Facebook
From Morose Mockingbird, 4 Years ago, written in Plain Text.
Embed
Download Paste or View Raw
Hits: 199
  1. Mój cały jebany blok zamienił się w ostatni bastion ludzkości. Tak, wiem jak to brzmi, ale zaufajcie mi bo inaczej się tego nie da kurwa ująć. A nie, przepraszam, teraz mi przyszło do głowy równie trafne określenie - siedziba sekty. Zaczęło się bardzo niewinnie bo od zupełnie nieszkodliwej zupki z nietoperzy. Wiecie co było dalej, więc przejdę do sedna – koronawirus jebnął w Polskę, wliczając w to moje województwo. Codziennie po kilkadziesiąt nowych zarażeń, parę zgonów na krzyż, każdy wie jak sprawa aktualnie wygląda. A najlepiej wiedzą o tym moi sąsiedzi, którzy postanowili przeprowadzić na sobie kwarantannę o zaostrzonym rygorze.
  2.  
  3. Przez jebany miesiąc od ogłoszenia pierwszego zarażenia u nas w mieście nikt nie wyszedł z budynku. Cały kurwa blok zabarykadował się w swoich mieszkaniach i nawet na klatkę bali się wyjść. Jednak miesiąc wystarczył, żeby ludzie zaczęli świrować z samotności i nudy, więc w końcu przyszedł TEN dzień. Napierdalałem sobie akurat w gierki na laptopie, co nie było niczym nowym bo w ten sposób spędzałem każdy dzień koronaferii. No i nagle słyszę jakiś ruch na klatce i stłumione rozmowy. Na początku myślałem, że któryś z sąsiadów pękł i idzie do żabki po monsterka za 4 złote w promocji, ale nie. Okazało się, że na klatce schodowej odbywało się zebranie mieszkańców. Ważna informacja w tym momencie – mieszkam ze współlokatorem, który nawet nie zdawał sobie sprawy, że wciąż z nim mieszkam, myślał że spierdoliłem do rodziców na wieś, podczas gdy tak naprawdę siedziałem cały czas zamknięty w swoim pokoju i srałem do wiadra. No więc mój współlokator, nazwijmy go Bartek, również poleciał na to zebranie. Słyszałem jak zakłada buty i przyłącza się do członków tego pojebanego posiedzenia. Na szczęście echo niosło się dość mocno, więc słyszałem wszystko co mówili.
  4.  
  5. W dużym skrócie - wszyscy mieszkańcy mojego bloku postanowili podpisać pakt w ramach którego nikt z nich nie mógł opuścić budynku, ale w zamian za to połączą oni siły w walce z wirusem i monotonią. W jaki sposób? Ano zapraszając się nawzajem do swoich mieszkań i robiąc mini-przyjęcia, maratony filmowe i tego typu rzeczy. Oczywiście doliczając do tego wymienianie się jedzeniem i innymi niezbędnymi rzeczami. W ten oto sposób, na moich uszach stworzony został Koronawirusowy Lubelski Obiekt Czilerki, w skrócie KLOC. No i zaczęła się zabawa.
  6.  
  7. Na początku wszystko było spoko, według planu każdy z członków KLOCa udostępniał od czasu do czasu swoje mieszkanie reszcie, spotykali się tam, śmiali i chlali resztki wódy pochowane po szafkach. Wychodzili wspólnie na klatkę, żeby palić szlugi i zielsko bo tak się złożyło, że Marek z parteru hodował tytoń i marychę w piwnicy. Wszystko wskazywało na to, że współpraca się klei i nic nie może się zjebać.
  8.  
  9.  Mijały kolejne dni i śmiechy na klatce nie cichły. Co chwila ktoś wychodził, co chwila ktoś szczękał butelkami na piętrze i jarał szlugi. Bartek bez przerwy popierdalał w tą i z powrotem, zapraszając co jakiś czas po kilka osób do swojego pokoju. Musiałem wtedy siedzieć wyjątkowo cicho bo za którymś razem prawie się zdradziłem, zbyt mocno nakurwiając palcami w myszkę.  
  10.  
  11. Mniej więcej po tygodniu zaczęły się pierwsze problemy i to całkiem poważne. Otóż jeden z członków KLOCa kaszlnął. I to nie tak, że mimochodem kaszlnął sobie cichutko w poduszkę, żeby nikt nie usłyszał, tylko bezczelnie zaszczekał flegmą wśród pozostałych sąsiadów. No i kurwa bramy piekła się otworzyły na oścież. Biedny kaszlacz został natychmiast obezwładniony i wyjebany przed budynek, zanim w ogóle zdążył ogarnąć co się dzieje. Krzyczał i błagał, żeby go wpuścili z powrotem i że to zwykła alergia na kurz, ale nikt go nie słuchał. Od tamtego momentu wszyscy umówili się na dwugodzinne warty trzymania drzwi wejściowych bo nikt nie pomyślał, żeby zabrać mu klucze i typ bez przerwy próbował wejść z powrotem do bloku. No i na zmianę ustawiali się plecami pod drzwiami i pilnowali żeby mu się to nie udało. W ramach gestu litości dla upadłego członka KLOCa, co jakiś czas rzucali mu z balkonów konserwy. I bez przerwy gadali między sobą, że dobrze zrobili że go wyjebali bo co chwila spod bloku słychać było głośny kaszel i kichanie. Twierdzili, że to na pewno korona, ale mi się wydaje, że ujemna temperatura i brak jakichkolwiek ubrań mogły mieć tu swoją rolę.
