- Aby rozpocząć lekturę,
- kliknij na taki przycisk ,
- który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.
- Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym
- LITERATURA.NET.PL
- kliknij na logo poniżej.
- 2
- ODRODZENIE
- HAMLET
- WILLIAM SHAKESPEARE
- 3
- Tower Press 2000
- Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000
- 4
- K l a u d i u s z – król duński
- H a m l e t – syn poprzedniego, a synowiec teraźniejszego króla
- P o l o n i u s z – szambelan
- H o r a c y – przyjaciel Hamleta
- L a e r t e s – syn Poloniusza
- K s i ą d z
- DWORZANIE:
- W o l t y m a n d
- K o r n e l i u s z
- R o z e n k r a n c
- G i l d e n s t e r n
- O z r y k
- OFICEROWIE:
- M a r c e l l u s
- B e r n a r d o
- F r a n c i s k o – żołnierz
- R a j n o l d – sługa Poloniusza
- R o t m i s t r z
- P o s e ł
- D u c h ojca Hamleta
- F o r t y n b r a s – książę norweski
- G e r t r u d a – królowa duńska, matka Hamleta
- O f e l i a – córka Poloniusza
- Panowie, damy, oficerowie, żołnierze, aktorowie, grabarze, majtkowie, posłowie i inne osoby.
- Rzecz odbywa się Elzynorze1
- 1 Elsynor – obecnie Helsingőr, port i miasto w Danii położne w najwęższym
- miejscu cieśniny Sund.
- 5
- AKT PIERWSZY
- SCENA PIERWSZA
- Taras przed zamkiem.
- F r a n c i s k o na warcie. Bernardo zbliża się ku niemu.
- BERNARDO
- Kto tu?
- FRANCISKO
- Nie, pierwej ty sam mi odpowiedz;
- Stój, wymień hasło!
- BERNARDO
- „Niech Bóg chroni króla.”
- FRANCISKO
- Bernardo?
- BERNARDO
- Ten sam.
- FRANCISKO
- Bardzo akuratnie
- Stawiacie się na czas, panie Bernardo.
- BERNARDO
- Tylko co biła dwunasta. Idź, spocznij,
- Francisko.
- FRANCISKO
- Wdzięcznym wam za zluzowanie,
- Bom zziąbł i głupio mi na sercu.
- BERNARDO
- Miałżeś
- Spokojną wartę?
- FRANCISKO
- Ani mysz nie przeszła.
- BERNARDO
- Dobranoc. Jeśli napotkasz Marcella
- I Horacego, z którymi tej nocy
- Straż mam odbywać, powiedz, niech się śpieszą.
- 6
- H o r a c y i M a r c e l l u s wchodzą
- FRANCISKO
- Zda mi się, że ich słyszę. – Stój! kto idzie?
- MARCELLUS
- „Lennicy króla.”
- HORACY
- „Przyjaciele kraju.”
- FRANCISKO
- A zatem dobrej nocy.
- MARCELLUS
- Bądź zdrów, stary.
- Kto cię zluzował?
- FRANCISKO
- Bernardo. Dobranoc.
- Odchodzi.
- MARCELLUS
- Hola! Bernardo!
- BERNARDO
- Ho! czy to Horacy
- Z tobą, Marcellu?
- HORACY
- Niby on.
- BERNARDO
- Witajcie.
- HORACY
- I cóż? Czy owa postać i tej nocy
- Dała się widzieć?
- BERNARDO
- Ja nic nie widziałem.
- MARCELLUS
- Horacy mówi, że to przywidzenie.
- I nie chce wierzyć wieści o tym strasznym
- Dwa razy przez nas widzianym zjawisku;
- Uprosiłem go przeto, aby z nami
- Przepędził część tej nocy dla sprawdzenia
- Świadectwa naszych oczu i zbadania
- Tego widziadła, jeżeli znów przyjdzie.
- 7
- HORACY
- Nic z tego, ręczę, że nie przyjdzie.
- BERNARDO
- Usiądź
- I ścierp, że jeszcze raz zaszturmujemy
- Do twego ucha, które tak jest mocno
- Obdarowane przeciw opisowi
- Tego, czegośmy przez dwie noce byli
- Świadkami.
- HORACY
- Dobrze, usiądźmy; Bernardo!
- Opowiedz, jak to było.
- BERNARDO
- Przeszłej nocy,
- Gdy owa jasna gwiazda na zachodzie
- Tę samą stronę nieba oświecała,
- Gdzie teraz błyszczy, i zamkowy zegar
- Bił pierwszą, Marcel i ja ujrzeliśmy...
- MARCELLUS
- Przestań; spojrzyjcie tam: nadchodzi znowu.
- Duch się ukazuje.
- BERNARDO
- Zupełnie postać nieboszczyka króla.2
- MARCELLUS
- Horacy, przemów doń, uczony jesteś.
- BERNARDO
- Możeż być większe podobieństwo? powiedz.
- HORACY
- Prawda; słupieję z trwogi i zdumienia.
- BERNARDO
- Zdawałoby się, że chce, aby który
- Z nas doń przemówił.
- MARCELLUS
- Przemów doń, Horacy.
- HORACY
- Ktoś ty, co nocnej pory nadużywasz
- I śmiesz przywłaszczać sobie tę wspaniałą
- 2 tj. ojca Hamleta.
- 8
- Wojenną postać, którą pogrzebiony
- Duński monarcha za życia przybierał?
- Zaklinam cię na Boga: odpowiadaj.
- MARCELLUS
- To mu się nie podoba.
- BERNARDO
- Patrz, odchodzi.
- HORACY
- Stój! mów; zaklinam cię: mów.
- Duch znika
- MARCELLUS
- Już go nie ma.
- BERNARDO
- I cóż, Horacy? Pobladłeś, drżysz cały.
- Powieszże jeszcze, że to urojenie?
- Co myślisz o tym?
- HORACY
- Bóg świadkiem, że nigdy
- Nie byłbym temu wierzył, gdyby nie to
- Tak jawne, dotykalne przeświadczenie
- Własnych mych oczu.
- MARCELLUS
- Nie jestże to widmo
- Podobne, powiedz, do zmarłego króla?
- HORACY
- Jak ty do siebie. Taką właśnie zbroję
- Miał wtedy, kiedy Norweżczyka pobił:
- Tak samo, pomnę, marszczył czoło wtedy,
- Kiedy po bitwie zaciętej na lodach
- Rozbił tabory Polaków. Rzecz dziwna!
- MARCELLUS
- Tak to dwa razy punkt o tejże samej
- Godzinie przeszło marsowymi kroki
- To widmo mimo naszych posterunków.
- HORACY
- Co by to w gruncie mogło znaczyć, nie wiem;
- Atoli wedle kalibru i skali
- Mojego sądu, jest to prognostykiem
- Jakichś szczególnych wstrząśnień w naszym kraju.
- 9
- MARCELLUS
- Siądźcie i niech mi powie, kto świadomy,
- Na co te ciągłe i tak ścisłe warty
- Poddanych w kraju noc w noc niepokoją?
- Na co te lanie dział i skupywanie
- Po obcych targach narzędzi wojennych?
- Ten ruch w warsztatach okrętowych, kędy
- Trud robotnika nie zna odróżnienia
- Między niedzielą a resztą tygodnia?
- Co powoduje ten gwałtowny pośpiech,
- Dający dniowi noc za towarzyszkę?
- Objaśniż mi to kto?
- HORACY
- Ja ci objaśnię.
- Przynajmniej wieści chodzą w taki sposób:
- Ostatni duński monarcha, którego
- Obraz dopiero co nam się ukazał,
- Był, jak wiadomo, zmuszony do boju
- Przez norweskiego króla, Fortynbrasa,
- Zazdroszczącego mu jego potęgi.
- Mężny nasz Hamlet (jako taki bowiem
- Słynie w tej stronie znajomego świata)
- Położył trupem tego Fortynbrasa,
- Który na mocy aktu, pieczęciami
- Zatwierdzonego i uświęconego
- Wojennym prawem, był obowiązany
- Części swych krajów ustąpić zwycięzcy,
- Tak jak nawzajem nasz król, na zasadzie
- Klauzuli tegoż samego układu,
- Byłby był musiał odpowiednią porcję
- Swych dzierżaw oddać na wieczne dziedzictwo
- Fortynbrasowi, gdyby ten był przemógł.
- Owóż syn tego, panie, Fortynbrasa,
- Awanturniczym pobudzony szałem,
- Zgromadził teraz zebraną po różnych
- Kątach Norwegii, za strawę i jurgielt,3
- Tłuszczę bezdomnych wagabundów w celu,
- Który bynajmniej nie trąci tchórzostwem,
- A który, jak to nasz rząd odgaduje,
- Nie na czym innym się zasadza, jeno
- Na odebraniu nam siłą oręża
- W drodze przemocy wyż rzeczonych krain,
- Które utracił był jego poprzednik;
- I to, jak mi się zdaje, jest przyczyną
- Owych uzbrojeń, powodem czat naszych
- I źródłem tego wrzenia w całym kraju.
- 3 Jurgielt – żołd.
- 10
- BERNARDO
- I ja tak samo sądzę; tym ci bardziej,
- Że to zjawisko w wojennym przyborze
- Odwiedza nasze czaty i przybiera
- Na siebie postać nieboszczyka króla,
- Który tych wojen był i jest sprężyną.
- HORACY
- Znak to dla oczu ducha płodny w groźbę.
- Gdy Rzym na szczycie stał swojej potęgi,
- Krótko przed śmiercią wielkiego Juliusza,4
- Otworzyły się groby i umarli
- Błądzili jęcząc po ulicach Rzymu;
- Widziane były różne dziwowiska:
- Jako to gwiazdy z ogonem, deszcz krwawy,
- Plamy na słońcu i owa wilgotna
- Gwiazda5 rządząca państwami Neptuna,
- Zmierzchła, jak gdyby na sąd ostateczny.
- I otóż takie same poprzedniki
- Smutnych wypadków, które jako gońce
- Biegną przed losem albo są prologiem
- Wróżb przyjść mających, nieba i podziemia
- Zsyłają teraz i naszemu państwu.
- Duch powraca.
- Patrzcie! znów idzie. Zastąpię mu drogę,
- Choćbym miał zdrowiem przypłacić. Stój, maro!
- Możeszli wydać głos albo przynajmniej
- Dźwięk jakikolwiek przystępny dla ucha:
- To mów!
- Jestli czyn jaki do spełnienia, zdolny
- Dopomóc tobie, a mnie przynieść zaszczyt:
- To mów!
- Maszli świadomość losów tego kraju,
- Które, wprzód znając, można by odwrócić:
- To, mów!
- Alboli może za życia pogrzebałeś
- W nieprawy sposób zgromadzone skarby,
- Za co wy, duchy, bywacie, jak mówią,
- Skazane nieraz tułać się po śmierci.
- Kur pieje.
- Mów! Stój! Mów! – zabież mu drogę, Marcellu.
- MARCELLUS
- Mamże nań natrzeć halabardą?
- 4 Juliusza – Juliusza Cezara (100 – 40 p.n.e.).
- 5 Gwiazda – Księżyc, kierujący przypływem i odpływem morza.
- 11
- HORACY
- Natrzyj.
- Jeśli nie stanie.
- BERNARDO
- Tu jest!
- HORACY
- Tu jest!
- Duch znika.
- MARCELLUS
- Zniknął
- Krzywdzim tę postać tak majestatyczną,
- Chcąc ją przemocą zatrzymać; powietrze
- Tylko chwytamy i czcza nasza groźba
- Złośliwym tylko jest urągowiskiem.
- BERNARDO
- Chciał coś podobno mówić, gdy kur zapiał.
- HORACY
- Wtem nagle wzdrygnął się jak winowajca
- Na głos strasznego apelu. Słyszałem,
- Że kur, ten trębacz zwiastujący ranek,
- Swoim donośnym, przeraźliwym głosem
- Przebudza bóstwo dnia, i na to hasło
- Wszelki duch, czy to błądzący na ziemi,
- Czy w wodzie, w ogniu czy w powietrzu, spiesznie
- Wraca, skąd wyszedł; a że to jest prawdą,
- Dowodem właśnie to, cośmy widzieli.
- MARCELLUS
- Zadrżał i rozwiał się, skoro kur zapiał,
- Mówią, że ranny ten ptak, w owej porze,
- Kiedy święcimy narodzenie Pana,
- Po całych nocach zwykł śpiewać i wtedy
- Żaden duch nie śmie wyjść z swego siedliska:
- Noce są zdrowe, gwiazdy nieszkodliwe,
- Złe śpi, ustają czarodziejskie wpływy,
- Tak święty jest ten czas i dobroczynny.
- HORACY
- Słyszałem i ja o tym i po części
- Sam daję temu wiarę. Ale patrzcie,
- Już dzień w różanym płaszczu strząsa rosę
- Na owym wzgórku wschodnim. Zejdźmy z warty.
- Moja zaś rada, abyśmy niezwłocznie
- O tym, czegośmy tu świadkami byli,
- Uwiadomili młodego Hamleta;
- 12
- Bo prawie pewien jestem, że to widmo,
- Milczące dla nas, przemówi do niego.
- Czy się zgadzacie na to, co nam zrobić
- Zarówno serce, jak powinność każe?
- MARCELLUS
- Jak najzupełniej, i wiem nawet, gdzie go
- Na osobności zdybiemy dziś z rana.
- Wychodzą.
- SCENA DRUGA
- Sala audiencjonalna w zamku.
- K r ó l, K r ó l o w a, H a m l e t, P o l o n i u s z,
- L a e r t e s, W o l t y m a n d, K o r n e l i u s z,
- panowie i orszak.
- KRÓL
- Jakkolwiek świeżo tkwi w naszej pamięci
- Zgon kochanego, drogiego naszego
- Brata Hamleta, jakkolwiek by przeto
- Sercu naszemu godziło się w ciężkim
- Żalu pogrążać, a całemu państwu
- Zawrzeć się w jeden fałd kiru, o tyle
- Jednak rozwaga czyni gwałt naturze,
- Że pomnąc o nim nie zapominamy
- O sobie samych. Dlatego – z zatrutą,
- Że tak powiemy, od smutku radością,
- Z pogodą w jednym, a łzą w drugim oku,
- Z bukietem w ręku, a jękiem na ustach,
- Na równi ważąc wesele i boleść –
- Połączyliśmy się małżeńskim węzłem
- Z tą niegdyś siostrą naszą, a następnie
- Dziedziczką tego wojennego państwa.
- Co wszakże czyniąc, nie postąpiliśmy
- Wbrew światlejszemu waszemu uznaniu,
- Które swobodnie objawione dało
- Temu krokowi sankcje. Dzięki za to. –
- A teraz wiedzcie, że młody Fortynbras,
- Czyli to naszą leceważąc wartość,
- Czyli to sądząc, że z śmiercią drogiego
- Brata naszego w królestwie tym znajdzie
- Nieład i bezrząd, i na tym jedynie
- Budując płonną nadzieję korzyści,
- Nie zaniedbując naglić nas przez posłów
- O zwrot tych krain, które prawomocnie,
- Za sprawą świętej pamięci Hamleta,
- Brata naszego, z rąk jego rodzica
- 13
- Przeszły na własność Danii. Tyle o nim.
- Terazże o nas i o celu, w jakim
- Tu się zeszliśmy. Wzywamy tym pismem
- Stryja młodego Fortynbrasa, dzisiaj
- Króla Norwegii, który, z sił opadły,
- Obłożnie chory, może i nie słyszał
- O tych zabiegach swojego synowca,
- Aby powstrzymał go od dalszych kroków
- W tej sprawie, aby mu wzbronił zbierania
- Wojsk i zaciągów złożonych wszak z jego
- Wiernych poddanych. Wam zaś, Korneliuszu
- I Woltymandzie, poruczamy zanieść
- To pismo, łącznie z pozdrowieniem naszym,
- Władcy Norwegii, nie upoważniając
- Was do wchodzenia z nim w nic więcej nad to,
- Co treść powyższych słów naszych zakreśla.
- Bywajcie nam więc zdrowi i niech pośpiech
- Chwali gorliwość waszą.
- KORNELIUSZ I WOLTYMAND
- Jak we wszystkim,
- Tak i w tym starać się będziem jej dowieść.
- KRÓL
- Nie wątpię o tym. Bywajcież nam zdrowi.
- K o r n e l i u s z i W o l t y m a n d wychodzą.
- Miałeś nas o coś prosić, Laertesie;
- Jakiż jest przedmiot tej prośby? Mów śmiało.
- Nie traci próżno słów, kto się udaje
- Z słusznym żądaniem do monarchy Danii.
- Czegóż byś pragnął, czego bym nie gotów
- Spełnić wprzód jeszcze, niżeliś zapragnął?
- Głowa nie bliżej jest pokrewna sercu,
- Ręka nie skorsza ku przysłudze ustom
- Jak tron nasz ojcu twemu, Laertesie,
- Czegóż więc żądasz?
- LAERTES
- Pozwolenia waszej
- Królewskiej mości na powrót do Francji,
- Skąd chętnie wprawdzie tu przybyłem, aby
- Złożyć powinny hołd przy koronacji
- Waszej królewskiej mości, ale teraz,
- Gdym już dopełnił tego obowiązku,
- Życzenia moje i myśli, wyznaję,
- Ciągną mię znowu do Francji; ku czemu
- O przychylenie się i przebaczenie
- Kornie śmiem waszą królewską mość błagać.
- 14
- KRÓL
- Cóż na to ojciec waszmości? Przystajeż
- Na to Poloniusz?
- POLONIUSZ
- Usilnymi prośby
- Poty kołatał do mojego serca,
- Ażem do życzeń jego mimochętnie
- Przyłożył pieczęć zezwolenia. Racz mu
- Wasza królewska mość nie bronić jechać.
- KRÓL
- Jedź więc, rozrządzaj według woli czasem
- I łaską naszą. Do ciebie się teraz
- Zwracam, kochany synowcze Hamlecie,
- Synu mój.
- HAMLET
- na stronie
- Trochę więcej niż synowcze,
- A mniej niż synu.
- KRÓL
- Jakiż tego powód,
- Że czarne chmury wciąż cię otaczają?
- HAMLET
- I owszem, panie, jestem wystawiony
- Bardzo na słońce.
- KRÓLOWA
- Kochany Hamlecie,
- Zrzuć tę ponurą barwę i przyjaźnie
- Wypogodzonym okiem spójrz na Danię;
- Przestań powieki ustawicznie spuszczać
- W ziemię, o drogim ojcu rozmyślając.
- Co żyje, musi umrzeć; dziś tu gości,
- A jutro w progi przechodzi wieczności;
- To pospolita rzecz.
- HAMLET
- W istocie, pani,
- Zbyt pospolita.
- KRÓLOWA
- Gdy wszystkim jest wspólna,
- Czemuż się tobie zdaje tak szczególna?
- HAMLET
- Zdaje się, pani! bynajmniej, jest raczej;
- 15
- U mnie nic żadne „zdaje się” nie znaczy,
- Niczym sam przez się ten oczom widzialny
- Czarnej żałoby strój konwencjonalny;
- Wietrzne z trudnością wydawane tchnienie,
- Obficie z oczu ciekące strumienie,
- Żałość na widok stawiana obliczem,
- Miną, gestami – to wszystko jest niczem.
- To tylko zdaje się, bo potajemnie
- Można być obcym temu; ale we mnie
- Jest coś, co w ramę oznak się nie mieści,
- W tę larwę żalu, liberię boleści.
- KRÓL
- Godzien pochwały, Hamlecie, ten smutek,
- Którym oddajesz cześć pamięci ojca;
- Lecz wiedz, że ojciec twój miał także ojca
- I że go także utracił tak samo
- Jak tamten swego. Dobry syn powinien
- Jakiś czas boleć po śmierci rodzica;
- Lecz uporczywie trwać w utyskiwaniach
- Jest to bezbożny okazywać upór,
- Sprzeciwiający się wyrokom niebios;
- Jest to niemęskie okazywać serce,
- Niesforny umysł i płochą rozwagę.
- Bo skoro wiemy, że coś jest zwyczajnym,
- Jak każda inna rzecz najpowszedniejsza,
- Na cóż, stawiając opór konieczności,
- Brać to do serca? Wstydź się, jest to grzechem
- Przeciw naturze, przeciw niebu, przeciw
- Zmarłemu nawet; jest to na ostatek
- Wbrew rozumowi, który od skonania
- Pierwszego z ludzi aż do śmierci tego,
- Którego świeżą opłakujem stratę,
- Ciągle i ciągle woła: Tak być musi!
- Rzuć więc, prosimy cię, te płonne żale
- I pomnij, że masz w nas drugiego ojca,
- Niechaj się dowie świat, żeś ty najbliższym
- Naszego tronu i naszego serca;
- Co się zaś tyczy twojego zamiaru
- Wrócenia nazad do szkół wittenberskich,6
- Jest on życzeniom naszym wręcz przeciwny;
- Przeto wzywamy cię, abyś się zgodził
- Na pozostanie tu pod czułą pieczą
- Naszego oka, jako nasz najmilszy
- Dworzanin, krewny i syn.
- KRÓLOWA
- O, Hamlecie,
- 6 Uniwersytet w Wittenberdze (Saksonia).
- 16
- Nie daj się matce prosić nadaremnie;
- Pozostań z nami, porzuć myśl jechania
- Do Wittenbergi.
- HAMLET
- Ze wszystkich sił moich
- Będęć posłusznym, pani.
- KRÓL
- To mi piękna,
- Co się nazywa, synowska odpowiedź!
- Pójdź, ukochana żono, ta uprzejma,
- Nieprzymuszona powolność Hamleta
- Rozpromieniła mi serce; dlatego
- Każdy wzniesiony dziś na zamku toast
- Moździerze7 wzbiją w obłoki i niebo,
- Wtórząc radosnym królewskim wiwatom,
- Odpowie ziemi równym grzmotem. Idźmy.
- Król, Królowa i wszyscy prócz Hamleta wychodzą.
- HAMLET
- Bogdaj to trwałe, zbyt wytrwałe ciało
- Stopniało, w lotną parę się rozwiało!
- Lub bodaj Ten, tam w niebie, nie był karą
- Zagroził samobójcy! Boże! Boże!
- Jak nudnym, nędznym, lichym i jałowym
- Zda mi się cały obrót tego świata!
- To nie pielony ogród, samym tylko
- Bujnie krzewiącym się chwastem porosły.
- O wstydzie! że też mogło przyjść do tego!
- Parę miesięcy dopiero, jak umarł!
- Nie, nie, i tego nie ma – taki dobry,
- Taki anielski król, naprzeciw tego
- Istny Hyperion8 naprzeciw satyra;
- A tak do matki mojej przywiązany,
- Że nie mógł ścierpieć nawet, aby lada
- Przyostry powiew dotknął się jej twarzy.
- Ona zaś – trzebaż, abym to pamiętał! –
- Wieszała mu się u szyi tak chciwie,
- Jakby w niej rosła żądza pieszczot w miarę
- Zaspokajania jej. I w miesiąc potem...
- O, precz z tą myślą!...Słabości, nazwisko
- Twoje: kobieta. – W jeden marny miesiąc,
- Nim jeszcze zdarła te trzewiki, w których
- Szła za biednego mego ojca ciałem,
- Zalana łzami jako Niobe9 – patrzcie! –
- 7 Moździerze – działa.
- 8 Hyperion – w mitologii greckiej bóg uważany za wcielenie piękności.
- 9 Niobe – w mitologii greckiej żona króla Teb, matka dzieci zabitych przez Apollina, bogini Artemida zmieniła
- ją w płaczący kamień.
- 17
- Boże mój! zwierzę, bezrozumne zwierzę
- Dłużej by czuło żal – zostaje żoną
- Mojego stryja, brata mego ojca,
- Lecz który tak jest do brata podobny
- Jak ja do Herkulesa.10 W jeden miesiąc,
- Nim jeszcze słony osad łez nieszczerych
- Z zaczerwienionych powiek jej ustąpił,
- Została żoną innego! Tak prędko,
- Tak lekko, skoczyć w kazirodne łoże!
- Nie jest to dobrym ani wyjść nie może
- Na dobre. Ale pękaj, serce moje,
- Bo usta milczeć muszą.
- H o r a c y, B e r n a r d o i M a r c e l l u s wchodzą.
- HORACY
- Przyjm pozdrowienie nasze, drogi książę.
- HAMLET
- Miło mi widzieć panów w dobrym zdrowiu.
- Wszak to Horacy! albo zapomniałem,
- Jak się sam zowie.
- HORACY
- Ten sam i jak zawsze
- Królewiczowskiej mości biedny sługa.
- HAMLET
- Dobry przyjaciel raczej; weź to miano,
- A mnie daj tamto. Cóż cię z Wittenbergi
- Sprowadza? – Wszak to Marcellus?
- MARCELLUS
- Tak, panie.
- HAMLET
- Bardzom rad widzieć pana. Dobry wieczór.
- Ale na serio, powiedz mi, Horacy,
- Co cię przywiodło z Wittenbergi?
- HORACY
- Skłonność
- Do próżniackiego życia, mości książę.
- HAMLET
- Tego by nie śmiał mi powiedzieć nawet
- Twój nieprzyjaciel i sam też źle czynisz,
- Chcąc ucho moje przymusić do wiary
- W własne zeznanie twoje przeciw tobie.
- 10 Herkules – jeden z herosów obdarzony nadludzką siłą.
- 18
- Wiem, żeś nie próżniak; jakiż więc być może
- Cel przebywania twego w Elzynorze?
- Nauczysz się tu pić tęgo.
- HORACY
- Przybyłem
- Na pogrzeb ojca twego, mości książę.
- HAMLET
- Nie żartuj ze mnie, szkolny towarzyszu;
- Przybyłeś raczej na ślub matki mojej.
- HORACY
- W istocie, prędko nastąpił po tamtym.
- HAMLET
- Oszczędność, bracie, oszczędność! Przygrzane
- Resztki przysmaków z pogrzebowej stypy
- Dały traktament11 na ucztę weselną.
- O mój Horacy, wolałbym był ujrzeć
- Najzawziętszego mego wroga w niebie
- Niż dożyć tego dnia. Mój biedny ojciec!...
- Zda mi się, że go widzę.
- HORACY
- Gdzie?!
- HAMLET
- Przed duszy
- Mojej oczyma.
- HORACY
- Widziałem go niegdyś;
- Był to król, jakich mało.
- HAMLET
- Człowiek, powiedz;
- Chociażby wszystko w tym fałszywym świecie
- Było tym, czym się na pozór wydaje,
- Jeszcze by drugi taki się nie znalazł.
- HORACY
- Zda mi się, że go widziałem tej nocy.
- HAMLET
- Widziałeś? kogo?
- 11 Traktament – poczęstunek.
- 19
- HORACY
- Króla, ojca waszej
- Książęcej mości.
- HAMLET
- Króla? mego ojca?!
- HORACY
- Zawieś na chwilę zdumienie, o panie,
- I bacznym uchem racz wysłuchać tego
- Nadzwyczajnego doniesienia, które,
- Zgodnie z świadectwem tych dwóch zacnych ludzi,
- Mam ci uczynić.
- HAMLET
- Mów, na miłość boską!
- HORACY
- Przez dwie już noce po sobie idące,
- Wśród głuchej ciszy północnej, ciż sami
- Oficerowie, Marcel i Bernardo,
- Straż odbywając przy zamku, miewają
- Następujące widzenie:
- Postać podobna do świętej pamięci
- Ojca twojego, panie, uzbrojona
- Jak najkompletniej od stóp aż do głów
- Staje przed nimi, uroczystym krokiem
- Przechodzi mimo, z wolna i poważnie;
- Trzykroć przeciąga przed ich zdumiałymi
- I struchlałymi oczyma tak blisko,
- Że ich nieledwie buławą dotyka;
- Oni zaś stoją jak wryci i, jakby
- Zgalareceni przerażeniem, nie śmią
- Przemówić do niej ani słowa. Mając
- Wieść o tym sobie przez nich udzieloną
- Jak najtajemniej, udałem się z nimi
- Następnej nocy samotrzeć na wartę;
- I rzeczywiście o tym samym czasie,
- W taki sam sposób, co do joty zgodnie
- Z przywiedzionymi szczegółami, przyszło
- Widziadło. Znałem ojca twego, panie:
- Te ręce mniej są do siebie podobne.
- HAMLET
- Gdzie się to działo?
- HORACY
- Na tarasie, panie.
- 20
- HAMLET
- Nie przemówiłżeś do tego zjawiska?
- HORACY
- I owszem, ale żadnej odpowiedzi
- Nie otrzymałem. Raz tylko podniosło
- Głowę i zdało się chcieć coś powiedzieć;
- Ale w tej chwili zapiał kur poranny,
- Na głos którego zerwało się nagle
- I znikło nam sprzed oczu.
- HAMLET
- Osobliwe!
- HORACY
- Jak żyw tu stoję, mości książę, jest to
- Rzetelna prawda i mieliśmy sobie
- Za obowiązek donieść o tym waszej
- Książęcej mości.
- HAMLET
- Zaprawdę, to widmo
- Niespokojności mię nabawia. Macież
- Tej nocy wartę?
- WSZYSCY TRZEJ
- Mamy, mości książę.
- HAMLET
- Było więc uzbrojone?
- WSZYSCY TRZEJ
- Tak jest, panie.
- HAMLET
- Od stóp do głowy?
- WSZYSCY TRZEJ
- Od czaszki do kostek.
- HAMLET
- Nie widzieliście więc jego oblicza?
- HORACY
- I owszem: miało przyłbicę wzniesioną.
- HAMLET
- Groźnież na twarzy wyglądało?
- 21
- HORACY
- Smutno
- Bardziej niż gniewnie.
- HAMLET
- Blado czy rumiano?
- HORACY
- O, bardzo blado.
- HAMLET
- I wzrok w was wlepiało?
- HORACY
- Nieporuszenie.
- HAMLET
- Szkoda, żem tam nie był.
- HORACY
- Byłbyś był, panie, osłupiał.
- HAMLET
- Być może,
- Być może. Długoż bawiło?
- HORACY
- Tak długo,
- Jak długo by ktoś przy średnim pośpiechu
- Sto musiał liczyć.
- MARCELLUS I BERNARDO
- O, dłużej.
- HORACY
- Nie wtedy,
- Kiedy ja byłem.
- HAMLET
- Siwąż miało brodę?
- HORACY
- Zupełnie taką, jaką u zmarłego
- Króla widziałem: czarną, posrebrzoną.
- HAMLET
- Będę dziś z wami na warcie: być może,
- Iż przyjdzie znowu.
- 22
- HORACY
- Przyjdzie niezawodnie.
- HAMLET
- Skoro przybiera postać mego ojca,
- Muszę z nim mówić, choćby całe piekło,
- Rozwarłszy paszczę, milczeć mi kazało.
- Co do was, moi panowie, jeśliście
- Tę okoliczność dotąd zataili,
- Trzymajcież ją i nadal pod zamknięciem,
- I co bądź zdarzy się tej nocy, bierzcie
- Wszystko na rozum, ale nie na język;
- Nagrodzę wam tę dobroć. Bądźcie zdrowi.
- Pomiędzy jedenastą a dwunastą
- Zejdziem się na tarasie.
- WSZYSCY TRZEJ
- Słudzy waszej
- Książęcej mości.
- HAMLET
- Bądźcie przyjaciółmi,
- Tak jak ja jestem waszym. Do widzenia.
- H o r a c y, M a r c e l l u s, B e r n a r d o wychodzą.
- Duch mego ojca! uzbrojony! Coś tu
- Złego się święci, coś tu krzywo idzie,
- Oby już była noc! tymczasem jednak
- Milcz, serce moje! Zbrodnie i spod ziemi
- Wychodzą, aby stać się widomemi.
- Wychodzi.
- SCENA TRZECIA
- Pokój w domu P o l o n i u s z a.
- L a e r t e s i O f e l i a.
- LAERTES
- Już rzeczy moje zniesione na pokład;
- Bądź zdrowa, siostro; a gdy wiatr przyjaźnie
- Zadmie od brzegu i który z okrętów
- Zdejmie kotwicę, nie zasypiaj wtedy,
- Lecz donoś mi o sobie.
- OFELIA
- Wątpisz o tym?
- LAERTES
- Co się zaś tyczy Hamleta i pustych
- 23
- Jego zalotów, uważaj je jako
- Mamiący pozór, kaprys krwi gorącej;
- Jako fiołek młodocianej wiosny,
- Wczesny, lecz wątły, luby, lecz nietrwały,
- Woń, kilka tylko chwil upajającą,
- Nic więcej.
- OFELIA
- Więcej nic?
- LAERTES
- Nie myśl inaczej.
- Natura ludzka, kiedy się rozwija,
- Nie tylko rośnie co do form zewnętrznych;
- Jak w budującej się świątyni – służba
- Duszy i ducha zwiększa się w niej także.
- Być może, iż on ciebie teraz kocha,
- Że czystość jego chęci jest bez plamy;
- Ale zważywszy jego stopień, pomnij,
- Że jego wola nie jest jego własną.
- On sam jest rodu swego niewolnikiem;
- Nie może, jako podrzędni, wybierać
- Dla siebie tylko, od jego wyboru
- Zależy bowiem bezpieczeństwo, dobro
- Całego państwa, przeto też i jego
- Wybór koniecznie musi być zależny
- Od życzeń i od przyzwolenia tego
- Wielkiego ciała, którego jest głową.
- Jeżeli zatem mówi, że cię kocha,
- Rozwadze twojej przystoi mu wierzyć
- O tyle tylko, o ile on zgodnie
- Ze stanowiskiem przez się zajmowanym
- Będzie mógł słowa swojego dotrzymać,
- To jest, o ile powszechny głos Danii
- Przystanie na to. Uważ, jaka hańba
- Grozi twej sławie, jeśli łatwowiernie
- Poszeptom jego podasz ucho, serce
- Sobie uwięzisz i skarb niewinności
- Otworzysz jego zapędom bez wodzy.
