwagi. Pospiesznie zacząłem renowację i sprzątanie opuszczonej posiadłości. Zabijałem trolle, kupców i inne bestie, w zależności od tego jaki był przelicznik za łeb. Koniec końców wszedłem w posiadanie domu w każdej wiosce, włączając posiadłość Greyów, będącą moją wisienką na torcie. Intratne umowy wynajmu przynosiły mi konkretne sumy każdego miesiąca. Moja sława dotarła aż do uszu „wielkich tego świata”. Ucieszyłem się, bo na pewno byli wielcy również pod względem majątku. Nie myliłem się, sama pani burmistrz spojrzała na mnie łaskawym okiem – a na styku polityki i biznesu, robi się najlepsze pieniądze. Wiedziałem jednak, że żeby zdobyć jej majątek muszę dokonać czegoś wielkiego. Jak to mawiał dziadek: „Przez serce do majątku”. Nadarzyła się w końcu okazja do solidnego zarobku. Podczas gdy moje aktywa wciąż pracowały na moją rzecz, otrzymałem zaproszenie do walki na Wielkiej Arenie. Mmmm $$$. Wadą walki na Wielkiej Arenie był fakt, że musiałem współpracować z Szept. Było to jednak również jej ogromną zaletą. Służyła mi jako tarcza, mięso armatnie, osłona, bariera, kierowałem na nią całą nienawiść i furię przeciwników. Tym łatwiej było zdobyć bonusową nagrodę w postaci dodatkowych dolanów za jej głowę. Od zawsze miałem rację, czując w niej piniądz. Niestety, nie wszystko miało dalej iść tak gładko. Trauma, więzienie, niemoc doglądania inwestycji, pieniądze uciekające przez palce, intratne kontrakty które konkurencja właśnie sprzątała mi sprzed nosa… Te i inne, jeszcze gorsze myśli dręczyły mnie w lochach Jacka Rzeźnika. Z jednej strony bardzo gościa polubiłem, w końcu dzięki niemu sporo zarobiłem na Arenie, jednak precyzyjne wyliczenia w pewnym momencie zaalarmowały, że przez pobyt w jego celi utraciłem więcej, niż wcześniej zarobiłem z jego pomocą. Poczułem gniew. Stał się moim wrogiem i w tym momencie wiedziałem co muszę zrobić – doprowadzić go do bankructwa. Ten chory zwyrol wynajął innego chorego zwyrola, co gorsza poetę, żeby ganiał nas na golasa po twierdzy. Żeby jeszcze można było za to jakiś hajs wygrać, ale nie. Jednak powoli i skrupulatnie wcielałem w życie mój plan. -Ile Jack wam płaci? – Zagajałem strażników. – A brutto czy netto? Podburzałem jego autorytet, negowałem wartość oferowanych przez niego umów, obiecywałem złote góry. Zaowocowało to strajkiem głodowym, o którym wiadomość jednak dziwnym trafem nie dotarła do szefa. Droga wolna. Okazało się, że w więzieniu była również moja matka. Zabrałem ją, zaoferowałem kilka lokali do wyboru, w bardzo rozsądnej cenie. Ostatecznie lepszy jest najemca, co do którego masz pewność, że nie nawpuszcza Hobbesów do piwnicy. Wróciłem w glorii chwały, na szczęście większość inwestycji wciąż prosperowała. Kolejne misje, kolejne dolany, aż trafiłem ponownie przed oblicze Pani Burmistrz. Tym razem, niosąc czarną różę w dłoniach, nie miałem zamiaru się płaszczyć. Po zdobyciu jej serca, do zdobycia majątku pozostały tylko nieliczne, nudne formalności, takie jak ślub. Niestety, Jack znów psuł mi interes. Już miałem zamiar mu wybaczyć pobyt w więzieniu i wyścigi w gatkach, a ten zaczął dewastować Albion. Szybki rachunek zysków i strat przekonał mnie, jak daleko idące niekorzystne ekonomiczne konsekwencje to przyniesie. Biegałem z różnymi fajfusami od kamienia do kamienia, bez skutku. Jack Rzeźnik postanowił zniszczyć Gildię. Patrząc na marmurowe ściany, na posadzkę w holu na której latami spałem, na wszystkie piękne wspomnienia, tysiące zarobionych dolanów, moja furia narastała. Na podłodze tuż za progiem leżał Mistrz Gildii, rozsmarowany na pół korytarza. -Dlaczego nie próbujesz ratować majątku Gildii?! – Krzyczałem w szale. -W twoim życiu jest tylko kilka, cztery, może pięć momentów, w których możesz zostać bohaterem. Nie wstajesz jako bohater, nie jesz śniadania jako bohater i nie srasz jako bohater… - Zaczął prawić morały Mistrz. Olałem puste frazesy, ruszyłem szukać Rzeźnika. -Mam twoją siostrę, niepokonany miecz i unlimited power! – Wykrzyknął Jack. -Tylko nie próbuj opowiedzieć mi historii Darth Plaegueisa… - Westchnąłem. Nieźle go to rozeźliło. Zaczął ciskać we mnie zaklęciami bez opamiętania, jakby