  12.  
  13. Od tego niefortunnego incydentu atmosfera trochę się zjebała. Ale nie dla Bartka, który znalazł sobie jakąś młodą studentkę, którą regularnie zapraszał do siebie i kolokwialnie rzecz ujmując, jebał. Jak tylko reszta mieszkańców się o tym dowiedziała to zaczęła również dobierać się w pary bo nuda zaczęła im już trochę doskwierać, także co tydzień następowała zmiana rotacji i każdy ruchał kogoś innego. Wystawili nawet tablicę na klatce i można było tam oceniać doświadczenia z każdym partnerem. Bartek nieźle się wtedy wkurwił bo dostał dwa razy trzy gwiazdki na dziesięć, ale jak sam twierdził “To pewnie od tej Baśki z trzeciego, chciała mi średnią obniżyć”.
  14.  
  15. Podczas gdy świat na zewnątrz wariował, nasz blok pozostawał niezmiennie sterylny, zarówno jeśli chodzi o ogólną czystość jak i o stan psychiczny jego rezydentów. Dzienne rutyny powoli się kształtowały i każdy miał coś do roboty. Były podziały na role, były przydzielone zadania. Jednym z nich był kurier, który jako jedyny miał prawo do opuszczenia budynku. Był to ostatni akt desperacji dla tych, którzy nie mogli już wytrzymać bez kolejnej dawki kofeiny albo niebieskich grześków. Kurier kursował dwa razy dziennie, rano i wieczorem. Za każdym razem miał obowiązek zakładać sobie na łeb wiadro z wyciętą dziurą na oczy i izolujący go od świata kombinezon, zrobiony z czarnych worków na śmieci.
  16.  
  17. Pewnego razu kurier nie wrócił i zaczęła się delikatna panika bo zajebał cały hajs ze zrzutki na czteropak delicji wiśniowych. Nieciekawie to wyglądało, były wrzaski, kłótnie, jedna osoba nawet wyskoczyła z okna. Niestety dla niej, przeżyła i dołączyła do zarażonego typa kaszlącego pod drzwiami. Dzielili się wygrzebanymi z ziemi dżdżownicami i jakimiś dziwnymi owocami rosnącymi na drzewie przy płocie. Po jakimś czasie kurier jednak wrócił, tylko że było już na to zdecydowanie za późno i jego tłumaczenia, że “musiał iść do stokrotki bo żabke zamknęli” nie zostały dobrze przyjęte. Członkowie KLOCa zgodnie zdecydowali, że na pewno zdążył się już zarazić i musi dołączyć do karnej wycieraczki pod drzwiami klatki, która oficjalnie stała się domem już dla trzech osób.
  18.  
  19. Mija aktualnie trzeci miesiąc, nie wiem jak długo to jeszcze potrwa, ale cieszę się niezmiernie, że nie wciągnęli mnie do tej swojej pojebanej sekty. Może i jest to ostatni bastion ludzkości i jak już to wszystko pierdolnie to ci debile będą ostatnimi ocalałymi ludźmi na świecie, ale mimo wszystko nie do końca zgadzam się z ich pomysłami na przetrwanie. Od paru dni testują na sobie różne ideologie, poczynając od komunizmu, na totalitaryzmie kończąc. Podobno to ostatnie najbardziej im się podobało, także może być ciekawie. A ja sobie siedzę na dupie i wciąż gram w gierki, w sumie to poszedłbym do tej stokrotki czy innej żabki po jakieś czipsy czy inne gówno, ale boję się, że nie będę miał jak potem wrócić. W wolnych chwilach czytam sobie artykuły na necie o obalaniu reżimów i myślę, że za jakiś czas spróbuję powtórzyć historię i własnymi rękami rozpierdolić KLOC od środka. Możecie zapytać jaka jest moja motywacja, a odpowiedź jest naprawdę prosta – Bartek szykuje się na szturm mojego pokoju, żeby zobaczyć czy nie mam ukrytych żadnych zapasów. Nie jestem pewien jak długo zawieszka “PCHAĆ” na moich drzwiach, które trzeba ciągnąć go powstrzyma, po trzech próbach zrezygnował. W sumie trochę się sram.