- Strzeż się, Ofelio, strzeż się, luba siostro;
- I stój w odwadze twej skłonności, z dala
- Od niebezpieczeństw i napaści pokus.
- Wstydliwe dziewczę za wiele już waży,
- Gdy przed księżycem wdzięki swe odsłania;
- Na samą cnotę pada rdza obmowy;
- Robak zbyt często toczy dzieci wiosny,
- Nim jeszcze pączki zdążyły otworzyć;
- I kiedy rosa wilży młodość hożą,
- 24
- Wpływy złośliwych miazm12 najbardziej grożą.
- Strzeż się więc; tarczą najlepszą w tej próbie
- Niedowierzanie, nawet samej sobie.
- OFELIA
- Treść tej nauki postawię na straży
- Mojego serca. Nie idź jednak, bracie,
- Za śladem owych fałszywych doradców,
- Którzy nam stromą i ciernistą ścieżkę
- Cnoty wskazują, a sami tymczasem
- Kroczą kwiecistym szlakiem błędów, własnych
- Rad niepamiętni.
- LAERTES
- Bądź o mnie spokojna
- I bądź mi zdrowa. Lecz oto nasz ojciec.
- P o l o n i u s z wchodzi.
- Podwójne błogosławieństwo, podwójne
- Szczęście przynosi: szczęśliwe spotkanie,
- Które mi zdarza sposobność ku temu.
- POLONIUSZ
- Laertes jeszcze tu? Dalej na okręt!
- Wiatr wzdyma żagle, czekają na ciebie,
- Raz jeszcze daję ci błogosławieństwo
- Na drogę.
- kładzie rękę na głowę synowi
- Weź je i wraź sobie w pamięć
- Tych kilka przestróg: Nie bądź skorym myśli
- Wprowadzać w słowa, a zamiarów w czyny.
- Bądź popularnym, ale nigdy gminnym.
- Przyjaciół, których doświadczysz, a których
- Wybór okaże się być ciebie godnym,
- Przykuj do siebie żelaznymi klamry;
- Ale nie plugaw sobie rąk uściskiem
- Dłoni pierwszego lepszego socjusza.13
- Strzeż się zatargów, jeśli zaś w nie zajdziesz,
- Tak się w nich znajduj, aby twój przeciwnik
- Nadal się ciebie strzec musiał. Miej zawżdy
- Ucho otworem, ale rzadko kiedy
- Otwieraj usta. Chwytaj zdania drugich,
- Ale sąd własny zatrzymuj przy sobie.
- Noś się kosztownie, o ile ci na to
- Mieszek pozwoli, ale bez przesady;
- Wytwornie, ale niewybrednie; często
- Bowiem ubranie zdradza grunt człowieka
- I pod tym względem Francuzi szczególniej
- 12 Miazmaty – trujące wyziewy.
- 13 Socjusz (łac) – towarzysz.
- 25
- Są pełni taktu. Nie pożyczaj drugim
- Ani od drugich; bo pożyczkę daną
- Tracim najczęściej razem z przyjacielem,
- A braną psujem rząd potrzebny w domu.
- Słowem, rzetelnym bądź sam względem siebie,
- A jako po dniu noc z porządku idzie,
- Tak za tym pójdzie, że i względem drugich
- Będziesz rzetelnym. Bądź zdrów, niech cię moje
- Błogosławieństwo utwierdzi w tej mierze.
- LAERTES
- Z pokorą żegnam cię, ojcze i panie.
- POLONIUSZ
- Idź już; czas nagli, wszystko w pogotowiu.
- LAERTES
- Bądź zdrowa, siostro, i pamiętaj na to,
- Com ci powiedział.
- OFELIA
- Zamknęłam to w sercu,
- A ty masz klucz od niego.
- LAERTES
- Bądź mi zdrowa.
- Wychodzi.
- POLONIUSZ
- Cóż to on tobie powiedział, Ofelio?
- OFELIA
- Coś, co tyczyło się księcia Hamleta.
- POLONIUSZ
- W porę mi o tym wspominasz. Słyszałem,
- Że on cię często nawiedzał w tych czasach
- I że znajdował z twojej strony przystęp
- Łatwy i chętny. Jeżeli tak było
- (A udzielono mi o tym wiadomość
- Jako przestrogę), muszę ci powiedzieć,
- Że się nie cenisz tak, jakby przystało
- Dbałej o sławę córce Poloniusza.
- Jakież wy macie stosunki? Mów prawdę.
- OFELIA
- Oświadczył mi się, ojcze, z swą skłonnością.
- POLONIUSZ
- Z skłonnością? Hm, hm! Mówisz jak dzierlatka
- 26
- Niedoświadczona w rzeczach niebezpiecznych.
- Wierzyszli tym tak zwanym oświadczeniom?
- OFELIA
- Nie wiem, co myśleć mam, mój ojcze.
- POLONIUSZ
- Nie wiesz?
- To ja ci powiem: Masz myśleć, żeś dziecko,
- Gdy oświadczenia te bez poświadczenia
- Rozsądku bierzesz za dobrą monetę.
- Nie radzę ci się z nim świadczyć, inaczej
- (Że tej igraszki słów jeszcze użyję)
- Doświadczysz następstw niedobrych.
- OFELIA
- Wynurzał
- Mi swoją miłość bardzo obyczajnie.
- POLONIUSZ
- Tak, tak, bo czynić to jest obyczajem.
- OFELIA
- I słowa swoje stwierdził najświętszymi,
- Jak być mogą, przysięgami.
- POLONIUSZ
- Plewy
- Na młode wróble! Wiem ja, gdy krew kipi,
- Jak wtedy dusza hojną jest w kładzeniu
- Przysiąg na usta. Nie bierz tych wybuchów
- Za ogień, więcej z nich światła niż ciepła,
- A i to światło gaśnie w oka mgnieniu.
- Bądź odtąd trochę skąpsza w przystępności
- I więcej sobie waż rozmowę swoją
- Niż wyzywanie drugich do rozmowy.
- Co się zaś księcia Hamleta dotyczy,
- Bacz na to, że on jeszcze młodzieniaszek
- I że mu więcej jest wolno, niż tobie
- Może być wolno kiedykolwiek. Słowem,
- Nie ufaj jego przysięgom, bo one
- Są jak kuglarze, czym innym, niż szaty
- Ich pokazują: orędownicami
- Bezbożnych chuci, biorącymi pozór
- Świętości, aby tym łacniej usidlić
- Naiwne serca. Krótko mówiąc, nie chcę,
- Abyś od dziś dnia czas swój marnowała
- Na zadawanie się z księciem Hamletem.
- Pamiętaj, nie chcę tego. Możesz odejść.
- 27
- OFELIA
- Będęć posłuszną, panie.
- Wychodzą.
- SCENA CZWARTA
- Taras zamkowy.
- Wchodzą H a m l e t, H o r a c y i M a r c e l l u s.
- HAMLET
- Ostry wiatr wieje; przejmujące zimno.
- HORACY
- W istocie: bardzo szczypiące powietrze.
- HAMLET
- Która godzina?
- HORACY
- Dwunasta dochodzi.
- MARCELLUS
- Dwunasta biła już.
- HORACY
- Już? Nie słyszałem.
- Zbliża się zatem czas, o którym widmo
- Zwykło się jawić.
- Odgłos trąb i wystrzałów za sceną.
- Co to znaczy, panie?
- HAMLET
- To znaczy, że król czuwa z czarą w ręku,
- Zgraje opilców dworskich przepijając;
- Każdy zaś taki sygnał trąb i kotłów
- Jest triumfalnym hasłem nowej miary
- Przezeń spełnionej.
- HORACY
- Czy to taki zwyczaj?
- HAMLET
- Zwyczaj zaiste; moim jednak zdaniem,
- Lubom tu zrodzon i z tym oswojony,
- Chlubniej byłoby taki zwyczaj łamać
- Niż zachowywać. Te biby na zabój
- W pośmiech i wzgardę tylko nas podają
- U innych ludów: beczkami nas mienią
- I trzodzie chlewnej właściwy przydomek
- 28
- Hańbi nazwisko nasze. W rzeczy samej,
- Choćbyśmy zresztą byli bez zarzutu,
- To jedno już by starło z naszych czynów
- Zaszczytną cechę ich wnętrznej wartości.
- I pojedynczym ludziom się to zdarza:
- Niejeden skutkiem naturalnych przywar –
- Czyli to rodu (czemu nic nie winien
- Bo któż obiera sobie pochodzenie),
- Czy to jakiegoś krwi usposobienia,
- Które częstokroć rwie tamy rozumu,
- Czy to nałogu przeciwnego formom
- Przyzwoitości – niejeden, powiadam,
- Upośledzony w taki sposób jaką
- Szczególną wadą, bądź to organicznie,
- Bądź przypadkowo – choćby jego cnoty
- Były skądinąd jako kryształ czyste
- I mnogie, jako być mogą w człowieku –
- Tą jedną skazą zarażony będzie
- W opinii ludzi. Jedna drachma14 złego
- Niweczy wszelkie szlachetne pierwiastki.
- D u c h wchodzi.
- HORACY
- Widzisz go, panie.
- HAMLET
- Aniołowie Pana
- Zastępów, miejcie mię w swojej opiece!
- Błogosławionyś ty czy potępiony,
- Tchnieszli tchem niebios czy wyziewem piekieł.
- Maszli zamiary zgubne czy przyjazne,
- Przychodzisz w takiej postaci, że muszę
- Wydobyć z ciebie głos. Hamlecie, królu,
- Ojcze mój, władco Danii, odpowiadaj!
- Nie pozostawiaj mię w nieświadomości;
- Powiedz, dlaczego święte kości twoje,
- Na wieki w trumnie złożone, przebiły
- Śmiertelny całun; dlaczego grobowiec,
- W którym widzielim cię zstępującego,
- Podniósł swe ciężkie marmurowe wieko,
- Żeby cię zwrócić ziemi? Co to znaczy?
- Że ty, trup, znowu w kompletnym rynsztunku
- Podksiężycowy ten padół odwiedzasz,
- Czyniąc noc straszną i nas, niedołężnych
- Synów tej ziemi, wstrząsając myślami,
- Przechodzącymi metę naszych pojęć?
- O, powiedz, co to jest! Co za cel tego?
- Czego chcesz od nas?
- 14 Drachma – jednostka wagi aptekarskiej.
- 29
- HORACY
- Daje ci znak, panie,
- Abyś z nim poszedł, jakby chciał sam na sam
- Pomówić z tobą.
- MARCELLUS
- Jak uprzejmym gestem
- Wzywa cię, panie, w ustronniejsze miejsce.
- Nie idź z nim jednak.
- HORACY
- Nie chodź, mości książę.
- HAMLET
- Chce ze mną mówić: pójdę.
- HORACY
- Nie czyń tego,
- Łaskawy panie.
- HAMLET
- Czegóż bym się lękał?
- To życie szpilki złamanej niewarte,
- A dusza moja, jak on, nieśmiertelna.
- Patrz, znowu na mnie kiwa... Pójdę za nim.
- HORACY
- A gdyby on cię zaprowadził, panie,
- Nad przepaść, na brzeg owej groźnej skały,
- Która się stromo spuszcza w morską otchłań,
- I tam przedzierzgnął się w inne postacie,
- Jeszcze straszniejsze, które by ci mogły
- Odjąć, o panie, przytomność umysłu
- I w obłąkanie cię wprawić? Zważ tylko!
- Już samo tamto miejsce bez żadnego
- Innego wpływu budzi rozpaczliwe
- Usposobienie w każdym, kto spostrzeże
- Morze na tyle sążni tuż pod sobą
- I słyszy jego huk.
- HAMLET
- Wciąż na mnie kiwa.
- Idź już, idź; pójdę z tobą.
- MARCELLUS
- Zostań, panie.
- HAMLET
- Puść mnie!
- 30
- HORACY
- Wstrzymaj się, panie, pozostań!'
- HAMLET
- Los mój mnie woła i najmniejszą żyłkę
- Mojego ciała czyni tak potężną
- Jak najsilniejszy nerw lwa nemejskiego.15
- D u c h nie przestaje kiwać.
- Ciągle mnie wzywa! Puśćcie mnie!
- wyrywając się
- Na Boga!
- W upiora zmienię tego, co mnie dłużej
- Wstrzymywać będzie. – Idź, śpieszę za tobą.
- D u c h i H a m l e t wychodzą.
- HORACY
- Imaginacja w szał go wprawia.
- MARCELLUS
- Idźmy
- W trop za nim; tu nie w porę posłuszeństwo.
- HORACY
- Idźmy. Na czymże się to skończy?
- MARCELLUS
- Widno
- Jest coś chorobliwego w państwie duńskim.
- HORACY
- Niebo zaradzi temu.
- MARCELLUS
- Spieszmy za nim.
- Wychodzą.
- SCENA PIĄTA
- Oddalona część tarasu.
- Wchodzą D u c h i H a m l e t.
- HAMLET
- Gdzie mnie prowadzisz? Mów; nie pójdę dalej.
- DUCH
- Słuchaj mnie.
- 15 Lew nemejski – niezwyciężony lew pokonany dopiero przez Herkulesa na polach Nemei w Grecji.
- 31
- HAMLET
- Słucham.
- DUCH
- Zbliża się godzina,
- O której w srogie, siarczyste płomienie
- Muszę powrócić znowu.
- HAMLET
- Biedny duchu!
- DUCH
- Nie lituj się nade mną, ale bacznym
- Uchem ogarnij to, co ci mam odkryć.
- HAMLET
- Mów, powinnością moją słuchać ciebie.
- DUCH
- Jak niemniej zemścić się, gdy mnie wysłuchasz.
- HAMLET
- Zemścić się?
- DUCH
- Jestem duchem twojego ojca,
- Skazanym tułać się nocą po świecie,
- A przez dzień jęczeć w ogniu, póki wszystek
- Kał popełnionych za żywota grzechów
- Nie wypalił się we mnie. Gdybym miejsca
- Mojej pokuty sekret mógł wyjawić,
- Takie bym rzeczy ci opisał, których
- Najmniejszy szczegół rozdarłby ci duszę,
- Młodą krew twoją zmroził, oczy twoje
- Jak gwiazdy z posad wydobył, zwinięte,
- Gładkie kędziory twoje wyprostował
- Tak, że ich każdy włos stanąłby dębem
- Jako na jeżu kolce; ale takich
- Podań nie znosi ludzkie ucho. Słuchaj,
- O, słuchaj, słuchaj, jeśli choć cokolwiek
- Kochałeś twego ojca.
- HAMLET
- Przebóg!
- DUCH
- Pomścij
- Śmierć jego, dzieło ohydnego mordu!
- 32
- HAMLET
- Mordu?
- DUCH
- Tak, mordu; wszelki mord ohydny,
- Lecz ten był nadzwyczajny, niesłychany.
- HAMLET
- Dlaboga, wymień go, wymień czym prędzej,
- Abym na skrzydłach chyżych jak modlitwa
- Lub myśl kochanka podążył ku zemście.
- DUCH
- Zdajesz się pełen dobrych chęci, byłbyś
- Też nikczemniejszy niż najlichsze ziele,
- Wegetujące nad brzegami Lety,16
- Gdybyś pozostał na to obojętny.
- Słuchaj więc, słuchaj, Hamlecie. Puszczono
- Rozgłos, że podczas mego snu w ogrodzie
- Wąż mnie ukąsił; takim to skłamanym
- Powodem śmierci mej zwiedziono Danię;
- Dowiedz się bowiem, szlachetny młodzieńcze,
- Że ów wąż, który zabił twego ojca,
- Nosi dziś jego koronę.
- HAMLET
- O nieba!
- Stryj! Nie zawiodły mnie przeczucia moje.
- DUCH
- Ten to bezwstydny, cudzołożny potwór
- Zdradnymi dary, czarami wymowy
- (Przeklęte dary, przeklęta wymowa,
- Która tak może złudzić!) ku sromocie
- Potrafił skłonić wolę mojej niby
- Cnotliwej żony. O Hamlecie! cóż to
- Był za upadek! Ode mnie, którego
- Miłość statecznie chodziła dłoń w dłoni
- Z ślubną przysięgą, w objęcia nędznika,
- Którego dary przyrodzone były
- Naprzeciw moich tak liche!
- Lecz jako cnota pozostaje czystą,
- Choćby ją sprośność w postaci niebianki
- Usiłowała skusić, tak zła żądza,
- Choćby ją łączył ślub z aniołem nawet,
- Prędko uprzykrzy sobie święte łoże
- I rzuci się na barłóg.
- Ale dość tego! Już powietrze ranne
- 16 Leta – w mitologii greckiej rzeka zapomnienia w królestwie zmarłych.
- 33
- Czuć mi się daje; muszę kończyć: kiedym
- Raz po południu jak zwykle w ogrodzie
- Bezpiecznie zasnął, wkradł się stryj twój z flaszką
- Zawierającą blekotowe17 krople
- I wlał mi w ucho ten zabójczy rozczyn,
- Którego siła tak jest nieprzyjazna
- Ludzkiej naturze, że jak żywe srebro
- Przebiega nagle wszystkie drogi, wszystkie
- Kanały ciała i jako sok kwaśny
- Wlany do mleka ścina wnet i zgęszcza
- Wszystką krew zdrową. Tak było i z moją;
- I wraz plugawy trąd, jak u Łazarza,
- Wystąpił na mnie i brzydką skorupą
- Pokrył mi całe ciało.
- Tak to śpiąc, ręką brata pozbawiony
- Zostałem życia, berła i małżonki,
- Skoszony w samym kwiecie moich grzechów:
- Bez namaszczenia, bez przygotowania,
- Bez porachunku z sobą wyprawiony
- Zdać porachunek z win jeszcze nie zmytych.
- O, to okropne! okropne! okropne!
- Maszli iskierkę czucia, nie ścierp tego;
- Nie pozwól, aby łoże władców Danii
- Było ohydnym gniazdem wszeteczeństwa.
- Jakkolwiek jednak czyn ten pomścić zechcesz,
- Nie kalaj swojej duszy, nie czyń przeciw
- Matce zamachów; pozostaw ją niebu
- I owym cierniom, które w głębi łona
- Występnych siedzą; zrobią one swoje.
- Bądź zdrów, świecący robaczek oznajmia,
- Że ranek już jest bliski; wątłe bowiem
- Światełko jego znacznie już pobladło;
- Żegnam cię, żegnam cię; pamiętaj o mnie.
- Znika.
- HAMLET
- O wy niebieskie potęgi! O ziemio!
- Cóż więcej? Mamże piekło jeszcze wezwać?
- Nie, o nie! Krzep się, krzep się, serce moje!
- Prężcie się, nerwy! Pamiętać o tobie?
- O biedny duchu, stanie ci się zadość.
- Dopóki tylko w tej znękanej głowie
- Pamięć żyć będzie. Pamiętać o tobie?
- Wraz pamięć moja z tablic swych wykreśli
- Wszelkie powszednie, tuzinkowe myśli;
- Książkową mądrość, obrazy, wrażenia,
- Płody młodości lub zastanowienia,
- 17 Blekot – trująca roślina.
- 34
- Wszystko, co związek ma z przyszłym mym bytem;
- To, coś mi zlecił, to tylko wyrytem
- W księdze mojego mózgu pozostanie;
- Tak mi dopomóż, wiekuisty Panie!
- O wiarołomna niewiasto! O łotrze,
- Uśmiechający się, bezczelny łotrze!
- Musze to sobie zapisać, że można
- Nosić na ustach uśmiech i być łotrem –
- W Dani przynajmniej
- wyjmuje pugilares i zapisuje
- Tak; siedź tu, stryjaszku,
- Terazże duszo moja, pilnuj hasła,
- A tym jest: Żegnam cię, pamiętaj o mnie!
- Przysięgłem mu być wiernym.
- HORACY
- za sceną
- Królewiczu!
- MARCELLUS
- podobnież
- Książę Hamlecie!
- HORACY
- Chroń go, Panie!
- HAMLET
- Amen!
- MARCELLUS
- Hop, hop, hop, mości książę!
- HAMLET
- Hop, hop, chłopcze!
- Tu, tu, mój ptaszku!
- H o r a c y i M a r c e l l u s wchodzą.
- HORACY
- I cóż?
- MARCELLUS
- I cóż, panie?
- HAMLET
- Dziwy!
- HORACY
- Opowiedz nam to, panie.
- 35
- HAMLET
- Właśnie!
- Żebyście potem roztrąbili.
- HORACY
- Jaż bym
- Mógł to uczynić?
- MARCELLUS
- O, ani ja pewnie!
- HAMLET
- Cóż wy powiecie na to? Któż by sądził?
- Ale będziecie milczeć?
- HORACY I MARCELLUS
- Jak Bóg w niebie!
- HAMLET
- Nie ma na całą Danię nikczemnika,
- Który by nie był kompletnym ladaco.
- HORACY
- Do objawienia nam tego nie trzeba,
- Żeby aż duchy wychodziły z grobów.
- HAMLET
- W istocie, macie słuszność. Owóż tedy
- Nie pozostaje nam teraz nic więcej,
- Jeno bez żadnych dalszych korowodów
- Uścisnąć sobie dłonie i pójść z Bogiem.
- Wy idźcie, gdzie wam każe iść interes
- Lub skłonność – każdy bowiem na tym świecie
- Ma jakąś skłonność lub interes; ja zaś
- W prostocie mojej pójdę się pomodlić.
- HORACY
- To są czcze tylko słowa, mości książę.
- HAMLET
- Przykro mi, żeście obrażeni; z serca
- W istocie, z serca przykro.
- HORACY
- Mości książę, Nie ma tu żadnej obrazy.
- HAMLET
- I owszem
- Zaprawdę mówię wam, jest tu obraza,
- I wielka. Co się tyczy tego ducha,
- 36
- Jest to duch dobry; poprzestańcie na tym;
- Co zaś pomiędzy nim a mną tu zaszło,
- Ciekawość swoją w tej mierze przytłumcie
- Całą możliwą dozą rezygnacji.
- A teraz, moi mili przyjaciele,
- W imię przyjaźni, w imię koleżeństwa,
- Zróbcie mi jedną grzeczność.
- HORACY
- Jaką, panie?
- HAMLET
- Nie mówcie, coście widzieli tej nocy.
- HORACY I MARCELLUS
- Nie powiem, panie.
- HAMLET
- Przysiążcie mi na to.
- HORACY
- Na honor, nic nie powiem.
- MARCELLUS
- A ja także,
- Na honor.
- HAMLET
- Na ten miecz raczej przysiążcie.
- MARCELLUS
- Jużeśmy, panie, przysięgli.
- HAMLET
- Przysiążcie
- Na ten miecz, na ten miecz, mówię.
- DUCH
- spod ziemi
- Przysiążcie!
- HAMLET
- Ha, to ty! Stamtąd odzywasz się, stary?
- Słyszycie tego kipra18 tam w piwnicy?
- Prrysiążcież!
- HORACY
- Na cóż mamy przysiąc, panie?
- 18 Kiper – piwniczy, zarządzający piwnicami z winami.
- 37
- HAMLET
- Że o tym, coście widzieli, nikomu
- Nigdy a nigdy nie powiecie słowa.
- Przysiążcież na ten miecz!
- DUCH
- spod ziemi
- Przysiążcie!
- HAMLET
- Znowu?
- Hic et ubique?19 Odmieńmy więc miejsce.
- Pójdźcie tu, moi panowie, połóżcie
- Na moim mieczu palce i przysiążcie,
- Że o tym, coście słyszeli, nikomu
- Nic nie powiecie.
- DUCH
- spod ziemi
- Przysiążcie!
- HAMLET
- Ha, krecie!
- Tak prędko umiesz szybować pod ziemią?
- Wyborny z ciebie minier! No, panowie.
- HORACY
- Na Boga, to są rzeczy niepojęte!
- HAMLET
- Chciałżebyś wszystko pojąć? O Horacy,
- Więcej jest rzeczy na ziemi i w niebie,
- Niż się ich śniło waszym filozofom.
- Pójdźcie tu, i pierwej w imię Boga,
- Przysiążcie, że jakkolwiek bym się kiedy
- Wydawał dzikim, dziwacznym w obejściu –
- Być bowiem może, że mi się na przyszłość
- Wyda stosownym przybrać taką postać –
- Że, mówię, widząc mnie takim,
- Żaden z was ani potrząsaniem głowy,
- Ani wzruszeniem ramion, ani wreszcie
- Jakimikolwiek wątpliwymi słowy,
- Jako to: „Hm, hm, wiem ja”; albo: „Mógłbym,
- Gdybym chciał”; albo: „Gdybym był gadułą”;
- Albo: „Są tacy, co by mogli” – zgoła,
- Niczym dwuznacznym nie da się domyślić,
- Że wie coś o mnie. Poprzysiążcież na to,
- 19 Hic et ubique (łac) – tu i wszędzie.
- 38
- Jeśli pragniecie, aby się nad wami
- W nieszczęściu Pan Bóg zmiłował.
- DUCH
- spod ziemi
- Przysiążcie!
- HAMLET
- Ukój się, ukój, rozdrażniony duchu!
- Pomnijcież na wasz ślub, mili panowie,
- A przez co tylko taki biedny człowiek
- Jak Hamlet, będzie wam zdolny okazać
- Swoją życzliwość, to was nie ominie.
- Teraz rozejdźmy się. – Świat wyszedł z formy
- I mnież; to trzeba wracać go do normy!
- Wychodzą.
- 39
- AKT DRUGI
- SCENA PIERWSZA20
- Pokój w domu P o l o n i u s z a.
- P o l o n i u s z i R a j n o l d.
- POLONIUSZ
- Rajnoldzie, oddasz mu waszmość to pismo
- I te pieniądze.
- RAJNOLD
- Nie omieszkam, panie.
- POLONIUSZ
- Zanim się jednak doń udasz, Rajnoldzie,
- Mądrze byś zrobił, ażebyś poprzednio
- O jego sprawowaniu się wywiedział.
- RAJNOLD
- Tak też myślałem, panie.
- POLONIUSZ
- Dobrześ myślał,
- Bardzoś roztropnie myślał. Przede wszystkim
- Wypytasz mi się najdokładniej, jacy
- Są Duńczykowie w Paryżu; jak który
- I z czego żyje: gdzie bywa i jakie
- Z kim ma stosunki; gdy zaś skutkiem takich
- Krętobadawczych, manowcowych pytań
- Dojdziesz, że oni znają mego syna,
- Wtedy przystąpisz do materii o nim
- Bliżej niżeli w poprzednich pytaniach.
- Powiesz na przykład, udając, jakobyś
- Znasz go z daleka: „Znam jego familię,
- Jego przyjaciół, a w części i jego”;
- Rozumiesz mnie, Rajnoldzie?
- RAJNOLD
- Najzupełniej.
- POLONIUSZ
- „I jego w części, wprawdzie – dodać możesz –
- Niewiele, jestli on wszakże tym samym,
- O którym myślę, wietrznik to, rozpustnik,
- 20 Między pierwszym a drugim aktem upłynęło około dwóch miesięcy.
- 40
- Skłonny do tego i tego.” Zwal wtedy,
- Co ci się żywnie podoba, na niego;
- Jednakże nic takiego, co by mogło
- Szwank przynieść jego sławie; tego strzeż się.
- Takie jedynie przypisz mu wybryki,
- Jakie z młodością i krewkością w parze
- Zazwyczaj chodzą.
- RAJNOLD
- Więc, na przykład, hazard?
- POLONIUSZ
- Tak, albo pochop do zwad, klątw, pijatyk,
- Gachostwa wreszcie: tak daleko możesz
- Posunąć swoje kłamstwa.
- RAJNOLD
- Ależ, panie,
- To by już jego sławie szwank przyniosło.
- POLONIUSZ
- Bynajmniej, jeśli tylko będziesz umiał
- Wziąć się do rzeczy. Nie trzeba ci dawać
- Do zrozumienia, że on w żądzach swoich
- Jest rozpasany, tego nie chcę; wytknij
- Jego usterki tak subtelnie, żeby
- One się zdały tylko nadużyciem
- Wolności, duszy ognistej wybuchem,
- Obłędem wrzącej krwi, słowem, pustotą
- Właściwą wszystkim młodym.
- RAJNOLD
- Rad bym wiedzieć,
- Łaskawy panie...
- POLONIUSZ
- Do czego to wszystko?
- RAJNOLD
- Tak, panie.
- POLONIUSZ
- Zaraz ci powiem: mój zamiar
- Uzasadniony i, jak się spodziewam,
- Niepłonną skutku dający rękojmię.
- Skoro na mego syna złożysz waszmość
- Te drobne chyba, niby skazy, którym
- Ulega każda rzecz, gdy się wyrabia,
- Wtedy, jeżeli tylko ten, którego
- Za język ciągnąć będziesz, kiedykolwiek
- 41
- Młodzieńca w mowie będącego widział
- Jednej z powyższych praktyk oddanego,
- Ten ktoś, bądź pewien, przywtórzy ci zaraz
- W ten sposób: „Mości dobrodzieju”, albo:
- „Mój miły panie”, albo: „Widzisz waćpan”
- Stosownie do zwyczaju miejscowego
- Lub w miarę swojej atencji.
- RAJNOLD
- Rozumiem.
- POLONIUSZ
- Skoro zaś to ci powie, powie potem...
- Cóżem to dalej miał mówić? Do licha,
- Miałem powiedzieć coś, na czymżem stanął?
- RAJNOLD
- Na tym podobno, że ktoś mi przywtórzy.
- POLONIUSZ
- Że ci przywtórzy, aha! tak więc tedy
- Ten ktoś przywtórzy ci pewnie w ten sposób:
- „Znam tego pana, widziałem go wczoraj”,
- Albo: „Owego dnia, wtedy a wtedy,
- Z tym a z tym, i w istocie grał wysoko”;
- Albo: „Pokłócił się”, albo: „Miał w czubku”,
- Albo: „Widziałem, jak wchodził do domu
- Podejrzanego”, i tak dalej. Tak to
- Na wędę fałszu złowisz karpia prawdy.
- Tak to rozumni, zręczni ludzie, boczkiem,
- Rzemiennym dyszlem zachodząc, umieją
- Trafiać do celu: i tak samo waszmość,
- Według wskazówki i instrukcji, jaką
- Ci udzieliłem, poweźmiesz języka
- O moim synu. Wiesz już, o co idzie?
- RAJNOLD
- Wiem, panie.
- POLONIUSZ
- Jedź więc, niech cię Bóg prowadzi!
- RAJNOLD
- Dziękuję...
- POLONIUSZ
- Zresztą sam śledź jego kroki.
- RAJNOLD
- Dopełnię tego.
- 42
- POLONIUSZ
- A niech mi się ćwiczy
- W muzyce.
- RAJNOLD
- Dobrze, panie.
- Wychodzi. Wchodzi O f e l i a.
- POLONIUSZ
- Bądź zdrów, waszmość.
- Co ci to jest, Ofelio? Co się stało?
- OFELIA
- Ach, panie, takem strasznie się przelękła.
- POLONIUSZ
- Czego? dlaboga?
- OFELIA
- Siedziałam przy krosnach
- W moim pokoju, gdy wtem książę Hamlet,
- Z odkrytą głową, rozpięty, w obwisłych
- Brudnych pończochach, blady jak koszula,
- Chwiejący się na nogach, z tak okropnym
- Wyrazem twarzy, jakby się wydostał
- Z piekła i jego zgrozę chciał obwieścić,
- Stanął przede mną.
- POLONIUSZ
- Czyliżby z miłości
- Oszalał?
- OFELIA
- Nie wiem, ale się obawiam.
- POLONIUSZ
- Cóż ci powiedział?
- OFELIA
- Ujął mnie za rękę,
- Nie mówiąc słowa, i usilnie ją trzymał;
- Cofnął się potem na długość ramienia
- I, drugą rękę przytknąwszy do czoła,
- W twarz moją wlepił oczy tak badawczo,
- Jak gdyby ją chciał narysować. Długo
- Tak stał, nareszcie, lekko potrząsając
- Moim ramieniem i kiwając głową,
- Wydał tak ciężkie, żałosne westchnienie,
- Że się zdawało, iż mu piersi pękną
- 43
- I życie z niego uleci. Odstąpił
- Wtedy ode mnie i powolnym krokiem
- Szedł z odwróconą głową poza siebie,
- Kierując się ku drzwiom. Przeszedł w ten sposób
- Przez cały pokój, bez pomocy oczu,
- I wyszedł, ciągle wpatrując się we mnie.
- POLONIUSZ
- Muszę natychmiast udać się do króla;
- Są to objawy gwałtowne miłości,
- Która się trawi w sobie i prowadzi
- Do rozpaczliwych kroków, tak jak każda
- Inna namiętność trapiąca ród ludzki;
- Boleję nad tym. Możesz tymi czasy
- Przykre mu jakie słowo powiedziała?
- OFELIA
- Nie, panie; tylko tak jak rozkazałeś,
- Odesłałam mu listy i wzbroniłam
- Dalszych odwiedzin.
- POLONIUSZ
- To go w szał wprawiło.
- Boleję nad tym, żem jego skłonności
- Dokładniej, pilniej nie zbadał. Myślałem,
- Że on cię durzy, przywieść chce o zgubę.
- Przeklinam teraz moją podejrzliwość.
- Zdaje się, że nam, starym, jest właściwe
- Przebierać miarę w przezorności, tak jak
- Nawzajem młodym mało jej posiadać.
- Biegnę do króla; zatajenie tego
- Więcej niż rozgłos zrządzić może złego.
- Pójdź.
- Wychodzą.
- SCENA DRUGA
- Sala w zamku.
- K r ó l, K r ó l o w a, R o z e n k r a n c, G i l d e n s t e r n i orszak.
- KRÓL
- Witaj, Rozenkranc, witaj Gildensternie!