mana za darmo na ulicy się walała. Po długiej walce ostatecznie poległ pod ostrzem, jak onegdaj niep poległ Izaak. W życiu zdarzają się bardzo trudne wybory. Kiedy dowiedziałem się, że zabijając siostrę, mogę otrzymać najpotężniejszy miecz w dziejach świata, naprawdę długo byłem rozdarty wewnętrznie. -Wystawić go na licytację, czy przechować, licząc na to, że jego wartość wraz z czasem jeszcze wzrośnie? – Mruknąłem pod nosem, ocierając go z krwi. Ostatecznie stał się i do dziś rekordowym przychodem w gotówce jaki osiągnąłem. Gildię odremontowałem i przekształciłem w dom aukcyjny, nazwany na cześć tragicznie zmarłej siostry xD. Licytacje broni, zbroi i innych cudów wianków gromadziły każdorazowo tłumy, a i inne inwestycje nie zawodziły. A miecz? Kupił go jakiś gość w kapturze, po czym prędko udał się na północ. Ostatecznie nie ma to znaczenia… >Wszyscy zwijali się ze śmiechu, gdyż była to najlepsza pasta jaką w życiu słyszeli, tylko ja znałem straszną prawdę: >Debile, to nie ta pasta >Zapadła martwa cisza, gęsta jak sos z płodów >Napisałem ją sam, a potem wszyscy ją tostowali, ale to jebany fejk, debile! >Cisza była już tak gęsta, że można było na niej zawiesić siekierę, gdy odezwał się Fanatyk: >ALE PAPIEŻA TO TY SZANUJ! >No i już miał wstać i wygłosić pastę o Rozumie i Godności Człowieka, gdy papaj rzekł: >DOŚĆ >Wtedy Zbigniew Stonoga wstał od stołu i powiedział: >Wszystkie me wyroki, cały mój pot i krwawica, kukle rozdrapane do krwi, wszystko nie może iść na marne >A co to te kukle? - spytał któryś z anonów >Kukle to są dupa >Wstałem, wypiąłem dumnie pierś i powiedziałem najpiękniejsze słowa w historii tego kraju: >Pasta o Żydzie w Fable, to niedościgniony i wyimaginowany ideał. To przesłąnie, idea, która łączy ludzi, pozostawia nutkę tajemnicy i niepewności, jak internetowy Święty Graal. Nie chodzi o to by złapać króliczka, ale by gonić go. >Jeszcze jak... >PiS nie obalą pasty, memy, żarty, nie obalą też piwniczne partie na kiju. Nie są w stanie zrobić tego śmieszki, kuce ani kodowcy. Ale skoro nie może być lepiej... Niech będzie śmieszniej. >Wszyscy z uwagą nachylili się, by posłuchać co mam do powiedzenia >Gdy przybyliśmy do naszej armii śmieszków w takiej obstawie, rozległy się vivaty i gromkie brawa. Wszyscy chcieli wychylić kielona ze Zbychem, zapytać Ojca o to, co jest królem rzek, wyjebać Owsience blachę w potylice i pośmieszkować z papajem. Największa kolejka ustawiła się jednak do Roberta, który zaraz po przybyciu racząc się tokajem, zaczął gotować wielki gar zupy >Po chwili jednak spojrzawszy na tłum stwierdził, że nie nakarmi nim głodnego ludu, poprowadził go więc nad jezioro. Tam miał miejsce pierwszy cud >Ale ta zupa jebie mułem >W mojej pływa glon >Kurwa, kto zapłaci ten rachunek za prąd >Mordy w kubeł! Macie okazję jeść pierwszą w świecie jeziorową! >Gdy tłum się posilił, Zbigniew Stonoga wygłosił wielką improwizację. Od początku do końca, z głowy, jak w dniu wyborów >Ogromne owacje które zebrał, dodały wszystkim pewności siebie >Przedstawiłem zebranym swój plan >Większość była sceptyczna, ale ostatecznie z taką pomocą, co mogło pójść źle? >Przygotowania ruszyły pełną parą, a pracy było mnóstwo Tydzień później, Warszawa, dawny Pałac Kultury i Nauki, obecnie Pałac Prezesa >Nie wierzę, że to się stanie. Ktoś nas złapie >Wszystko będzie dobrze... Są! Są na górze! >Faktycznie, grupa anonów niosących coś przypominającego wielki dywan pojawiła się na szczycie. Później druga, trzecia, czwarta >Zaczęło wschodzić słońce, Warszawa smutna jak pizda, gdzie Hitler i Stalin zrobili co swoje, budziła się naszymi marzeniami >Kiedy lud wybył na ulicę, by odmówić przymusowo wspólny różaniec, dywany poszły w dół. Okazało się, że to gigantyczne plakaty wyborcze najjaśniej nam panującego prezydenta z drobną korektą >ANDRZEJ DUPA >To już? Spytał mnie anon, drapiąc się po głowie >Tak, już. Nasza misja wykonana >Zadowolony odpaliłem skręta, by wprowadzić się w stan nirvany, towarzyszący od wieków największym wolnościowym myślicielom >Anon westchnął głośno, na dachu właśnie Święta Milicja pałowała naszych towarzyszy >Serwiński, jesteś jebanym bezbekiem Koniec