Facebook
From Aeras, 8 Years ago, written in Plain Text.
This paste is a reply to Untitled from Pejsata - go back
Embed
Viewing differences between Untitled and Untitled
Serce waliło mu Do tej pory nie mam pojęcia jak młot, po karku ciekła strużka potu, a lekko poparzone nogi z każdym kolejnym

manewrem robiły 
się coraz słabsze i bardziej drżące. I choć oręż Pejsa dawno się połamał a z tarczy 

został mu tylko wiór, bestia nie drgnęła ani na krok, skutecznie broniąc dostępu do mostu. Jej 

imponujące, naszpikowane długimi na dłoń zębiskami szczęki z minuty na minutę zdawały się kłapać 

coraz zajadlej a szponiaste łapska zagarniały ze świstem powietrze, ilekroć adwersarz spróbował się doń 

zbliżyć. Sytuacja 
w to wszystko wplątałem. Przed sobą miałem 

zamek Druddigona, w którym 
była wyraźnie patowa i nic uwięziona księżniczka, a ja przybyłem tutaj z misją 

ratunkową. Nie, 
nie mogło wskazywać na to, by którykolwiek z 

przeciwników miał w najbliższym czasie wyjść z tej walki zwycięsko.
jestem żadnym szlachetnym rycerzem, nawet sobie tak nie myślcie. 

Znudzony nieco zajściem smok westchnął ciężko i skrzyżował łapy na piersi.

– Twoi poprzednicy przynajmniej udawali, że im zależy – mruknął zniesmaczony. – Jakimż 

głupcem jest Pejs, co to miast u boku swojej drużyny, do walki z Druddigonem staje uzbrojony 
Wręcz przeciwnie. Jestem oszustem, chyba najlepszym jakiego widział świat. Trudniłem się 

już 
taki 

szmelc? – spytał, wskazując szponem na to co zostało z ekwipunku przeciwnika. – A może przybyłeś 

zwyczajnie zakpić 
życiu złodziejstwem, piractwem czy przemytnictwem. Jednak, gdy gnijesz w 

więzieniu, a król daje Ci wybór: katowski topór albo walka 
ze starego strażnika, hm? 

Było to trafne spostrzeżenie, zwłaszcza, że chłopak nazwany Pejsem, ze swą lekko przygarbioną 

posturą, wyraźną nadwagą i niezbyt inteligentnym wyrazem twarzy, nawet dozbrojony i umyty, nie byłby 

w stanie napędzić stracha nikomu, poza kurami i, przy odrobinie szczęścia – niektórymi dziećmi. Mimo 

to, widocznie przez wzgląd na resztki dumy, „rycerz” rzucił 
smokiem długo się raz jeszcze ku smokowi, dzierżąc w dłoni, 

niby ostatnią deskę ratunku, połamany drzewiec. Ten zaś, zamiast przeszyć pierś bestii, zachrobotał tylko 

o łuskowatą zbroję i ześlizgnął się niezgrabnie na bruk. Zirytowany Druddigon chwycił adwersarza za 

rękę i uniósł go wysoko do góry, przyglądając mu się spode łba. Tamten zaś rozłożył wolną dłoń w geście 

bezradności.
nie 

zastanawiasz, chociaż przypuszczam że końcowy efekt będzie taki sam: trup bez głowy.
 

– Cóż poradzić, panie, kiedy drużynę nocą ukradli, a to co Dokładniej mówiąc mój trup. Wszystko zaczęło się ostało, starczyło jeno na łódź i 

tarczę? – odparł zmieszany, próbując się bezskutecznie uwolnić z uścisku. – Trop za złodziejem urwał 
od szalonego planu obrabowania 

królewskiego skarbca. Niestety nie doceniłem pałacowej gwardii i dlatego dzisiaj zajmuję 
się 

niedaleko stąd, to pomyślałem, że może w tamtej wieży znajdę jakieś wskazówki…

Rozbawiony tym co usłyszał, smok upuścił swego niedoszłego pogromcę na ziemię, po czym 

rzucił wieży długie, smutne spojrzenie.

– Czegokolwiek byś nie szukał, młody, za mostem tego nie ma.

– Jak to? – odparł tamtem, podnosząc 
ratowaniem bezbronnych niewiast. Aczkolwiek jakbym się nad sobą zastanowił to jest coś 

we mnie 
ziemi. – Czego zatem strzeżesz, smoku?

Bestia westchnęła.
Robin Hooda. Choć tylko trochę, ponieważ rabuję bogatych, ale już nie 

koniecznie dzielę się łupem z biednymi. Co by się nie działo, w tej chwili jestem odważnym 

rycerzem i jedyną szansą dla króla na odzyskanie córki. Powiedzieli, że nie mam wyjścia, 

ubrali w błyszczącą zbroję i wysłali na samobójczą misję.
 

– Widać, Wszedłem do zamku najciszej jak tylko potrafiłem, a uwierzcie, na tym akurat znam 

się jak nikt inny. W moim fachu to podstawa. Po przekroczeniu progu od razu usłyszałem 

lamenty i płacze dochodzące z lewej strony, co bardzo pomogło w ustaleniu położenia 

księżniczki. Była zamknięta w wieży, na moje nieszczęście tej najwyższej, do której 

prowadziły spiralne schody, tak na oko z tysiącem stopni. Bestii do tej pory nie spotkałem, 

lecz wiedziałem, 
że nietutejszy, skoro nie słyszał o Wydrowej Twierdzy – mruknął czai się gdzieś w pobliżu. Miałem stracha, muszę to przyznać. Gdyby 