- Pośpiechu, z jakim was tu wezwaliśmy,
- Nie sama tylko chęć widzenia panów
- Była przyczyną, ale i potrzeba
- Waszej pomocy. Wiecie już o dziwnym
- Przeistoczeniu się Hamleta, mówię
- 44
- Przeistoczeniu, bo nic w nim tak wewnątrz,
- Jak i na zewnątrz nie jest tym, czym było.
- Co by innego jak śmierć ojca mogło
- Do tego stopnia wywieść go za obręb
- Jego natury, nie pojmuję wcale.
- Proszę was przeto, was, coście z nim wzrośli
- I z bliska z jego wiekiem i myślami
- Sąsiadujecie, abyście czas jakiś
- Raczyli u nas zostać, by Hamleta
- Trochę rozerwać, a przy tej okazji
- Zbadać powody obcego nam smutku,
- Na który, gdyby stał się nam wiadomym,
- Znaleźlibyśmy może jaki środek.
- KRÓLOWA
- Często on o was wspominał, panowie,
- I wiem, że nie ma na świecie dwóch ludzi
- Bardziej mu niż wy miłych. Jeśli w dowód
- Życzliwych chęci i uczuć uprzejmych
- Zechcecie trochę czasu tu przepędzić
- I wesprzeć nasze nadzieje, możecie
- Liczyć na taką wdzięczność z naszej strony,
- Jaka przystoi monarchom.
- ROZENKRANC
- Obojgu
- Waszym królewskim mościom służy prawo,
- Z mocy najwyższej ich władzy nad nami,
- Wolę swą w rozkaz przyoblekać raczej
- Niż w prośbę.
- GILDENSTERN
- Będziem jednakże posłuszni
- I dobrowolnie na rozkazy waszych
- Królewskich mości u stóp ich składamy
- Nasze usługi.
- KRÓL
- Dzięki ci za to, Rozenkranc, i tobie,
- Kochany Gildensternie.
- KRÓLOWA
- Dzięki ci za to, Gildenstern, i tobie
- Kochany Rozenkranc. Idźcie natychmiast
- Do mego syna.
- do dworzan
- Niech tam który wskaże
- Tym panom, gdzie jest Hamlet.
- 45
- GILDENSTERN
- Oby nieba
- Nie uczyniły naszych usiłowań
- Bezowocnymi!
- KRÓLOWA
- Daj to, dobry Boże!
- R o z e n k r a n c, G i l d e n s t e r n i jeden z dworzan wychodzą.
- Wchodzi P o l o n i u s z.
- POLONIUSZ
- Panie! Wysłane do Norwegii posły
- Szczęśliwie są już w tej chwili z powrotem.
- KRÓL
- Zawsześ był waćpan ojcem dobrych nowin.
- POLONIUSZ
- Bądź przekonany, miłościwy panie,
- Że obowiązki moje względem Boga
- I mego władcy, tak samo jak duszę,
- Trzymam w porządku. Jako, zdaje mi się
- (Jeżeli tylko ten mózg nie zszedł na bok
- Z drogi trafności, którą zwykł był kroczyć),
- Że ostatecznie nie jest mi już obcym,
- Skąd bierze źródło szaleństwo Hamleta.
- KRÓL
- Mów; o tym chcemy wiedzieć przede wszystkim.
- POLONIUSZ
- Daj, panie, pierwej posłuchanie posłom;
- Wieść moja będzie na wety po uczcie.
- KRÓL
- Zróbże im zaszczyt i sam ich tu wprowadź.
- Wychodzi Poloniusz
- On utrzymuje, kochana Gertrudo,
- Że odkrył powód tej zmiany Hamleta.
- KRÓLOWA
- Nie jest nim, moim zdaniem, nic innego,
- Tylko śmierć ojca i nasz rychły związek.
- P o l o n i u s z wraca, a wraz z nim wchodzą
- K o r n e l i u s z i W o l t y m a n d.
- KRÓL
- Dojdziemy tego. Witajcie, panowie.
- Cóż nam śle przez was nasz brat, król norweski?
- 46
- WOLTYMAND
- Najuprzejmiejszych pozdrowień zamianę.
- Na przełożenie nasze kazał zaraz
- Wstrzymać zaciągi swojego synowca,
- Które mu zdały się być wymierzone
- Przeciw Polakom, które jednak, bliżej
- Poznawszy, znalazł zwróconymi przeciw
- Waszej królewskiej mości. Rozjątrzony
- Takim niegodnym korzystaniem z jego
- Późnego wieku i niemocy, kazał
- Zatrzymać gońcom Fortynbrasa, który
- Z pokorą stawił się i, wysłuchawszy
- Napomnień stryja, przysiąg wobec niego,
- Że póki życia nigdy przeciw waszej
- Królewskiej mości nie wzniesie oręża:
- Czym ucieszony starzec trzy tysiące
- Koron intraty21 rocznej mu przeznaczył
- I owe wojska, przezeń zwerbowane,
- Użyć pozwolił mu przeciw Polakom.
- Nam zaś doręczył ten list, którym prosi
- podaje papier
- Waszą królewską mość o pozwolenie
- Przejścia tym wojskom przez duńskie dzierżawy,
- Przy zapewnieniu im bezpieczeństw, w liście
- Tym wymienionych.
- KRÓL
- Poprzestajem na tym
- W wolniejszym czasie przejrzymy to pismo,
- Pomyślim nad nim, odpowiemy na nie.
- Tymczasem waszmość panom dziękujemy
- Za ich skuteczne trudy. Idźcie spocząć.
- Będziemy dzisiaj wieczerzali razem;
- Miło nam widzieć was z powrotem.
- W o l t y m a n d i K o r n e l i u s z wychodzą.
- POLONIUSZ
- To się
- Dobrze powiodło. Miłościwy panie
- I miłościwa pani, chcieć określić,
- Czym jest majestat, czym powinność sługi,
- Dlaczego dzień jest dniem, a noc jest nocą,
- A czas jest czasem, byłoby to jedno,
- Co chcieć zmarnować dzień, noc i czas drogi.
- Z tego powodu, ile że treściwość
- Jest duszą mowy, a rozwlekłość ciałem
- I powierzchownym tylko bawidełkiem,
- Chcę być treściwym. Cny wasz syn oszalał,
- 21 Intrata – dochód, zysk
- 47
- Oszalał, mówię; ściśle bowiem biorąc,
- Szaleństwo czymże jest, jeśli nie stanem
- Człowieka szalonego ?
- KRÓLOWA
- Więcej treści
- W mniej sztucznych frazesach.
- POLONIUSZ
- Przysięgam, o pani,
- Że się bynajmniej o sztukę nie silę.
- Syn wasz oszalał, jest to prawda; prawda,
- Że to nieszczęście i nieszczęście wzajem,
- Że to jest prawda. Otóż się skleiła
- Dziwna figura jakaś retoryczna.
- Bodaj to! Licho zabierz sztuczne frazesy!
- Stanąłem tedy na tym, że dostojny
- Syn wasz sfiksował; dobrze; idzie teraz
- O wyśledzenie przyczyn tej fiksacji,
- Która, nie będąc fikcją, już tym samym
- Nie może nie mieć przyczyn; to rzecz pewna;
- W jaki zaś sposób pewna i o ile,
- Rozważcie państwo sami.
- Mam córkę; mam ją, ponieważ jest moja.
- Ta tedy dziewka, pomna obowiązku
- I rozkazowi mojemu powolna,
- Oddała mi ten świstek. Posłuchajcie
- I konkludujcie państwo.
- czyta
- „Do niebiańskiego bóstwa mojej duszy, tysiącem
- wdzięków okraszonej Ofelii” To niestosowne
- wyrażenie, trywialne wyrażenie. Okraszonej
- – nie jestże wyrażeniem trywialnym? Ale idźmy
- dalej, (czyta) „Twojemu cudnie białemu łonu
- powierzam tych kilka wyrazów.”
- KRÓLOWA
- Czy to Hamlet do niej pisał?
- POLONIUSZ
- Cierpliwości, miłościwa pani; niczego nie zataję.
- czyta
- „Wątp, czy gwiazdy lśnią na niebie;
- Wątp o tym, czy słońce wschodzi;
- Wątp, czy prawdy blask nie zawodzi;
- Lecz nie wątp, że kocham ciebie.
- O najmilsza Ofelio, nie biegłym w rymowaniu; nie umiem skandować westchnień moich, ale
- że cię bardzo, a bardzo kocham, temu wierz. Bądź zdrowa. Twój na zawsze, dopóki ta machina
- pozostanie jego własnością,
- Hamlet”
- 48
- To mi posłuszna pokazała córka
- I uszom moim odkryła zarazem,
- Tak co do czasu, miejsca, jak sposobu,
- Wszystkie zaloty jego.
- KRÓL
- Ale jakże
- Ona przjęła te jego zaloty? !
- POLONIUSZ
- Cóż o mnie myślisz, mości królu?
- KRÓL
- Myślę,
- Żeś waćpan prawy, honorowy człowiek.
- POLONIUSZ
- Takim starałem się zawsze okazać.
- Cóż byś mógł sobie o mnie myśleć, panie,
- Gdybym tę miłość tak namiętną widział
- Był w jej zarodzie (a mówiąc nawiasem,
- Dostrzegłem ją był pierwej, nim mi o niej
- Doniosła moja córka); cóż by sobie
- Królowa pani mogła o mnie myśleć,
- Gdybym był wtedy spokojnie odegrał
- Rolę koperty lub pugilaresu
- Lub serce moje zrobił głuchoniemym
- I gnuśnym okiem patrzał na tę miłość?
- Cóż byście państwo mogli byli sobie
- O mnie pomyśleć? Jam sprawy nie zaspał
- I wnet dziewczynie mojej powiedziałem:
- „Hamlet jest księciem nad waściną sferę;
- Nie będzie z tego nic.” Dałem jej przy tym
- Surowe upomnienia, aby odtąd
- Nie przyjmowała ani jego wizyt,
- Ani biletów, ani podarunków.
- Takem uczynił; ona usłuchała,
- A on, on, krótko mówiąc, zawiedziony
- W swoich nadziejach, popadł najprzód w smutek
- Potem w bezsenność, potem w wstręt do jadła
- Następnie w niemoc, następnie w gorączkę,
- I tak stopniami aż w szaleństwo, które
- Trawi go teraz z wielkim naszym żalem.
- KRÓL
- Cóż mówisz na to?
- KRÓLOWA
- Hm! to by być mogło.
- 49
- POLONIUSZ
- Czy się zdarzyło kiedy, rad bym wiedzieć,
- Aby tam, gdzie ja powiedziałem: tak jest,
- W istocie było inaczej?
- KRÓL
- Nie pomnę.
- POLONIUSZ
- wskazuje na kark i głowę
- Zdejmcie to z tego, jeżeli tak nie jest.
- Skoro sposobność posłuży, wykryję,
- Gdzie siedzi prawda, chociażby się skryła
- W wnętrznościach ziemi.
- KRÓL
- Jakżebyśmy mogli
- Sprawdzić to?
- POLONIUSZ
- Wiecie państwo, że on czasem
- Przez kilka godzin zwykł się w tej galerii
- Przechadzać.
- KRÓLOWA
- W rzeczy samej zwykł to czynić.
- POLONIUSZ
- Taką więc porę upatrzywszy kiedy,
- Wprowadzę tutaj moją córkę: wasze
- Królewskie moście będą mogły wtedy
- Ukryć się ze mną owdzie za obiciem
- I być świadkami ich spotkania. Jeśli
- On jej nie kocha i nie skutkiem tego
- Utracił zmysły, to niech z szambelana
- Zostanę prostym chłopem albo klechą
- Wchodzi H a m l e t, czytając.
- KRÓLOWA
- Patrzcie, jak smutno biedny chłopiec z książką
- Zbliża się tutaj.
- POLONIUSZ
- Oddalcie się, państwo,
- Błagam was; ja z nim pomówię, pozwólcie.
- K r ó l i K r ó l o w a wychodzą ze swym orszakiem.
- Jakże się miewa mój łaskawy książę Hamlet?
- HAMLET
- Dobrze, dzięki Bogu.
- 50
- POLONIUSZ
- Wieszli, kto jestem, panie?
- HAMLET
- Wiem doskonale: jesteś rybak.
- POLONIUSZ
- Zaprawdę, nie jestem nim.
- HAMLET
- Tym ci gorzej, rad bym, żebyś był tak uczciwym człowiekiem.
- POLONIUSZ
- Uczciwym, mości książę?
- HAMLET
- Tak jest, mości panie. Być uczciwym w dziejach tego świata
- na jedno wychodzi, co być wybranym między tysiącami.
- POLONIUSZ
- Masz wielką słuszność, mości książę.
- HAMLET
- Jeżeli bowiem słonce płodzi w zdechłym psie robaki, promienie bóstwa ścierwo całują. Czy
- masz waćpan córkę?
- POLONIUSZ
- Mam, panie.
- HAMLET
- Nie pozwalaj jej chodzić po słońcu. Wprawdzie poczęcie jest błogosławieństwem, ale gdyby
- twoja córka poczęła, na pewno byś jej nie błogosławił. Miej to na względzie, mój przyjacielu.
- POLONIUSZ
- Co przez to rozumiesz, mości książę? (do siebie) Zawsze mu się marzy moja córka. A jednak
- nie poznał mnie zrazu, wziął mnie za rybaka. Daleko z nim już zaszło, daleko zaszło. I mnie,
- prawdę mówiąc, za młodu miłość przyprowadziła do ostateczności podobnych prawie. Muszę
- go jeszcze raz zagadnąć, (głośno) Cóż to czytasz, mości książę?
- HAMLET
- Słowa, słowa, słowa.
- POLONIUSZ
- A o treść czy mogę spytać?
- HAMLET
- Czyją?
- POLONIUSZ
- Tej książki, którą książę czytasz.
- 51
- HAMLET
- Potwarze, mój panie, same potwarze. Ten łotr satyryk utrzymuje, że starzy ludzie mają siwe
- brody i zmarszczki na twarzy; że im ambra i kalafonia ciecze z oczu; że mają zupełny brak
- dowcipu obok wielkiego wycieńczenia łydek. Lubo ja temu wszystkiemu najsilniej i nąjpotężniej
- daję wiarę, przecież nie sądzę, aby o tym pisać przystało; bo waszmość sam stałbyś
- się pewnie jak ja starym, gdybyś mógł jak rak w tył kroczyć.
- POLONIUSZ
- Chociaż to wariacja, nie jest jednakże bez metody. Może byś chciał zejść, mości książę?
- HAMLET
- Z tego świata?
- POLONIUSZ
- W rzeczy samej, byłoby to zejściem. (do siebie) Jak trafne ma czasem odpowiedzi! Dar ten
- często bywa udziałem szalonych, gdy tymczasem przytomni i rozumni nie zawsze są zarówno
- szczęśliwi. Muszę go już opuścić i niezwłocznie pomyśleć o sposobach, jakby się on i
- moja córka zejść mogli. (głośno) Miłościwy książę, zmuszony jestem pozbawić waszą książęcą
- mość dłuższej mojej obecności.
- HAMLET
- Nie możesz mnie, mój panie, pozbawić niczego, czego bym chętniej się nie wyrzekł: wyjąwszy
- życia, wyjąwszy życia, wyjąwszy życia, wyjąwszy życia.
- POLONIUSZ
- Żegnam cię, mój łaskawy książę.
- HAMLET
- Nudni starzy głupcy
- R o z e n k r a n c i G i l d e n s t e r n wchodzą.
- POLONIUSZ
- Szukacie, panowie, księcia Hamleta? Oto jest.
- Wychodzi.
- ROZENKRANC
- do P o l o n i u s z a
- Bogu cię polecamy.
- GILDENSTERN
- Miłościwy książę!
- ROZENKRANC
- Drogi nasz książę!
- HAMLET
- Kochani, dobrzy przyjaciele! Jak się masz, Gildensternie? A, Rozenkranc! Jak się macie, moi
- chłopcy?
- 52
- ROZENKRANC
- Zwyczajnie, jak nic nie znaczący ludzie.
- GILDENSTERN
- Szczęśliwi przez to, że niezbyt szczęśliwi.
- Czepca Fortuny22 nie jesteśmy guzem.
- HAMLET
- Ale i nie podeszwą jej trzewików?
- ROZENKRANC
- Nie, mości książę.
- HAMLET
- A więc mieszkacie u jej albo raczej w centrum jej łask?
- GILDENSTERN
- Niby tak, w jej prywatnych apartamentach.
- HAMLET
- Czyli w apartamentach wstydliwych. Słusznie, Fortuna to nie lada dziewka. I cóż tam nowego?
- ROZENKRANC
- Nic, panie, wyjąwszy, że świat spoczciwiał.
- HAMLET
- Więc bliski jest dzień sądu. Ale wiadomość wasza nieprawdziwa. A teraz pytanie bardziej
- szczegółowe. Powiedzcie mi, w czymeście tak przeskrobali Fortunie, że was tu do więzienia
- wtrąciła?
- GILDENSTERN
- Do więzienia?
- HAMLET
- Dania jest więzieniem.
- ROZENKRANC
- Więc nim i świat jest także.
- HAMLET
- O, i wielkim! pełnym turm, lochów i ciemnic. Dania jest jednym z najgorszych.
- ROZENKRANC
- Nie myślimy tak, mości książę.
- 22 Fortuna – bogini szczęścia.
- 53
- HAMLET
- Więc dla was nie jest taką. W rzeczy samej, nic nie jest złem ani dobrem samo przez się, tylko
- myśl nasza czyni to i owo takim. Dla mnie Dania jest więzieniem.
- ROZENKRANC.
- Skutek to chyba, panie, twojej ambicji. Dania jest dla niej za ciasna.
- HAMLET
- O Boże! ja bym mógł być zamknięty w łupinie orzecha i jeszcze bym się sądził panem niezmierzonej
- przestrzeni, gdybym tylko złych snów nie miewał.
- GILDENSTERN
- A te sny są właśnie wytworem ambicji; istota bowiem ambicji nie jest czym innym, tylko
- snów cieniem.
- HAMLET
- Same już sny nie są czym innym, tylko cieniem.
- ROZENKRANC
- Zapewne, ambicja zaś w moich oczach jest tak powietrznej i znikomej natury, że można ją
- nazwać cieniem cienia.
- HAMLET
- Takim sposobem żebracy są ciałami, a nasi monarchowie i nadęci bohaterowie cieniami żebraków.
- Nie poszlibyśmyż do dworu? bo doprawdy nie umiem rozumować.
- ROZENKRANC I GILDENSTERN
- Służymy waszej książęcej mości.
- HAMLET
- Dajmy pokój temu; nie chcę was liczyć do rzędu sług moich, bo, zaprawdę, przysługują mi
- się okropnie. Ale powiedzcie mi, tak po przyjacielsku, co porabiacie w Elzynorze?
- ROZENKRANC
- Chcieliśmy cię odwiedzić, mości książę; innego celu nie mamy.
- HAMLET
- Taki ze mnie nędzarz, żem nawet w podzięki ubogi; dziękuję wam jednak, chociaż to podziękowanie,
- wierzcie mi, kochani przyjaciele, niewarte i pół szeląga. Czy nie posyłano po
- was? Przybyliścieź mnie odwiedzić z własnego popędu, z dobrej woli? Powiedzcie mi, powiedzcie;
- bądźcie szczerzy. I cóż?
- GILDENSTERN
- Cóż mamy powiedzieć, mości książę?
- HAMLET
- Co bądź, byle się stosowało do rzeczy. Posyłano po was: widzę w waszych oczach pewien
- rodzaj wyznania, które skromność na próżno usiłuje pokryć. Wiem, że miłościwy król i miłościwa
- królowa. posyłali po was.
- 54
- ROZENKRANC
- W jakimże by celu, mości książę?
- HAMLET
- Tegoć się od was chcę dowiedzieć. Ale zaklinam was na prawa naszego koleżeństwa, na
- współdźwięk młodych lat naszych, na. obowiązki naszej statecznej przyjaźni, na wszystko,
- co jest najświętsze i na co lepszy mówca lepiej by was niż ja mógł zakląć, powiedzcie mi
- rzetelnie, otwarcie: posyłanoż po was czy nie posyłano?
- ROZENKRANC
- do G i l d e n s t e r n a
- Cóż ty na to?
- HAMLET
- na stronie
- Aha, przyszliście mnie więc wymacać. (głośno) Jeżeli mi dobrze życzycie, powiedzcie prawdę.
- GILDENSTERN
- W istocie, posyłano po nas.
- HAMLET
- Powiem wam, w jakim celu; tym sposobem domyślność moja uprzedzi waszą gadatliwość i
- dyskretność wasza nie będzie dyskredytowana. Od niejakiego czasu, nie wiem skąd, ze
- szczętem humor straciłem; zarzuciłem dawne przywyknienia i tak ponure popadłem usposobienie,
- że ten piękny obszar ziemski pustynią mi się wydaje; to wspaniałe sklepienie tam w
- górze, ten cudnie wiszący firmament, ta majestatyczna przestrzeń złotymi obsypana iskrami
- niczym innym nie jest w moich oczach, jak tylko marnym, zaraźliwym zbiorem wyziewów.
- Jak doskonałym tworem jest człowiek! Jak wielkim przez rozum! Jak niewyczerpanym w
- swych zdolnościach! Jak szlachetnym postawą i w poruszeniach! Czynami podobnym do
- anioła, pojętnością zbliżonym do bóstwa! Ozdobą on i zaszczytem świata. Arcytypem
- wszech jestestw! A przecież czymże jest dla mnie ta kwintesencja prochu? Synowie ziemi nie
- pociągają mnie ani jej córki, jakkolwiek, sądząc po waszym uśmiechu, zdajecie się to przypuszczać.
- ROZENKRANC
- Myśl taka, panie, nie przeszła mi przez głowę.
- HAMLET
- Dlaczegoż się waćpan roześmiałeś, kiedym powiedział, że mnie synowie ziemi nie pociągają?
- ROZENKRANC
- Bom sobie pomyślał, jakie w takim razie przyjęcie znajdą aktorowie, którycheśmy w drodze
- spotkali, a którzy tu dążą celem ofiarowania waszej książęcej mości usług swoich.
- HAMLET
- Ten, co gra króla, godnie będzie przyjęty; jego królewska mość otrzyma ode mnie pamiątkę;
- awanturniczy rycerz będzie mógł do woli użyć tarczy i miecza; kochanek nie będzie darmo
- wzdychał; melancholik spokojnie odegra swoją rolę; błazen pobudzi do śmiechu tych, co
- 55
- mają łechczywe płuca; a piękna dama swobodnie wywnętrzy swe uczucia, jeśli nie będzie
- miała wstrętu do wiersza bez rymu. Cóż to za aktorowie?
- ROZENKRANC
- Ciż sami, którzy cię zwykli byli zadowalać, mości książę; aktorowie tragiczni ze stolicy.
- HAMLET
- Skądże im przyszło teraz po świecie wędrować? Na miejscu siedząc lepiej by wyszli tak pod
- względem sławy, jak korzyści.
- ROZENKRANC
- Przyczyną ich wędrowania były, jak się zdaje, świeżo zaszłe innowacje.23
- HAMLET
- Sąż oni jeszcze tak samo lubiani jak wtedy, kiedym był w stolicy? Zawszeż liczne mają publicum?
- ROZENKRANC
- Zaiste, teraz nie bardzo.
- HAMLET
- Skądże to pochodzi? Czy się opuścili w sztuce?
- ROZENKRANC
- Bynajmniej: usiłowania ich postępują zawsze równym krokiem; ale wylęgło się tam stado
- dzieci,24 małych indycząt, które piszczą jak opętane i gwałtowne za to odbierają oklaski. Te
- są teraz w modzie i tak dalece oczerniają teatr niższej klasy (tak nazywają tamten), że niejeden
- z rapierem przy boku, bojąc się piór gęsich, nie śmie się już tam pokazać.
- HAMLET
- Sąli to dzieci naprawdę? Któż ich utrzymuje? Jak są płatni? Myśląż oni tylko dopóty sztukę
- uprawiać, dopóki nie stracą dyszkantu? Nie powiedząż wtedy, gdy sami spadną między niższą
- klasę (co jest bardzo prawdopodobne, jeśli ich sytuacja się nie poprawi), że piszący dla
- nich krzywdę im wyrządzili, każąc im wykrzykiwać na ich własną przyszłość?
- ROZENKRANC
- Bądź co bądź, z obu stron niemało było hałasu i publiczność nie miała sobie za grzech podżegać
- ich nawzajem do kłótni. Przez czas jakiś nie można było grosza na żadnej sztuce zarobić,
- jeżeli autorzy i aktorzy za łby się w niej nie pojedli.
- HAMLET
- Czy być może?
- GILDENSTERN
- Niemało też łbów porozbijano.
- 23 Innowacje – rozruchy w efekcie których zamknięto londyńskie teatry.
- 24 Stado dzieci – dziecięce trupy teatralne.
- 56
- HAMLET
- I smarkacze wzięli górę?
- ROZENKRANC
- Nie inaczej. Herkules25 zmuszony był kapitulować przed Pigmejczykami.
- HAMLET
- Nie ma w tym nic dziwnego, boć mój stryj jest królem duńskim; i ciż sami, którzy mu za
- życia mego ojca wykrzywiali gęby, dają teraz dwadzieścia, czterdzieści, pięćdziesiąt i sto
- dukatów za jego portret w miniaturze. Do licha! musi w tym być coś nadnaturalnego. Gdyby
- to filozofia mogła wytłumaczyć?
- Odgłos trąb za sceną.
- GILDENSTERN
- Zapewne to aktorowie.
- HAMLET
- Koledzy, miłymiście gośćmi w Elzyorze. Podajcie mi dłonie. Do orszaku gościnności należy
- etykieta i ceremonie; winienem was przeto podjąć tym trybem: inaczej, moje obejście się z
- aktorami, które, uprzedzam was, będzie się musiało okazać uprzejme, wydałoby się gościnniejsze
- niż z wami. Zostaliście przyjęci z otwartymi rękoma, ale mój stryj–ojciec i moja matka–
- stryjenka zostali oszukani.
- GILDENSTERN
- Jakim sposobem, drogi książę?
- HAMLET
- Szalony jestem tylko przy wietrze północno–zachodnim; kiedy z południa wieje, umiem odróżnić
- jastrzębie od czapli.
- Wchodzi Poloniusz
- POLONIUSZ
- Dobre nowiny, panowie, wesołe nowiny!
- HAMLET
- Słuchaj go, Gildensternie, i ty także. Słuchajcie z uwagą. Ten wielkolud dzieciuch nie wyszedł
- jeszcze z pieluch.
- ROZENKRANC
- Chyba wszedł w nie powtórnie; bo mówią, że starzy ludzie na nowo stają się dziećmi.
- HAMLET
- Prorokuję wam, że przychodzi nam zwiastować aktorów; uważcie tylko.
- – Masz waćpan słuszność: było w poniedziałek z rana, w rzeczy samej.
- POLONIUSZ
- Mości książę, mam ci oznajmić coś nowego.
- 25 Herkules dźwigający kulę ziemską widniał na frontonie teatru „The Globe” – tu aluzja do rywalizacji dziecięcych
- trup teatralnych.
- 57
- HAMLET
- Mości panie, mam ci oznajmić coś nowego. Gdy Roscjusz26 w Rzymie był aktorem...
- POLONIUSZ
- Aktorowie przybyli, mości książę.
- HAMLET
- Ejże? Ejże?
- POLONIUSZ
- Na honor, mości książę.
- HAMLET
- śpiewając
- Każdy więc aktor przyjechał na ośle.
- POLONIUSZ
- Są to aktorowie najlepsi w świecie, zdatni do wszelkiego rodzaju przedstawień: tragicznych,
- komicznych, historyczno–sielankowych, tragiczno–historycznych, tragiczno–komiczno–historyczno–
- sielankowych: czy to w scenach ciągłych, czy to w luźnym poemacie. Seneka27 nie
- jest dla nich za ciężki ani Plaut28 za lekki. Tak w recytowaniu, jak w improwizowaniu nie
- mają sobie równych.
- HAMLET
- O Jefte,29 sędzio Izraela, jakiż to skarb posiadłeś!
- POLONIUSZ
- Jakiż on skarb posiadał, mości książę?
- HAMLET
- Ba!
- Córkę gładką, nic więcej,
- Którą wielce miłował.
- POLONIUSZ
- na stronie
- Zawsze mu się marzy moja córka.
- HAMLET
- Nieprawdaż, stary Jefte?
- POLONIUSZ
- Jeżeli mnie nazywasz Jeftem, mości książę, to nie przeczę, iż posiadam córkę, którą wielce
- miłuję.
- 26 Roscjusz – aktor rzymski z I w. p.n.e.
- 27 Seneka – filozof rzymski, autor słynnych tragedii.
- 28 Plaut – Plautus – rzymski autor komedii.
- 29 Jeffe – sędzia ze Starego Testamentu, który ślubował złożyć w ofierze Bogu pierwszą osobę, którą spotka po
- powrocie do ojczyzny, była nią jego córka.
- 58
- HAMLET
- Ależ nie to idzie za tym.
- POLONIUSZ
- Cóż za tym idzie, mości książę?
- HAMLET
- Ba!
- To, co rzekomo
- Bogu wiadomo.
- A potem, jak wiesz waćpan,
- Stać się musiało,
- Co snadź się stało.
- Pierwszy dwuwiersz tej pobożnej pieśni więcej objaśni waćpana, niż ja mogę; bo oto nadchodzi
- moja rozrywka.
- Wchodzi czterech lub pięciu aktorów.
- Witam was, mości panowie, witam. Cieszę się, że cię oglądam w dobrym zdrowiu. Witajcie
- przyjaciele. O stary, jakążeś sobie brodę wyhodował, odkąd cię ostatni raz widziałem! Przyszedłeś
- mię tu nią straszyć? A, to ty, piękna damo30! Szlachetna dziewico, dalipan, od czasu
- jak cię ostatni raz widziałem, zbliżyłaś się ku niebu na całą wysokość korka. Nie daj Boże,
- aby głos twój, jak dukat oberżnięty, wyszedł z obiegu! Witajcie nam, wszyscy bez wyjątku!
- Będziemy jak francuscy łowcy rzucać się na wszystko, co ujrzymy. Nie moglibyśmyż usłyszeć
- czegoś zaraz? Dajcie nam próbkę swego talentu: przedeklamujcie co patetycznego.
- PIERWSZY AKTOR
- Co na przykład, panie?
- HAMLET
- Słyszałem cię raz deklamującego jeden ustęp, ustęp sztuki, która nigdy graną nie była albo co
- najwięcej raz tylko, bo, ile pamiętam, nie podobała się publiczności; był to kawior dla jej
- podniebień: moim jednak zdaniem i tych, których sąd o takich rzeczach równego z moim był
- wzrostu, była to sztuka wyborna, dobrze podzielona na sceny, ułożona z równą zręcznością,
- jak naturalnością. Przypominam sobie kogoś, co mówił, że braknie tym wierszom sosu dla
- dodania smaku osnowie, i osnowy, która by pozwalała posądzić autora o uczucie; przyznawał
- jej wszakże dobrą manierę, jędrność w obrobieniu i piękność, lubo bez wdzięku. W sztuce tej
- szczególnie lubiłem jeden ustęp, to jest opowiadanie Eneasza31: mianowicie owo miejsce, w
- którym ten bohater opisuje Dydonie śmierć Priama. Jeżeli je pamiętasz, to zacznij od tego
- wiersza: Zaraz, zaraz...
- „Okrutny Pirrus, jak ów zwierz hirkański...”32
- Nie, nie tak się zaczyna, ale zawsze od Pirrusa.
- ,,Okrutny Pirrus, którego zbroica,
- Czarna jak jego myśl, podobna była
- Do owej nocy, gdy w złowrogim koniu33
- Chytrze ukryty leżał, powlókł teraz
- Straszną swą postać dzikszą jeszcze barwą:
- 30 Do 1660 roku role kobiece w teatrze grali młodzi chłopcy.
- 31 Eneasz – bohater „Eneidy” rzymskiego poety Wergiliusza w przedstawianym fragmencie opisuje śmierć króla
- Troi, Priama zabitego przez Pirrusa syna Achillesa.
- 32 Zwierz hirkański – tygrys z Hirkanii nad Morzem Kaspijskim.
- 33 Złowrogi koń – koń trojański.
- 59
- Od stóp do głowy czerwienią się odział,
- Zbroczon krwią ojców, matek, córek, synów,
- Spiekły od żaru płonącego miasta,
- Które przeklętym blaskiem przyświecało
- Mordercy swego pana; rozpalony
- Gniewem i ogniem i skrzepły zarazem
- Od stęgłej na nim posoki, oczyma
- Jak karbunkuły34 płomieniejącymi
- Szuka piekielny Pirrus sędziwego
- Starca Priama.”
- – Mów dalej.
- POLONIUSZ
- Jak żywo, ślicznie deklamujesz, mości książę, z doskonałym akcentem i spadkiem głosu.
- PIERWSZY AKTOR
- „Znajduje go wreszcie
- Słabo na Greków nacierającego.
- Rdzawy miecz jego, zbuntowany przeciw
- Jego ramieniu, nieposłuszny woli,
- Płazem uderza, kędy spadnie. Z całą
- Przewagą siły rzuca się na niego
- Pirrus; z wściekłością próżny cios wymierza;
- Lecz sam już zamach, sam świst jego stali
- Obala starca; wtedy oto Ilium35
- Jak gdyby chciało nowy cios odwrócić,
- Koronowaną płomieniami głowę
- Chyli ku ziemi i trzaskiem okropnym
- W niewolę ima Pirrusowe ucho;
- Bo patrzcie! oto zabójczy miecz jego
- Nad mleczną głową czcigodnego starca
- Już, już wzniesiony, zda się, jakby nagle
- Ugrzązł w powietrzu. Jak kamienny posąg
- Bóstwa zagłady, ważąc się pomiędzy
- Czynem i wolą, stal czas jakiś Pirrus
- I nie przedsiębrał niczego.
