znaleziony
królestw tym bardziej jestem tego zdania. Mija drugi księżyc od czasu gdy opuściłem
Alamerie z polecenia króla
„W opowiadaniu talent mój mierny, więc wierszowanej formie jam wierny,
W miodnej krainie zwanej Unova, mieszkałem ja, bo o mnie tu mowa,
Szewczyk Mandrasek, bez grosza pokraka, za przyjaciela mam tylko Psyducka.
Cała kraina się ze mnie śmieje, stara chałupka, wicher w niej wieje.
Wtem na tablicy wiadomość straszna, księżniczkę skradła bestia rubaszna,
Król Ash za powrót wręczyć chce cuda, rękę księżniczki (a także jej uda ;)),
Za siódmą rzeką, w ogromnej wieży, bez strachu śmiałek z bestią się zmierzy.
Mandras być może głodem przymiera, lecz w długą podróż migiem się zbiera,
Głupiutki Psyduck i flaszka trunku to cała nadzieja księżniczki ratunku.
Szli dolinami, stada Bedrilli, a na wytchnienie nie ma choć chwili,
Mandras rycerskim baśniom zaprzecza, bo ma Psyducka a nie ma miecza,
Pokemon silny nie jest to wcale, lecz przeciwnika rozśmiesza wspaniale.
Podróż się dłuży, wicher wciąż dmie, mijają noce, mijają dnie,
Wtem niespodzianie za siódmą rzeką, świeci się punkcik tak niedaleko,
Czyżbym ja dotarł do swego celu? Śmiałków po drodze poległych wielu.
Tak, to ta wieża jak dąb wysoka, nie sposób od niej oderwać oka,
Bo zbudowana z brylantów cała, smok ją zbudował, magia wspaniała.
A
wydusi.
Ach Kocilinko, daj życia znak, czy cię ratować wiedzieć chcę wszak.
Wnet wychyliła głowę Kocinka, - Ty mnie ratujesz? Taka chudzinka?
Jam do niej
lekiem na chorobę która trawiła lud. Przed sobą widziałem już góry gdzie ów ogród się
znajdował. Mogłem odmówić, ale rycerzowi nie
Już planowałem z księżniczką życie, gdy spokój zmąciło smoka przybycie,
Bestia to straszna, potwór to zły, zatopić w śmiałkach chciałby swe kły.
Księżniczka płacze, bo taki jej los, że kolejny śmiałek straci swój nos,
Mandras ma jednak plan wypasiony, Psyduck jest kluczem do wzięcia żony.
Wy zapytacie jakim to cudem, kaczor rozprawił się z wielkoludem,
Historia w świecie odbiła się echem, bo Psyduck zabił złą bestię śmiechem,
Gdy smok pod wieżą rywala zobaczył, biedak ze śmiechu się rozkaraczył.
A rycerz Mandras, woj niestrudzony, doczekał wreszcie księżniczki-żony.(…)”.
-Niesamowita historia – pomyślał Zoltan.
Przed
zdawało się być uśpione. Kopyta jego konia zaczęły stukać po bruku opuszczonego miasta
niosąc się echem po ulicach. Drzwi domostw były pootwierane a na
połamane wózki z porzuconymi ludzkimi dobrami jakby ludność miasta w pośpiechu przed
czymś uciekała. Odpowiedz uzyskałem szybciej niż się spodziewałem.
-Zawróć wędrowcze! – zawołała do niego postać skryta w cieniu.
-Kim jesteś?! Co się tu stało?! – Zawołałem.
-Nieszczęsnym mieszkańcem miasta. Głupcy ze snu obudzili smoka. Król wezwał
maga aby pomógł. Mag przepędził smoka a król go przepędził jako oszusta. Zatem smok
powrócił. Zabił rycerzy, obalił króla i uwięził w wieży Kocilinkę jego córkę. Wielu
próbowało smoka pokonać żaden się nie ostał. Mag nie chce władzy tylko kary która już
trzeci księżyc trwa. Uwolni nas jak smok odejdzie, tak jego słowa brzmiały. – Po tych
słowach odwrócił się i zniknął w cieniu.
Postanowiłem przyjrzeć się temu bliżej i rzeczywiście znalazłem smoka na
pokeball z Psyduckiem w środku. Tak,
urwisku gdzie stała samotna wieża. Był to Druddigon! Jego czerwono-niebieska łuska lśniła
w słońcu a oczy płonęły gniewem. Rzucił się na mnie bez wahania tnąc powietrze swymi
potężnymi szponami. Uchyliłem się i ciąłem z całej siły lecz moje ostrze jedynie ześlizgnęło
się po jego skórze! Kuta przez Alarskich mistrzów klinga była bezużyteczna. Szybko
spociłem się i skrócił mi się oddech, wiedziałem że przegrywam, że w następnej chwili zada
mi ostateczny cios a moja misja zakończy się porażką. Nie mogłem na to pozwolić i
postanowiłem w akcie rozpaczy skorzystać z urwiska oraz faktu że Druddigon nie potrafi
latać. Wykorzystując wielką siłę smoka cisnąłem go w dół, a za nim poleciała kamienna
lawina spowodowana jego upadkiem. Nim olbrzymie głazy go przygniotły wydał jeden ryk
pełen rozpaczy, po czym zaległa cisza.
-Brawo rycerzu. Pokonałeś smoka, zostałeś bohaterem jak chciałeś. – Odezwała się do
mnie osoba stojąca na granicy placu szczelnie otulona płaszczem.
-Nie dał mi wyboru. Nie chciałem umierać – odpowiedziałem.
-Tak jak i ty mu jej nie dałeś. On też nie chciał ginąć a jedynie odzyskać swój dom. –
Po tych zagadkowych sławach rozpłynął się jakby był
królestwa.
Zanim zareagowałem od strony wieży rozległ się pisk radości i wypadła ze środka
przepiękna kobieta o blond włosach w srebrno-szarej sukni.
-Mój bohaterze! – Krzyknęła zarzucając mi na szyje ramiona i obdarowując solidnym
pocałunkiem. – Zostań moim królem.
Zdjąłem jej ramiona z szyi i dosiadłem konia z zamiarem opuszczenia miasta gdy
wykrzyczała.
-Co ze mną!? Wróć! … – Nieustannie krzyczała kiedy opuszczałem miasto.
Wjechawszy na pobliskie wzgórze po raz ostatni spojrzałem za siebie na puste miasto.
Do dziś wraz z tym spojrzeniem powraca do mnie myśl, czy chcąc dobrze nie zrobiłem źle.