smok i podniósłszy z 

ziemi nadpalony patyk, począł dłubać nim sobie w zębach. Widząc 
mnie wyczuł nie miałbym najmniejszych szans. Schody kończyły się drzwiami 

zamkniętymi metalową kłódką. Dla złodzieja to akurat nie problem. Po ich otwarciu ukazała 

mi się księżniczka Kocilinka. Była piękna. Aż mi zaparło dech, 
jednak wymalowane nie było czasu na 

pogaduszki. Usłyszałem krótkie „mój bohaterze”, ale ja już byłem przy oknie i 

przywiązywałem linę. Byłem pewien, że poczwara czeka 
na twarzy 

rozmówcy pytanie, kiwnął tylko łbem 
nas stronę zamku, a księżniczka nie 

potrafiła się skradać tak cicho jak ja. Dlatego wolałem zejść z 
wieży i kontynuował – To, tam, to część zamczyska 

naszego lokalnego księcia, Ethela i jego córki, Kocilinki. Chłopy we wsi powiadają, 
po sznurze. Przy okazji 

mogłem się poprzytulać do córki króla, oczywiście pod pretekstem „będę Cię trzymał, żebyś 

nie spadła”. W połowie drogi usłyszeliśmy z góry potworny krzyk. Zapewne bestia już 

odkryła, 
że przepadła jej kolacja. Ryk dochodzący z gardła smoka trochę mnie wystraszył. O 

mały włos nie wypuściłem księżniczki, ale moja ręka na szczęście zsunęła się tylko z jej 

pleców niżej i teraz znajdowała się tam, gdzie na pewno znajdować się nie powinna. Myślę, 

że moja dama w opałach nawet nie zwróciła na to uwagi. Po kilku chwilach (a miałem 

wrażenie, że to 
była i matka ale 

postradała zmysły i uciekła za morze. A że jest facet nie byle jakim czarnoksiężnikiem, to i na smoczą 

straż może sobie pozwolić. Wszystko, byle chociaż tę małą zołzę zatrzymać u swego boku – mam 

pilnować, żeby nie ruszała 
wieczność) udało nam się z zamku.zejść na ziemię. Czym prędzej oddaliliśmy się 

od zamku, a za nami ciągle słychać było wrzaski Druddigona.
 

– Zołzę? – zainteresował Wszystko skończyło się Pejs. 

– Ano, zołzę! – odparł rozgniewany 
szczęśliwie. Kocilinka została uratowana, ja otrzymałem 

królewskie ułaskawienie i nagrodę w wysokości 5 tys. Zasług (waluty obowiązującej w 

naszym kraju). Jeszcze przed moim uwięzieniem, król ogłosił, że te pieniądze otrzyma każdy 

śmiałek, który stanie oko w oko z bestią. Może nie byłem śmiałkiem, ale nagroda z całą 

pewnością mi się należała i wyszedłem na tym lepiej niż na rabowaniu majątku władcy.

EPILOG

Na drugi dzień wróciłem do zamku. Smok już tam na mnie czekał. „Dobrze się spisałeś 

Druddi, teraz wracaj do Pokeballa.” powiedziałem. Tak, tak, to był mój 
Druddigon. – I to jaką! Miałem ci ja kiedyś żonkę, co to z nią 

we dworze u księcia razem w gościach bawiliśmy, bo mała bardzo chciała zobaczyć smoka. A że to 

przeklęte dziecię burzy uczyło się dopiero prostych zaklęć, to wzięło i moją piękną, białą, filigranową 

Marysię na zielono pomalowało! Całą! Nieodwracalnie! – smok splunął ze złością na bruk. – Tak się tym 

biedula przejęła, że nic li tylko rozłożyła skrzydła i tyle ją widziałem… A że ja do latania nie urodzony, 

to od razu na Marysi krzyżyk postawiłem. A szkoda. Tak czy owak, książę w ramach rekompensaty dał 

mi etat na moście, przynajmniej do dnia w którym ktoś mnie nie pokona i nie pojmie za żonę Kocilinki. 

– 
Jak w bajkach? – dopytywał chłopak. – Ręka królewny za głowę smoka? 

– Oszalałeś! Żeby głowę od razu… - wzdrygnęła się bestia. – Do pierwszej krwi! Albo uznaniowo. 

A że socjal dobry 
już 

mówiłem jestem złodziejem doskonałym, a numer z porwaniem 
pieniążek się zgadza, to tkwię tu już przeszło od lat dziesięciu. Ale nowa żonka „ratowaniem” księżniczki 

był jedynym sposobem, 
by się 

przydała… Żebym to ja tylko wiedział gdzie szukać. 

Pejs zamyślił się głęboko. Stracił wprawdzie drużynę, godność i resztę gotówki ale jednego nawet 

najbardziej szubrawy złodziejaszek nie mógł mu odebrać – pochodzenia. 

– Przyjacielu, tak się składa, że w mojej wiosce pełno jest ludzi, którzy mogliby ci pomóc. 

Mieszkamy nieopodal smoczych legowisk – to mówiąc, chłopak wydobył z kieszeni lekko uszkodzonego 

pokeballa zaś na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech – Myślę, że się dogadamy! 

I w 
choć częściowo opróżnić ten oto sposób książę Ethel wypełnił swój ojcowski obowiązek, wydając córkę za dzielnego 

rycerza, pogromcę smoka, herbu Pejsaty Wróbel, strażnik mostu odnalazł drugą miłość swojego życia, a 

podlotek z pewnej, górskiej wioski w Johto poszerzył grono przyjaciół o dwa zakochane smoki. I 

wszyscy żyli długo i szczęśliwie.

KONIEC
przeklęty skarbiec

Replies to Untitled rss

Title Name Language When
Untitled Mandras text 8 Years ago.