- Lecz jako nieraz widzimy przed burzą
- Ciszę na niebie, spokojność w obłokach,
- Wichry uśpione, a na dole ziemię
- Jak grób milczącą, wtem przerażający
- Piorun rozdziera chmurę: tak po chwili
- Zbudzona zemsta podżega na nowo
- Zastałe ramię Pirrusa i nigdy
- Niemiłosierniej ciężki młot cyklopów
- Nie spadł na Marsa wiecznotrwałą zbroję,36
- Jak teraz krwawy miecz Pirrusa spada
- Na sędziwego Priama.
- 34 Karbunkuł – czerwony kamień szlachetny.
- 35 Ilium – tu: pałac króla Priama.
- 36 Zbroja Marsa – zbroja wykuta przez pomocników Wulkana, Cyklopów.
- 60
- Hańba ci, zmienna Fortuno! Bogowie.
- Wy wszyscy, którzy zasiadacie owdzie,
- W radzie Olimpu, odejmcie jej władzę!
- Połamcie szprychy i dzwona jej koła37
- I stoczcie krągłą piastę z szczytu niebios
- W bezdenną otchłań piekieł!”
- POLONIUSZ
- To za długie.
- HAMLET
- Więc razem z twoją brodą pójdzie do balwierza. Mów dalej, bracie. Jemu by trzeba jasełek
- lub fars plugawych, inaczej zaśnie. Dalej, przejdź teraz do Hekuby.38
- PIERWSZY AKTOR
- „Ale kto widział nieszczęsną królowę.
- Jak rozczochrana...”
- HAMLET
- Jak to, rozczochrana?
- POLONIUSZ
- To dobre wyrażenie; rozczochrana królowa jest dobrym wyrażeniem.
- PIERWSZY AKTOR
- „Jak rozczochrana, grożąca płomieniom
- Łez potokami, biegła tu i owdzie,
- Boso, z łachmanem na tej samej głowie,
- Którą niedawno jeszcze diadem stroił;
- Odziana, miasto sukni, prześcieradłem,
- W chwili popłochu schwyconym naprędce;
- O, kto by to był wdział, ten zmaczanym
- W żółci językiem byłby wyzionął
- Przeciw Fortunie ostatnie bluźnierstwa;
- A gdyby były ją widziały nieba
- W tej chwili, kiedy ujrzała Pirrusa
- Z dziką radością siekącego mieczem
- Ciało jej męża, wybuch jej boleści
- Byłby był z oczu ich promieniejących
- (Jeżeli tylko rzeczy tego świata
- Mogą je wzruszyć) zdrój rosy wycisnął
- I współjęk z piersi bogów.”
- POLONIUSZ
- Patrzcie, jak mu się twarz zmieniła i łzy mu w oczach stanęły. Skończ już, waćpan.
- 37 Koło Fortuny obrazowało zmienne koleje ludzkich losów.
- 38 Hekuba – królowa Troi, żona Priama.
- 61
- HAMLET
- Dosyć tego, dopowiesz mi resztę niebawem. Mości panie, zechciej dojrzeć, aby ci ichmoście
- dobrze byli ugoszczeni. Słyszysz, waćpan? Niech znajdą dobre przyjęcie; bo oni są streszczoną,
- żywą kroniką czasu. Byłoby lepiej dla waćpana zyskać po śmierci niepochlebny napis
- na nagrobku niż za życia niekorzystne ich świadectwo na scenie.
- POLONIUSZ
- Mości książę, obejdę się z nimi stosownie do ich zasługi.
- HAMLET
- Do paralusza! znacznie lepiej. Gdybyśmy się obchodzili z każdym wedle jego zasług, któż by
- uniknął chłosty? Obchodź się z nimi waćpan odpowiednio do własnej twej zacności i godności.
- Im mniej kto zasługuje na względy, tym więcej ma zasługi nasze względem niego
- uprzejmość. Odprowadź ich.
- POLONIUSZ
- Pójdźcie, panowie.
- Wychodzi z kilkoma aktorami.
- HAMLET
- Idźcie z nim, moi przyjaciele; dacie nam jutro jakie przedstawienie. Słuchaj no, stary, możecie
- grać „Zabójstwo Gonzagi”?39
- PIERWSZY AKTOR
- Możemy, panie.
- HAMLET
- To grajcie je jutro. Nie mógłżebyś w potrzebie nauczyć się dwunastu do piętnastu wierszy,
- które bym napisał i wtrącił do twojej roli?
- PIERWSZY AKTOR
- Czemu nie, łaskawy panie.
- HAMLET
- To dobrze. Udaj się za tamtym jegomościem, tylko nie drwij z niego, proszę cię.
- Wychodzi A k t o r.
- Kochani przyjaciele, (do R o z e n k r a n c a i G i l d e n s t e r n a) pozwólcie was pożegnać.
- Do zobaczenia wieczorem.
- ROZENKRANC I GILDENSTERN
- Żegnamy cię, drogi książę.
- Wychodzą.
- HAMLET
- Bóg z wami! Otóż nareszcie sam jestem.
- O, jakiż ze mnie głąb, jaki ciemięga!
- Czyliż to nie jest zgrozą, że ten aktor,
- Niby w wzruszeniu, w parodii uczucia,
- 39 „Zabójstwo Gonzagi” – śladów tej sztuki nie odnaleziono.
- 62
- Do tego stopnia mógł nagiąć swą duszę
- Do swoich pojęć, że za jej zrządzeniem
- Twarz mu pobladła, z oczu łzy pociekły,
- Oblicze jego, głos, ruch, cała postać
- Zastosowała się do jego myśli?
- I gwoli komuż to? gwoli Hekubie!
- Cóż z nim Hekuba, on z nią ma wspólnego,
- Żeby aż płakał nad jej losem? Cóż by
- Ten człowiek czynił, gdyby miał podobny
- Mojemu; powód i bodziec do wrzenia?
- Zalałby łzami całą scenę, rozdarł
- Uszy słuchaczów rażącymi słowy,
- W występnych rozpacz wzbudził, dreszcz w niewinnych
- Zmieszał prostaczków i sparaliżował
- Ich wzrok pospołu ze słuchem.
- A ja, ospały niedołęga, drzemię
- Jak Maciek, świętej niepamiętny sprawy,
- I ani usty ująć się nie umiem
- Za tego króla, na którego włości
- I drogim życiu dokonany został
- Najohydniejszy rozbój. Jestżem tchórzem?
- Któż mi zarzuci podłość? Któż mnie może
- Wziąć za kark, za nos powieść, w twarz mi plunąć,
- Wyrzucić w oczy kłamstwo? Któż to może?
- A jednak
- Zasługiwałbym na to, bo w istocie
- Muszę mieć chyba wnętrzności gołębia
- I brak zupełny żółci, nadającej
- Gorycz poczucia krzywdy, kiedym jeszcze
- Nie napisał dotąd stada sępów ścierwem
- Tego nędznika. O bezwstydny łotrze!
- Zakamieniały, krwawy, sprośny łotrze!
- Bodajżem! Mnież to przystoi, synowi,
- Jedynakowi zamordowanego
- Drogiego ojca, od nieba i piekła
- Powołanemu do zemsty, jak baba
- Marnymi słowy dawać folgę sercu
- I na przekleństwach czas trawić jak prosta,
- Karczemna dziewka?!
- Fuj! fuj! Gdzież moja głowa? Powiadają,
- Że zatwardziali złoczyńcy, obecni
- Na przedstawieniu okropnych widowisk,
- Tak silnym zdjęci bywali wrażeniem,
- Ze sami swoje wyznawali zbrodnie:
- Mord bowiem, choćby ust nie miał, cudowny
- Ma organ mowy. Każę tym aktorom
- Coś podobnego do sceny zabójstwa
- Ojca mojego odegrać przed stryjem;
- Patrzeć mu będę w oczy, śledzić będę
- Najmniejszy jego ruch: jeżeli zadrgnie,
- 63
- Wiem, co mam czynić. Ten duch, com go widział,
- Mógł być szatanem (bo szatan przybiera,
- Jaką chce postać) i nadużywając
- Mojej słabości i smętności (taki
- Bowiem stan duszy bardzo mu dogodny),
- Ciągnie mnie może w przepaść? Chcę pewniejszej
- Niż ta rękojmi. Zamierzona sztuka
- Będzie probierzem,40 którym, jak na wędę,
- Sumienie króla na wierzch wydobędę.
- Wychodzi.
- 40 Probierz – sprawdzian.
- 64
- AKT TRZECI
- SCENA PIERWSZA
- Pokój w zamku.
- K r ó l, K r ó l o w a, P o l o n i u s z, O f e l i a,
- R o z e n k r a n c i G i l d e n s t e r n
- KRÓL
- I nie mogliście wyrozumieć żadnym
- Zwrotem rozmowy, skąd to rozprzężenie,
- Które mu pokój zakłóca tak dzikim
- I niebezpiecznym rodzajem maniactwa?
- ROZENKRANC
- Przyznaje, że się czuje rozstrojony;
- Lecz przez co, w żaden sposób wyznać nie chce.
- GILDENSTERN
- Nie znaleźliśmy go bynajmniej skłonnym
- Do wywnętrzania się; zręcznym dziwactwem
- Trzymał nas, owszem, z daleka od siebie,
- Kiedyśmy chcieli z niego coś wyciągnąć.
- KRÓLOWA
- Jakże was przyjął?
- ROZENKRANC
- Bardzo grzecznie.
- GILDENSTERN
- Ale
- Nie bez przymusu.
- ROZENKRANC
- Skąpy był w pytaniach,
- A w odpowiedziach odbiegał od rzeczy.
- KRÓLOWA
- Nasunęliścież mu jaką rozrywkę?
- ROZENKRANC
- Traf zrządził, żeśmy spotkali na drodze
- Trupę aktorów: wspomnieliśmy o tym
- Księciu i to go trochę ucieszyło.
- Ci aktorowie już się tu znajdują
- I, jak słyszałem, otrzymali rozkaz
- Grania mu dzisiaj.
- 65
- POLONIUSZ
- Tak jest w rzeczy samej
- I mnie zlecił prosić najpokorniej
- Wasze królewskie moście, by raczyły
- Być obecnymi na tym widowisku.
- KRÓL
- Z największą chęcią. Serdeczniem rad, że się
- Do tego skłania. Wciąż go utrzymujcie,
- Moi panowie, w tym usposobieniu
- I podniecajcie w nim gust do takiego
- Rodzaju zabaw
- ROZENKRANC I GILDENSTERN
- Uczynim to, panie.
- Wychodzą.
- KRÓL
- Oddal się także, kochana Gertrudo.
- Ułożyliśmy rzecz tak aby Hamlet,
- Niby przypadkiem, zszedł się tu z Ofelią.
- Ja i jej ojciec (będzie to szpiegostwo
- Godziwe) tak się tu ulokujemy,
- Abyśmy widząc, niewidzialni sami,
- O tym spotkaniu z bliska mogli sądzić
- I z zachowania się jego wnioskować,
- Czy to miłości wpływ, czy nie miłości
- Tak go udręcza.
- KRÓLOWA
- Jestem ci posłuszna,
- Mój mężu. Dałby Bóg, luba Ofelio,
- Aby potęga twoich wdzięków była
- Błogim powodem, tej zmiany Hamleta:
- Wtedy szlachetność twoja, mam nadzieję,
- Na dawną by go sprowadziła drogę,
- Ku zaszczytowi was obojga.
- OFELIA
- Pragnę,
- Aby tak było, miłościwa pani.
- K r ó l o w a wychodzi.
- POLONIUSZ
- Ofelio, chodź tu sobie. Najjaśniejszy,
- My się umieścim tam.
- do O f e l i i
- Czytaj tę książkę,
- Aby ten pozór zajęcia ubarwił
- 66
- Twoją samotność. Tak to my, grzesznicy,
- Rzekomo świętą miną, uczynkami
- Budującymi pocukrzamy nieraz
- Samego diabla.
- KRÓL
- na stronie
- Prawda! Jakże srodze
- Bicz tych wyrazów chłoszcze mi sumienie!
- Twarz nierządnicy, różem upiększona,
- Nie tak jest szpetna obok tej powłoki
- Jak czyn mój obok pokostu słów moich.
- O, ciężkież moje brzemię!
- POLONIUSZ
- Już nadchodzi.
- Śpieszmy na miejsce, miłościwy panie
- K r ó l i P o l o n i u s z wychodzą. H a m l e t wchodzi.
- HAMLET
- Być albo nie być, to wielkie pytanie.
- Jestli w istocie szlachetniejszą rzeczą
- Znosić pociski zawistnego losu
- Czy też, stawiwszy czoło morzu nędzy,
- Przez opór wybrnąć z niego? – Umrzeć – zasnąć –
- I na tym koniec. – Gdybyśmy wiedzieli,
- Że raz zasnąwszy, zakończym na zawsze
- Boleści serca i owe tysiączne
- Właściwe naszej naturze wstrząśnienia,
- Kres taki byłby celem na tej ziemi
- Najpożądańszym. Umrzeć – zasnąć. – Zasnąć!
- Może śnić? – w tym sęk cały, jakie bowiem
- W tym śnie śmiertelnym marzenia przyjść mogą,
- Kiedy zrzucimy z siebie więzy ciała,
- To zastanawia nas: i toć to czyni
- Tak długowieczną niedolę; bo któż by
- Ścierpiał pogardę i zniewagi świata,
- Krzywdy ciemiężcy, obelgi dumnego,
- Lekceważonej miłości męczarnie,
- Odwłokę prawa, butę władz i owe
- Upokorzenia, które nieustannie
- Cichej zasługi stają się udziałem,
- Gdyby od tego kawałkiem żelaza
- Mógł się zwolnić? Któż by dźwigał ciężar
- Nudnego życia i pocił się pod nim,
- Gdyby obawa czegoś poza grobem,
- Obawa tego obcego nam kraju,
- Skąd nikt nie wraca, nie wątliła woli
- I nie kazała nam pędzić dni raczej
- W złem już wiadomym niż uchodząc przed nim
- 67
- Popadać w inne, którego nie znamy.
- Tak to rozwaga czyni nas tchórzami;
- Przedsiębiorczości hoża cera blednie
- Pod wpływem wahań i zamiary pełne
- Jędrności, zbite z wytkniętej kolei,
- Tracą nazwisko czynu. – Ha! co widzę?
- Piękna Ofelia! – Nimfo, w modłach swoich
- Pomnij o moich grzechach.
- OFELIA
- Jakże zdrowie
- Waszej książęcej mości od dni tylu?
- HAMLET
- Dobre; pokornie dziękuję waćpannie.
- OFELIA
- Mam jeszcze od was, panie, kilka drobnych
- Pamiątek, dawno zwrócić je pragnęłam:
- Odbierzcie je dziś, proszę.
- HAMLET
- Jako żywo!
- Jam nigdy w życiu nic nie dał waćpannie.
- OFELIA
- Wiesz dobrze, mości książę, żeś to czynił,
- I upominki swoje ubarwiałeś
- Takimi słowy, które wszelkiej rzeczy
- Wartość podnoszą. Woń ich uleciała:
- Weź je na powrót, panie, w oczach bowiem
- Każdej szlachetnie myślącej osoby
- Najdroższe dary lichymi się stają,
- Gdy dawca martwi. Ot są.
- HAMLET
- Cha–cha–cha! Jestżeś uczciwa?
- OFELIA
- Mości książę!
- HAMLET
- Jestżeś piękna?
- OFELIA
- Co znaczą te pytania?
- HAMLET
- To, że jeżeli jesteś uczciwa i piękna, uczciwość twoja nie powinna mieć nic do czynienia z
- pięknością.
- 68
- OFELIA
- Jak to panie? Możeż piękność z czym lepszym chodzi w parze niż z uczciwością?
- HAMLET
- Zapewne, tylko że potęga piękności prędzej obróci uczciwość w rajfurkę,41 niż wpływ uczciwości
- potrafi piękność na swoje kopyto przerobić. Było to niegdyś paradoksem, ale w nowszych
- czasach okazuje się pewnikiem. Kochałem dawniej waćpannę.
- OFELIA
- W rzeczy samej, dawałeś mi to książę do zrozumienia.
- HAMLET
- Nie trzeba ci było tak rozumieć; bo cnota nie daje się w stary nasz pień wszczepić tak, żebyśmy
- trącić nim przestali. Nie kochałem cię wcale.
- OFELIA
- Tym bardziej więc zostałam zawiedziona.
- HAMLET
- Idź waćpanna do klasztoru; na co ci mnożyć grzeszników? Ja sam jako tako jestem uczciwy;
- a przecież mógłbym sobie zarzucić takie rzeczy, że lepiej by było, gdyby mnie była matka na
- świat nie wydała. Jestem nadzwyczajnie dumny, mściwy, chciwy władzy; więcej mam przywar
- niż władz umysłowych do ich poznania, niż wyobraźni do dania o nich wyobrażenia i
- czasu do okazania ich w postępkach. Czego się takie figury tłuc mają pomiędzy ziemią i niebem?
- Jesteśmy arcyhultaje, wszyscy bez wyjątku; żadnemu z nas nie ufaj. Idź prosto do
- klasztoru. Gdzież waćpanny ojciec?
- OFELIA
- W domu, mości książę.42
- HAMLET
- Zamknijże go na klucz, aby nigdzie indziej nie grał roli błazna, tylko we własnym domu.
- Bądź zdrowa.
- OFELIA
- na stronie
- Panie, zmiłuj się nad nim!
- HAMLET
- Jeżeli za mąż pójść chcesz, dam ci w posagi tę przestrogę: Chociażbyś jak śnieg czysta była,
- jak lód nieskalana, przecież nie ujdziesz obmowy. Wstąp do klasztoru. Adieu. Albo jeżeli
- koniecznie potrzebować będziesz wyjść za mąż, to wyjdź za głupca, bo rozsądni ludzie wiedzą
- bardzo dobrze, jakie z nich czynicie potwory. Idź czym prędzej do klasztoru. Adieu.
- OFELIA
- na stronie
- O nieba, wesprzyjcie go swą łaską!
- 41 Rajfurka – stręczycielka.
- 42 Ofelia nie mówi prawdy – wie, że ojciec i król podsłuchują rozmowę.
- 69
- HAMLET
- Słyszałem też o malowaniu się waszym: nie dość wam jednej twarzy otrzymanej od Boga,
- dorabiacie sobie drugą; sztafirujecie się, krygujecie, cedzicie słowa, przedrzeźniacie boskie
- stworzenia i swawolę pokrywacie płaszczykiem naiwności. Precz, precz! nie chcę już patrzeć
- na to: to mnie we wściekłość wprawia. Wara odtąd mężczyznom żenić się; ci, co się już pożenili,
- jednego wyjąwszy, niech żyją zdrowi, reszta pozostać winna tak, jak jest. Do klasztoru!
- Do klasztoru!
- Wychodzi.
- OFELIA
- O, jak szlachetny duch zwichnięty został!
- Dworaka, wodza, mędrca ton, miecz, umysł;
- Kwiat oczekiwań potężnego państwa,
- Wzór ukształcenia, zwierciadło poloru,
- Cel zwracającej się uwagi świata:
- Wszystko to, wszystko wniwecz obrócone!
- I ja, ze wszystkich kobiet najnędzniejsza,
- Com ssała nektar słodkich jego ślubów,
- Skazanam teraz widzieć tę wspaniałą,
- Wybraną duszę, jak spękany dzwonek,
- Chrapliwie tylko wydający dźwięki;
- To czyste źródło bogatej młodości
- Zmącone szałem. O, czemuż musiałam
- Ujrzeć, co widzę, widzieć, co widziałam.
- Wchodzą K r ó l i P o l o n i u s z.
- KRÓL
- Miłość! Nie takie są jej symptomata.43
- To, co on mówił, choć trochę bez związku,
- Cechy szaleństwa nie nosiło wcale.
- Ponura jego smętność wysiaduje
- Coś złowrogiego, co wylęgłe z jajka
- Mogłoby stać się zgubne. Pragnąc przeto
- Zapobiec złemu, po świeżym namyśle,
- Postanowiłem wysłać go niezwłocznie
- Do Anglii celem niby zażądania
- Przynależnego nam haraczu. Może
- Ta podroż, widok różnych miejsc i rzeczy,
- Potrafi z jego serca wyrugować
- To coś, wokoło czego jego myśli,
- Bijąc się ciągle i skrycie nurtując,
- Tak go z właściwych wyrywają karbów.
- Cóż waćpan na to?
- POLONIUSZ
- Może to być dobre;
- Rozumiem jednak zawsze, że prawdziwym
- 43 Symptomata – objawy.
- 70
- Jądrem i źródłem tej jego choroby
- Jest bezwzajemna miłość. No, Ofelio,
- Nie potrzebujesz nam objawiać tego,
- Coć mówił książę Hamlet, bośmy sami
- Wszystko słyszeli. Uczyń, co chcesz, panie;
- Jeżeli jednak uznasz to stosownym,
- Niech po skończonym, dzisiaj widowisku
- Królowa matka w poufnej rozmowie
- Prosi go, aby jej zwierzył swój smutek.
- Niechaj z nim mówi bez ogródki; ja zaś,
- Jeśli się na to zgodzi wasza wielkość,
- Przyłożę ucho do tego sam na sam.
- Nie wydobędzieli nic z niego, wtedy
- Ślij go do Anglii, panie, albo zamknij,
- Gdzie mądrość twoja wskaże.
- KRÓL
- Dobra rada:
- Szalonych możnych pilnie strzec wypada.
- Wychodzą.
- SCENA DRUGA
- Wielka sala tamże.
- Wchodzi H a m l e t z kilkoma aktorami.
- HAMLET
- Proszę cię, wyrecytuj ten kawałek tak, jak ci go przepowiedziałem, gładko, bez wysilenia.
- Ale jeżeli masz wrzeszczeć, tak jak to czynią niektórzy nasi aktorowie, to niech lepiej moje
- wiersze deklamuje miejski pachołek. Nie siecz też za bardzo ręką powietrza w taki sposób:
- bądź raczej ruchów swoich panem; wśród największego bowiem potoku i, że tak powiem,
- wiru namiętności, trzeba ci zachować umiarkowanie, zdolne nadać wewnętrznej twojej burzy
- pozór spokoju. Nie posiadam się z oburzenia słysząc, jak siaki taki barczysty gbur w peruce
- w gałgany obraca uczucie, prawdziwy z niego łach robi, by zadowolić uszy narodku, który po
- największej części kocha się tylko w niezrozumiałych gestach i wrzawie. Oćwiczyć bym rad
- kazał takiego chama, by się bardziej hamował, gdy gra Heroda albo Termaganta.44 Proszę cię,
- chroń się tego.
- PIERWSZY AKTOR
- Zapewniam waszą wysokość.
- HAMLET
- Nie bądź też z drugiej strony za miękki; niech własna twoja rozwaga przewodnikiem ci będzie.
- Zastosuj akcję do słów; a słowa do akcji, mając przede wszystkim to na względzie, abyś
- nie przekroczył granic natury; wszystko bowiem, co przesadzone, przeciwne jest intencjom
- teatru, którego przeznaczeniem, jak dawniej tak i teraz, było i jest służyć niejako za zwiercia-
- 44
- 71
- dło naturze, pokazywać cnocie własne jej rysy, złości żywy jej obraz, a światu i duchowi
- wieku postać ich i piętno. Owóż przeholowanie tego celu lub niedosięgnięcie może wprawdzie
- rozśmieszyć prostaczków, ale znającym się na rzeczy musi pójść w niesmak, nagana zaś
- jednego z tych ostatnich, na szali waszych zasług przeważyć musi poklask całego tłumu
- pierwszych. Widziałem ja aktorów i znaleźli się tacy, co ich chwalili, głośno nawet; aktorów,
- którzy (bogobojnie mówiąc) ani z mowy, ani z ruchów nie byli podobni do chrześcijan ani do
- pogan, ani do ludzi, a rzucali się i ryczeli tak, iż pomyślałem sobie, że chyba jaki najemnik
- natury sfabrykował ludzkość; tak bezecnie ją naśladowali.
- PIERWSZY AKTOR
- Pochlebiamy sobie, żeśmy się tego pozbyli cokolwiek.
- HAMLET
- O, pozbądźcie się tego ze szczętem. Tym zaś, co u was grają błaznów, zakażcie jak nąjsurowiej
- prawić co bądź więcej nad to, co stoi w ich roli; są bowiem między nimi tacy, co się
- namawiają do śmiechu, aby w pewnej liczbie jałowych spektatorów także śmiech wzbudzić, i
- to właśnie w chwili kiedy przypada jaki szczegół sztuki zasługujący na uwagę. To niegodziwość,
- dowodząca politowania godnej próżności w błaźnie, który tak czyni. Idźcie i bądźcie w
- pogotowiu.
- Aktorowie wychodzą.
- Wchodzą P o l o n i u s z, R o z e n k r a n c i G i l d e n s t e r n.
- No i cóż, mości panie? Czy król chce spożyć ten kęs widowiska?
- POLONIUSZ
- Jego królewska mość przybędzie, królowa jejmość także, i to zaraz.
- HAMLET
- Powiedzże, waćpan, aktorom, niech się śpieszą.
- Poloniusz wychodzi.
- A panowież to nie dopomożecie ich znaglić do pośpiechu?
- ROZENKRANC I GILDENSTERN
- I owszem, mości książę.
- Wychodzą
- HAMLET
- Hola, Horacy!
- Horacy wchodzi
- HORACY
- Co rozkażesz, panie?
- HAMLET
- Horacy, tyś najsprawiedliwszy z ludzi,
- Z którymi kiedykolwiek przestawałem.
- HORACY
- O panie!
- 72
- HAMLET
- Nie myśl, że ci chcę pochlebiać.
- Czegóż bym mógł się spodziewać od ciebie,
- Który nic nie masz, krom rześkości ducha,
- Ku wyżywieniu się i ku okryciu?
- Któż by pochlebiał biednym! Niechaj w cukrze
- Smażony język liże głupią pychę,
- Niech się zawiasy kolan uginają
- Tam, gdzie łaszenie się zdobywa korzyść.
- Słuchaj: od chwili kiedy dusza moja
- Mogła być panią swojego wyboru
- I ludzi jednych przenosić nad drugich,
- Od owej chwili już cię ona sobie
- Upodobała; boś ty, wiele cierpiąc,
- Takim był zawsze, jak byś nic nie cierpiał;
- Boś ty Fortunie zarówno był wdzięczny
- Za jej umizgi i prześladowania;
- A błogosławion, w kim krew z przekonaniem
- Tak są zmieszane, iż on palcom losu
- Nie służy za flet do wydania dźwięków
- Wedle kaprysu. O, daj mi człowieka,
- Nie będącego żądz swych niewolnikiem,
- A w głębi mego serca go umieszczę,
- W sercu samegoż serca, tak jak ciebie.
- Za wiele tego już podobno. W sztuce,
- Która niebawem ma być przedstawiona,
- Jest jedna scena zbliżona do tego,
- Com ci o śmierci mego ojca zwierzył.
- Gdy się ta scena pertraktować będzie,
- Zwróć, proszę, całą potęgę uwagi
- Na mego stryja. Jeśli jego wina
- Podczas tej sceny sama się nie zdradzi,
- Ów niby zacny duch był potępieńcem,
- A moje myśli tak czarne jak sadza
- W kuźni Wulkana.45 Nie spuszczaj go z oczu,
- Ja mój| wzrok także pilnie w twarz mu wryję,
- A potem zlejem nasze spostrzeżenia
- W stanowczą formę wniosku.
- HORACY
- Dobrze, panie;
- Jeżeli skradnie co mojej baczności
- I ujdzie cały, zapłacę tę kradzież.
- HAMLET
- Już idą; muszę znowu zostać głupcem.
- Dalej na miejsce!
- Marsz. Odgłos trąb.
- 45 Wulkan – rzymski bóg, kowal i władca ognia, jego kuźnia mieściła się w kraterze Etny na Sycylii.
- 73
- K r ó l, K r ó l o w a, P o l o n i u s z,
- O f e l i a, R o z e n k r a n c, G i l d e n s t e r n
- i inne osoby wchodzą.
- KRÓL
- Jakże się miewa nasz syn, Hamlet?
- HAMLET
- Wybornie, żyję jak kameleon powietrzem nadzianym obietnicami;46 kapłonów nie moglibyście
- lepiej tuczyć.
- KRÓL
- Nie mam co zrobić z tą odpowiedzią. Te słowa nie do mnie należą.
- HAMLET
- Ani do mnie już teraz. (do P o l o n i u s z a) Waćpan grywałeś kiedyś na uniwersytecie, jeżeli
- się nie mylę?
- POLONIUSZ
- Tak jest, mości książę, i miałem sławę dobrego aktora.
- HAMLET
- A cóżeś pan przedstawiał?
- POLONIUSZ
- Przedstawiałem Juliusza Cezara47 i zostałem zabity na Kapitolu. Brutus mnie zabił.
- HAMLET
- Cóż to za brutalstwo było z jego strony, żeby tak kapitalne cielę tam zabijać! – Czy aktorowie
- już w pogotowiu?
- ROZENKRANC
- Czekają, panie, na twe rozkazy.
- KRÓLOWA
- Pódź tu, kochany Hamlecie, siądź przy mnie.
- HAMLET
- Wybacz, kochana matko, tu jest metal silniej pociągający.
- POLONIUSZ
- do K r ó l a
- Słyszałeś, panie?
- HAMLET
- do O f e l i i
- Mogęż, o pani, lec na twoim łonie?
- 46 W średniowieczu wierzono, że kameleon żywi się powietrzem.
- 47 Śmierć Cezara była częstym tematem sztuk grywanych w tych czasach.
- 74
- OFELIA
- Nie, mości książę.
- HAMLET
- To jest na twoim łonie głowę wsparłszy?
- OFELIA
- Możesz, książę.
- HAMLET
- kładąc się u jej nóg
- Sądziszli, żem miał w myśli co innego?
- OFELIA
- Ja nic nie sądzę.
- HAMLET
- To by był pomysł nie lada położyć się między nogami dziewczyny.
- OFELIA
- Co takiego?
- HAMLET
- Nic.
- OFELIA
- Książę dziś jesteś wesół.
- HAMLET
- Kto? ja?
- OFELIA
- Nie inaczej.
- HAMLET
- O, jestem tylko twoim wesołkiem. Cóż zresztą człowiek ma czynić, jeżeli nie weselić się?
- Oto na przykład moja matka, patrz pani, jak promieniejąco wygląda, chociaż mój ojciec
- zmarł przed dwiema godzinami.
- OFELIA
- Przed dwa razy dwoma miesiącami, mości książę.
- HAMLET
- Tak to już dawno? Niechże się diabeł czarno nosi, ja przywdzieję sobole. Dlaboga? Od
- dwóch miesięcy zmarły i jeszcze nie zapomniany? Jest więc nadzieja, że pamięć wielkich
- ludzi zdoła przetrwać ich żywot przez pół roku; notabene, jeżeli ufundują kościoły; w przeciwnym
- razie niech się nie skarżą, jeżeli ich spotka los tego konika,48 któremu na nagrobku
- napisano: „Konik zdechł, więc go w miech.”
- 48 Konik – rodzaj lajkonika w majowych zabawach ludowych w Anglii.
- 75
- Odgłos trąb. Po czym następuje pantomima. Para królewskich małżonków w czułej komitywie
- schodzi na scenę. Królowa ściska króla i on ją nawzajem, klęka przed nim z wyrazem
- najtkliwszego przywiązania; on ją podnosi i głowę na jej piersi skłania; kładzie się
- potem na kwiecistej darni i zasypia. Ona, widząc go uśpionego, odchodzi. Po niejakiej
- chwili ukazuje się jakiś człowiek, zbliża się do śpiącego, zdejmuje mu z głowy koronę,
- całuje ją, wlewa potem w ucho królowi truciznę i wychodzi. Królowa powraca, znajduje
- króla nieżywego i bardzo rozpacza. Zabójca w towarzystwie dwóch czy trzech niemych
- osób wchodzi znowu i niby także lamentuje. Wynoszą trupa. Zabójca składa przed królową
- dary i oświadcza jej swoją miłość. Ona okazuje zrazu wstręt i niechęć, w końcu jednak
- podaje mu rękę. Wychodzą.
- OFELIA
- Co to było, mości książę?
- HAMLET
- To był hultajski bigos, a oznacza zbrodnię.
- OFELIA
- Zapewne ta pantomima zawierała w sobie treść sztuki?
- Wchodzi P r o l o g.
- HAMLET
- Dowiemy się od tego jegomościa. Aktorowie nie umieją trzymać języka za zębami; muszą
- wszystko wypaplać.
- OFELIA
- Czy on nam odkryje znaczenie tego?
- HAMLET
- Niezawodnie, tak jak wszystko, co byś mu pani odkryła. Nie wstydź się tylko pokazać mu, co
- masz do pokazania, a on się nie powstydzi powiedzieć ci, co to znaczy.
- OFELIA
- Ladaco z waści, ladaco. Będę patrzeć na sztukę.
- PROLOG
- Cni panowie i cne damy,
- Dla was i dla naszej dramy
- Kornie was o wzgląd błagamy.
- HAMLET
- Prologli to czy dewiza na sygnet?
- OFELIA
- To było krótkie
- HAMLET
- Jak miłość kobiety.
- Wchodzą K r ó l aktor i K r ó l o w a aktorka.
- 76
- KRÓL AKTOR
- „Trzydzieści razy Feba49 rumaki obiegły
- Krąg Tellury50 i przestwór Neptuna rozległy
- I trzydzieścikroć razy dwanaście na przemian
- Zapłonął i zbladł miesiąc nad głowami Ziemian,
- Odkąd nam Amor serca, Hymen51 złączył dłonie
- Węzłem, który się chyba rozwiąże po zgonie.
