manewrem robiły
został mu tylko wiór, bestia nie drgnęła ani na krok, skutecznie broniąc dostępu do mostu. Jej
imponujące, naszpikowane długimi na dłoń zębiskami szczęki z minuty na minutę zdawały się kłapać
coraz zajadlej a szponiaste łapska zagarniały ze świstem powietrze, ilekroć adwersarz spróbował się doń
zbliżyć. Sytuacja
zamek Druddigona, w którym była
ratunkową. Nie, nie
przeciwników miał w najbliższym czasie wyjść z tej walki zwycięsko.
– Twoi poprzednicy przynajmniej udawali, że im zależy – mruknął zniesmaczony. – Jakimż
głupcem jest Pejs, co to miast u boku swojej drużyny, do walki z Druddigonem staje uzbrojony
już w
szmelc? – spytał, wskazując szponem na to co zostało z ekwipunku przeciwnika. – A może przybyłeś
zwyczajnie zakpić
więzieniu, a król daje Ci wybór: katowski topór albo walka ze
Było to trafne spostrzeżenie, zwłaszcza, że chłopak nazwany Pejsem, ze swą lekko przygarbioną
posturą, wyraźną nadwagą i niezbyt inteligentnym wyrazem twarzy, nawet dozbrojony i umyty, nie byłby
w stanie napędzić stracha nikomu, poza kurami i, przy odrobinie szczęścia – niektórymi dziećmi. Mimo
to, widocznie przez wzgląd na resztki dumy, „rycerz” rzucił
niby ostatnią deskę ratunku, połamany drzewiec. Ten zaś, zamiast przeszyć pierś bestii, zachrobotał tylko
o łuskowatą zbroję i ześlizgnął się niezgrabnie na bruk. Zirytowany Druddigon chwycił adwersarza za
rękę i uniósł go wysoko do góry, przyglądając mu się spode łba. Tamten zaś rozłożył wolną dłoń w geście
bezradności.
zastanawiasz, chociaż przypuszczam że końcowy efekt będzie taki sam: trup bez głowy.
tarczę? – odparł zmieszany, próbując się bezskutecznie uwolnić z uścisku. – Trop za złodziejem urwał
królewskiego skarbca. Niestety nie doceniłem pałacowej gwardii i dlatego dzisiaj zajmuję się
Rozbawiony tym co usłyszał, smok upuścił swego niedoszłego pogromcę na ziemię, po czym
rzucił wieży długie, smutne spojrzenie.
– Czegokolwiek byś nie szukał, młody, za mostem tego nie ma.
– Jak to? – odparł tamtem, podnosząc
we mnie z
Bestia westchnęła.
koniecznie dzielę się łupem z biednymi. Co by się nie działo, w tej chwili jestem odważnym
rycerzem i jedyną szansą dla króla na odzyskanie córki. Powiedzieli, że nie mam wyjścia,
ubrali w błyszczącą zbroję i wysłali na samobójczą misję.
