dzielnie mój Vaporeon. Jest już zmęczony. Pojedynek z Chandelure mocno go osłabił. To był
już piąty pokemon na mojej drodze. Został jeszcze tylko jeden, ale zaczynam mieć coraz gorsze
przeczucia. W sumie nic dziwnego jak wspomnieć dzisiejszy dzień.
Gdy rano dotarłam do sali w mieście Accumula by wyzwać Lidera i zdobyć kolejną
odznakę, nie mogłam przewidzieć że przeżyje taką przygodę. Teren sali był przeogromny,
odgrodzony wysokim płotem. Nie mogłam już
pojedynek w tej sali jest przeżyciem jedynym w swoim rodzaju. W głównym wejściu przywitał
mnie dżentelmen w średnim wieku. Ku memu najwyższemu zdziwieniu wręczył mi lekką zbroję,
drewniany miecz i powiedział że moim zadaniem jest uratowanie księżniczki. Ale muszę się
spieszyć gdyż mam tylko godzinę by tego dokonać. Zaprowadził mnie do pięknie zdobionych
drzwi i zostawił samą. Okazało
bajkowa kraina. W dalekim kącie ogrodu widniała wysoka wieża okolona fosą. To tam musi być
księżniczka-pomyślałam. Ruszyłam biegiem by wypełnić swoją misję. Daleko nie dotarłam gdy
zobaczyłam ruch w wysokiej trawie. To był Scolipede. Na szczęście mój Houndoom dość
szybko się z nim uporał. Nie zaszłam daleko gdy na drodze stanął mi Serperior. Tym razem
Houndoom nie podołał i musiałam wezwać Beautifly. Po pokonaniu przeciwnika ruszyłam dalej
w kierunku fosy. Przez wodę, ku wejściu do wierzy, prowadził misternie wykonany mostek. Nie
zdążyłam nawet na niego wejść, gdy z jamy przy brzegu wynurzył się Krookodile. A chwile
później z fosy wyłonił się Samurott. Zapowiadała się walka dwa na dwa. Jako pomoc dla
Beautyfly wezwałam Carnivine. Typ trawiasty powinien się świetnie sprawdzić w tym
pojedynku. Walka była zacięta. Musiałam odwołać pokonanego motyla i wesprzeć się
Weavilem. W końcu udało się. Droga do wierzy była wolna! Przyzwałam pokemony i ruszyłam
pędem do środka. Po przejściu przez wrota zobaczyłam wysoko sklepioną salę. Z lewej strony
widziałam otwarte drzwi, a za nimi kręte wysokie schody. Pamiętając o ograniczeniu czasowym
ruszyłam naprzód. Szybko okazało się, że byłam zbyt nieostrożna. Z ciemnego zakątka sufitu
spłynął na mnie pióropusz ognia. To Chandelure unosił się leniwie pod sklepieniem. Wezwałam
Vaporeona. Walka była zażarta, ale na szczęście krótka, wyznaczona mi godzina niedługo miała
upłynąć. Odrzuciłam zawadzający miecz i ruszyłam pędem ku schodom.
i widzę praktycznie pustą komnatę. Na środku pokoju stoi stolik i fotel. W fotelu siedzi kobieta
w pięknej szmaragdowej sukni. Patrzy na mnie uważnie i uśmiecha się.
- Witaj, nazywam
sam szczyt wierzy. To zostaje ci już tylko pokonać złego smoka nieprawdaż? – Mówi i rzuca
przed siebie pokeball. Na środku pokoju pojawił się ogromny Druddigon. Vaporeon dzielnie
podejmuje walkę, ale zmęczenie daje o sobie znać i szybko musi poddać się przeciwnikowi. Z
pokemonów zdolnych do walki został mi już tylko Weavile i wciąż w pełni sił Donphan.
grilluje mięsko jakieś.
mój pokemon
Obejrzał się zaskoczony i zmierzył mnie wzrokiem.
- Nie, Ducklett. Swanna jest
Jasne. Duckletta łatwiej złapać, a smak tu nie ma nic do rzeczy.
Inaczej wyobrażałam sobie to spotkanie, miało być groźnie, miała być walka,
chwała, trofeum, a jest jak na pikniku. W dodatku od tego upału pot spływa ze
mnie wsiąkając w rzemienie, plecy mam mokre, włosy mokre, cała jestem
mokra. Dobrze, że się nie kurzy. Podczas spiętrzania chmur zjawiskowych
potrafi nieźle wiać, a piaski niesione wiatrem z Pustynnego Kurortu są ostre.
Byłabym załatwiona na cacy.
- Dobrze, że się nie kurzy, bo byłabyś załatwiona na cacy – sapnął
Druddigon
sprawnie broni
- Co ty nie powiesz..? – spytałam zła. Miałam wrażenie, że czyta moje
myśli. Nie, to niemożliwe – mruknęłam do siebie dodając sobie otuchy.
- Przyszłam po Kocilinkę – odezwałam się
Weavile i wezwać Donphana. Sytuacja zaczyna wyglądać nieciekawie. Nie mam już przewagi
typu. Jeżeli mam wygrać
oddasz ją dobrowolnie, albo…
- albo co? – przerwał mi zerkając spode łba na mnie. Przerwał grillowanie
z łapą zawieszoną wpół ruchu. Zrobiło się niezręcznie. Powoli przełknęłam ślinę
wolnym ruchem ręki sięgając po pokeballa. Zamachnęłam się.
- albo jajco! – krzyknęłam rzucając w niego Masterballem. To znaczy, tak
mi się wydawało.
Tutaj muszę
wpadam na genialny pomysł. Ściany! To co ogranicza Donphana mi może pomóc. Odbijając
się od murów Donphan wymija Druddigona i wykorzystując sufit uderza przeciwnika od tyłu,
prosto między skrzydła.
zapanować. Miał być Masterball, poleciał czerwony Pokeball. W zasadzie
niewielka różnica, ale…
Druddigon
kończący cios. Udało się pokonać strasznego smoka. Wygrałam z liderką sali!
ze skwierczącym obiadem. Zamachnął się, aby mi przyłożyć i wysłać co
najmniej na Górę Odwrotu.
-
niepokiereszowanym. - Chcesz mieć żarcie, przyprowadź księżniczkę
Żywą! – wrzasnęłam, żeby nie było wątpliwości. Sapał, ryczał, nawet patyk,
który trzymał, wyrzucił w krzaki. Ale nie uderzył. Widać, dżentelmen.
- Przyszłam po księżniczkę Kocilinę, wypuścisz ją, oddam ci grilla, innej
opcji nie ma – powtórzyłam wycierając pot w czoła.
- Nikomu jeszcze nie udało się pokonać
przekonać do uwolnienia mnie - odezwała się cicho księżniczka - dziękuję.
Milczałam. Grzebiąc patykiem w ognisku mimowolnie dotknęłam kieszeni.
Druddigon zdziwi się gdy zobaczy, że dostał pustego pokeballa. Pewnie pysk
poczerwienieje mu ze złości. Szkoda, że tego nie zobaczę…
* * *