- KRÓLOWA AKTORKA
- Obyśmy drugie tyle zmian luny52 i słońca
- Zliczyli, nim miłości dożyjemy końca!
- Lecz ach! już od pewnego czasu niezbadana
- W zdrowiu, w humorze twoim, panie, zaszła zmiana.
- Lękam się... niechaj jednak te niewieście trwogi
- Nie przyczyniając cierpień, o mężu mój drogi.
- Obawy u płci naszej z miłości się rodzą
- Jak ta lub nie istnieją, lub w miarę przechodzą.
- Czym moja miłość, tego liczneś miał objawy;
- W jakim zaś stopniu miłość, w takim i obawy.
- Gdzie wielka miłość, lada wątpliwość przeraża,
- I z zwiększeniem się obaw miłość się pomnaża.
- KRÓL AKTOR
- Tak, najmilsza, opuszczę cię, i to niedługo,
- Coraz już siły skąpszą darzą mię posługą;
- Ty zostaniesz; żyć będziesz na tym pięknym świecie
- Szanowana, kochana, i może ci splecie
- Wieniec drugi małżonek.
- KRÓLOWA AKTORKA
- O, wstrzymaj te słowa!
- Zbrodnią by w moim łonie była myśl takowa
- Obym przy drugim mężu była potępioną!
- Taka tylko drugiego może zostać żoną,
- Co zabiła pierwszego.”
- HAMLET
- To piołun.
- KRÓLOWA AKTORKA
- „Podłe tylko chucie
- Kleją powtórne związki, lecz nigdy uczucie.
- Zabójczyni pierwszego powtórnie go zgładza,
- Gdy nowego małżonka w łoże swe wprowadza.
- 49 Febus – bóg słońca.
- 50 Tellus – bogini ziemi.
- 51 Hymen – bóg związków małżeńskich.
- 52 Luna – księżyc.
- 77
- KRÓL AKTOR
- Że myślisz tak, jak mówisz, najzupełniej wierzę;
- Nieraz jednak człek łamie to, co przedsiębierze.
- Zamiar jest niewolnikiem wyłącznym pamięci.
- Nagle zrodzony, ale słabej konsystencji;
- Krzepko wisi, jak owoc nieźrzały u drzewa.
- Lecz gdy zmięknie, przed czasem lada wiatr go zwiewa.
- Nie dziw, że nie pomnimy wypłacać na dobie53
- Długu, któryśmy winni tylko samym sobie.
- To, co postanawiamy w chwili uniesienia,
- Z uniesieniem minionym w parę się zamienia;
- Zbytnia gwałtowność czy to radości, czy smutku,
- Sama własne swe chęci wydziedzicza z skutku,
- Gdzie radość pusta, smutek przechodzi w rozpacze,
- Tam po chwili cieszy się smutek, radość płacze.
- Świat ten nie wiekuisty ni się kto zdumiewa,
- Że z przesileniem szczęścia i miłość omdlewa;
- Kwestia to bowiem jeszcze mieszcząca zawiłość,
- Czy miłość jedna szczęście, czy też szczęście miłość?
- Możny runął, pierzchają wraz czcicieli zgraje;
- Biedny wzniósł się, aliści wróg dłoń mu podaje.
- Zdaje się więc, że miłość szczęściu jest służebna,
- Ma przyjaciół, komu ich miłość niepotrzebna,
- A kto w potrzebie niby przyjaciela wzywa,
- Gotowego w nim sobie wroga wychowywa.
- Słowem, skończyłbym na tym, od czego zacząłem,
- Chęć i moc nasza tak są odrębnym żywiołem,
- Że najczęściej upada to, co człek zamierzy,
- Myśl nasza do nas, cel jej nie do nas należy.
- Tak i ta myśl, że z drugim nie będziesz złączona,
- Skona w tobie, gdy pierwszy twój małżonek skona.
- KRÓLOWA AKTORKA
- Niech mi niebo odmówi światła, ziemia wody,
- Noc nie da odpoczynku, dzień nie da swobody!
- W rozpacz niech wszelka moja zmieni się pociecha,
- Los tylko więźnia w lochu niech mi się uśmiecha;
- Wszystko to, co rumieniec przeistacza w bladość,
- Niech będzie mym udziałem, gdy uczuję radość.
- Tu i tam niech ponoszę kaźń co chwila nową,
- Jeśli żoną zostanę, raz zostawszy wdową!”
- HAMLET
- do O f e l i i
- Gdyby tę przysięgę miała złamać..
- KRÓL AKTOR
- „Ślub to straszliwy. – Luba, opuść mię na chwilę:
- 53 Na dobie – we właściwym czasie.
- 78
- Myśli mi się mieszają; może snem zasilę
- Znękane ciało.
- Zasypia.
- KRÓLOWA AKTORKA
- Niech cię kołysze sen błogi
- I wszelkie zło omija z dala nasze progi!”
- Wychodzi.
- HAMLET
- do K r ó l o w e j
- Jak ci się, pani, podoba ta sztuka?
- KRÓLOWA
- Zdaje mi się, że ta dama przyrzeka za wiele.
- HAMLET
- O, ale dotrzyma słowa.
- KRÓL
- Czy znasz waćpan treść tej sztuki? Nie mieściż ona w sobie nic zdrożnego?
- HAMLET
- Nic zgoła; oni tylko żartują, trują żartem; nic zdrożnego w świecie.
- KRÓL
- Jakiż ta sztuka ma tytuł?
- HAMLET
- „Łapka na myszy”. Skąd zaś taki? Przez przenośnię. Przedstawia ona morderstwo dokonane
- w Wiedniu. Zamordowany książę nazywał się Gonzago, a jego małżonka Baptysta. Arcyszelmowska
- to sprawka, jak zaraz obaczymy. Ale co nam do tego? Wasza królewska mość i
- my wszyscy mamy spokojne sumienie, nie może nas to dotknąć. Niech się drapie, kto ma
- liszaj; nasza skóra zdrowa.
- Wchodzi Lucjan.
- To jest niejaki Lucjan, synowiec króla.
- OFELIA
- Objaśniasz, mości książę, tak dobrze jak chór starożytny.
- HAMLET
- Mógłbym być pośrednikiem między panią a jej kochankiem, gdybym tylko był świadkiem
- waszych igraszek.
- OFELIA
- Kolący masz dowcip, mości książę.
- HAMLET
- Odpokutowałabyś, pani, niejednym jękiem stępienie mi kolca.
- 79
- OFELIA
- Coraz to lepiej i zarazem gorzej.
- HAMLET
- Tak właśnie traktujecie swych mężów. Dalej, morderco;
- Zrzuć twą przeklętą larwę i zaczynaj:
- Już kruk krakaniem
- Do zemsty daje hasło.
- LUCJAN
- „Myśl czarna, ręka pewna, płyn dzielny, czas sprzyja.
- Nie tamuje zamiaru obecność niczyja.
- Szary wyskoku, w północ z zabójczych ziół zebrany,
- Po trzykroć pod Hekaty54 klątwą gotowany,
- Władzę twą czarodziejską, straszną w swym rozwiciu
- Okaż niezwłocznie na tym zdrowym jeszcze życiu.”55
- Wlewa truciznę w ucho śpiącemu.
- HAMLET
- Truje go w jego własnym ogrodzie dla zagrabienia jego państwa. Nazwisko tamtego jest
- Gonzago; rzecz autentyczna i we włoskim tekście wybornie opisana. Teraz zobaczymy, jakim
- sposobem morderca pozyskuje miłość żony Gonzagi.
- OFELIA
- Król powstaje.
- HAMLET
- Jak to? Strwożony fałszywym alarmem?
- KRÓLOWA
- Co ci jest, panie?
- POLONIUSZ
- Niech skończą widowisko!
- KRÓL
- Światła! Wychodźmy.
- POLONIUSZ
- Światła! światła! światła!
- Wszyscy wychodzą prócz H a m l e t a i H o r a c e g o.
- HAMLET
- Niech ryczy z bólu ranny łoś,
- Zwierz zdrów przebiega knieje,
- Ktoś nie śpi, aby spać mógł ktoś.
- To są zwyczajne dzieje.
- 54 Hekate – bogini księżyca, czarów i zbrodni.
- 55 Kwestia Lucjana jest dodatkiem do tekstu sztuki napisanym przez Hamleta w celu zdemaskowania Klaudiusza.
- 80
- Powiedz mi, waćpan, czy ta komedia, z dodatkiem lasu piór na głowie i pary prowansalskich
- róż u dziurawych trzewików, nie powinna by (jeśli resztka mojego szczęścia mnie zawiedzie)
- zapewnić mi udział w jakiej trupie aktorów? Hę!
- HORACY
- Połowę udziału.
- HAMLET
- Ależ cały.
- Wiedz bowiem, miły mój Damonie,
- Że z raju dziś tu step;
- Gdzie wczora Jowisz był na tronie,
- Tam dziś panuje – pustka.56
- HORACY
- Mogłeś dorymować, mości książę.
- HAMLET
- O Horacy! Słowa tego ducha złota warte. Czy widziałeś?
- HORACY
- Najwyraźniej.
- HAMLET
- Kiedy była mowa o otruciu?...
- HORACY
- Uważałem dobrze.
- HAMLET
- Cha! cha! – Nie ma tam gdzie jakiego grajka? Hej!
- Bo skoro król komedii nie lubi, pewnikiem
- Król jegomość komedii nie jest lubownikiem
- A co, są grajkowie?
- Wchodzą R o z e n k r a n c i G i l d e n s t e r n
- GILDENSTERN
- Mości książę, niech nam wolno będzie powiedzieć jedno słowo.
- HAMLET
- Ile ich jest w słowniku.
- GILDENSTERN
- Mości książę, król...
- HAMLET
- Cóż król porabia, mości panie?
- 56 Do rymu byłoby: kiep.
- 81
- GILDENSTERN
- Od wyjścia stąd bardzo zaniemógł.
- HAMLET
- Z przepicia?
- GILDENSTERN
- Z wzburzenia żółci.
- HAMLET
- Troskliwość pańska byłaby się była okazała trafniejsza, udając się w takim razie do doktora.
- Bo gdybym ja mu zapisał na przeczyszczenie, mogłoby mu to jeszcze bardziej żółć wzburzyć.
- GILDENSTERN
- Racz, łaskawy panie, zamknąć swą mowę w pewne szranki i nie odskakiwać tak dziko od
- celu, w jakim przychodzim.
- HAMLET
- Jestem już potulny: mów, waćpan.
- GILDENSTERN
- Królowa, matka waszej książęcej mości, w najgłębszym rozżaleniu przysyła nas do ciebie,
- panie.
- HAMLET
- Miło mi panów powitać.
- GILDENSTERN
- Nie, mości książę, te grzeczności nie w porę. Jeśli się waszej książęcej mości podoba dać
- nam zdrową odpowiedź, wypełnimy polecenie jego matki; w przeciwnym razie, przebaczenie
- waszej książęcej mości i oddalenie się nasze będzie jedynym owocem naszego tu przybycia.
- HAMLET
- Nie mogę, doprawdy.
- GILDENSTERN
- Czego, mości książę?
- HAMLET
- Dać panom zdrowej odpowiedzi, bom chory na głowę; na jaką wszakże będę się mógł zdobyć,
- taką im służyć będę albo raczej matce mojej. Dlatego przystąpmy wprost do rzeczy, bez
- korowodów. Mówicie więc, panowie, że moja matka...
- ROZENKRANC
- Nie tai tego, że postępowanie waszej książęcej mości w podziw ją i zdumienie wprawia.
- HAMLET
- O dziwny synu, który tak możesz zdumiewać matkę twoją! A czy nie ma tam czasem jakiego
- postscriptum pod tym macierzyńskim podziwem? Powiedzcie no, panowie.
- 82
- ROZENKRANC
- Życzeniem jej jest, abyś się książę z nią widział w jej gabinecie, nim się udasz na spoczynek.
- HAMLET
- Będę jej posłuszny, choćby była dziesięć razy moją matką. Czy macie, panowie, co więcej do
- powiedzenia?
- ROZENKRANC
- Mości książę, był czas, żeś mię lubił.
- HAMLET
- Na Bakcha i Merkurego57! i teraz jeszcze.
- ROZENKRANC
- Łaskawy książę, co cię udręcza? Dobrowolnie zamykasz drzwi swobodzie, ukrywając troski
- swoje przed przyjacielem.
- HAMLET
- Nie mam widoków, mój panie.
- ROZENKRANC
- Jak to? kiedy sam król zapewnia waszej książęcej mości następstwo duńskiego tronu!
- HAMLET
- Tak, tak, ale znasz pan przysłowie: dostał koń owsa...58 koniec trochę niesmaczny.
- Muzykanci wchodzą.
- Otóż i gędźba. Pozwól no mi, bracie, swego fletu, (biorąc G i l d e n s t e r n a na stronę)
- Dlaczego tak tropisz wkoło mnie, jak gdybyś mię chciał w lisią jamę zapędzić?
- GILDENSTERN
- O panie! jeśli mię żarliwość uczyniła za śmiałym, przywiązanie moje słusznie możesz nazwać
- nieokrzesanym.
- HAMLET
- Nie rozumiem tego dobrze. Zagraj no, proszę, na tym flecie.
- GILDENSTERN
- Nie umiem, mości książę.
- HAMLET
- Proszę cię.
- GILDENSTERN
- Nie umiem, doprawdy.
- HAMLET
- Jak mnie kochasz.
- 57 Bachus – bóg wina, Merkury – posłaniec bogów, także opiekun handlarzy i złodziei.
- 58 Odpowiednik naszego „Nim słońce zajdzie, rosa oczy wyje”.
- 83
- GILDENSTERN
- Nie potrafię z niego wydobyć głosu, mości książę.
- HAMLET
- To tak łatwo przecie jak kłamać. Przebieraj po tych dziurkach palcami, włóż ten koniec w
- usta i zadmij, a wydobędziesz ton najdźwięczniejszy. Patrz, tu są klapy.59
- GILDENSTERN
- Ale ja ich użyć nie umiem do wydania jakiej bądź melodii, nie znam się na tym.
- HAMLET
- Patrzże teraz, za jakiego mnie masz bajbardzo.60 Chciałbyś grać na mnie, wmawiasz w siebie,
- że znasz mój mechanizm? Chciałbyś wyrwać ze mnie rdzeń mej tajemnicy, wycisnąć ze mnie
- całą skalę tonów, od najniższej nuty aż do dyszkantu; a w tym tu marnym instrumencie tyle
- jest głosu, tyle harmonii, jednakże nie możesz go skłonić do przemówienia. Cóż u kata! czy
- sądzisz, że na mnie łatwiej zagrać niż na flecie? Miej mię, za jaki chcesz, instrument: przędąć,
- rozstroić mię potrafisz, ale zagrać na mnie – nigdy.
- Wchodzi P o l o n i u s z
- Witam waćpana dobrodzieja.
- POLONIUSZ
- Mości książę, królowa jejmość życzy sobie z waszą Książęcą mością pomówić, i to zaraz.
- HAMLET
- Czy widzisz tam waćpan tę chmurę z kształtu podobną do wielbłąda?
- POLONIUSZ
- W rzeczy samej, istny wielbłąd.
- HAMLET
- Zdaję mi się, że jest podobniejsza do łasicy.
- POLONIUSZ
- Prawda, z boku podobniejsza do łasicy.
- HAMLET
- Albo raczej do wieloryba.
- POLONIUSZ
- Bardzo podobna do wieloryba.
- HAMLET
- No, to dobrze; zaraz pójdę do matki. Z tymi głupcami trzeba by zgłupieć naprawdę. Zaraz
- idę.
- POLONIUSZ
- Śpieszę to powiedzieć.
- 59 Klapy – przykrywki do zamykania bocznych otworów w instrumentach dętych.
- 60 Bajbardzo – byle co, ladaco.
- 84
- HAMLET
- „Zaraz”, łatwo da się powiedzieć. Zostawcie mnie, przyjaciele.
- Wychodzą R o z e n k r a n c, G i l d e n s t e r n i H o r a c y.
- Teraz jest właśnie czarodziejska, straszna
- Godzina nocy, w której się podnoszą
- Groby i same piekła wyziewają
- Na świat zarazę. O, teraz bym gotów
- Pić krew i takie rzeczy wykonywać,
- Na których widok dzień by zbladł; lecz teraz
- Mam iść do matki. O serce, nie zaprzecz
- Naturze mojej! Niech nigdy w to łono
- Nie znajdzie wstępu neronowa61 dusza!
- Niech będę srogim, ale nie wyrodnym!
- Sztylety w ustach mam, ale nie w dłoni!
- Niechaj mój język będzie w tym spotkaniu
- Obłudny względem serca i jakkolwiek
- Słowa me będą miotać się i srożyć,
- Pieczęci, duszo, nie daj doń przyłożyć!
- Wychodzi.
- SCENA TRZECIA
- Pokój tamże.
- K r ó l, R o z e n k r a n c i G i l d e n s t e r n.
- KRÓL
- Nie można mu dowierzać, nie byłoby
- Nawet roztropnie, gdybyśmy mu dłużej
- Wodze szaleństwa puszczać dali. Bądźcie
- Więc w pogotowiu, skoro odbierzecie
- Zlecenia już się przygotowujące,
- Natychmiast jedźcie z nim do Anglii. Dobro
- Naszego państwa nie pozwala cierpieć
- Takiej bliskości hazardu, na który
- Jego wybryki z każdą chwilą bardziej
- Nas wystawiają.
- GILDENSTER
- Będziem w pogotowiu.
- Święta i bogobojna to troskliwość
- Waszej królewskiej mości, bo tu idzie
- O zachowanie bezpieczeństwa tylu
- Tysięcy ludzi, które pod jej berłem
- Żyją szczęśliwie.
- 61 Neronowa dusza – rzymski cesarz Neron kazał zamordować swoją matkę Agrypinę, winną śmierci męża.
- 85
- ROZENKRANC
- Każdy pojedynczy,
- Prywatny żywot już jest w obowiązku
- Wszelkimi siły i z całą dzielnością
- Chronić i bronić siebie od uszczerbku:
- O ileż więcej taki byt, na którym
- Polega życie milionów! Nie kończy
- Nigdy majestat sam jeden dni swoich;
- Jak spadający potok chłonie z sobą
- Wszystko, co było w pobliskości. Jest on
- Niby potężnym kołem przytwierdzonym
- Do szczytu góry, przy którego dzwonach
- Olbrzymich mszą krocie przyczepionych
- Drobiazgów; jeśli to koło się stoczy,
- Wraz każda z owych podrzędnych jednostek
- Chyżo mknie w przepaść. Nigdy bez współdźwięku
- Jęków ogólnych król nie wydał jęku.
- KRÓL
- Spiesznie gotujcie się do tej podróży.
- Trzeba nam spętać ten postrach, co teraz
- Za bardzo hula.
- GILDENSTERN I ROZENKRANC
- Będziem się śpieszyli.
- Wychodzą.
- Wchodzi P o l o n i u s z.
- POLONIUSZ
- Ma przyjść niebawem do pokoju matki;
- Ja za obiciem stanę i wysłucham,
- Co się tam będzie działo. Pewny jestem,
- Że mu królowa jejmość zmyję głowę;
- Trzeba atoli, jak to bardzo mądrze
- Wasza królewska mość zauważyła,
- Aby krom matki, bo matki z natury
- Są stronne, jeszcze drugi jaki świadek
- Był tam obecny. Idę więc i zanim
- Wasza królewska mość pójdzie do łóżka,
- Będę z powrotem, by zdać sprawę z tego,
- Czego się dowiem.
- KRÓL
- Dziękujęć, mój drogi.
- Wychodzi P o l o n i u s z.
- O, kał mej zbrodni cuchnie aż w niebiosa!
- Najstarsza klątwa na niej ciąży, stygmat62
- Bratniego mordu! Nie mogę się modlić,
- 62 Stygmat – znak, piętno.
- 86
- Chociaż pragnienie dorównywa chęci;
- Moc winy mojej kruszy moc mej woli;
- I jako człowiek rozdwojeń w działaniu,
- Stoję wahając się, co mam wprzód zacząć,
- I nic nie czynię. Jak to? choćby nawet
- Ta dłoń przeklęta była od krwi bratniej
- Dwakroć tak brudna, czyliż miłosierne
- Nieba nie mają dżdżu do jej obmycia,
- Aby zbielała jak śnieg? Na cóż łaska,
- Jeśli nie na to, by przebaczać winnym
- Czymże są modły, jeżeli nie ową
- Podwójną siłą, zdolną nas podeprzeć,
- Gdy mamy upaść, lub podnieść na nowo,
- Kiedy upadniem? Wzniosę przeto oczy;
- Błąd mój już minął. Lecz, ach! jaki rodzaj
- Modlitwy może być dla mnie pomocny?
- Przebacz mi moje ohydne morderstwo!
- To być nie może; boć jeszcze posiadam
- To wszystko, co mię wiodło do morderstwa:
- Koronę, władzę, żonę brata. Możeż
- Być rozgrzeszonym, kto dzierży plon grzechu?
- W praktykach tego zepsutego świata
- Zdarza się zbrodni pozłoconą ręką
- Usuwać na bok sprawiedliwość; nieraz
- Widziano nawet prawo przekupione
- Owocem gwałtu; ale tam tak nie jest:
- Tam nie popłaca szalbierstwo; tam czyny
- Nago się jawią i człowiek, stawiony
- Naprzeciw swoich przestępstw oko w oko,
- Musi je wyznać. Cóż mi więc zostaje?
- Spróbować, czego żal dokaże? Czegóż
- On nie dokaże? Lecz czegóż dokaże,
- Gdy winowajca nie może żałować?
- O straszna dolo! serce jak śmierć czarne!
- Spętana duszo, która, usiłując
- Być wolna, coraz okropniej się wikłasz!
- Przyjdźcie mi w pomoc, o wy aniołowie!
- Zegnijcie się, kolana! i ty, stalą
- Okute serce, zmięknij jako nerwy
- Nowo narodzonego niemowlęcia!
- Jeszcze się wszystko da naprawić.
- Klęka.
- Wchodzi H a m l e t.
- HAMLET
- Modli się; teraz mógłbym to uczynić;
- Teraz uczynię. Ale tym sposobem
- Pójdzie do nieba; i toż będzie zemstą?
- Trzeba się nad tym zastanowić. Nędznik
- Zabija mego ojca i ja za to,
- 87
- Ja, syn jedyny zamordowanego,
- Posyłam tegoż nędznika do nieba.
- To by nagrodą było, a nie zemstą.
- On go tyrańsko zgładził, w sennej dobie,
- W stanie sytości, w maju, jego grzechów;
- Jak tam rachunek. jego stoi, Bogu
- Wiadomo; sądząc atoli po ludzku,
- Źle z nim być musi. I jaż bym się zemścił,
- Gdybym go zabił teraz, kiedy skruchą
- Oczyszcza duszę, przygotowanego,
- Opatrzonego w podróż z tego świata?
- Nie. Czekaj, mieczu, sposobniejszej pory.
- Kiedy pijany będzie, we śnie, w gniewie
- Albo wśród uciech kazirodnych; kiedy
- Grać lub kląć będzie, lub co bądź innego
- Czynić, co wcale nie pachnie zbawieniem;
- Wtedy go ugodź tak, żeby aż nogi
- Zadarł ku niebu, aby jego dusza
- Tak wtedy była przeklęta i czarna
- Jak piekło, w które pójdzie. Matka czeka,
- Ten tylko kordiał63 śmierć twoją odwleka.
- Wychodzi.
- KRÓL
- powstając
- Słowa wzlatują, myśl w prochu się grzebie;
- Ach! słów bez myśli nie przyjmują w niebie.
- Wychodzi.
- SCENA CZWARTA
- Inny pokój tamże.
- K r ó l o w a i P o l o n i u s z.
- POLONIUSZ
- Przyjdzie wnet. Mów z nim, pani, bez ogródki,
- Powiedz mu, że się już przebrała miarka
- Jego wybryków, że wasza dostojność
- Za długo stoisz jako parawan
- Pomiędzy nim a ogniem. Tu się skryję;
- Tylko z nim ostro.
- HAMLET
- za sceną
- Matko, o Matko!...
- 63 Kordiał – lek.
- 88
- KRÓLOWA
- Nie turbuj się, waćpan;
- Zgromię go należycie. Wyjdź, już idzie.
- P o l o n i u s z kryje się. H a m l e t wchodzi.
- HAMLET
- Jestem więc, matko, czego żądasz?
- KRÓLOWA
- Hamlecie, bardzoś zmartwił twego ojca.
- HAMLET
- Matko, zmartwiłaś bardzo mego ojca.
- KRÓLOWA
- Przestań, odpowiedź twoja bezrozumna.
- HAMLET
- Przestań; pytanie twe bezbożne.
- KRÓLOWA
- Ctóż to
- Znaczy, Hamlecie?
- HAMLET
- Czego żądasz, matko?
- KRÓLOWA
- Czy mnie już nie znasz?
- HAMLET
- O, znam, na krucyfiks!
- Jesteś królową, żoną twego szwagra,
- Obyś nie była nią. Jesteś mą matką.
- KRÓLOWA
- Muszę więc kogo innego przywoływać,
- Co się rozmówi z tobą.
- HAMLET
- Siadaj, pani;
- Nie wyjdziesz stąd, na krok się stąd nie ruszysz,
- Póki nie stawię przed tobą zwierciadła,
- W którym się przejrzysz z gruntu.
- KRÓLOWA
- Co chcesz czynić?
- Nie chcesz mię zabić przecie. Hej! ratunku!
- 89
- POLONIUSZ
- za obiciem
- Ratunku!
- HAMLET
- dobywając szpady
- Cóż to? szczur? Bij, zabij szczura!
- Ten sztych dukata wart.
- Zadaje pchnięcie przez obicie.
- POLONIUSZ
- za obiciem
- Zabity jestem!
- Pada i umiera.
- KRÓLOWA
- Nieszczęsny, cóżeś uczynił?
- HAMLET
- Sam nie wiem.
- Czy to król?
- Podnosi obicie i wyciąga P o l o n i u s z a.
- KRÓLOWA
- Co za czyn zapamiętały!
- HAMLET
- Zapamiętały czyn! W istocie, matko;
- Tak samo prawie, jak zgładzać ze świata
- Króla, a potem iść za jego brata.
- KRÓLOWA
- Jak zgładzać króla?
- HAMLET
- Takem wyrzekł, pani.
- do P o l o n i u s z a
- Bądź zdrów, usłużno–wścibski, biedny głupcze!
- Wziąłem cię za lepszego; znieś twą dolę;
- Widzisz, że czasem źle być zbyt gorliwym. –
- Nie łam rąk, pani; siądź i ścierp, że raczej
- Ja serce twoje teraz łamać będę;
- I skruszę je, na Boga, jeśli nie jest
- Z nieprzełomnego metalu i jeśli
- Przeklęty nałóg nie zrobił go wałem
- Przeciw wszelkiemu wpływowi uczucia.
- KRÓLOWA
- Cóżem ja popełniła, że się ważysz
- Tak obelżywą mową na mnie targać?
- 90
- HAMLET
- Czyn, który kazi wdzięk i kwiat skromności,
- Cnotę w obłudę zmienia; zdziera różę
- Z hożego czoła niewinnej miłości
- I sadza na nim wrzody; który święte
- Małżeńskie śluby czyni fałszywymi,
- Jako zaklęcia gracza, a religię
- Czczą grą wyrazów. Płoni się twarz nieba
- I wiecznie trwały ten gmach chorobliwą
- Przybiera postać wobec tego czynu
- Jak gdyby w wilię dnia sądnego.
- KRÓLOWA
- Przebóg!
- Jakiż to czyn tak grzmiący zarzut ściąga?
- HAMLET
- Spójrz, pani, na ten portret i na tamten,
- Na ten konterfekt64 dwóch rodzonych braci
- Patrz, ile wdzięku mieści to oblicze:
- Czoło Jowisza, Hyperiona włosy;
- Wzrok Marsa, groźny i rozkazujący;
- Postawa godna Merkurego, kiedy
- Na niebotyczny szczyt góry zstępuje.
- Wszystko tu tak jest pełne, tak skończone,
- Jakby dla dania pierwowzoru męża
- Każdy bóg swoją pieczęć był przyłożył
- Na tym człowieku: to był twój małżonek.
- Patrz teraz owdzie, to twój mąż dzisiejszy;
- Jak zaśniedziały kłos, zarażający
- Zdrowego brata. Maszli, pani, oczy,
- Żeś mogła rzucić to górne pastwisko
- Dla paszy na tym bagnie? Gdzie masz oczy?
- Nie możesz tego tłumaczyć miłością,
- Bo w twoim wieku krew nie war, pokornie
- Słucha rozwagi, a jakaż rozwaga
- Mogłaby kazać przenieść to nad tamto?
- Masz, pani, zmysły, to pewna, boć przecie
- Nie jesteś martwa; ale i to pewna,
- Że zmysły te są zwichnięte; bo tu by
- Nawet szalony nie zbłądził w wyborze;
- Bo nigdy jeszcze żadne obłąkanie
- Do tego stopnia nie stępiło zmysłów,
- Aby im jakiś organ nie pozostał
- Do namacania tak wielkiej różnicy.
- jakiż, u licha, bies przy ciuciubabce
- Tak cię zaślepił? Wzrok bez dotykania,
- 64 Konterfekt – obraz, wizerunek.
- 91
- Czucie bez wzroku, słuch bez rąk i oczu,
- Węch bez wszystkiego innego, ba, nawet
- Najułomniejsza część zdrowego zmysłu
- Tak by nie mogła się zmylić. O wstydzie!
- Gdzie twój rumieniec? Piekielny rokoszu,
- Jeśli ty możesz płomień twój rozniecać
- W łonie matrony, to zaiste cnocie
- Wrzącej młodości stać się trzeba woskiem
- I stopnieć w własnym ogniu. Niech się przeciw
- Atakom pokus odtąd srom nie zbroi,
- Skoro ląd płonie tak żywo i rozum
- Żądz jest faktorem.65
- KRÓLOWA
- O, przestań, Hamlecie!
- Ty oczy moje zwracasz w głąb mej duszy;
- Widzę w niej czarne, szpetne plamy, których
- Zmyć nie potrafię.
- HAMLET
- Ha! tak żyć w barłogu
- Kazirodnego łoża, gnić w sprośności,
- Z śmietnika rozkosz chłeptać!...
- KRÓLOWA
- Przestań, przestań!
- Każde twe słowo razi mnie jak sztylet.
- Przestań, Hamlecie luby!
- HAMLET
- Zbój i podlec;
- Nikczemnik niewart setnej części setki
- Twego pierwszego męża; rzezimieszek,
- Który z wystawy ściągnął drogi diadem
- I w kieszeń schował...
- KRÓLOWA
- Przestań.
- D u c h wchodzi
- HAMLET
- Król z postawy,
- Z szmat i okrawek...
- Osłońcie mię opiekuńczymi skrzydły
- Święte zastępy niebios! Czego żądasz,
- Szanowna maro?
- 65 Faktor – pośrednik.
- 92
- KRÓLOWA
- Niestety! Oszalał.
- HAMLET
- Co cię sprowadza? Przychodziszli zgromić
- Opieszałego syna, że tak gnuśnie
- Czas marnotrawi, w odwłokę puszczając
- Spełnienie twego strasznego rozkazu?
- O, mów!
- DUCH
- Pamiętaj na twe przyrzeczenie,
- Przychodzę po to tylko, żebym wzmocnił
- Zwątlone nieco przedsięwzięcie twoje,
- Ale patrz, w jakim stanie twoja matka!
- O, stań pomiędzy nią a jej sumieniem
- Odbywającym walkę; wyobraźnia
- Najsilniej działa w słabym ciele. Przemów
- Do niej, Hamlecie.
- HAMLET
- Co ci jest, o pani?
- KRÓLOWA
- Niestety, raczej ty powiedz, co tobie,
- Że tak upornie oczy w próżnię wlepiasz
- I z bezcielesnym rozmawiasz powietrzem?
- Dziko z twych oczu strzela wnętrzny płomień;
- I gładkie włosy twoje, jak żołnierze
- Zbudzeni ze snu alarmem, powstają
- I wyprężone stoją. O mój synu,
- Skrop tę trawiącą cię gorączkę chłodem
- Zastanowienia. W co się tak wpatrujesz?
- HAMLET
- W niego! tam! w niego! Patrz, jaki on blady!
- Ach! jego postać, jego sprawa zdolna
- Byłaby wzruszyć głazy. Nie patrz na mnie!
- Bo od żałosnych tych spojrzeń rozmięknie
- Tęgość mej woli i wbrew zamiarowi
- Nie krew pocieknie, ale łzy.
- KRÓLOWA
- Do kogo
- Zwracasz te słowa?
- HAMLET
- Czy nic tam nie widzisz?
- 93
- KRÓLOWA
- Nic zgoła, chociaż wszystko, co jest, widzę.
- HAMLET
- I nic nie słyszysz?
- KRÓLOWA
- Nic oprócz nas dwojga.
- HAMLET
- Patrz! tam! Nie widzisz go? Już się oddala!
- Mój ojciec! On to, w tejże samej szacie,
- W którą za życia lubił się przybierać.
- Patrz, już jest blisko drzwi; już jest za progiem.
- Duch wychodzi.
- KRÓLOWA
- Płód to chorobliwego mózgu twego.
- W tworzeniu tego rodzaju widziadeł
- Gorączka bardzo jest biegła.
- HAMLET
- Gorączka!
- Puls mój spokojnie bije i do taktu,
- Tak jak twój, pani. W tym, co powiedziałem,
- Nie było nic od rzeczy. Chcesz dowodu,
- To ci powtórzę każde moje słowo,
- A tego przecie wariat nie potrafi.