się jak nikt inny. W moim fachu to podstawa. Po przekroczeniu progu od razu usłyszałem
lamenty i płacze dochodzące z lewej strony, co bardzo pomogło w ustaleniu położenia
księżniczki. Była zamknięta w wieży, na moje nieszczęście tej najwyższej, do której
prowadziły spiralne schody, tak na oko z tysiącem stopni. Bestii do tej pory nie spotkałem,
lecz wiedziałem, że
smok
ziemi nadpalony patyk, począł dłubać nim sobie w zębach. Widząc
zamkniętymi metalową kłódką. Dla złodzieja to akurat nie problem. Po ich otwarciu ukazała
mi się księżniczka Kocilinka. Była piękna. Aż mi zaparło dech, jednak
pogaduszki. Usłyszałem krótkie „mój bohaterze”, ale ja już byłem przy oknie i
przywiązywałem linę. Byłem pewien, że poczwara czeka na
rozmówcy pytanie, kiwnął tylko łbem
potrafiła się skradać tak cicho jak ja. Dlatego wolałem zejść z wieży
naszego lokalnego księcia, Ethela i jego córki, Kocilinki. Chłopy we wsi powiadają,
mogłem się poprzytulać do córki króla, oczywiście pod pretekstem „będę Cię trzymał, żebyś
nie spadła”. W połowie drogi usłyszeliśmy z góry potworny krzyk. Zapewne bestia już
odkryła, że przepadła jej kolacja. Ryk dochodzący z gardła smoka trochę mnie wystraszył. O
mały włos nie wypuściłem księżniczki, ale moja ręka na szczęście zsunęła się tylko z jej
pleców niżej i teraz znajdowała się tam, gdzie na pewno znajdować się nie powinna. Myślę,
że moja dama w opałach nawet nie zwróciła na to uwagi. Po kilku chwilach (a miałem
wrażenie, że to była
postradała zmysły i uciekła za morze. A że jest facet nie byle jakim czarnoksiężnikiem, to i na smoczą
straż może sobie pozwolić. Wszystko, byle chociaż tę małą zołzę zatrzymać u swego boku – mam
pilnować, żeby nie ruszała
od zamku, a za nami ciągle słychać było wrzaski Druddigona.
– Ano, zołzę! – odparł rozgniewany
królewskie ułaskawienie i nagrodę w wysokości 5 tys. Zasług (waluty obowiązującej w
naszym kraju). Jeszcze przed moim uwięzieniem, król ogłosił, że te pieniądze otrzyma każdy
śmiałek, który stanie oko w oko z bestią. Może nie byłem śmiałkiem, ale nagroda z całą
pewnością mi się należała i wyszedłem na tym lepiej niż na rabowaniu majątku władcy.
EPILOG
Na drugi dzień wróciłem do zamku. Smok już tam na mnie czekał. „Dobrze się spisałeś
Druddi, teraz wracaj do Pokeballa.” powiedziałem. Tak, tak, to był mój Druddigon.
we dworze u księcia razem w gościach bawiliśmy, bo mała bardzo chciała zobaczyć smoka. A że to
przeklęte dziecię burzy uczyło się dopiero prostych zaklęć, to wzięło i moją piękną, białą, filigranową
Marysię na zielono pomalowało! Całą! Nieodwracalnie! – smok splunął ze złością na bruk. – Tak się tym
biedula przejęła, że nic li tylko rozłożyła skrzydła i tyle ją widziałem… A że ja do latania nie urodzony,
to od razu na Marysi krzyżyk postawiłem. A szkoda. Tak czy owak, książę w ramach rekompensaty dał
mi etat na moście, przynajmniej do dnia w którym ktoś mnie nie pokona i nie pojmie za żonę Kocilinki.
–
– Oszalałeś! Żeby głowę od razu… - wzdrygnęła się bestia. – Do pierwszej krwi! Albo uznaniowo.
A że socjal dobry
mówiłem jestem złodziejem doskonałym, a numer z porwaniem i
był jedynym sposobem, by
przydała… Żebym to ja tylko wiedział gdzie szukać.
Pejs zamyślił się głęboko. Stracił wprawdzie drużynę, godność i resztę gotówki ale jednego nawet
najbardziej szubrawy złodziejaszek nie mógł mu odebrać – pochodzenia.
– Przyjacielu, tak się składa, że w mojej wiosce pełno jest ludzi, którzy mogliby ci pomóc.
Mieszkamy nieopodal smoczych legowisk – to mówiąc, chłopak wydobył z kieszeni lekko uszkodzonego
pokeballa zaś na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech – Myślę, że się dogadamy!
I w
rycerza, pogromcę smoka, herbu Pejsaty Wróbel, strażnik mostu odnalazł drugą miłość swojego życia, a
podlotek z pewnej, górskiej wioski w Johto poszerzył grono przyjaciół o dwa zakochane smoki. I
wszyscy żyli długo i szczęśliwie.
KONIEC