- O matko, matko! przez miłość zbawienia,
- Nie kładź pochlebnej maści na twą duszę
- Tą myślą, że to nie sumienie twoje,
- Ale szaleństwo moje przemawiało.
- Ona by tylko zaciągnęła błoną
- I zabliźniła miejsca owrzodzone,
- Ale zepsuta materia dlatego
- Nie przestawałaby wewnątrz nurtować.
- Wyspowiadaj się niebu, żałuj tego,
- Co przeszło, chroń się tego, co przyjść może,
- I nie pokrywaj chwastu mierzwą66, aby
- Rósł bujniej. Przebacz mi tę moją cnotę:
- Bo w dychawicznym biegu tego świata
- Przychodzi cnocie przepraszać występek,
- Korzyć się przed nim i niewiele żebrać
- O przyzwolenie zrobienia mu dobrze.
- KRÓLOWA
- Hamlecie, na pół rozdarłeś mi serce.
- 66 Mierzwa – nawóz.
- 94
- HAMLET
- O, rzuć precz, pani, część jego poślednią
- I zacznij z drugą tym czyściejsze życie.
- Dobranoc... tylko nie wespół z mym stryjem,
- Pożycz choć cnoty, jeżeli jej nie masz.
- Nałóg, ten potwór, imający zmysły
- W szatańskie pęta, jest jednak aniołem
- Przez to, że prawym, szlachetnym popędom
- Użycza także szat, które wciągnąwszy
- Nietrudno nosić. Wstrzymaj się dziś, pani,
- A umartwienie to uczynić łatwym
- Jutrzejsze, dalsze jeszcze łatwiejszymi!
- Bo przywyknienie zdolne jest nieledwie
- Odmienić stempel natury i albo
- Wciela szatana, albo go cudowną
- Siłą wypędza. Jeszcze raz dobranoc.
- A zapragniesz być błogosławiona,
- I ja poproszęć o błogosławieństwo. –
- Co się dotyczy tego jegomościa,
- wskazując na P o l o n i u s z a
- W istocie, żal mi go; lecz widno nieba
- Dla ukarania nas zobopólnego
- Chłosty mię swojej zrobiły narzędziem.
- Pogrzeb mu sprawię i odpłacę godnie
- Śmierć mu zadaną. – Dobranoc tymczasem
- Miłość to moją tak zatwardza duszę;
- Chcąc być łagodnym, okrutnym być muszej
- A! jeszcze parę słów.
- KRÓLOWA
- Cóż mam uczynić?
- HAMLET
- Nic, pani, wcale; owszem, nie masz czynić
- Tego, coć powiem, abyś uczyniła;
- Gdy cię pijany król wezwie do łoża,
- Nazwie swą kotką, z pieszczot w twarz uszczypnie,
- Wtedy za parę ckliwych pocałunków,
- Albo łaskotek niecnych jego palców
- Odkryj mu wszystko, coś tu usłyszała;
- Powiedz mu, żem ja w gruncie nie szalony,
- Tylko szalony przez podstęp. To byłby
- Czyn budujący; bo któraż królowa,
- Piękna, roztropna, dobrych obyczajów,
- Coś podobnego mogłaby zataić
- Przed nietoperzem, wygą, koczkodanem?
- Pytam się, która? Nie, wbrew rozumowi
- I wbrew dyskrecji otwórz kosz na dachu,
- 95
- Wypuść zeń ptaki, jako małpa w bajce,67
- A potem sama w kosz wlazłszy, dla próby,
- Ruń na złamanie karku.
- KRÓLOWA
- Bądź przekonany, że jeżeli słowa
- Są tchnień, a tchnienia życia wynikłością,
- Nie mam dość życia do wydania w słowach
- Tego wszystkiego, co mi powiedziałeś.
- HAMLET
- Muszę do Anglii jechać, czy wiesz, pani?
- KRÓLOWA
- Niestety! zapomniałam; tak, podobno.
- HAMLET
- Już są gotowe listy i dwóch moich
- Koleżków – którym ufam tak jak żmijom –
- Ma je wziąć. Misja ich polega na tym,
- Żeby mi wskazać, gdzie raki zimują.
- Życzę im szczęścia; idzie tu albowiem
- O to, ażeby inżyniera własną
- Jego petardą wysadzić w powietrze;
- A to sęk będzie właśnie, bo ja głębiej
- O parę sążni podkopię ich minę
- I puszczę ich aż pod księżyc.
- Bodaj to, kiedy się przy jednym dziele
- Z dwóch stron przeciwnych zejdą dwa fortele. –
- Dobranoc, matko. Trzeba mi stąd sprzątnąć
- Tę bryłę mięsa. Coś teraz pan radca
- Cichy, poważny, on, co był przed chwilą
- Uosobioną, głośną krotofilą.
- Pójdź, waszmość, musim skończyć z sobą sprawę.
- Dobranoc, matko.
- Wychodzi wlokąc ciało P o l o n i u s z a.
- 67 Aluzja do bajki, niezachowanej do naszych czasów.
- 96
- AKT CZWARTY
- SCENA PIERWSZA
- Ten sam pokój, co w końcu aktu poprzedniego.
- K r ó l o w a, R o z e n k r a n c i G i l d e n s t e r n,
- po chwili wchodzi K r ó l.
- KRÓL
- Tych głuchych jęków, tych przeciągłych westchnień
- Musi być powód; winniśmy go dociec.
- Gdzie syn twój, pani?
- KRÓLOWA
- do R o z e n k r a n c a i G i l d e n s t e r n a
- Odstąpcie na chwilę.
- Tamci odchodzą.
- Ach, panie, cóżem widziała tej nocy!
- KRÓL
- Cóźeś widziała, Gertrudo? Mów: co się
- Dzieje z Hamletem?
- KRÓLOWA
- Szaleje jak morze
- I wicher, kiedy w zawody spór wiodą,
- Kto z nich silniejszy. Usłyszawszy szelest
- Poza obiciem, w niepohamowanym
- Zapędzie dobył szpady i wołając:
- „Szczur!”, przebił szpadą owdzie ukrytego
- Nieszczęśliwego starca.
- KRÓL
- Co za wściekłość!
- Tak samo by się było stało ze mną,
- Gdybym był tam się znalazł. Wolność jego
- Zagraża wszystkim, mnie i tobie samej.
- Niestety! jakież zadośćuczynienie
- Wymazać zdoła ten krwawy postępek?
- Moja to, moja wina, bo przezorność
- Nakazywała mi wcześnie wziąć w kluby,68
- Poskromić tego młodego szaleńca;
- Ale kochałem go, tak go kochałem,
- Żem nie chciał wejrzeć w tę smutną konieczność;
- I jak ktoś brzydką dotknięty chorobą,
- 68 Wziąć w kluby – poskromić.
- 97
- Chcąc ją zataić, pozwoliłem złemu
- Pójść aż do rdzenia życia. Gdzież on poszedł?
- KRÓLOWA
- Złożyć w ustroniu ciało zabitego,
- Przy czym szaleństwo jego, jako ruda
- Drogiego kruszcu zmieszanego z podłym,
- Szlachetną stronę ukazało: płakał
- Nad tym, co zrobił.
- KRÓL
- Wyjdźmy stąd, Gertrudo,
- Prędzej niż słońce szczyty gór ozłoci,
- Musi on wsiąść na okręt: nam zaś trzeba
- Całej powagi i zręczności użyć
- Na ubarwienie i uniewinnienie
- Tego niecnego czynu. – Gildensternie!
- Wchodzą R o z e n k r a n c i G i l d e n s t e r n.
- Idźcie i weźcie z sobą jeszcze kogo.
- Hamlet w szaleństwie zabił Poloniusza
- I gdzieś go powlókł z tego tu pokoju.
- Idźcie, wynajdźcie go, przemówcie grzecznie
- I każcie ciało zanieść do kaplicy.
- Spieszcie się, proszę was.
- Wychodzą R o z e n k r a n c i G i l d e n s t e r n.
- Pójdźmy, Gertrudo,
- Zgromadzim naszych najlepszych przyjaciół
- I odkryjemy im tak to, co zaszło,
- Jak to, co czynić zamierzamy. Może
- Takim, sposobem potwarz, której poszept
- Z jednego krańca świata do drugiego
- Szparko jak działo do tarczy przenosi
- Zatruty pocisk, minie nas i tylko
- Nieczułe zrani powietrze. Pójdź, luba!
- Trapi i trwoży mnie ta ciężka próba.
- SCENA DRUGA
- Inny pokój tamże.
- Wchodzi H a m l e t.
- HAMLET
- Bezpiecznie schowany.
- ROZENKRANC
- za sceną
- Hamlecie! Książę Hamlecie!
- 98
- HAMLET
- Ale cicho; cóż to za hałas? ktoś wołał Hamleta; a! to oni.
- Wchodzą R o z e n k r a n c i G i l d e n s t e r n.
- ROZENKRANC
- Przychodzim cię zapytać, mości książę,
- Gdzieś podział trupa?
- HAMLET
- Złączyłem go z prochem,
- Z którym najbliższe miał powinowactwo.
- ROZENKRANC
- Racz nam powiedzieć, panie, gdzie on leży,
- Byśmy go mogli przenieść do kaplicy.
- HAMLET
- Nie sądźcie tego.
- ROZENKRANC
- Czego, mości książę?
- HAMLET
- Ażebym umiał być panem waszej tajemnicy, a swojej własnej nie umiał. Poza tym kiedy pytanie
- czyni gąbka, jakąż odpowiedź ma dać syn królewski?
- ROZENKRANC
- Maszli mnie, książę, za gąbkę?
- HAMLET
- Nie inaczej; za gąbkę, która wciąga w siebie królewskie fawory, nagrody i łaski. Ale takie
- istoty wyświadczają ostatecznie samemuż królowi przysługę. Trzyma on je w gębie jak małpa
- i cmoka, aby je połknął potem. Skoro zapotrzebuje tego, co waść zbierzesz, dość mu cię
- będzie ścisnąć, a wnet nasiąkła gąbka znowu będzie sucha.
- ROZENKRANC
- Nie rozumiem tego, mości książę.
- HAMLET
- Tym lepiej. Gdy o łajdactwie mowa, na dobie69 tępa głowa.
- ROZENKRANC
- Mości książę, trzeba, żebyś nam powiedział koniecznie, gdzie jest ciało, i poszedł z nami do
- króla.
- HAMLET
- Ciało jest w posiadaniu króla, ale król nie jest w posiadaniu ciała; król jest czymś.
- 69 Na dobie – to wtedy.
- 99
- GILDENSTERN
- Jak to czymś?
- HAMLET
- Niczym. Prowadźcie mnie do niego. Lis do nory, wszyscy za nim.
- Wychodzą.
- SCENA TRZECIA
- Inny pokój tamże.
- K r ó l w towarzystwie kilku panów.
- KRÓL
- Kazałem szukać go i znaleźć ciało.
- Jak niebezpieczne jest pozostawienie
- Tego młodzieńca na wolności, sami
- Widzimy teraz, niestety, zbyt jasno.
- Nie nam tu jednak wypada surowe
- Stosować środki. On ma zachowanie
- U ludu, który nie bierze na rozum,
- Ale na oko; gdzie zaś to ma miejsce,
- Tam zwykle bywa ważona na szali
- Nie wina, ale kara winowajcy.
- Trzeba dlatego, ażeby to nagłe
- Jego wysłanie wydało się krokiem
- Od dawna ułożonym! Złe gwałtowne
- Gwałtownym tylko leczy się lekarstwem
- Lub żadnym.
- Wchodzi R o z e n k r a n c.
- I cóż?
- ROZENKRANC
- Gdzie złożone ciało,
- Wydobyć z niego nie mogliśmy, panie.
- KRÓL
- Gdzież on jest?
- ROZENKRANC
- Czeka na rozkazy waszej
- Królewskiej mości w przyległym pokoju,
- Pod strażą.
- KRÓL
- Niechaj wejdzie.
- 100
- ROZENKRANC
- Gildensternie,
- Wprowadź tu księcia.
- Wchodzą H a m l e t i G i l d e n s t e r n.
- KRÓL
- Hamlecie, gdzie Poloniusz?
- HAMLET
- Na kolacji.
- KRÓL
- Na kolacji? gdzie?
- HAMLET
- Nie tam, gdzie on je, ale tam, gdzie jego jedzą. Zebrał się właśnie koło niego kongres politycznych
- robaków. W gastronomii nie ma, panie, większego potentata jak robak. Tuczymy
- wszelkie istoty dla karmienia siebie, siebie zaś tuczymy dla robaków. Tłusty król i chudy
- pachołek są to tylko różne potrawy, dwa dania na jeden stół, i basta.
- KRÓL
- Niestety!
- HAMLET
- Rybak może wsadzić na wędę robaka, który jego królewską mość pożywał, i spożyć rybę,
- która tego robaka zjadła.
- KRÓL
- Co przez to rozumiesz?
- HAMLET
- Nic; to tylko pokazuje, jakim sposobem król może odbyć podróż przez wnętrzności charłaka.
- KRÓL
- Gdzie Poloniusz?
- HAMLET
- W niebie. Każ go tam szukać; a jeżeli go posłowie twoi tam nie znajdą, poszukaj go sam w
- innym miejscu. To pewna jednak, że jeżeli go nie znajdziecie w tym miejscu, poczujecie go
- w następnym na schodach prowadzących do galerii.
- KRÓL
- do kilku osób z orszaku
- Idźcie go tam poszukać.
- HAMLET
- Będzie czekał, aż przyjdziecie.
- Wychodzi kilka osób z orszaku.
- 101
- KRÓL
- Hamlecie, własne twoje bezpieczeństwo,
- Którego pragniem, tak jak opłakujem
- To, coś uczynił, wymaga, ażebyś
- Czyn ten niezwłocznym opłacił wyjazdem.
- Gotuj się przeto; okręt już pod żaglem,
- Wiatr sprzyja; orszak twój czeka i wszystko
- Wskazujeć drogę do Anglii.
- HAMLET
- Do Anglii?
- KRÓL
- Tak jest, Hamlecie.
- HAMLET
- Dobrze.
- KRÓL
- Będzie dobrze,
- Hamlecie; gdybyś widział moje chęci!
- HAMLET
- Widzę cherubina, który je widzi. Do Anglii zatem! Idźmy, panowie. Bądź zdrowa, kochana
- matko.
- KRÓL
- Jam przywiązany twój ojciec, Hamlecie.
- HAMLET
- Matko! Ojciec i matka tyle znaczą co mąż i żona, a mąż i żona są jednym ciałem; a więc,
- matko! Dalej, do Anglii!
- Wychodzi.
- KRÓL
- Idźcie w trop za nim. Zwabcie go czym prędzej
- Na okręt; niechaj odpłynie dziś jeszcze,
- Przygotowane już i przewidziane
- Wszystko, co będzie wam potrzebne. Spieszcie,
- Spieszcie, nie tracąc czasu.
- Wychodzą R o z e n k r a n c i G i l d e n s t e r n.
- A ty, Anglio,
- Jeśli ci przyjaźń moja pożądana
- (O czym nie wątpię, boś świeżo uczuła
- Moją potęgę, i gojąc dotychczas
- Blizny zadane duńskim mieczem., trwożne
- Niesiesz nam hołdy), Anglio, nie waż lekce
- Wszechwładnej woli mojej, która w listach,
- Zaklinających cię o tę przysługę,
- Wyraźnie żąda od ciebie niezwłocznej
- 102
- Śmierci Hamleta. Wypełnij to, Anglio,
- Bo on mi trawi krew jak zaród suchot,
- Z którego ty mnie masz uleczyć.Póki
- To się nie stanie, poty w żadnej doli
- Nic mnie nie znęci i nie zadowoli.
- Wychodzi.
- SCENA CZWARTA
- Równina w Danii.
- Wchodzi F o r t y n b r a s z wojskiem.
- FORTYNBRAS
- Mości rotmistrzu, idź, pozdrów ode mnie
- Duńskiego króla; powiedz mu, że wskutek
- Przyrzeczeń, jakie od niego otrzymał,
- Fortynbras prosi go o glejt70 do przejścia
- Przez duńskie kraje. Wiesz, gdzie się zejść mamy.
- Jeżeli jego królewska mość będzie
- Miała co do nas, to mu przjdziem oddać
- Należną czołobitność. Tak mu powiedz.
- ROTMISTRZ
- Oznajmię mu to, panie,
- FORTYNBRAS
- Naprzód! z wolna!
- Wychodzi z wojskiem.
- Wchodzą H a m l e t, R o z e n k r a n c i G i l d e n s t e r n.
- HAMLET
- Czyje to wojska, rotmistrzu?
- ROTMISTRZ
- Norweskie.
- HAMLET
- Gdzie one idą?
- ROTMISTRZ
- Ku granicom Polski.
- HAMLET
- Kto ma nad nimi dowództwo?
- 70 Glejt – list żelazny, przepustka.
- 103
- ROTMISTRZ
- Synowiec
- Starego króla, Fortynbras.
- HAMLET
- Czy pochód
- Ich ma na celu podbój całej Polski
- Lub pewnej części tylko?
- ROTMISTRZ
- Prawdę mówiąc
- I bez dodatków, idziemy zagarnąć
- Marny kęs ziemi, z którego krom sławy
- Żaden nam inny nie przyjdzie pożytek.
- Za parę mendli dukatów nie chciałbym
- Wziąć go w dzierżawę, i pewnie by więcej
- Nie przyniósł ani nam, ani Polakom,
- Gdyby był w czynsz puszczony.
- HAMLET
- W takim razie
- Polacy pewnie bronić go nie będą.
- ROTMISTRZ
- Już tam są ze swym wojskiem.
- HAMLET
- Wartoż tracić
- Parę tysięcy dusz i dziesięć razy
- Tyle dukatów za taki psi ogon?
- Jest to, zaprawdę, ślepy wrzód pokoju
- I pomyślności, który wewnątrz pęka
- I ani znaku nie daje na zewnątrz,
- Dlaczego człowiek umiera. Dziękujęć,
- Mości rotmistrzu.
- ROTMISTRZ
- Bóg z wami, panowie.
- Wychodzi.
- ROZENKRANC
- Pójdziemyż dalej, mości książę?
- HAMLET
- Zaraz
- Służyć wam będę. Idźcie trochę naprzód.
- Wychodzą R o z e n k r a n c i G i l d e n s t e r n.
- Jakże mnie wszystko oskarża i wszystko
- Leniwej zemście mej bodźca dodaje!
- Czymże jest człowiek, jeżeli najwyższym
- 104
- Jego zadaniem i dobrem na ziemi
- Jest tylko spanie i jadło? Bydlęciem,
- Szczerym bydlęciem. Ten, co nas obdarzył
- Tak dzielną władzą myślenia, że może
- I wstecz, i naprzód poglądać, nie na to
- Dał nam tę zdolność, ten udział boskości
- Rozumem zwany, aby w nas jałowo
- Leżał i butwiał. Jestli to więc skutkiem
- Zwierzęcej, bydła godnej niepamięci,
- Czy trwożliwego i drobiazgowego
- Przewidywania, które ściśle biorąc,
- Zawsze ma w sobie trzy części tchórzostwa,
- A tylko jedną mądrości. Doprawdy,
- Nie mogę tego pojąć, że aż dotąd
- Mówię do siebie: trzeba to uczynić,
- I kończę na tym, kiedy mi do czynu
- Nie brak powodów, woli, sił i środków.
- Przykłady, wielkie jak świat, stoją przecie
- Przede mną; choćby to wojsko tak liczne
- I tak zasobne, pod wodzą takiego
- Młodego księcia, który, zapalony
- Szlachetną żądzą sławy, lekceważy
- Ukrytą szalę wypadków i chętnie,
- Co jest doczesne i przemijające,
- Na sztych wystawia hazardom zagładzie,
- Za co? za marną łupinę orzecha.
- Prawdziwie wielkim być to nie wojować
- O byle głupstwo bez wielkiej przyczyny,
- Lecz wielkomyślnie o źdźbło nawet walczyć,
- Gdzie honor każe. I cóż ja wart jestem,
- Ja, który ojca zgon, zhańbienie matki
- Śpiąco przepuszczam? gdy oto ze wstydem
- Widzę przed sobą bliską śmierć dwudziestu
- Tysięcy ludzi, którzy dla chimery,71
- Dla widma sławy, w grób idą jak w łóżko,
- Aby wywalczyć nikczemną piędź ziemi
- Na której nie ma dość miejsca do walki
- Ani dość darni, by skryła mogiły
- Tych, co polegną. Bądź odtąd zażartą,
- O wolo moja, albo wzgardy wartą!
- Wychodzi.
- 71 Chimera – mrzonka.
- 105
- SCENA PIĄTA
- Elzynor. Pokój w zamku.
- Wchodzą K r ó l o w a i H o r a c y.
- KRÓLOWA
- Nie chcę jej widzieć.
- HORACY
- Natarczywie prosi
- O możność wnijścia; stan jej budzi litość.
- KRÓLOWA
- Cóż jej jest?
- HORACY
- Ciągle wspomina o ojcu,
- Słyszała, mówi, że świat krzywo idzie;
- Wzdycha i chwyta się za serce; lada
- Fraszka ją drażni; słowa jej bez związku
- Nie określają niczego, jednakże
- Zastanawiają; podnosi je słuchacz
- I zszywa podług kroju własnych myśli;
- Każdy zaś wyraz jej, obok wyrazu
- Jej twarzy, ruchów i postawy, takie
- Czyni wrażenie, że można by myśleć,
- Iż jest w nim jakaś myśl, tylko zawiła
- I bardzo smutna.
- KRÓLOWA
- Muszę z nią pomówić;
- Mogłaby bowiem złym ludziom dać powód
- Do niebezpiecznych przypuszczeń. Niech wnijdzie.
- H o r a c y wychodzi.
- Chora ma dusza każdą rzecz powszednią
- Złowrogich następstw sądzi przepowiednią,
- Jak głupio w trwodze występek przesadza,
- Że drżąc przed zdradą sam się prawie zdradza.
- H o r a c y wprowadza O f e l i ę
- OFELIA
- Gdzie jest ozdoba majestatu Danii?
- KRÓLOWA
- Czego chcesz, luba Ofelio?
- OFELIA
- śpiewa
- Po czym ja cię poznam teraz,
- 106
- O kochanku mój?
- Płaszcz pielgrzymi, kij, sandały,
- Twójże to jest strój?
- KRÓLOWA
- Niestety, kochane dziewczę, co znaczy ten śpiew?
- OFELIA
- Czy tak? nie, pani; posłuchaj tylko:
- śpiewa
- On zmarł, znikł z naszego grona;
- Zmarł, opuścił nas;
- U nóg Jego darń zielona,
- W głowach zimny głaz.
- Och! Och!
- KRÓLOWA
- Ależ, Ofelio.
- OFELIA
- Proszę cię, pani, słuchaj,
- śpiewa
- Całun jego, jak śnieg biały.
- Król wchodzi.
- KRÓLOWA
- Ach, patrz, mój mężu.
- OFELIA
- śpiewa
- Na całunie kwiat;
- Choć go łzy nie opłakały,
- Na mogiłę padł.
- KRÓL
- Jak się masz, śliczna panienko?
- OFELIA
- Dobrze; Bóg wam zapłać. Mówią, że sowa była córką piekarza.72 Ach, panie! Wiemy, czym
- jesteśmy, ale nie wiemy, co się z nami stanie. Niech wam Bóg pomaga przy wieczerzy!
- KRÓL
- Marzy jej się o ojcu.
- OFELIA
- Nie mówmy już o tym, proszę; ale jak się was pytać będą, co to znaczy, to powiedzcie:
- Dzień dobry, dziś święty Walenty.73
- 72 Według średniowiecznej legendy z hrabstwa Gloucester, córka piekarza została zamieniona w sowę za odmowę
- podania chleba Chrystusowi.
- 73 Dzień świętego Walentego – 14 lutego, dzień zakochanych.
- 107
- Dopiero co świtać poczyna;
- Młodzieniec snem leży ujęty,
- A hoża doń puka dziewczyna.
- Poskoczył kochanek, wdział szaty,
- Drzwi rozwarł przed swoją jedyną
- I weszła dziewczyna do chaty,
- Lecz z chaty nie wyszła dziewczyną.
- KRÓL
- Nadobna Ofelio!
- OFELIA
- Dajmy pokój przysięgom; zaraz skończę:
- Bezbożność to wielka; Bóg widzi,
- Jak wielka w mężczyznach bezbożność!
- Cny młodzian się tego nie wstydzi,
- Gdy tylko nastręczy się możność.
- Wszak nimeś cel życzeń otrzymał,
- Przysiągłeś się ze mną ożenić!
- To ona mu tak mówi, a on jej odpowiada:
- I byłbym był słowa dotrzymał,
- Lecz trzeba ci było się cenić.
- KRÓL
- Jak dawno ona w tym stanie?
- OFELIA
- Jeszcze się wszystko naprawi, mam nadzieję. Tylko cierpliwości! Ale nie mogę nie zapłakać,
- pomyślawszy, że go mają złożyć w zimną ziemię. Mój brat dowie się o tym, a zatem dziękuję
- państwu za dobrą radę. Niech powóz zajeżdża! Dobranoc, panie; dobranoc, śliczne panie,
- dobranoc, dobranoc.
- Wychodzi.
- KRÓL
- Idź waćpan za nią, niech jej pilnie strzegą.
- H o r a c y wychodzi.
- Jest to trucizna głębokiej boleści,
- Której śmierć ojca źródłem. O Gertrudo!
- Gertrudo! ziszcza się na nas ta prawda,
- Że kiedy kogo nawiedzają smutki,
- To nigdy luzem, a zawżdy gromadnie.
- Naprzód zabójstwo jej ojca, następnie
- Wyjazd twojego syna, nieszczęsnego
- Sprawcy własnego swojego wygnania;
- Głuche szemranie ludu, uprzedzone
- I złem brzemienne żywiącego myśli
- Z powodu śmierci cnego Poloniusza,
- Którego skore pochowanie było
- Niedorzecznością z naszej strony; teraz
- To biedne dziewczę, wyzute z szlachetnej
- 108
- Władzy rozumu, bez której jesteśmy
- Lalkami tylko albo zwierzętami;
- Nareszcie, i to jedno tyle waży
- Co tamto wszystko, brat jej potajemnie
- Powraca z Francji, karmi się zdumieniem,
- Kryje się w chmurach i nadstawia ucho
- Donosicielom, którzy jadowite
- O śmierci ojca wdmuchują mu wieści –
- Wieści z uszczerbkiem naszym, przeciw którym
- Zastanowienie, ubogie w dowody,
- Nic nie podoła. O Gertrudo, zbieg ten
- Wypadków, na kształt kilkuramiennego
- Narzędzia śmierci, z wielu stron od razu
- Zabójczą ranę mi zadaje.
- Zgiełk zewnątrz.
- KRÓLOWA
- Przebóg!
- Cóż to za hałas?
- Wchodzi jeden z D w o r z a n.
- KRÓL
- Hola! Szwajcarowie!
- Gdzie oni? Niechaj drzwi pilnie obsadzą.
- Skąd ten zgiełk?
- DWORZANIN
- Chroń się, miłościwy królu,
- Ocean, z łoża swojego wybiegły,
- Nie chłonie z większą gwałtownością nizin,
- Jako Laertes na czele powstańców
- Straż twą powala. Lud go głosi panem;
- I jakby świat był dopiero w zawiązku,
- Przeszłość zatarta, zapomniany zwyczaj,
- Te słów hamulce i wszelkiej swawoli,
- Słychać wołanie: „Wybierajmy króla!
- Laertes królem!” Czapki, dłonie, usta
- Ze wszech stron wtórzą temu okrzykowi:
- „Laertes królem! Wiwat król Laertes!”
- KRÓLOWA
- Jak ujadają za fałszywym wiatrem!
- O, pod trop gonisz; podła duńska psiarnio!
- KRÓL
- Drzwi wyłamano.
- L a e r t e s wchodzi uzbrojony, za nim D u ń c z y c y.
- LAERTES
- Gdzie ten król? – Stańcie owdzie, przyjaciele.
- 109
- DUŃCZYCY
- Pozwól nam także wejść.
- LAERTES
- Nie wchodźcie, proszę.
- DUŃCZYCY
- Będziem posłuszni.
- Cofają się za drzwi.
- LAERTES
- Dziękuję wam; stójcie
- Przy drzwiach na straży. – Nienawistny królu,
- Oddaj mi ojca!
- KRÓLOWA
- Z wolna, Laertesie,
- Zbierz trochę zimnej krwi.
- LAERTES
- Kropla krwi zimnej
- Byłaby we mnie świadectwem bękarctwa,
- Urągowiskiem przeciw memu ojcu,
- Zakałem, który by piętno bezwstydu
- Wyrył na czystym czole matki mojej.
- KRÓL
- Jakiż cię powód skłania, Laertesie,
- Tak buntowniczo przeciw nam powstawać?
- Odstąp, Gertrudo, nie lękaj się o nas;
- Taka jest bowiem boskość majestatu,
- Że zdrada, choćby nie wiedzieć co chciała,
- Tępi o niego swój pocisk. –
- Powiedz mi, Laertesie, co to znaczy? –
- Gertrudo, daj mu pokój. – Mów, młodzieńcze.
- LAERTES
- Ty sam mów raczej: gdzie mój ojciec?
- KRÓL
- Umarł.
- KRÓLOWA
- Ale nie z jego winy.
- KRÓL
- Daj mu pokój.
- Niech się wypyta do sytości.
- 110
- LAERTES
- Jakim
- Sposobem umarł? Nie dam się omamić.
- Do czarta z uległością! Niechaj w piekło
- Pójdą przysięgi! Sumienie, powinność
- Niech w najczarniejszej przepadną otchłani!
- Urągam potępieniu. Na to przyszło,
- Że oba światy niczym są w mych oczach:
- Wszystko mi obojętne, bylem tylko
- Sowicie pomścił ojca.
- KRÓL
- Któż ci broni?
- LAERTES
- Nikt w świecie, jego własna moja wola;
- Możność zaś moją któremu tak urządzę,
- Że z małą garścią środków wiele wskóra.
- KRÓL
- Chceszli się czegoś pewnego dowiedzieć
- O śmierci ojca twego, Laertesie?
- Jestże w twej zemście zapisana zguba
- Zarówno jego przyjaciół i wrogów?
- Tych, co zyskali, i tych, co stracili?
- LAERTES
- Niczyja, tylko jego nieprzyjaciół. |
- KRÓL
- Chceszże ich poznać?
- LAERTES
- Przyjaciołom jego
- Szeroko moje otworzę ramiona
- I, jak pelikan74 dzielący się życiem,
- Obdzielę ich krwią moją.
- KRÓL
- Teraz mówisz,
- Jak nieodrodny syn i prawy szlachcic.
- Żem ja nie winien śmierci twego ojca,
- Owszem, najmocniej nią jestem dotknięty,
- To się okaże wnet rozwadze twojej
- Tak jasne jak dzień oczom.
- 74 W średniowieczu wierzono, że w czasie głodu samica pelikana karmi pisklęta swoją krwią
- 111
- DUŃCZYCY
- za sceną
- Puśćcie ją!
- LAERTES
- Co to jest? Skąd ten hałas?
- O f e l i a wchodzi, fantastycznie ubrana w kłosy i kwiaty.
- O wściekłości!
- Spal mi mózg! Soli łez, straw mi zmysł wzroku!
- Na Boga! Za to twoje obłąkanie
- Ciężką zapłatę ściągnę z jego sprawców,
- Tak, że aż szala od jej wagi całkiem
- Na dół opadnie. O majowa różo!
- Kochane dziewczę, luba siostro, wdzięczna
- Moja Ofelio! Boże! czy podobna,
- Aby dziewczęcy umysł był tak wątły
- Jak życie starca? Miłość uszlachetnia
- Naturę ludzką, gdy zaś ta szlachetna,
- Wtedy zamyka najlepszą swą cząstkę
- W grobie tych, których kochała.
- OFELIA
- śpiewa
- Pochłonęła go zimna mogiła,
- Pieszczoty moje, nie ma was już!
- I na grób jego ściekło łez siła.
- Bądź zdrów, mój gołąbku!
- LAERTES
- Gdybyś przy zdrowych zmysłach chciała kogo
- Zagrzać do zemsty, wymowniej byś tego
- Dopiąć nie mogła.
- OFELIA
- Trzeba wam mówić pacierz po nim, skoro mówicie, że już po nim. Nieprawdaż, jak się to
- ładnie składa? Fałszywy to sługa, który uwiódł córkę swego pana.
- LAERTES
- Ten nonsens więcej wart niż sensowność.
- OFELIA
- do L a e r t e s a
- Oto rozmaryn75 na pamiątkę; proszę cię, luby, pamiętaj; a to bratki, żebyś o mnie myślał.
- LEARTES
- Przezorny obłędzie! Niezapomnienie łączysz do pamięci.
- 75 Symboliczne znaczenie kwiatów: rozmaryn – pamięć, bratki – troska i myślenie o kimś, koper i orliki – pochlebstwo
- i niewdzięczność, ruta – żal i pokuta, stokrotka – niewierność, fiołki – wierność.
- 112
- OFELIA
- do Króla
- Oto koper dla was i orliki. (do Królowej) Oto ruta; część jej wam daję, a część sobie zachowam;
- w niedzielę możemy ją nazywać zielem łaski, ale ty swoją rutkę musisz nosić trochę
- inaczej niż ja. Oto stokrotki. Rada bym wam dać i fiołków, ale mi wszystkie ze śmiercią ojca
- powiędły. Mówią, że szczęśliwie skończył.
- śpiewa
- Bo luby mój Jasio to skarb mój jedyny.
- LAERTES
- Tęsknotę, smutek, boleść, piekło samo
- Zamienia ona w wdzięk i lubość.
- OFELIA
- śpiewa
- Czyliż on już nie powróci?
- Czyliż on już nie powróci?
- Nie, nie on śpi w grobie:
- Zaśnij i ty sobie,
- Już on nigdy nie powróci.
- Śnieżną była jego broda,
- Włos na głowie cały mleczny;
- Już po nim, już po nim
- Na próżno łzy ronim.
- Boże, daj mu pokój wieczny!
- i wszystkim dobrym chrześcijanom!
- Będę się za was modliła. Bóg z wami!
- Wychodzi.
- LAERTES
- Boże! Ty patrzysz na to?
- KRÓL
- Laertesie,
- Muszę podzielić z tobą to cierpienie,
- Chyba mi prawa do tego zaprzeczysz,
- Ustąp tymczasem. Wybierz, kogo zechcesz,
- Spośród przyjaciół swych nąjzaufańszych,
- Niech ten rozsądzi nas, jeśli mię uzna
- Winnym w tej sprawie bądź wprost, bądź pośrednio,
- Natychmiast oddam ci na satysfakcję
- Tron, państwo, życie, wszystko, co posiadam;
- W przeciwnym razie ty twoją zranioną
- Duszę cierpliwie porucz naszej pieczy,
- A wtedy razem pomyślimy nad tym,
- Jakby ją spełna zaspokoić.
- LAERTES
- Zgoda,
- Ta jego nagła śmierć, ten cichy pogrzeb,
- 113
- Bez żadnych oznak, szpady ani herbów,
- Bez ceremonii, bez pompy pogrzebu. .
- Wszystko to woła na mnie wniebogłosy
- O ścisłe śledztwo.
- KRÓL
- Sprostasz temu snadnie;
- Gdzie zaś jest wina, tam niech kara spadnie.
- Chodź ze mną.
- Wychodzą.
- SCENA VI
- Inny pokój w zamku.
- H o r a c y i jego S ł u g a.
- HORACY
- Co to za ludzie, co chcą mówić ze mną?
- SŁUGA
- Są to majtkowie, panie; mają, mówią,
- Listy do pana.
- HORACY
- Wpuść ich.
- S ł u g a wychodzi.
- Nie wiem, kto by
- Spomiędzy całej rzeszy tego świata,
- Mógł pisać do mnie, jeżeli nie Hamlet.
- M a j t k o w i e wchodzą.
- PIERWSZY MAJTEK
- Bóg wam pomagaj, panie.
- HORACY
- I wam nawzajem.
- PIERWSZY MAJTEK
- Pomoże, jeżeli mu się podoba. Oto list do was, jeżeli tylko miano wasze Horacy, jak nas o
- tym zapewniono. Oddał nam go jakiś poseł wyprawiony do Anglii.
- HORACY
- czyta
- „Horacy, jak tylko ten list przeczytasz, dopomóż oddawcom jego dostać się do króla, mają
- oni pismo i do niego. Zaledwieśmy przebyli dwa dni na morzu, gdy silnie uzbrojony statek
- korsarski wyprawił na nas łowy. Ponieważ miał nad nami w żaglach przewagę, zmuszeni
- byliśmy stawić mu czoło i przyjąć bitwę, wśród której wrzenia wskoczyłem na ów statek. W
- tejże chwili piraci oddalili się od naszego okrętu i tym sposobem sam jeden zostałem ich jeń114
- cem. Obeszli się ze mną, jak poczciwym łotrom przystoi; ale wiedzieli, co czynią76; muszę się
- im za to dobrze wywdzięczyć. Postaraj się, aby król odebrał to, co doń piszę, i śpiesz do mnie
- tak chyżo, jak gdybyś uciekał przed śmiercią. Mam ci coś do powiedzenia na ucho, co cię w
- oniemienie wprawi, a przecież słowa będą tu tylko cieniem rzeczy samej. Ci dobrzy ludziska
- doprowadzą cię do miejsca, gdzie się znajduję. Rozenkranc i Gildenstern peregrynują do Anglii;
- o nich także mam ci wiele do powiedzenia. Bądź zdrów.
- Twój, jak go znasz,
- Hamlet”
- Chodźcie, ułatwię drogę tamtym listom,
- O ile tylko będę mógł najprędzej,
- Byście tym prędzej mnie zaprowadzili
- Do tego, co je wam oddał.
- Wychodzą.
- SCENA VII
- Inny pokój tamże.
- K r ó l i L a e r t e s.
- KRÓL
- Teraz mię musisz w sądzie swym rozgrzeszyć
- I w sercu swoim umieścić przyjaźnie,
- Skoroś jawnego nabrał przekonania,
- Że ten, co zabił twego ojca, godził
- Na własne moje życie.
- LAERTES
- Rzecz widoczna;
- Nie mogę sobie tylko wytłumaczyć,
- Dlaczego przeciw tym jego knowaniom,
- Tak karygodnym i wyrodnym razem,
- Nie przedsięwziąłeś, panie, żadnych środków
- Jak ci to własne twoje bezpieczeństwo,
- Monarsza godność, mądrość, wszystko zgoła
- Powinno było radzić?
- KRÓL
- O, z dwóch przyczyn,
- Które ci może wydadzą się błahe,
- Dla mnie są jednak bardzo ważne. Najprzód,
- Królowa, matka jego, żyje prawie
- Jego widokiem, a ja, niech to będzie
- Słabość lub cnota, tak dalece jestem
- Ciałem i duszą do niej przywiązany,
- Że jako gwiazda w jednej tylko sferze
- Krążąca, przez nią się tylko poruszam.
- Drugą przyczyną, dla której go jawnie
- Skarcić nie mogłem, była miłość ludu,
- 76
- 115
- Która usterki jego topi w sobie.
- I, jako owo źródło drzewo w kamień,
- Zmienia naganę w chwalbę. Strzały moje
- Za tępe przeciw takiemu wiatrowi,
- Byłyby w łuk mój powróciły nazad,
- Zamiast dosięgnąć, gdzie bym je był posłał.
- LAERTES
- Tak więc straciłem najlepszego ojca;
- Siostrę znajduję pchniętą w głąb rozpaczy.
- Siostrę, ach! której szanowne przymioty
- (Jeżeli można chwalić, co minione)
- Wyzywająco jaśniały na szczycie
- Widowni wieku. Ależ przyjdzie chwila
- Mej zemsty.
- KRÓL
- Możesz być o to spokojny,
- Nie sądź, ażebym był z tak miękkiej gliny,
- Iżbym pozwolił się niebezpieczeństwu
- Targać za brodę i miał to za fraszkę.
- Wkrótce ci powiem coś więcej. Kochałem
- Twojego ojca, kocham też i siebie:
- To ci powinno dać do zrozumienia!
- Wchodzi P o k o j o w i e c.
- Co tam masz?
- POKOJOWIEC
- Listy od księcia Hamleta:
- Ten do was, panie, a ten do królowej.
- KRÓL
- Od kogo? Od Hamleta? Któż je przyniósł?
- POKOJOWIEC
- Jacyś majtkowie, panie; tak przynajmniej
- Mówił mi Klaudio, który je odebrał
- I mnie doręczył. Ja ich nie widziałem.
- KRÓL
- Zostaw nas; słuchaj listu, Laertesie.
- Wychodzi P o k o j o w i e c, K r ó l czyta.
- „Pospieszam waszą królewską wielkość uwiadomić, żem nago na jej ziemię wysadzony został.
- Jutro prosić będę o pozwolenie ujrzenia jego królewskiego oblicza i wtedy, wybłagawszy
- sobie najprzód waszej wielkości przebaczenie, będę miał honor zdać jej sprawę z wypadku,
- który spowodował mój nagły i osobliwszy powrót.
- Hamlet”
- Co się to znaczy? Wróciliż i tamci?
- Czyli też to jest tylko jakiś podstęp?
- 116
- LAERTES
- Nie poznajeszli, panie, kto to pisał?
- KRÓL
- Ręka Hamleta. Nago – i w przypisku
- Stoi: „Sam jeden”. Rozumiesz to waćpan?
- LAERTES
- Bynajmniej. Ale niech wraca! Raźnieje
- Chore me serce na myśl, że niebawem
- Będę mu w ucho mógł wtłoczyć te słowa:
- „Tyś to jest tego sprawcą”.
- KRÓL
- Skoro tak jest –
- A czyżby mogło być inaczej? – chceszże
- Posłuchać mojej rady, Laertesie?
- LAERTES
- I owszem, panie; pod warunkiem jednak,
- Aby tej rady celem nie był pokój.
- KRÓL
- Twój własny tylko. Jeśli on, wstręt czując
- Do tej podróży i niełatwo skłonny
- Znów ją przedsiębrać, istotnie powrócił,
- Mam ja nań inny środek w pogotowiu,
- Który nie może chybić; śmierć zaś jego
- Nie ściągnie ani cienia podejrzenia,
- I sama nawet matka jego nazwie
- To dzieło skutkiem trafu.
- LAERTES
- Radź więc, panie.
- Chętnieć posłusznym będę, i tym chętniej,
- Jeżeli będę mógł być wykonawcą
- Tego pomysłu.
- KRÓL
- O toć właśnie idzie.
- Od czasu twego wyjazdu, szeroko
- Wobec Hamleta mówiono o pewnym
- Talencie, w którym masz być celujący.
- Wszystkie zdolności twoje razem wzięte
- Nie obudzały w nim tyle zazdrości
- Ile ta jedna, najmniej w moich oczach
- Ceny mająca.
- LAERTES
- Jakaż to jest zdolność?
- 117
- KRÓL
- Błaha jak wstążka, którą sobie młodzież
- Zdobi kapelusz, jednakże potrzebna;
- Lekki, swobodny strój przystoi bowiem
- Rześkiej młodzieży, tak jak ciepłe futro,
- I długa suknia późnemu wiekowi,
- Bo mu przyczynia zdrowia i powagi.
- Był tu przed paru miesiącami pewien
- Normandzki rycerz; widziałem Francuzów
- Służyłem nawet kiedyś między nimi;
- Mistrze to w konnej jeździe; ale ten był
- Diabłem wcielonym; przyrasta! do siodła
- I tak cudownie zażywał rumaka,
- Że koń i jeździec zdawali się w jednej
- Formie ulani. Co bądź o tym kunszcie
- Pomyśleć mogłem, wszystko niższym było
- Od tego, czego ów zuch dokazywał.
- LAERTES
- Normandczyk, mówisz, panie?
- KRÓL
- Tak. Normandczyk.
- LAERTES
- Lamond! jak żyw tu stoję!
- KRÓL
- Ten sam.
- LAERTES
- Lamond.
- Od razu go poznałem. On jest chlubą,
- Istnym klejnotem swojego narodu.
- KRÓL
- Ten tedy Lamond szeroko i długo
- Rozwodził się nad tobą, Laertesie.
- I tak wynosił twą biegłość i zręczność
- W robieniu bronią, zwłaszcza też rapierem,
- Że, wnosząc, z jego opisu, ciekawy
- Byłby to widok, gdyby ci kto sprostał.
- Spomiędzy jego współziomków najpierwsi,
- Mówił, fechmistrze stracili przytomność,
- Oko i zwinność w spotkaniu się z tobą.
- Opowiadanie to wzbudziło taką
- Zawiść w Hamlecie, że niczego odtąd
- Nie pragnął, jeno twojego powrotu
- I spróbowania się z tobą na ostrze.
- Otóż więc...
- 118
- LAERTES
- Cóż więc, panie?
- KRÓL
- Laertesie,
- Kochałżeś ojca? albo jestżeś tylko
- Pokrowcem żalu, postacią bez serca?
- LAERTES
- Dlaczego się mnie, panie, o to pytasz?
- KRÓL
- Nie przeto, abym w wątpliwość podawał
- Twoją ku niemu miłość lecz dlatego,
- Iż wiem, że miłość jest dziecięciem czasu;
- A doświadczenie uczy mnie codziennie,
- Że czas miarkuje jej siłę i zapał.
- Płomień miłości zawżdy mieści w sobie
- Coś na kształt knota, co moc jego tłumi,
- I w jednostajnym nic nie trwa wigorze;
- Bo wigor, z zbytku krwi dostając pleury,77
- Własnym nadmiarem zabity zostaje.
- Kto chce, powinien wraz to, co chce, spełnić;
- Bo to „chce” zmienne tyle napotyka
- Tam i szkopułów, ile jest na świecie
- Ramion, języków i przygód, a później
- Owo „powinien” staje się niewczesnym
- Westchnieniem, które, niosąc ulgę, szkodzi.78
- Lecz wróćmy w sam rdzeń wrzodu: Hamlet wraca,
- Cóż chcesz przedsięwziąć, aby się okazać
- Nie w słowach, ale w czynie dobrym synem?
- LAERTES
- Podciąć mu gardło na środku kościoła.
- KRÓL
- Zemsta, zaiste, nie może znać granic
- I żadne miejsce uświęcać mordercy;
- Chceszli się jednak zemścić, Laertesie,
- Zamknij się na czas jakiś w swym pokoju.
- Hamlet przybywszy dowie się, żeś wrócił.
- Głosić będziemy przed nim twoją zręczność
- I sławę, którą ci zrobił ów Francuz,
- W dubelt powleczem werniksem.79 Wyjdź wtedy
- I przyjm spotkanie się z nim, do którego
- Znajdziesz sposobność. Jego lekkomyślność,
- 77 Pleura – zapalenie.
- 78 W owych czasach wierzono, iż głębokie westchnenie, choć przynosiło ulgę powodowało utratę kropli krwi –
- czyli było szkodliwe.
- 79 wyolbrzymienie sławy Laertesa.
- 119
- Niepodejrzliwość i szlachetność sprawią,
- Że nie obejrzy kling, z łatwością zatem,
- Chociażby trochę używszy podstępu,
- Będziesz mógł wybrać rapier nie stępiony
- I umiejętnym pchnięciem odwetować
- Śmierć ojca.
- LAERTES
- Zrobię tak i dla pewności
- Nabalsamuję ostrze mego miecza.
- Nabyłem od pewnego szarlatana
- Taką maść, że gdy nóż w niej umaczany
- Najmniej zadraśnie żyjącą istotę,
- Nie ma pomiędzy najzbawienniejszymi
- Ziołami środka, który by potrafił
- Uchronić ją od śmierci. Tym to jadem
- Miecz mój omaszczę; niech go drasnę tylko,
- Już będzie po nim.
- KRÓL
- Rozważmy to głębiej
- I baczmy, jakie nam okoliczności
- I czas w tej mierze mogą dać poparcie;
- Bo gdyby to nas miało zawieść, gdyby
- Plan nasz chybiony miał wypłynąć na wierzch,
- Lepiej by go zaniechać. Trzeba zatem,
- Aby ten projekt miał w odwodzie drugi,
- Który w potrzebie przyszedłby mu w pomoc.
- Czekaj – pomyślmy trochę. Uroczysty
- Postawię zakład na kartę twej sztuki;
- A potem – potem... Ha! wiem już, co robić.
- Gdy was bój znuży, tak że się aż obu
- Czuć da pragnienie (ostro żgaj dlatego),
- I gdy on zechce czego do ochłody,
- Wtedy podadzą mu puchar, z którego
- Jeden łyk, w razie gdyby jakim trafem
- Uszedł twojego zatrutego ciosu,
- Da nam skuteczny sukurs! Skąd ta wrzawa?
- Wchodzi K r ó l o w a
- Co to jest, droga małżonko?
- KRÓLOWA
- Nieszczęścia
- Nawałem biegną jedne za drugimi
- Laertes, siostra twoja utonęła.
- LAERTES
- Przebóg! Gdzie?
- 120
- KRÓLOWA
- Owdzie nad potokiem stoi
- Pochyła wierzba, której siwe liście
- W lustrze się czyste przeglądają wody.
- Tam ona wiła fantastyczne wieńce
- Z pokrzyw, stokrotek, jaskrów i podłużnych
- Karmazynowych kwiatów, którym nasi
- Sprośni pasterze szpetną dają nazwę,
- A zaś dziewice w skromności je zowią
- Palcami zmarłych. Otóż chcąc zawiesić
- Jeden z tych wianków na zwisłej gałęzi,
- Nie dość ostrożnie wspięła się na drzewo.
- Złośliwa gałąź złamała się pod nią.
- I z kwiecistymi trofeami swymi
- Wpadło w toń biedne dziewczę. Przez czas jakiś
- Wzdęta sukienka niosła ją po wierzchu
- Jak nimfę wodną i wtedy, nieboga,
- Jakby nie znając swego położenia
- Lub jakby czuła się w swoim żywiole,
- Śpiewała starych piosenek urywki,
- Ale niedługo to trwało, bo wkrótce
- Nasiąkłe szaty pociągnęły z sobą
- Biedną ofiarę ze sfer melodyjnych
- W zimny muł śmierci.
- LAERTES
- A więc utonęła?
- KRÓLOWA
- Niestety!
- LAERTES
- Biedna Ofelio, za wiele
- Masz już wilgoci, wstrzymam więc łzy moje,
- A jednak jest to rzecz ludzka, natura
- Żąda praw swoich na przekór wstydowi;
- Gdy te strumienie ściekną, zniewieściałość
- Wyjdzie wraz z nimi z serca.
- Żegnam cię, panie, mam w ustach wyrazy,
- Które płomieniem rade by wybuchnąć;
- Ale je gasi to dzieciństwo.
- Wychodzi.
- KRÓL
- Idźmy
- Za nim, Gertrudo. Ten wypadek może
- Na nowo zażec jego wściekłość, którą
- Z takim mozołem ledwie uśmierzyłem.
- Idźmy więc za nim.
- Wychodzą.
- 121
- AKT PIĄTY
- SCENA PIERWSZA
- Cmentarz.
- Dwóch G r a b a r z y z rydlami itd. wchodzi na scenę.
- PIERWSZY GRABARZ
- Godziż się po chrześcijańsku grzebać kogoś, co samowolnie szuka zbawienia?
- DRUGI GRABARZ
- Co się tam o to pytasz; bierz się lepiej żywo do kopania. Fizyk był przy niej i zakwalifikował
- ją do chrześcijańskiego pogrzebu.
- PI.ERWSZY GRABARZ
- Jak to być może? Nie utopiła się przecie bez przyczynienia się własnego.
- DRUGI GRABARZ
- Powiadam ci, że tak zeznano.
- PIERWSZY GRABARZ
- Musiało być przyczynienie się, a to punkt właśnie stanowi. Kiedy się topię, w takim razie
- popełniam czyn, a czyn się popełnia trojako: działając, wykonywąjąc i uskuteczniając. Tak
- więc widzisz, że się utopiła z umysłu.
- DRUGI GRABARZ
- Ależ, pozwól...
- PIERWSZY GRABARZ
- Gadaj zdrów. Tu płynie woda, dajmy na to, a tu stoi człowiek, dajmy na to: jeżeli człowiek
- pójdzie do wody i utopi się, rad nierad, to jużci nie zaprzeczy temu, że poszedł; ale jeżeli
- woda przyjdzie do niego i zatopi go, to co innego; wtedy nie można powiedzieć, że on się
- utopił. Wierzaj mi, kumie, że kto sam nie jest winien swojej śmierci, ten sam sobie życia nie
- skraca.
- DRUGI GRABARZ
- Czy prawo tak mówi?
- PIERWSZY GRABARZ
- Ma się rozumieć prawo fizyczne.
- DRUGI GRABARZ
- Chcesz wiedzieć prawdę? Gdyby to nie była dygnitarska córka, nie byłaby po chrześcijańsku
- chowana.
- 122
- PIERWSZY GRABARZ
- Trafiłeś w sedno. Czy to sprawiedliwie, że panowie dygnitarze większą na tym świecie mają
- zachętę do topienia się i wieszania niż ich współbracia w Chrystusie? Podaj mi rydel. Nie ma
- dawniejszych dygnitarzy niż ogrodnicy, górnicy i grabarze, bo oni idą w prostej linii od ojca
- Adama.
- DRUGI GRABARZ
- Czy Adam był dygnitarzem?
- PIERWSZY GRABARZ
- A jakże? on pierwszy przecie krzyż nosił.
- DRUGI GRABARZ
- Ejże, ejże! nie nosił żadnego.
- PIERWSZY GRABARZ
- Czyś waść poganin? Tak–że Pismo rozumiesz? Pismo powiada, że Adam ziemię kopał: kopiąc,
- musiał ci się schylać, a jakżeby się mógł schylić nie mając krzyża? Zadam ci jeszcze
- jedno pytanie, a jeżeli mi sprytnie nie odpowiesz, to cię nazwę...
- DRUGI GRABARZ
- No, no.
- PIERWSZY GRABARZ
- Co to za rzemieślnik, co trwalej buduje niż murarz, cieśla i majster okrętowy?
- DRUGI GRABARZ
- Szubienicznik, bo jego budowla przetrzyma tysiąc lokatorów.
- PIERWSZY GRABARZ
- Podoba mi się twój dowcip. W istocie, szubienica wyświadcza przysługi, ale komu? oto tym,
- co się źle zasługują; a ponieważ ty się źle zasługujesz Bogu, twierdząc, że szubienica jest
- trwalsza niż kościół, powinna ci więc szubienica wyświadczyć swoją przysługę. Ale wróćmy
- do rzeczy.
- DRUGI GRABARZ
- Któż buduje trwalej niż murarz, cieśla i majster okrętowy?
- PIERWSZY GRABARZ
- O to właśnie idzie.
- DRUGI GRABARZ
- Zaraz ci powiem.
- PIERWSZY GRABARZ
- Słucham.
- DRUGI GRABARZ
- Do licha, nie mogę jakoś.
- H a m l e t i H o r a c y ukazują się w pewnej odległości.
- 123
- PIERWSZY GRABARZ
- Nie łam sobie już nad tym mózgownicy; osła batem nie popędzisz; a kiedy cię kto o to jeszcze
- raz zapyta, to mu powiedz: grabarz. Domy jego roboty przetrwają do dnia sądu. Idź do
- szynku i przynieś mi półkwaterek gorzałki.
- Drugi g r a b a r z wychodzi.
- P i e r w s z y g r a b a r z kopie i śpiewa
- Za młodu – o, gdyby ten wiek mógł powrócić!
- Miłostki mym były żywiołem
- Pokochać, odkochać, uścisnąć, porzucić,
- To u mnie zwyczajnym szło kołem.80
- HAMLET
- Czy ten człowiek nie zna natury swego rzemiosła? Śpiewa przy kopaniu grobu.
- HORACY
- Przyzwyczajenie wyrobiło w nim ten rodzaj swobody.
- HAMLET
- Tak to bywa we wszystkim; im mniej się do czego rękę przykłada, tym delikatniejsze jej czucie.
- PIERWSZY GRABARZ
- śpiewa
- Lecz starość nie radość napadłszy znienacka
- Zwaliła mię swoim obuchem;
- Znikł kuraż i rezon, i mina junacka:
- Ni śladu, żem kiedyś był zuchem.
- Wyrzuca czaszkę.
- HAMLET
- Ta czaszka miała także język i mogła śpiewać. Patrz, jak nią poniewiera ten hultaj; pomiata
- nią, jak gdyby była szczęką Kaina, pierwszego mordercy. Może to czaszka jakiego dyplomaty,
- co to chciał podejść Pana Boga, a teraz ją podszedł ten osioł. No nie?
- HORACY
- Być może.
- HAMLET
- Albo jakiego dworaka, który mógł mówić: dzień dobry, jaśnie wielmożny panie; jakże zdrowie
- waszej ekscelencji? Albo jakiego zausznika, który chwalił konia swego mecenasa, aby
- go od niego wyłudzić? Jak myślisz?
- HORACY
- Mogłoby to być, mości książę.
- 80 piosenka autorstwa lorda Vaux z antologii wydanej w 1557 roku.
- 124
- HAMLET
- Taka to kolej rzeczy. A teraz, gdy stracił szczękę, musi służyć pani Gliście i cierpieć szturchańce
- zakrystiańskiej łopaty. Co za radykalna przemiana! Szkoda, że jej nie możemy oglądać.
- Czyliż utrzymanie tych kości na to tylko tyle kosztowało, aby z czasem grano w nie jak
- w kręgle? Ból czuję w moich na tę myśl.
- PIERWSZY GRABARZ
- śpiewa
- Łoże w ziemi i wór zgrzebny
- Na pokrycie kości;
- Oto cały sprzęt potrzebny
- Dla tutejszych gości.
- Wyrzuca czaszkę.
- HAMLET
- Masz i drugą. Nie jestże to czasem czerep adwokata? Gdzież się podziały jego kruczki i wykręty,
- jego ewentualności, jego kazualności i matactwa? Jak może znieść, aby ten grubianin
- bił w ciemię swoją plugawą motyką, i nie wystąpić przeciw niemu z akcją o czynną obelgę?
- Hm, hm! A może też to był swojego czasu jaki wielki posesjonat, który skupował dobra drogą
- licytacyj, subhastacyj,81 komplanacyj,82 transakcyj i cesyj83? Na toż mu się zdała czysta
- masa nieruchomości, aby sam, stawszy się nieruchomością, obrócił się w masę błota? Nie
- zdołaliż ci, co mu pisali ewicje,84 ewinkować mu większej przestrzeni, tylko taką, jaką
- wzdłuż i wszerz pokryje para fascykułów85? Kontrakty kupna jego majątków zaledwie by się
- w takim obrębie zmieściły; a samże ich dziedzic nie ma mieć więcej miejsca? Hę?
- HORACY
- Ani o włos więcej, mości książę.
- HAMLET
- Nie jestże pergamin ze skór baranich?
- HORACY
- Nie inaczej; i z cielęcych także.
- HAMLET
- Barany i cielęta z tych, co w nim bezpieczeństwa szukają! Muszę pomówić z tym człowiekiem.
- Czyj to grób, przyjacielu?
- PIERWSZY GRABARZ
- Mój.
- śpiewa
- Oto cały sprzęt potrzebny
- Dla tutejszych gości.
- 81 Subhastacja – wywłaszczenie na mocy wyroku sądowego.
- 82 Komplancja – ugoda między stronami sporu.
- 83 Cesja – przekazanie praw.
- 84 Ewicja – wyzucie z dóbr, ewinkować – przywłaszczyć.
- 85 Fascykuł – zwój dokumentów.
- 125
- HAMLET
- Twój, nie przeczę, bo w nim siedzisz.
- PIERWSZY GRABARZ
- Waspan w nim nie siedzisz, toteż on nie waspana; co do mnie, nie siedzę w nim, a jednak
- moim.
- HAMLET
- Twoim więc jest, bo w nim stoisz.
- PIERWSZY GRABARZ
- Nie stoję w nim; stoję pod kościołem.
- HAMLET
- Cóż to za jegomość ma leżeć w tym grobie?
- PIERWSZY GRABARZ
- Żaden jegomość.
- HAMLET
- A więc kobieta.
- PIERWSZY GRABARZ
- Kobieta też nie.
- HAMLET
- Więc któż tu będzie pochowany?
- PIERWSZY GRABARZ
- Ktoś, kto był kobietą, ale wieczne jej odpoczywanie, bo umarła.
- HAMLET
- Cięty hultaj! Trzeba nam ważyć słowa, inaczej igraszka ich wystrychnie nas na dudków. Zaprawdę,
- mój Horacy, świat się stał tak dowcipny, od trzech lat to uważam, że chłop swoim
- wielkim palcem u nogi nagniotków nabawia dworaka następując mu na pięty. Od jak dawna
- jesteś grabarzem?
- PIERWSZY GRABARZ
- Dniem, w którym zacząłem tę profesję, był właśnie ten dzień roku spomiędzy wszystkich
- innych, w którym nieboszczyk nasz król Hamlet pobił Fortynbrasa.
- HAMLET
- Jakże to dawno?
- PIERWSZY GRABARZ
- Nie wiesz, waspan? Każdy smyk u nas wie o tym. Było to tego dnia kiedy młody Hamlet
- przyszedł na świat; ten sam, co to zwariował i został wysłany do Anglii.
- HAMLET
- Czy tak? A dlaczegóż on został wysłany do Anglii?
- 126
- PIERWSZY GRABARZ
- Dlatego właśnie, że zwariował. Ma on tam rozum odzyskać; ale chociażby go nie odzyskał,
- nie będzie tam o to kłopotu.
- HAMLET
- Dlaczego?
- PIERWSZY GRABARZ
- Bo tam tego nie dostrzegą nawet; tam wszyscy wariaci, tak jak on.
- HAMLET
- Skutkiem czego on zwariował?
- PIERWSZY GRABARZ
- Skutkiem pewnej przyczyny.
- HAMLET
- Jakiej przyczyny?
- PIERWSZY GRABARZ
- Skutkiem utraty rozumu.
- HAMLET
- Gdzieżby to być mogło?
- PIERWSZY GRABARZ
- Gdzie? Tu w Danii, której ziemię kopię od lat trzydziestu.
- HAMLET
- Jak długo może kto leżeć w ziemi, nim zgnije?
- PIERWSZY GRABARZ
- Jeżeli nie zgnił przed śmiercią (co się w tych czasach zdarza, mamy bowiem ciała, które pod
- tym względem nie czekają, aż się je w ziemię włoży), to może przeleżeć jakie osiem albo
- dziewięć lat. Grabarz przeleży lat dziesięć.
- HAMLET
- Dlaczego ten jeden więcej niż drudzy?
- PIERWSZY GRABARZ
- Bo mu jego rzemiosło tak wygarbowało skórę, że kawał czasu może wodę wstrzymać; a woda,
- panie, jest straszliwą naszych grzesznych ciał niszczycielką. Oto czaszka, która od dwudziestu
- trzech lat leży w ziemi.
- HAMLET
- Czyjąż ona była?
- PIERWSZY GRABARZ
- Sławnego wartogłowa. Czyją, na przykład, jak myślicie?
- 127
- HAMLET
- Nie domyślam się wcale.
- PIERWSZY GRABARZ
- Zaraza na niego! Przypominam sobie, jak mi wylał na głowę całą butlę reńskiego. Ta czaszka,
- proszę pana, była własnością Yoryka, królewskiego błazna.
- HAMLET
- podnosząc czaszkę
- Jego
- PIERWSZY GRABARZ
- Jego samego.
- HAMLET
- Pozwól, niech się jej przyjrzę. Biedny Yoryku! Znałem go, mój Horacy; był to człowiek niewyczerpany
- w żartach, niezrównanej fantazji mało tysiąc razy piastował mię na ręku, a teraz
- – jakże mię jego widok odraża i aż w gardle ściska! Tu wisiały owe wargi, które nie wiem jak
- często całowałem. Gdzież są teraz twoje drwinki, twoje wyskoki, twoje śpiewki, twoje koncepty,
- przy których cały stół trząsł się od śmiechu? Nicże z nich nie pozostało na wyszydzenie
- swych własnych, tak teraz wyszczerzonych zębów? Idźże teraz do gotowalni modnej damy
- i powiedz jej, że chociażby się na cal grubo malowała, przecież się takiej fizjognomii
- doczeka. Pobudź ją przez to do śmiechu. Proszę cię, mój Horacy, powiedz mi jedną rzecz.
- HORACY
- Co, mój książę?
- HAMLET
- Czy myślisz, że Aleksander Wielki tak samo w ziemi wyglądał?
- HORACY
- Zupełnie tak.
- HAMLET
- I tak samo pachniał? Brr!
- Odrzuca czaszkę.
- HORACY
- Zupełnie tak, mości książę.
- HAMLET
- Jak nikczemna dola może się stać naszym udziałem! Nie mogłażby wyobraźnia, idąc w trop
- za szlachetnym prochem Aleksandra, znaleźć go na ostatku zatykającego dziurę w beczce?
- HORACY
- Tak brać rzeczy, byłoby to brać je za ściśle.
- HAMLET
- Bynajmniej; można by go tam przeprowadzić, rozumując z umiarem i z wszelkim prawdopodobieństwem,
- na przykład w taki sposób: Aleksander umarł, Aleksander został pogrzebiony,
- 128
- Aleksander w proch się obrócił, proch jest ziemią, z ziemi robimy kit i dlaczegóż byśmy tym
- kitem, w który on się zamienił, nie mogli zalepić beczki piwa?
- Potężny Cezar przedzierzgnął się w glinę,
- Którą przed wiatrem chłop zatkał szczelinę.
- Zatrząsłszy światem pójść na polep chaty,
- Toż kres wielkości, toż los potentaty?!
- Lecz cicho – patrz: król tu nadchodzi.
- Księża procesjonalnie wchodzą, za nimi niosą zwłoki O f e l i i, tuż za zwłokami postępuje
- Laertes i żałobnicy, następnie K r ó l, K r ó l o w a i orszak.
- Królowa, cały dwór. Czyjże to pogrzeb?
- I ceremonia skrócona! To znaczy,
- Że ten, którego zwłoki tak prowadzą,
- Sam sobie musiał rozpaczliwą dłonią
- Odebrać życie. Ktoś to z wyższej klasy.
- Odstąpmy na bok i patrzmy.
- Usuwa się z H o r a c y m na stronę.
- LAERTES
- Jakiż obrządek pozostaje?
- HAMLET
- Jest to
- Laertes, zacny młodzian. Uważajmy.
- LAERTES
- Jakiż obrządek jeszcze pozostaje?
- KSIĄDZ
- Posunęliśmy ten akt tak daleko,
- Jak tylko mandat nam pozwala. Śmierć jej
- Była wątpliwa i gdyby był wyższy
- Nakaz nie przemógł rygoru przepisów,
- W nie poświęconej musiałaby ziemi
- Przeleżeć do dnia sądu. Miasto modłów
- Spadłyby na nią gruzy i kamienie;
- Tak zaś zachowa swój dziewiczy wieniec
- I towarzyszyć jej będzie do grobu
- Kwiat i dźwięk dzwonów.
- LAERTES
- Więcej nic?
- KSIĄDZ
- Nic więcej.
- Skazilibyśmy obrządek za zmarłych,
- Gdybyśmy nad nią requiem86 śpiewali,
- Tak jak to czynim tym, co bogobojnie
- Oddali ducha.
- 86 Requiem – modlitwa za umarłych.
- 129
- LAERTES
- Spuśćcie ją do grobu,
- Niechaj z tych pięknych, nieskalanych szczątków
- Fiołki wykwitną! A ty, twardy księże,
- Wiedz, że pomiędzy chórami aniołów
- Wznosić się będzie moja siostra wtedy,
- Gdy ty się w prochu wić będziesz.
- HAMLET
- Ofelia!
- KRÓLOWA
- sypiąc kwiaty
- Najmilsza z dziewic, bądź zdrowa! Myślałam
- Widzieć cię żoną mojego Hamleta;
- Prędzej się w kwiaty spodziewałam stroić
- Twoje małżeńskie łoże niż mogiłę.
- LAERTES
- Trzykroć trzydzieści razy ciężkie ,,biada”
- Niech na przeklętą głowę tego spada,
- Kto podłym czynem zmącił twoje zmysły!
- Nie sypcie jeszcze ziemi, niech się jeszcze
- Raz jej kochanym widokiem napieszczę!
- wskakuje w grób
- Walcie proch teraz na dwojakie zwłoki,
- Aż usypiecie kurhan tak wysoki
- Jak Pelion87 albo prujący obłoki
- Podniebny Olimp.88
- HAMLET
- ukazując się
- Co to jest za człowiek,
- Którego boleść brzmi z taką przesadą?
- Którego objaw żalu zatrzymuje
- Gwiazdy w ich biegu i obraca one
- W słuchaczy osłupiałych? To ja jestem
- Hamlet, syn Danii.
- Wskakuje w grób.
- LAERTES
- Poleć duszę czartu!
- HAMLET
- Źle się wasć modlisz. Puść mi gardło, proszę;
- Bo choć nie jestem prędki i drażliwy,
- 87 Pelion – szczyt górski na pograniczu Tesalii i Macedonii.
- 88 Olimp – najwyższy szczyt Grecji.
- 130
- Ale mam w sobie coś niebezpiecznego,
- Czego ci radzę strzec się. Odejm rękę.
- KRÓL
- Hola! Rozdzielcie ich.
- KRÓLOWA
- Hamlecie, synu!
- DWORZANIE
- Panowie!
- HORACY
- Hamuj się, łaskawy książę.
- Dworzanie rozdzielają ich i obydwaj wychodzą z grobu.
- HAMLET
- Walczyć z nim będę o lepszą dopóty,
- Dopóki powiek na wieki nie zawrę.
- KRÓLOWA
- O co, mój synu?
- HAMLET
- Kochałem Ofelię –
- Tysiąc by braci z całą swą miłością
- Nie mogło memu wyrównać uczuciu. –
- Cóż byś ty dla niej uczynił?
- KRÓL
- do Laertesa
- To nowy
- Wyskok szaleństwa.
- KRÓLOWA
- Podobnież
- O, miej wzgląd na niego!
- HAMLET
- Mów, do pioruna! Mów, co byś uczynił?
- Jesteśli gotów płakać, bić się, pościć?
- Dać się rozedrzeć? rzekę wypić do dna?
- Jeść krokodyle? I jam także gotów.
- Przyszedłeś tutaj jęczeć, w grób jej skakać
- Dla urągania mi? Daj się z nią razem
- Żywcem pogrzebać, i ja to uczynię;
- A jeśli prawisz o górach, niech na nas
- Runą miliony włók ziemi, aż kopiec,
- Co z niej powstanie, stercząc w głąb eteru
- 131
- Ossę89 w brodawkę zmieni. Jeśli umiesz
- Szermować gębą, i ja to potrafię.
- KRÓLOWA
- Szał to, któremu chwilowo ulega;
- Gdy go ominie, wraz jak gołębica,
- Po wylężeniu swoich złotych piskląt,
- Potulnie zwiesi głowę i zamilknie.
- HAMLET
- Powiedz mi, waćpan, co się to ma znaczyć,
- Że się obchodzisz ze mną tak niegodnie?
- Jam ci tak sprzyjał! Ale mniejsza o to;
- Choćby Herkules dał się i posiekać,
- Zawsze kot miauczeć będzie, a pies szczekać.
- Wychodzi.
- KRÓL
- Horacy, proszę cię, miej go na oku.
- H o r a c y wychodzi. K r ó l do L a e r t e s a
- Uzbrój cierpliwość tym, co ułożone
- Pomiędzy nami; rzecz się sama składa.
- Gertrudo, każ tam komu nad nim czuwać.
- Grób ten mieć będzie wkrótce żywy pomnik,
- A my spokojność; lecz nim to się stanie,
- Cierpliwie nasze prowadźmy zadanie.
- Wszyscy wychodzą.
- SCENA II
- Sala w zamku.
- H a m l e t i H o r a c y.
- HAMLET
- Dosyć już o tym; słuchaj teraz dalej.
- Pamiętasz całą okoliczność?
- HORACY
- Pamiętam, mości książę.
- HAMLET
- W duszy mojej
- Wrzał jakiś rodzaj walki, skutkiem której
- Ani na chwilę nie zmrużyłem oka.
- Zdawało mi się, żem był w położeniu
- Gorszym niż więzień przykuty do galer.
- 89 Ossa –jeden z greckich szczytów.
- 132
- Nagle, i niech się święci ona nagłość!
- Trzeba ci bowiem wiedzieć, że nie wszystko
- Bywa po diable, co czynimy nagle.
- Że, owszem, czasem niezastanowienie
- Lepiej nam służy niż najumiejętniej
- Skombinowane plany; co dowodzi,
- Że jakieś dobre bóstwo kształt nadaje
- Naszym działaniom z gruba obciosanym.
- HORACY
- To pewna.
- HAMLET
- Nagle przywdziałem kapotę
- I wyskoczywszy z kajuty, po macku
- Szukałem miejsca, gdzie spali; znalazłem
- Wreszcie mych śpiochów, wyjąłem im pakiet
- I powróciłem z nim do mego kąta.
- Strach tak dalece zrobił mię niepomnym
- Na delikatność, żem rozpieczętował
- Dokument w którym odkryłem, cóż na to
- Powiesz, Horacy! królewskie szelmostwo:
- Jawne wezwanie, mnóstwem różnych racji
- Naszpikowane, w imię dobra Danii;
- I Anglii dobra, z którym się istnienie
- Takiego jak ja upiora nie zgadza,
- Aby za odebraniem niniejszego,
- Bez ceremonii i bez zwłoki, nawet
- Na wyostrzenie miecza nie czekając,
- Głowa mi była zdjęta.
- HORACY
- Czy podobna?
- HAMLET
- Oto dokument; przejrz go w wolnej chwili.
- A teraz, chceszli wiedzieć, com ja zrobił?
- HORACY
- Błagam cię, panie, powiedz.
- HAMLET
- Tak wplątany
- W hultajskie sidła, nie zdołałem jeszcze
- Do mego mózgu z prologiem wystąpić,
- Gdy on już zaczął swoją rolę. Siadłem
- I napisałem inny list; jak tylko
- Mogłem najpiękniej. Dawniej, naśladując
- Przykład uczonych naszych i statystów,
- Za ujmę miałem sobie pięknie pisać
- 133
- I zadawałem sobie wielką pracę
- Nad zapomnieniem tego kunsztu; teraz
- Wyświadczył mi on kapitalnie ważną
- Przysługę. Chceszli usłyszeć, co w sobie
- Mój list zawierał?
- HORACY
- Pragnę, mości książę.
- HAMLET
- Oto zaklęcia jak najuroczystsze
- Ze strony króla: jeśli Anglia szczerze
- Chce mu dać dowód hołdowniczej wiary;
- Jeśli stosunki między nami mają
- Kwitnąć jak palma; jeśli pokój stale
- Ma nam zaplatać swą girlandę z kłosów
- I stać jak koma między okresami
- Naszej przyjaźni (takich szumnych „jeśli”
- Było tam więcej), aby w takim razie
- Angielski władca wraz po odczytaniu
- I rozpoznaniu treści tego pisma,
- Nie namyślając się i ćwierć sekundy,
- Oddawców jego, bez spowiedzi nawet,
- Ze świata sprzątnąć kazał.
- HORACY
- Jakżeś, panie,
- Zapieczętował to pismo?
- HAMLET
- Tu właśnie
- Najwidoczniejszy był wpływ Opatrzności;
- Miałem przy sobie sygnet mego ojca,
- Rżnięty zupełnie tak jak pieczęć Danii.
- Złożywszy tedy list na wzór tamtego
- I opatrzywszy stemplem i adresem,
- Niepostrzeżenie wsadziłem podrzutka
- W miejsce prawego pomiotu. Nazajutrz
- Mieliśmy bitwę morską; wiesz już resztę.
- HORACY
- Tak więc Rozenkranc i Gildenstern poszli
- Na śmierć niechybną.
- HAMLET
- Samić jej szukali;
- Sumienie moje spokojne w tej mierze:
- Własne to wścibstwo wtrąciło ich w przepaść.
- Biada podrzędnym istotom, gdy wchodzą
- Pomiędzy ostrza potężnych szermierzy.
- 134
- HORACY
- Cóż to za człowiek z tego króla!
- HAMLET
- Mamże
- Jeszcze się wahać? On mi zabił ojca,
- Zhańbił mi matkę i niecnie się wcisnął
- Między elekcję a moje nadzieje.
- Na życie moje tak podstępnie godził.
- Nie będzież to czyn najzupełniej zgodny
- Z słusznością dać mu odwet tym ramieniem?
- I nie byłożby to krzyczącą rzeczą
- Pozwolić, aby się taki rak dłużej
- Wpośród nas szerzył?
- HORACY
- Wkrótce mu zapewne
- Doniosą z Anglii o skutku poselstwa.
- HAMLET
- Zapewne, trzeba mi przeto się śpieszyć.
- Życie człowieka zdmuchnąć jest to tyle
- Co zliczyć jeden. Przykro mi jednakże,
- Żem się zapomniał względem Laertesa;
- W obrazie bowiem jego losu widzę
- Wierne odbicie mojej własnej doli.
- Cenię go bardzo; słysząc wszakże owe
- Przechwałki jego boleści, nie mogłem
- Być panem siebie.
- HORACY
- Cicho, ktoś nadchodzi.
- Wchodzi O z r y k
- OZRYK
- Stokroć szczęśliwa chwila, która nam pozwoliła waszą książęcą mość ujrzeć znowu.
- HAMLET
- Pokornie dziękuję waćpanu. (na stronie do Horacego) Czy znasz tę muchę wodną?
- HORACY
- Nie, mości książę.
- HAMLET
- Tym lepiej dla zbawienia duszy twojej, bo znać go jest występkiem. Ma on pod dostatkiem
- ziemi, i żyznej. Niech bydlę będzie panem między bydlętami, wraz będzie miało swój żłób
- przy królewskim stole. To istny gawron, ale, jak powiadam, hojnie uposażony błotem.
- 135
- OZRYK
- Łaskawy książę, jeżeli wasza książęca mość masz czas wolny, miałbym szczęście zakomunikować
- mu coś z polecenia jego królewskiej mości.
- HAMLET
- Z całym natężeniem ducha gotów jestem to coś odebrać. Zrób pan właściwy użytek ze swojej
- czapki; czapka stworzona na głowę.
- OZRYK
- Dziękuję waszej książęcej mości; bardzo dziś gorąco.
- HAMLET
- Gdzież tam! raczej bardzo zimno; wiatr z północy.
- OZRYK
- W istocie, mości książę, zimno jakoś.
- HAMLET
- Podobno jednak masz waćpan słuszność; parno jest i gorąco jak na moje usposobienie.
- OZRYK
- Nadzwyczajnie, mości książę; tak jest parno, że wypowiedzieć tego nie umiem. Łaskawy
- książę, król jegomość kazał mi waszej książęcej mości oznajmić, że wielki na waszą książęcą
- mość zakład stawił. Rzecz się tak ma...
- HAMLET
- Nie zapominajże, waćpan, bardzo proszę.
- Pokazuje mu, aby włożył kapelusz.
- OZRYK
- Nie, mości książę; doprawdy, dla własnej mojej wygody. Od niejakiego czasu jest tu na dworze
- Laertes, nieporównany młodzian, pełen najwytworniejszych przymiotów, nadzwyczaj
- miły w towarzystwie i dystyngowany w obejściu. Na honor, jest to, że użyję poetycznego
- wyrażenia, istny inwentarz albo kalendarz ukształcenia, bo znajdziesz w nim, mości książę,
- kwintesencję tego wszystkiego, co prawdziwe ukształcony człowiek znaleźć pragnie.
- HAMLET
- Mości panie, zalety jego nie cierpią upośledzenia w ustach waćpana; jakkolwiek wyliczenie
- ich inwentarzowe nabawiłoby arytmetykę pamięciową zawrotu głowy i jeszcze by mogło
- rzecz oddać tylko in crudo90 ze względu na wysoki stopień jego ogłady. Co do mnie, sprowadzając
- pochwały do najprostszych wyrzutów, mam go za młodego człowieka wielkich nadziei;
- za siewek cnót tak rzadkich i szacownych, że bez przesady mówiąc, podobne do niego
- jest zwierciadło, w którym się przegląda; kto zaś idzie w jego ślady, jest jego cieniem, niczym
- więcej.
- OZRYK
- Opis waszej książęcej mości ze wszech miar trafny.
- 90 In crudo – z grubsza.
- 136
- HAMLET
- Do czegóż to zmierza, mój panie? W jakimże celu chuchamy na tę doskonałość naszym
- ułomnym oddechem?
- OZRYK
- Jak to, mości książę?
- HORACY
- Czyż można nie rozumieć ojczystego języka? Ale myślę, że się porozumiecie.
- HAMLET
- Co znaczy wyjechanie na harc z tym panem?
- OZRYK
- Wasza książęca mość mówi o Laertesie?
- HORACY
- Worek jego już próżny; wyszyplił całą gotówkę dowcipu.
- HAMLET
- Nie inaczej, o Laertesie.
- OZRYK
- Widzę, że książę pan nie jesteś nieumiejętny.
- HAMLET
- Cieszę się, że pan to widzisz, lubo zaprawdę, niewiele mogę na tym zyskać. Cóż dalej?
- OZRYK
- Widzę, że książę pan nie jesteś nieumiejętny w ocenianiu znakomitej wyższości Laertesa.
- HAMLET
- Nie mogę tego przyznać, nie porównawszy się z nim poprzednio; znać bowiem drugich dokładnie
- jest to znać samego siebie.
- OZRYK
- Mówię o jego wyższości w władaniu bronią, powszechna bowiem opinia uważa go za nieporównanego
- w tym kunszcie.
- HAMLET
- W jakimże on rodzaju broni tak jest mocny?
- OZRYK
- Na rapiery i florety.
- HAMLET
- W dwóch aż rodzajach broni tak odrębnych! Cóż dalej?
- OZRYK
- 137
- Król jegomość stawił w zakład sześć berberyjskich91 koni; on zaś, ile wiem, sześć francuskich
- szpad i puginałów,92 z należącymi do nich przyborami, jak to: pendentami,93 pasami i tak dalej.
- Spomiędzy tych rynsztunków trzy są w istocie bardzo ozdobne, pasujące do rękojeści,
- nader misternie wyrobione i świeżego pomysłu.
- HAMLET
- Co pan nazywasz rynsztunkami?
- HORACY
- Wiedziałem, książę, że będą ci potrzebne komentarze, zanim dowiesz się końca.
- OZRYK
- Rynsztunki, mości książę, to pendenty.
- HAMLET
- Wyrażenie to byłoby bardziej z rzeczą spokrewnione, gdybyśmy armaty mogli nosić u boku;
- tymczasem jednak przyjmijmy je za pendenty. Tak więc sześć berberyjskich koni z jednej
- strony, a z drugiej sześć francuskich rożnów z ich przyborami i trzy świeżego pomysłu
- rynsztunki. To prawdziwie francuski zakład przeciw duńskiemu. O cóż on stawiony?
- OZRYK
- Król jegomość założył się, że w spotkaniu z waszą książęcą mością w dwunastu pchnięciach
- z obojej strony Laertes nie osiągnie przewagi trzech trafień. Szansa więc jego do szansy Laertesa
- ma się jak dwanaście do dziewięciu; i zaraz by się to rozstrzygnęło, gdybyś książę pan
- raczył przychylnie odpowiedzieć.
- HAMLET
- A gdybym odpowiedział: nie?
- OZRYK
- Chciałem powiedzieć, gdybyś książę pan raczył osobą swoją odpowiedzieć temu zadaniu.
- HAMLET
- Będę się tu przechadzał w tej sali; jest to czas, w którym używam wytchnienia. Jeśli ten pan
- ma ochotę i królowi jegomości to dogadza, mogę im służyć zaraz. Niech przyniosą florety.
- Rozegram ten zakład na rzecz króla; jeżeli zaś mi się nie powiedzie, zyskam tylko na własny
- mój rachunek trochę konfuzji i kontuzji.94
- OZRYK
- Mamże donieść w tym sposobie?
- HAMLET
- W tym duchu; z przyozdobieniami, jakie się panu stosowne wydadzą.
- 91 Berberyjskie konie – konie Berberów, północnoafrykańskiego szczepu Arabów.
- 92 Puginał – rodzaj sztyletu.
- 93 Pendent – pas do zawieszania szabli.
- 94 Konfuzja i kontuzja – wstyd i rana.
- 138
- OZRYK
- Polecam waszej książęcej mości moje usługi.
- Wychodzi.
- HAMLET
- Uniżony, uniżony. Dobrze czyni, że się sam poleca, żaden ludzki język nie uczyniłby tego.
- HORACY
- Ta czajka lata z skorupą od jaja na głowie.
- HAMLET
- On komplementy stroił już do cycka, nim go ssać zaczął. Jest to jedna z baniek tego wietrznego
- świata, wydęta tchnieniem mody i przybrana w konwencyjną szatę; rodzaj szumowiny
- różnorodnych pierwiastków, łudzącej oczy zarówno najciemniejszej, jak najświatlejszej opinii;
- ale dmuchnij tylko, natychmiast pryśnie bąbel.
- Wchodzi D w o r z a n i n.
- DWORZANIN
- Mości książę, jego królewska mość przesłał waszej książęcej wysokości pozdrowienie przez
- Ozryka, który wróciwszy oznajmił mu, że książę czekasz na niego, w tej sali. Przysyła on
- mnie teraz z zapytaniem, czy wasza książęca mość trwasz w chęci fechtowania się z Laertesem,
- czyli też żądasz zwłoki.
- HAMLET
- Stały jestem w mych postanowieniach, a te są zgodne z życzeniami króla. Jeśli on gotów,
- moja gotowość nie zostanie w tyle, tak teraz, jak kiedykolwiek, pod warunkiem, że zawsze
- będę do tego równie sposobny jak teraz.
- DWORZANIN
- Król i królowa, i wszyscy inni nadejdą tu niebawem.
- HAMLET
- W stosowną porę.
- DWORZANIN
- Królowa życzy sobie, abyś, książę, przemówił kilka uprzejmych słów do Laertesa, nim się z
- nim spotkasz.
- HAMLET
- Dobrze mi radzi.
- D w o r z a n i n wychodzi.
- HORACY
- Przegrasz ten zakład, książę.
- HAMLET
- Nie sądzę; od czasu jego wyjazdu do Francji nie przestawałem się ćwiczyć; wygram przy
- korzystnych warunkach. Nie uwierzysz jednak, jak mi coś ciężko na sercu; ale to nic.
- 139
- HORACY
- Drogi książę.
- HAMLET
- To dzieciństwo; jakiś rodzaj przeczucia, które by mogło zastraszyć kobietę.
- HORACY
- Jeżeli dusza twoja, panie, czuje wstręt jakowy, bądź jej posłuszny. Pójdę ich wstrzymać od
- przybycia tu; powiem, że się, książę, nie czujesz usposobiony.
- HAMLET
- Daj pokój; drwię z wróżb. Lichy nawet wróbel nie padnie bez szczególnego dopuszczenia
- Opatrzności. Jeżeli się to stanie teraz, nie stanie się później, jeżeli się później nie stanie, stanie
- się teraz; jeżeli nie teraz, to musi się stać później; wszystko polega na tym, żeby być w
- pogotowiu, ponieważ nikt nie wie, co ma utracić, cóż szkodzi, że coś wcześniej utraci?
- K r ó l, K r ó l o w a, L a e r t e s, dworzanie i słudzy z floretami i inne osoby wchodzą na
- scenę.
- KRÓL
- Synu Hamlecie, weź tę dłoń z rąk moich.
- Łączy rękę L a e r t e s a z ręką H a m l e t a.
- HAMLET
- Przebacz mi, waćpan, krzywdęm ci wyrządził;
- Lecz przebacz jako honorowy człowiek.
- Wszyscy tu wiedzą i pan sam wiesz pewnie,
- Jak ciężka trapi mię niemoc umysłu.
- Oświadczam przeto, iż to, com uczynił
- W grubiański sposób ubliżającego
- Twojemu sercu, czci twej lub stopniowi,
- Nie było niczym innym jak szaleństwem.
- Czyliż to Hamlet skrzywdził Laertesa?
- Nie; Hamlet bowiem nie był samym sobą.
- Skoro więc Hamlet nie sam był krzywdzącym,
- Więc Hamlet temu nic nie winien; Hamlet
- Zaprzecza temu. Któż więc temu winien?
- Jego szaleństwo. W takim razie Hamlet
- Sam raczej także został pokrzywdzony;
- Szaleństwo jego było jego wrogiem.
- Oby to moje wyparcie się jawne
- Wszelkiej złej względem waćpana intencji
- Mogło mię w jego szlachetnym uznaniu
- Tak uniewinnić, jak gdybym był na wiatr
- Wypuścił strzałę, która poza domem
- Trafiła brata mojego.
- LAERTES
- Dość na tym
- Mojemu sercu, które by mię było
- W tym razie głównie skłaniało do zemsty;
- 140
- Wszakże stosując się do praw honoru,
- Muszę się z dala mieć od pojednania,
- Dopóki starsi mężowie, uznanej
- W rzeczach honoru powagi,
- Nie upoważnią mię do tego kroku
- I nie wyrzekną, że sławy mej żadna
- Nie kazi plama. Tymczasem atoli
- Przyjmuję, panie, ofiarę twych uczuć
- Jako prawdziwą i uwłaczać onej
- Nie myślę.
- HAMLET
- Z serca dziękuję waćpanu
- Swobodnie mogę teraz ten braterski
- Zakład rozegrać. Podajcie mi floret.
- LAERTES
- Podajcie i mnie także.
- HAMLET
- Laertesie,
- Biegłość twa wobec mojego fuszerstwa
- Jak gwiazda błyszczeć będzie wpośród nocy.
- LAERTES
- Żartujesz ze mnie, książę.
- HAMLET
- Nie, na honor.
- KRÓL
- Podaj im, Ozryk, florety. Hamlecie,
- Znasz już warunki zakładu?
- HAMLET
- Znam, panie.
- Wasza królewska mość zawarowałeś
- For słabszej stronie.
- KRÓL
- Nie skutkiem obawy:
- Widziałem dawniej was obu. Laertes
- Postąpił odtąd, dlatego for daję.
- LAERTES
- Ten jest za ciężki dla mnie, dajcie inny.
- HAMLET
- Ten mi do ręki. Sąli to florety
- Równej długości?
- 141
- OZRYK
- Równej, mości książę.
- KRÓL
- Postawcie kubki z winem tu na stole.
- Gdy Hamlet zada pierwszy cios lub drugi,
- Lub gdy zwycięsko odparuje trzeci,
- Niech wtedy działa zagrzmią z wszystkich wałów;
- Król spełni toast za zdrowie Hamleta
- I w puchar jego wrzuci perłę, droższą
- Niż te, co czterech z rzędu duńskich królów
- Diadem zdobiły. Przynieście puchary.
- Niech trąby kotłom, a kotły armatom,
- Armaty niebu, a niebiosa ziemi
- Oznajmią grzmiącym echem, że król pije
- Na cześć Hamleta. Zacznijcie teraz;
- A wy, sędziowie, baczcie pilnym okiem.
- HAMLET
- Dalej więc!
- LAERTES
- Jestem w pogotowiu, panie.
- Składają się.
- HAMLET
- To raz.
- LAERTES
- Nie.
- HAMLET
- Niechaj sędziowie rozstrzygną.
- OZRYK
- Dotknięcie było jawne.
- LAERTES
- Dobrze; dalej!
- KRÓL
- Stójcie! Hej! wina! Ta perła do ciebie
- Należy, synu; piję za twe zdrowie.
- Oddajcie puchar księciu.
- Odgłos trąb i huk dział.
- HAMLET
- Poczekajcie:
- Niech się załatwię pierwej z drugim pchnięciem.
- Dalej!
- 142
- Składają się.
- To drugi raz; cóż waćpan na to?
- LAERTES
- Dotknąłeś, mości książę; nie zaprzeczam.
- KRÓL
- Nasz syn wygrywa.
- KRÓLOWA
- On tłustej kompleksji
- I tchu krótkiego. Hamlecie, masz chustkę,
- Obetrzyj sobie czoło; matka pije
- Za powodzenie twoje.
- HAMLET
- Dobra matko.
- KRÓL
- Gertrudo, nie pij.
- KRÓLOWA
- Chcę pić. Wybacz, panie.
- KRÓL
- na stronie
- Zatruty był ten kielich; już za późno.
- HAMLET
- Nie mogę teraz pić, pani, za chwilę.
- KRÓLOWA
- Czekaj, obetrę ci twarz.
- LAERTES
- do Króla
- Teraz, panie,
- Ja go ugodzę.
- KRÓL
- Powątpiewam o tym.
- LAERTES
- na stronie
- Lecz jest to niemal wbrew memu sumieniu.
- HAMLET
- No, Laertesie; żarty ze mnie stroisz.
- Proszę cię, natrzyj z całą gwałtownością,
- Bo mógłbym myśleć, że mię masz za fryca.
- 143
- LAERTES
- Sam tego żądasz, książę; dobrze zatem.
- Składają się.
- OZRYK
- Chybione z obu stron.
- LAERTES
- Pilnuj się teraz.
- L a e r t e s rani H a m l e t a; po czym w zapale przemieniają florety
- i H a m l e t rani L a e r t e s a.
- KRÓL
- Hola, rozdzielcie ich, zbyt się zaparli.
- HAMLET
- Nie jeszcze, jeszcze.
- Królowa pada
- OZRYK
- Patrzcie, co się dzieje
- Z królową.
- HORACY
- Z obu krew ciecze. O! panie,
- Tyś ranny.
- OZRYK
- Jestżeś ranny, Laertesie?
- LAERTES
- Jak bekas w własne złowiłem się sidło;
- Słusznie ofiarą padam własnej zdrady.
- HAMLET
- Cóż to królowej?
- KRÓL
- Omdlała z przestrachu,
- Widząc cię rannym.
- KRÓLOWA
- Nie, nie, ten to napój.
- Ten napój, drogi Hamlecie! ten napój...
- Jestem otruta.
- Umiera.
- HAMLET
- O podłości! Hola!
- 144
- Pozamykajcie drzwi! Szukajcie zdrajcy!
- L a e r t e s pada.
- LAERTES
- Oto tu leży. Zgubionyś, Hamlecie.
- Nie uratująć żadne leki świata;
- I pół godziny życia nie ma w tobie.
- Narzędzie zdrajcy sam trzymasz w swym ręku
- Nie przytępione i zatrute. Wpadłem
- W ten sam dół, którym wykopał pod tobą.
- Już nie powstanę, królowa otruta;
- Nie mogę więcej mówić; król, król winien.
- HAMLET
- Więc i to ostrze zatrute? Trucizno,
- Dokończ swojego dzieła.
- Przebija K r ó l a.
- OZRYK
- i inni
- Zdrada! Zdrada!
- KRÓL
- Ratujcie! to nic, nic, draśniętym tylko.
- HAMLET
- Wszeteczny, zbójczy, przeklęty Duńczyku,
- Wysącz ten kielich. A co? jest w nim perła?
- Idź w ślad za moją matką.
- K r ó l umiera.
- LAERTES
- Sprawiedliwą
- Śmierć poniósł; on to sam jad ten przyrządzał.
- Przebaczmy sobie wzajem, cny Hamlecie,
- Niech duszy twojej nie cięży śmierć moja
- I mego ojca – ani twoja mojej!
- Umiera.
- HAMLET
- Niechaj ci nieba jej nie pamiętają!
- Zaraz za tobą pójdę. O Horacy!
- Umieram. Żegnam cię, matko nieszczęsna!
- Wam, co stoicie tu bladzi i drżący,
- Tylko jako niemi widzowie tragedii,
- Mógłbym ja, gdybym miał czas, wiele rzeczy
- Powiedzieć, ale śmierć, ten srogi kapral,
- Stoi nade mną. Umieram, Horacy.
- Ty pozostajesz. Wytłumacz mą sprawę
- Tym, co jej z bliska nie znają.
- 145
- HORACY
- Nic z tego,
- Więcej mam w sobie krwi rzymskiej niż duńskiej.95
- Jeszcze tam trochę jest wina!
- HAMLET
- Człowieku,
- Jeśli masz serce, oddaj mi ten kielich!
- Oddaj, na Boga! Jak upośledzone
- Imię by po mnie pozostało, gdyby
- Ta tajemnica nie miała wyjść na jaw!
- O, mój Horacy! Jeśli kiedykolwiek
- W poczciwym sercu, twoim miałem miejsce,
- Wyrzecz się jeszcze na chwilę zbawienia
- I ponieś trudy oddychania dłużej
- W zepsutej atmosferze tego świata
- Dla objaśnienia moich dziejów.
- Marsz w odległości i wystrzały.
- Cóż to
- Za zgiełk wojenny?
- OZRYK
- To młody Fortynbras,
- Wracając z polskiej wojny, daje salwy
- Angielskim posłom.
- HAMLET
- Żegnam cię, Horacy;
- Potęga jadu mroczy zmysły moje.
- Już się angielskich posłów nie doczekam!
- Lecz przepowiadam ci, że wybór padnie
- Na Fortynbrasa. Za nim, konający,
- Głos daję; powiedz mu to i opowiedz,
- Co poprzedziło. Reszta jest milczeniem.
- Umiera.
- HORACY
- Pękło cne serce. Dobranoc, mój książę;
- Niechaj ci do snu nucą chóry niebian!
- Marsz za sceną
- Po co ten odgłos aż tu?
- F o r t y n b r a s i posłowie angielscy z orszakiem swoim wchodzą.
- FORTYNBRAS
- Niech zobaczę
- Na własne oczy!
- 95 Aluzja do samobójczej śmierci Brutusa i Kasjusza.
- 146
- HORACY
- Cóż to chcecie widzieć?
- Chcecieli ujrzeć coś nadzwyczajnego
- Lub żałosnego nad wszelkie wyrazy,
- Przestańcie szukać dalej.
- FORTYNBRAS
- Czy zniszczenie
- Tron tu obrało sobie? Dumna śmierci,
- Jakież dziś święto w twym ciemnym królestwie,
- Żeś tak morderczo za jednym zamachem,
- Tyle książęcych głów ścięła!
- PIERWSZY POSEŁ
- Ten widok
- Zbyt jest okropny. Spóźniony nasz przyjazd.
- Głuche są uszy tego, który miał nam
- Dać posłuchanie, aby się dowiedzieć,
- Że zadość stało się jego żądaniu
- I że Rozenkranc wespół z Gildensternem
- Straceni; któż nam podziękuje za to?
- HORACY
- Nie on zapewne, chociażby ku temu
- Miał odpowiednie warunki żywota;
- Nigdy on bowiem ich śmierci nie pragnął.
- Lecz skoro po tych fatalnych wypadkach
- Wy z polskiej wojny, a wy z granic Anglii
- Tak bezpośrednio przybywacie, każcież,
- Aby te zwłoki wysoko na marach
- Na widok były wystawione; mnie zaś
- Pozwólcie i wszem wobec, i każdemu
- Nieświadomemu prawdy opowiedzieć,
- Jak się to stało. Przyjdzie wam usłyszeć
- O czynach krwawych, wszetecznych, wyrodnych,
- O chłostach trafu, przypadkowych mordach,
- O śmierciach skutkiem zdrady lub przemocy,
- O mężobójczych planach, które spadły
- Na wynalazcy głowę. O tym wszystkim
- Ja wam dać mogę wieść dokładną.
- FORTYNBRAS
- Pilno
- Nam to usłyszeć. Niechaj się w tym celu
- Niezwłocznie zbierze czoło waszych mężów.
- Co się mnie tyczy, z boleśnią przyjmuję,
- Co mi przyjazny los zdarza; mam bowiem
- Do tego kraju z dawien dawna prawa,
- Które obecnie muszę poprzeć.
- 147
- HORACY
- O tym
- Będę miał także coś do powiedzenia,
- Zgodnie z życzeniem tego, co już nigdy
- Nie wyda głosu, ale pierwej muszę
- Wypełnić tamto, aby obłęd ludzki
- Więcej tymczasem klęsk i niefortunnych
- Przygód nie zrządził.
- FORTYNBRAS
- Niech czterech dowódców
- Złoży Hamleta, jako bohatera,
- Na wywyższeniu, niewątpliwie bowiem
- Byłby był wzorem królów się okazał
- Dożywszy berła; a gdy orszak ciało
- Jego niosący postępować będzie,
- Niechaj muzyka i salwy rozgłośnie,
- Czym był, zaświadczą. Podnieście te zwłoki,
- Bo nie to miejsce, lecz pobojowisko
- Godne oglądać takie widowisko.
- Każcie dać ognia z dział.
- Marsz pogrzebowy. Wychodzą unosząc zwłoki, po czym huk dział słyszeć się daje.